Somló Éjszakai Pincetúra – Nocna wyprawa na górę Somló.

Dziś nie do końca będzie o winie – choć może inaczej – nie będzie szczegółowych opisów win, bo nie na tym chciałem się skupić. W sobotni wieczór po raz kolejny zorganizowano Somló Éjszakai Pincetúra, wydarzenie, które ma na celu zaprezentowanie jak największej liczby producentów w tym niewielkim regionie winiarskim. My również zdecydowaliśmy się przybyć na ową mityczną górę, zwłaszcza, że państwowa kolej oferowała zniżki na podróż. Dodatkową motywacją było oczywiście zobaczenie tego miejsca na własne oczy, nie tylko przez pryzmat powstałych tam win.
 

 

Charakterystyczna sylwetka (fot. własna)
Przyjechaliśmy dość późno, dlatego też dysponowaliśmy niewielką ilością czasu – udało nam się odwiedzić zaledwie siedem z ponad czterdziestu winnic. Nie skupiłem się zbytnio na notowaniu – większość z win próbowałem kilka miesięcy wcześniej na imprezie w Hotelu Gellért, raczej chodziło o poznanie miejsca i ludzi, którzy tu tworzą. Zaczęliśmy od Szalai Pince, ich Juhfark 2013 wyjątkowo przypadł mi do gustu, ostatnie kilkaset sztuk czeka na nabywców w piwniczce. Podano też młody Irsai Olivér 2015 oraz Juhfark 2015, jak też słodkiego Furminta z późnych zbiorów. Przyzwoite wina, czekam na chwilę, kiedy pojawią się w butelkach.
 

 

Widok na górę z winnicy Szalai (fot. własna)
Ruszyliśmy w stronę Kolonics Pince i Fekete Pince, po drodze zachaczając o Clements Pincészet. W obu winnicach spróbowałem po jednym winie – Juhfarku, obydwa przyzwoite, po czym ruszyliśmy dalej. Dotarłem do Somlói Apatsági Pince – gdzie rozmawiałem i kosztowałem wina przygotowane przez Zoltána Balogha. Winnica ta jest jedną z moich ulubionych – i z pewnością tam wrócę, chociaż raczej nie w trakcie tak wielkiej imprezy. Największe wrażenie zrobił Juhfark 2013 – chciałbym mieć to wino, ale niestety nie ma go już w sprzedaży…
 

 

Zoltán opowiada o swoich winach (fot. własna)
Kolejną odwiedzoną winnicą była Spiegelberg Borpince. I tutaj sporo się działo, oprócz dużej liczby odwiedzających, cały czas grała muzyka i degustowaliśmy wina Stephena. Oczywiście nie mogło zabraknąć dyskusji na tematy okołopiłkarskie, gdyż kilka godzin wcześniej Wegry zremisowały z Islandią. I tutaj kosztowaliśmy Juhfarka, który również tutaj pokazuje swoje piękne oblicze. Później poszliśmy do winnicy “długowąsego Władka” (Nagybajuszú Laci Pinceje), gdzie kosztowaliśmy mocno niestandardowe pomarańczowe wina. Mam nadzieję, że będzie dane mi skosztować więcej jego win, bo z pewnością są one równie intrygujące.
 
A muzyka ciągle gra (mat. własny)
Na sam koniec, w połowie nocy zeszliśmy do Somlói Apátsági Pince, gdzie spotkałem się z Piotrem Wdowiakiem z bloga Z winem do kina, gdzie długo dyskutowaliśmy o winach Zoltána i oprócz kosztowania całej oferty, dostaliśmy do skosztowania coś wyjątkowego – wino z jednego krzewu, który liczy sobie kilkaset lat i nie wiadomo, co to za szczep. Powoli zaczęło robić się widno, zbliżała się też godzina odjazdu naszego pociągu, dlatego też ze smutkiem musieliśmy opuścić Somló, choć wiem, że wkrótce tu wrócimy. A z całej imprezy zapamiętam niesamowitą gościnność, pracowitych winiarzy, i wielu zapaleńców, którzy powodują, że o tutejszych trunkach będzie jeszcze głośno.

Francji ciąg dalszy – Légende Baron Rotschild Rouge Bordeaux 2012

Błąkając się przed odlotem po Okęciu nie sposób było nie wstąpić do jednego z tamtejszych sklepów bezcłowych. A cóż mogło przykuć moją uwagę, jeśli nie wino? Zwłaszcza po tym, jak z ciekawością degustowałem francuskie wina z oferty Lidla, stwierdziłem, że chciałbym zabrać ze sobą trunek z Bordeaux. Mój wybór padł na Légende Baron Rotschild Rouge Bordeaux 2012, jedną z etykiet słynnej wytwórni Château Lafite Rothschild. Jest to kupaż Cabernet Sauvignon i Merlot (w tym roczniku 50%-50%) i dojrzewa przez 9 miesięcy, z czego 40% w dębowych beczkach.
 
Dobre, ale z pewnością nie legendarne… (fot. własna)
 
Wino ma piękną, purpurową barwę. W nosie sporo owocu, jeżyny, dżem wiśniowy, ale i nieco wanili. W ustach na pierwszy plan wysuwają się nuty waniliowe, po nich następuje przyjemna słodycz z ekstraktu, nuty wiśni, aczkolwiek mamy tu też nieco surowe taniny. Wino potrzebuje trochę czasu by się otworzyć. Dalej mamy nieco nut skórzanych, korzennych. Średni finisz z lekkimi nutami czerwonego jabłka. Eleganckie, przyjemne wino, choć w tej cenie (40 PLN za 0,375l) bym go więcej nie kupił. Ocena: ***.

Szlakiem francuskich winnic – Nowa Francja w Lidlu

Lidl nie mógł się lepiej wstrzelić ze swoją francuską ofertą. Trwają przecież Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, rozgrywane na 10 francuskich arenach, więc być może statystyczny Polak do obejrzenia meczu sięgnie i po francuskie wino. Nie przekona ona większości, która sięgnie pewnie po piwo, lecz jakaś nadzieja jest, że Muscadety czy Chablis pojawią się na polskich stołach w trakcie kibicowania reprezentacji. W ofercie pojawiło się 32 wina, w związku ze zbliżającym się latem (co chyba nie dla wszystkich sieci jest takie oczywiste…) mamy zdecydowaną przewagę win białych. I dobrze, bo przeciętny Polak pewnie coś tam słyszał, a może nawet wypił jakiegoś bordosa, ale to przecież nie na nich kończy się winiarska Francja. Oczywiście wina z Bordeaux są (i to w pokaźnej liczbie), lecz nie stanowią one trzonu tej oferty. Ja chciałbym wyróżnić 5 win, które najbardziej mi się spodobały podczas prezentacji.
 
Delikatne, aczkolwiek przyjemne (fot. Lidl)
 
Pierwszym z nich jest  Nicolas Carlin Pouilly-Fumé Les Pierres Blanches 2015. Mamy tu bladożółtą barwę, w nosie lekka mineralność, nuty cytrusowe, kremowe. W ustach lekka, aczkolwiek przyjemna kwasowość, wyraźne nuty cytrusowe, w sumie jest to harmonijne, przyjemne wino. Ocena: ***/****. Cena: 39,99 PLN.
 
Jeśli czyściec ma tak wyglądać, to ja jestem za (fot. Lidl)
 
Kolejnym białym winem, które chętnie mogę polecić było Sas Sieur D’Arques Limoux “La Puragoire” 2013. Posiada jasnozłotą barwę, w nosie jakby mokra skała, wyraźna mineralność, cytrusy, ale też nieco dębu. W ustach wyraźna kwasowość, wanilia, mineralność, nieco nut kawowych. Mnie ten styl bardzo się podoba. Ocena: ***/****. Cena: 29,99 PLN.
 
Przyjemne, choć trochę za drogie (fot. Lidl)
 
Ostatnim z białych win, które zwróciło moją uwagę było Domaine de Oliveira Lecestre Chablis 2014. Bladożółte, w nosie wyczuwalna mineralność, cytrusy, sól morska. W ustach lekkie, acz z wyraźną, rześką kwasowością, delikatnymi nutami cytrusowymi oraz lekką goryczką. Przyjemne, choć być może nieco za drogie. Ocena: ***. Cena 44,99 PLN.
 
Dobre Bordeaux w przystępnej cenie (fot. Lidl)
 
Z win różowych (całe 2 sztuki) nie było niczego ciekawego, więc przechodzę do win czerwonych. Pierwszym wyróżnionym jest Château Gemeillan 2010. Posiada ono piękną, purpurową barwę. W nosie nieco nut skórzanych, dojrzałej wiśni, pieprzu. W ustach sporo garbnika, ale również dość przyjemny owoc, dżem wiśniowy, nuty korzenne, pieprz. Całościowo – bardzo udane wino. Ocena: ***/****. Cena: 37,99 PLN.
 
Piękne, choć jeszcze nieco za młode wino (fot. Lidl)
 
Na deser zostało najdroższe wino całej oferty czyli Château Fombrauge Saint-Émilion Grand Cru Classé 2013. Posiada purpurową barwę, w nosie solidne nuty owoców leśnych, czekolady, tytoniu. W ustach dużo owocu, wiśnia, czereśnia, ale nieułożone jeszcze taniny, lekka surowość. Potrzebuje czasu, za kilka lat pokaże pełnię swoich możliwości. Ocena: ****. Cena: 99,99 PLN. Nie wiem, czy dałbym stówkę, ale mimo wszystko jest to najlepsze wino degutacji. Moim zdaniem nie jest to jakaś wyjątkowa oferta, choć wydaje mi się, że sporo osób znajdzie w niej coś dla siebie. Ja ponownie odkryłem Francję, z czego bardzo się cieszę. Degustowałem na III Zlocie Winicjatywy. Wina zostały udostepnione do degustacji przez Lidla.