III Zlot Blogosfery Winiarskiej – Pierwsze wrażenia

W Polsce jestem od czasu do czasu. Raczej rzadziej niż częściej, przez co czasami mam wrażenia, że to co robię na tym blogu trafia w otchłań anonimowości (poza pewnymi wyjątkami), dlatego kilka miesięcy temu, kiedy pojawiła się pierwsza informacja, postanowiłem wybrać się na III Zlot Blogosfery Winiarskiej organizowany przez Winicjatywę. Logistycznie okazało się to dość niełatwym zadaniem, lecz mam satysfakcję, że byłem jedynym blogerem, który przybył na to spotkanie zza granicy.
 
Dyskusja panelowa (fot. własna)
Impreza miała miejsce w wytwornych wnętrzach Hotelu Mamaison La Regina w Warszawie. Program był dość napięty i w ostateczności skończyło się na paru mniejszych poślizgach, które mimo wszystko nie miały wpływu odbiór całości. Zaczęliśmy od autoprezentacji i krótkiej prezentacji Wojtka Bońkowskiego o cyferkach. Mój blog pojawił się w pierwszej dziesiątce najczęściej publikujących, co pozytywnie mnie zaskoczyło. W innych statystykach również progres, lecz oczywiście daleko mi jeszcze do czołówki – to jednak są lata ciężkiej pracy. Prezentacja o blogach kulinarnych nie przykuła mojej uwagi, bo choć lubię jeść i gotować – raczej nie szukam przepisów na blogach… Po niej nadeszła pora na jedną z najciekawszych części imprezy – dyskusję panelową nt “Po co nam blogi o winie”? W czasie dyskusji padały ciężkie argumenty, a nawet i gorzkie słowa, zwłaszcza ze strony importerów, lecz uważam ją za bardzo pouczającą. Sporo oberwało się blogerom za to, że nie są wystarczająco social, że ciężko z nimi współpracować… Ja zaś wyniosłem z niej wiele ciekawych uwag, które przełożą się z pewnością na funkcjonowanie tego bloga – zarówno pod względem treści, jak i formy. Mocno dała mi do myślenia uwaga o tym, że nie można być anonimowym – zwłaszcza, jesli chce się rozwijać w tej branży, a nawet na tym zarabiać.
 
Michał Jancik prezentuje nową ofertę Lidla (fot. własna)
Po dyskusji nadszedł czas na obiad, kuluarowe rozmowy i małą sesję zdjęciową. Po przerwie na stolikach pojawiły się kieliszki – znak, że czekała nas degustacja w ciemno. Dla mnie większość z tych win to była zagadka, gdyż poza węgierskimi winami nie pijam zbyt wielu rzeczy – ale obiecuję się poprawić. W większości trafiłem z krajem, nieco gorzej wypadłem ze szczepem i regionem winiarskim, a najgorzej chyba właśnie z ceną. Wszyskie wina okazały się trunkami francuskimi, które pochodzą z najnowszej kolekcji Lidla. Degustację w ciemno wygrał Maciek Gontarz z Viniculture, serdecznie gratulacje z tej strony barykady! Kolejnym punktem programu była prezentacja nowej francuskiej oferty Lidla, w której – w związku z porą roku – mają wina białe, choć znajdziemy też ciekawe wina czerwone w przystępnych cenach.
 
Coś pięknego się nam tu chłodzi… (fot. własna)
Kolejnym punktem były degustacje komentowane – Barolo, Tokaj oraz wina hiszpańskie. Niestety nie zdążyłem się zapisać na Barolo (nie ja jeden…), więc zdecydowałem sie na Tokaj, o czym będzie mowa w innym poście. Dlaczego Tokaj, kiedy praktycznie cały czas piszę o winach węgierskich? Otóż dlatego, że nie jest to moja skala finansowa i rzadko kiedy mogę pozwolić sobie na coś takiego – zwłaszcza wtedy, kiedy pisanie o winie jest dla mnie tylko hobby, dodajmy do tego dość drogim hobby. Dzień zwieńczyliśmy wieczorkiem zapoznawczym, podczas którego zaprezentowałem dwa przywiezione wina – Bock’n Roll 2013 z lotniska okazał się być średnio udany, natomiast Szalai Pince Juhfark 2013 pokazał się z całkiem dobrej strony, zwłaszcza, że mówimy o winie, które w detalu kosztuje około 25 złotych. Podczas wieczorku spijaliśmy pozostałości po degustacjach, także miałem możliwość spróbować Barolo z 1964 roku, które odjęło mi głos. Rozmawialiśmy i degustowaliśmy do późnych godzin nocnych, aż żal było wracać do hotelu. Z mojej strony chciałbym podziękować organizatorom – Winicjatywie i Lidlowi za świetnie przygotowaną imprezę, a każdemu uczestnikowi za obecność i ciekawe dyskusje na tematy winne i nie-winne. Do zobaczenia za rok!
 
A na koniec – ekipa w komplecie (fot. Olaf Kuziemka – powinowaci.pl)

Kressmann Monopole Blanc 2014 – Kolejny trunek z Faktorii Win

Sącze i sącze sobie te trunki z Faktorii Win, jakbym nie mógł. Nie że złe, co to to nie – po prostu mam dużo lokalnych imprez, które zaprzątają moją uwagę, skutecznie odciągając od degustowania zawartości otrzymanych kartonów. Tym razem Kressmann Monopole Sauvignon Blanc z Bordeaux, światowy szczep święcący triumfy, tym razem w swoim ojczystym wydaniu.
 
Francuski styl… (fot. własna)
Charakteryzuje się jasnożółtą barwą, w nosie wyczuwalne nuty grapefruita, trawy, agrestu oraz cytrusów. W ustach cytrusy, grapefruit, agrest, solidna kwasowość, dalej nuty owoców egzotycznych i delikatnie migocząca mineralność. Jest też przyjemna goryczka, nieco nut ziołowych. Na finiszu wyczuwalne nuty zielonego jabłka. Całkiem przyjemne, choć z pewnością nie jest to wino, do któego będą wzdychał gorącymi letnimi wieczorami. Są lepsze, w podobnej, lub niższej cenie. Ocena: ***. Sugerowana cena detaliczna: 34,99 PLN. Źródło wina: nadesłane do degustacji przez Faktorię Win

Na początek tygodnia – Kvaszinger Hatalos Furmint 2013

Często tak mam, że decyzję podejmuję bez większego wahania. Zwłaszcza jeśli chodzi o wina. Na Węgrzech ma się tą dobrą sytuację, że w niemalże każdym sklepie znajdzie się przynajmniej przyzwoite trunki. Dużo tu też małych sklepów, które same sprowadzają wino, dzięki czemu możemy dostać naprawdę wyjątkowe okazy, niedostępne w supermarketach, a tym bardziej za granicą. Taki lokalny patriotyzm… No i większa znajomość rynku. Ja zaś dziś wybrałem się do mojego ulubionego sklepu (a másik bolt) i wybrałem Furminta. Bo na to miałem ochotę i już.Sprzedawca polecił mi Kvaszinger Hatalos-Dűlő Tokaji Furmint 2013. Kupiłem już jedną butelkę od Kvaszingera, ale na słodkie wina to wybitnie trzeba mieć ochotę – zwłaszcza w takim upale – więc leży sobie na półce w spiżarce. 
 
Dobry Furmint nie jest zły… (fot. własna)
Furminta postanowiłem otworzyć natychmiast, ponieważ po hektolitrach Hárslevelű chciałem przypomnieć sobie ten arcytokajski feeling – i nie pomyliłem się. Mamy tu jasnozłoty kolor, w nosie na pierwszym planie pojawiają się nuty wanilii, a dalej suszone owoce, delikatne nuty miodowe, brzoskwinia, trochę cytrusów i mokra skała. W ustach złożone – na pierwszym planie pojawiają się cytrusy, następnie suszone owoce, miód. Dalej mamy wyraźną mineralność, nuty waniliowe oraz delikatnie zaokrąglający to wszystko cukier resztkowy. Na końcu mamy długi i przyjemny finisz. A takie cudo w przyjemnej cenie 2490 HUF (35 PLN). Ocena: ****.