Somló a Gellértben – degustacja win z Somló w budapeszteńskim Hotelu Gellért

To była już kolejna z degustacji, na które czeka się miesiącami. Somló – zaklęta góra, wygasły wulkan, który pobudza wyobraźnie, miejsce, w którym powstają piękne – i jedyne w swoim rodzaju wina. Trudno ją do czegokolwiek porównać – a jeśli już, to w skali Węgier najbliższymi – i jedynymi krewnymi dla Somló są Tokaj i Badacsony. Wszystkie trzy jako wytwór działalności wulkanicznej, jednakże jest zasadnicza różnica, która je dzieli. W Somló nie ma wody. Nie ma ani życiodajnego Bodrogu, który wielce przyczynia się do powstania aszú, nie ma też Balatonu, który mocno wpływa na lokalny mikroklimat Badacsony. Jest tylko góra. Ale jaka!
 
Wujaszek Béla na fasadzie Hotelu (fot. własna)
Punktualnie o godzinie 13 pojawiłem się w budynku Danubius Hotel Gellért, gdzie w jednej z sal czekały stoiska z wystawcami. Prawdę powiedziawszy, spodziewałem się więcej z nich – część nie dojechała, a część dotarła nieco później. Generalnie rzecz biorąc wszyscy się zmieścili, choć czasem pojawiały się kolejki przy stoiskach. Cieszy duży udział małych producentów, których w innym przypadku ciężko byłoby spotkać – większość winnic zajmuje powierzchnię mniejszą, niż 2 ha, i to właśnie od nich pochodzą najciekawsze wina. Pewnym smutnym faktem był brak zaproszenia dla Stefana Spiegelberga – spowodowany brakiem współpracy pomiędzy nim, a organizującym imprezę sklepem Somlói Borok Boltja.
 
Wielkich tłumów nie zaobserwowano (fot, własna)
W przeciągu 7 godzin trwania imprezy udało mi się zdegustować ponad 70 win, w zdecydowanej większości białych, choć pojawiły się 2 czerwone (oba ze szczepu Syrah). Dominował Furmint, Olaszrizling, okręt flagowy Somló, czyli Juhfark, oraz Hárslevelű. Ja zaś dziś przedstawię 5 trunków, które najbardziej mi zapadły w pamięć. Każde z nich na swój sposób inne, każde wyjątkowe. Pierwszym z nich jest Juhfark 2013 z Szalai Pince. Jest to niewielka, bo zaledwie dwuhektarowa winnica, ich wina charakteryzują się niesamowitym stosunkiem jakości do ceny! Co zaś dotyczy się tego Juhfarka, to jest on dla mnie esencją Somló. Barwa jasnozłota, w nosie wyczuwalne nuty maślane, oleiste, nieco cytrusów w tle, w ustach bardzo wyczuwalna mineralność, potężna (ponad 9 g/l!) kwasowość, świetna struktura, wanilia, w tle nuty cytrusów. Spędziło rok w beczce. Świetne. Ocena: ****.
 
Juhfark, czyli gwiazda wieczoru (fot. własna)
Kolejnym wybranym przeze mnie winem jest Olaszrizling 2015 z Tóth Pince. Tutaj mamy do czynienia z naprawdę mikroskopijną produkcją, bo cała powierzchnia winnicy to zaledwie 0,6 ha, na których jest posadzone około 4000 krzewów. Co zaś tyczy się tego wina – jest to jeszcze zaledwie próbka z beczki, wino to zostanie zabutelkowane za około tydzień. Wyróżnia się bladożółtą barwą, w nosie wyczuwalne nuty kwiatowe, banana, cyttusów. W ustach lekkie, łagodne, jednocześnie świeże. Nuty banana ponownie wysuwają się na pierwszy plan, w tle nieco nut miodowych. Przekonujące. Ocena: ****.
 
Bazalt. Bez niego nie byłoby tej imprezy (fot. własna) 
Trzecim winem, które zdecydowanie przekonało mnie do siebie było Csakzsak 2016 od Nagybajusú Jász Laci Pinceje. Jest równie wyjątkowe, co jego twórca, długowąsy László Jász. Jest tu bowiem mowa o winie pomarańczowym – które spędziło 60 dni fermentując “na skórkach”. Stąd też pomarańczowo-miedziana barwa, w nosie wyczuwalne nuty gruszki, pigwy, ale też cytrusy. W ustach wyjątkowo ekstraktywne, o łagodnej, acz wyczuwalnej kwasowości, przyjemnych nutach gruszki oraz suszonych owoców. Długi, przyjemny finisz. Jest to kupaż oparty na Olaszrizlingu i Szürkebarátcie z niewielką domieszką innych szczepów. Do kontemplacji. Ocena: ****.
 
Piękne wina, jeszcze spod ręki wujaszka Béli (fot. własna)
Następnym, przedostatnim już winem, które chciałbym polecić jest Furmint 2007 od Fekete Pince. Do niedawna zawiadywał nią wujaszek Béla, czyli Béla Fekete, który od ponad trzydziestu lat jest pionierem zmian, modernizacji i dążenia do doskonałości na górze Somló. Był on równocześnie gościem honorowym całej imprezy. Jego wino posiada głęboką, złotą barwę, w nosie wyczuwalny jest botrytis, nuty kremowe, miód oraz mango. W ustach burza owoców, mango, ananas, pigwa, potężna kwasowość, w tle nuty wanilii, suszonych owoców. Bardzo wyraźnie podkreślona mineralność. Piękne wino, które pomimo swego wieku wciąż sprawia pijącym wiele radości. Ocena: ****.
 
Bazalt pod każdą postacią. Nawet w formie krzyżówki (fot. własna)
Piątym i ostatnim winem, które chcę polecić  to Bazalt Chill Olaszrizling 2015 z St. Margit Pincészet. Jest to kolejne wino pomarańczowe, lecz tym razem spędziło 3 miesiące “na skórkach”. Za jego powstaniem stał, a jakżeby inaczej – długowąsy László Jász. Piękna, pomarańczowo-miedziana barwa, w nosie złożone – cytrusy, pigwa, a także nuty maślane. W ustach bardzo ekstraktywne, pojawia się łagodna, wynikająca z dużej zawartości polifenoli goryczka, pigwa, nieco nut suszonych owoców oraz cytrusy. To wszystko podkreślone przyjemną, acz nienachalną kwasowością. Hedonizm. Ocena: ****.
 
Do zobaczenia za rok! (fot. własna)
 
Ta degustacja pokazała, że Somló to ziemia wspaniałych możliwości. Powstają tu wina w różnorodnych stylach, od lekkich, bo potężne, ekstraktywne trunki, które będą pięknie dojrzewać przez następne lata. Spytałem jednego z winiarzy, czy nie chciałby powiększyć swojej winnicy, na co ten mi odparł – Koszt jednego hektara w tej okolicy to 20 milionów forintów (ok. 275 tys. PLN). Oznacza to, że ta inwestycja praktycznie nie zwróciłaby się za mojego życia – a innych, gorszych gruntów nie chcę kupować… – W ten sposób można zrozumieć, dlaczego Somló zostanie raczej ziemią mikroproducentów – ale to chyba dobrze, bo nie straci swojego charakteru, którego oprócz wyjątkowej ziemi nadają mu tamtejsi ludzie. I to jest największy, wciąż nie odkryty skarb tej góry.

Plančić Prošek 2010 – Słodycz w skorupce orzecha

Kiedyś, parę lat temu, gdzieś na początku tego bloga wyruszyłem w podróż do słonecznej Chorwacji, gdzie zakupiłem wino o ciekawej nazwie prošek. Choć wymowa wydaje się podobna, nie ma ono nic wspólnego z ani naszym proszkiem (do prania… he he), ani też z prosecco, którego producenci co chwila oburzają się na myśl o chorwackiej nazwie… Prošek jest i istnieje od kilkuset lat, więc nawet Unia Europejska ze swoimi czasem niezbyt mądrymi pomysłami nie da mu rady. Jest to słodkie, białe wino, tworzone metodą passito – suszone na słomianych matach, i częstokroć długo dojrzewające w beczkach. Ich barwa przechodzi od jasnozłotej po ciemnobrązową. Powstaje w całej Dalmacji, charakteryzuje się również dużą zawartością alkoholu.

 
 Zapowiadało się ciekawie… (fot. ze strony producenta)


Plančić Prošek 2010 to wino z wyspy Hvar. Powstaje z autochtonicznych dla tej wyspy szczepów Bogdanuša oraz Parč. Dojrzewało w dębowych beczkach co najmniej 36 miesięcy. Charakteryzuje się ciemnobrązową barwą, w nosie wyraźne nuty orzecha, migdałów oraz rodzynek. W ustach również bardzo wyraźne nuty orzechowe, pomimo wysokiej ilości alkoholu (15,8%) oraz sporego cukru resztkowego (123 g/l) to wino wydaje się względnie lekkie. Nie jest to spowodowane kwasowoscią, gdyż jest ona śladowa i prawie niewyczuwalna, lecz raczej ekstraktywnością, strukturą wina. W tle pojawiają się nuty figi, suszonych owoców, nieco miodu. Oksydacja jest tu wyraźna na każdym kroku – nie każdemu może to się podobać, ale cóż – taki jest styl tego wina. Dość długi finisz, w którym wyróżniają się nuty suszonej śliwki. Ocena: **/***. Cena: 120 HRK (67,50 PLN), butelka półlitrowa. Jest to specyficzne wino, nie każdemu może się podobać taki mocno utleniony trunek, ja sam przyznaję, że jednak wolałbym wydać te same pieniądze na aszú. W Dalmacji zaś lepiej kosztować win wytrawnych – zarówno czerwonych, jak i białych. Więcej informacji na temat tego i innych win produkowanych przez rodzinę Plančić znajdziecie tu.

Heimann Birtokbor 2013 – Spotkania, których jakby nie było…

Pojawiając się na jednej, czy to drugiej imprezie winiarskiej, ma się wrażenie, że spotyka się te same twarze. Światek winiarski w Polsce nie należy do największych, podobnie sytuacja przedstawia się tu, na Węgrzech. Często mam wrażenie, że poza winiarzami, handlarzami, dziennikarzami i blogerami nie pojawia się nikt inny. I tak, widując na kilku imprezach tę samą twarz, siwego, dość krępego i korpulętnego pana z dokładnie przystrzyżoną brodą, zastanawiałem się kim on jest. Oczywiście mam w sobie na tyle kultury, by nie uderzać do człowieka, którego kompletnie nie znam. Tak więc pozostawałem w błogiej nieświadomości, kim jest ów pan – może to winiarz, a może jakiś handlarz? Oczy otworzyła mi dzisiejsza butelka wina, a raczej przygotowanie do tego tekstu – okazało się, że jest to Zoltán Heimann, zarządzający szekszárdską winnicą Heimann Családi Birtok. Skoro właściciela już (co prawda nieświadomie!) poznałem, to warto powiedzieć coś o jego winnicy, która zajmuje 23 hektary na zachód od centrum Szekszárdu. Rodzina zajmuje się winiarstwem od 1758 roku, uprawiają przede wszystkim czerwoną winorośl, choć posiadają także nasadzenia Viogniera. Większość spośród ich win dojrzewa w dużych, dębowych beczkach. Mogą pochwalić się wieloma wyróżnieniami zdobytymi w międzynarodowych konkursach. Z pochodzenia są Szwabami, jak większość winiarzy działających na południu Węgier.
 
Widoki niczego sobie (fot. ze strony producenta)
Heimann Birtokbor 2013, to jak sama nazwa wskazuje (birtok) wino posiadłości. Jest to wybór najlepszych owoców, z najlepszych siedlisk. W jego skład wchodzi Cabernet Franc (moim zdaniem flagowy szczep Szekszárdu), Merlot, Kékfrankos, Syrah. Każdy z nich daje coś od siebie, co sprawia, że wino to jest całkiem przyjemnym towarzyszem mojego wieczoru. Posiada ono ciemnorubinową barwę, z purpurowymi refleksami. W nosie mocno wyczuwalne owoce leśne, przyprawy, czerwona potrzeczka, ale także nuty dymne, nieco skóry, w tle pojawia się także lekka kwiatowość. W ustach dominują aromaty wiśni oraz owoców leśnych, podkreślone solidną, aczkolwiek przyjemną kwasowością. Średnia budowa, niezbyt nachalne taniny, mocno wyczuwalna beczka. Znajdziemy tu także nuty tytoniu, pestki wiśniowej a także nieco wanilii. Długi, przyjemny finisz z nutą wiśni i czerwonego jabłka. Alkohol w ilości 14% stanowi kręgosłup tego wina, nie wybija się na pierwszy plan, w żaden sposób nie przeszkadza w delektowaniu się nim. Moim zdaniem, jest to całkiem przyjemny trunek, choć może gdyby tej beczki było mniej, sprawiłby jeszcze lepsze wrażenie. Cena: 3650 HUF (49,50 PLN). Jak na węgierskie wino to nie tak mało, choć jest warte swej ceny. Ocena: ***/****. Z jakimś mięsiwem sprawdziłoby się doskonale. Ja piję samo, ale też daje radę. Polecam! Więcej informacji nt. powyższego oraz innych win rodziny Heimann tu.
 
Szekszárd poleca się również polskim winofanom! (fot. ze strony producenta)