Wino a upały – Dzień otwartych piwniczek winnych w Kőszeg

O tej porze roku rzadko podróżuję w zachodnie zakątki Węgier, gdyż nadmiar obowiązków zawodowych mi to praktycznie uniemożliwia. Tym razem jednak znalazłem chwilę, i wybrałem się do Kőszeg, a tam przy okazji trafiłem na dzień otwartych piwniczek winnych w Kőszeg (a dokładniej w malutkiej wiosce Cák). Co ciekawe, była to wyjątkowa sytuacja, gdyż w normalnych warunkach to wydarzenie miałoby miejsce 2 tygodnie wcześniej, ale pogoda pokrzyżowała plany organizatorom. Cóż – nieszczęście jednych bywa szczęściem innych. Tym razem słońce prażyło niemiłosiernie, a wino lało się strumieniami. 
Pomiędzy jedną winnicą a drugą… (fot. własna)

Bardzo spodobała mi się formuła tego wydarzenia – 8 winnic położonych na malowniczym szlaku na przestrzeni 2,5 km, zabytkowe budynki, lokalne specjały i rewelacyjne ceny. Tak, ceny to jest coś, nad czym warto się zatrzymać. Bilet wstępu kosztował 1800 HUF (24 PLN) i obejmował: bezpłatny przejazd w dwie strony z centrum Kőszeg (w dodatku tak skomunikowany, by w porę dotrzeć na dworzec, przed odjazdem pociągu do Szombathely), kieliszek i 16! (tak, szesnaście!) kuponów, uprawniających do degustacji 1 dl wina u producentów (po dwa kupony na producenta). Do tego bezpłatnie zakąski, chleb z twarożkiem lub smalcem, oraz woda lub soda, jak ktoś lubi szprycery. To wszystko za dwadzieścia cztery złote!!! Relacja cena/jakość w kategorii festiwale winiarskie – rewelacyjna. W dodatku jeśli ktoś chciał spróbować więcej, to były możliwości zakupu lub degustacji wina za pieniądze. Ja z tej opcji skorzystałem, kupując dwa wina, które wyróżniały się smakiem.

I ja mu się nie oparłem (fot. własna)

Pierwszym z nich było wino Cabernet Sauvignon z winiarni Frank. Było to pierwsze wino, i by się upewnić, czy rzeczywiście jest tak dobre skosztowałem go raz jeszcze na sam koniec – werdykt został podtrzymany. W ogóle to bardzo mało wiadomo o tym winie, gdyż na etykiecie nie znajdziemy informacji ani o dacie zbioru, ani o alkoholu, jedynie o producencie. Wino o ciemnogranatowej barwie, aromatach owoców leśnych, w ustach solidne, wyraźnie wyczuwalne nuty jeżyn, dojrzałych wiśni, o solidnycj taninach. Cena 1000 HUF (13 PLN) za butelkę nie powinna nikogo odstraszać – o ile je znajdziecie. Ocena: ****. Spróbowałem również białego Pinot Blanc, ale nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. 

A w piwnicy jest się czym ochłodzić (fot. własna)

Druga winnica – i drugie dobre wino: Mándli Borház Cserszegi Fűszeres 2014. W oczach jasne, prawie słomkowe, nos – kwiatowy, nieco muszkatowy – typowa cecha tego szczepu, w ustach nieco słodyczy, owoce cytrusowe, papierówki, nieco nut kwiatowych. Cena 1200 HUF (16 PLN) – w sam raz. Ocena: ***. Idealne na letnie wieczory, ale być może brakuje mu głębi, która uczyniłaby z niego wino wyjątkowe – ale za tą cenę nie ma co się oszukiwać, nie dostaniemy win fenomenalnych.

Bawią się wszyscy, i młodzi i starzy (fot. własna)

Kolejne dwie winnice, czyli Gazsi z Bozsok oraz Stefanich w zasadzie poza położeniem nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, a niektóre ich były wręcz wadliwe (gumowy wąż, przytłaczający alkohol…). Następna winnica, Tóth Pincészet, uraczyła nas poprawnym, lekko wytrawnym Grüner Veltlinerem. Wino przyzwoite, ale stołowe (a więc do kupienia na litry), więc nie podjąłem się głębszej analizy. Natomiast ich wytrawne chardonnay było po prostu słabe.

Sielskie widoki w Cák (fot. własna)

Alasz Pince przywitało nas poprawnym blauburgerem i rose z blaufränkisha, ale tak samo to tylko wina stołowe, nawet nie miałem możliwości obejrzenia etykiety. Ostatnie dwa miejsca – czyli Láng i Kampitsch Pincészet, znajdowały się na drugim końcu trasy i trzeba było przebyć kolejne kilkaset metrów w upale, by do nich dotrzeć. U Lánga próbowałem blauburgera i furminta, obydwa poprawne, w ostatnim kékfrankos rose i czerwonego zweigelta – tym również nie mogę nic zarzucić, ale też nie zapadły mi w pamięci, i nie dlatego, że dużo piłem (bo nie piłem, w takich warunkach człowiek zmuszony jest wypluwać, by nie upić się dwoma kieliszkami). 
Piękne krajobrazy (fot. własna)
Miejscowi narzekali na brak odpowiedniej atmosfery, ale nie mogę się do końca z tym zgodzić, jak dla mnie organizacja przebiegła sprawnie, może poza kwestią sprzedaży biletów, gdyż to faktycznie trwało niemiłosiernie wolno, jednak nadrobiły to wina, rozmowy z poznanymi tam ludźmi i winiarzami – jeden z nich nawet pamiętał, że dwa lata wcześniej byłem u nich na zbiorach :). Jeśli będziecie w tych stronach, zajżyjcie do miejscowych winnic. Nie zawiedziecie się.
Cisza, spokój i wino (fot. własna)

Winiarskie wybory – Rosalia 2015 cz. 2

Niedzielną degustację kontynuuowałem przy stanowisku Katona Borház z Balatonboglár. Winem, które skosztowałem był biały Riesling o dumnie brzmiącej nazwie “Most vagy soha”, to znaczy “Teraz albo nigdy”. Charakteryzuje je złota barwa, w nosie wyczuwalne aromaty trawy, ziół, w ustach dość złożony, wysoka kwasowość, morele, zielone jabłka, dość krótki finisz. Nie jest to wino moich marzeń, ale na ciepłe letnie wieczory jak znalazł. Alkohol: 12,5%. Ocena: ***. Cena: 1000 HUF (13,5 PLN).
Następnie przyszła kolej na rewelację festiwalu, na którą uwagę zwróciłem jeszcze w piątek. To ponadprzeciętne wino rózowe, Pinot Noir 2014 z Borbély Családi Pincészet (region winiarski Badacsony). Oczy: malinowy, nos: jak poprzednio, czyli malina, oraz truskawka, w ustach wyczuwalne nuty truskawek, owoców leśnych, malin, łagodna kwasowość, delikatna słodycz, lekko musujące dzięki nagromadzonemu tam naturalnie dwutlenkowi węgla, krótki, aczkolwiek przyjemny finisz. Takie wina uwielbiam! Bardzo świeże, wręcz idealne do spożycia. Muszę wybrać się na zakupy, gdyż szybko znika z półek. Ocena: *****. Cena: 1850 HUF (25 PLN).

Tak, tak, tak! (fot. www.selection.hu) 
Chciałem także spróbować inne wina z tej winnicy więc następnie skosztowałem wina Tomaj 2014, cuveé złożonego ze szczepów Rozsakő (60%), Welschriesling (30%) oraz Kéknyelű (10%). Wino ciekawe, świeże. Oko: jasnozłoty, bardzo przejrzysty, nos: owoce tropikalne, agrest, usta: pikantne, łagodna kwasowość, owoce tropikalne i zielone jabłko. Krótki finisz. Ocena: ****. Cena: ok. 2300 HUF (31 PLN). Warto, choć za tą cenę są lepsze wina na Węgrzech.
Dyskusja z przedstawicielką winnicy przeciągnęła się na ponad godzinę, a w międzyczasie w mojej ręce pojawił się kolejny kieliszek. Było nim białe wino musujące Bóbita 2014, cuveé Irsai Olivér oraz Welschrieslinga. Jest to wino półwytrawne, z 10 gr cukru resztkowego na litr. Oko: jasnosłomkowy, mocno spienione, nos: aromaty kwiatowe, owocowe, usta: przyjemne, aromatyczne, grapefruit, nuty kwiatowe, zielone jabłka, cytryny – jednym słowem eksplozja smaków i aromatów. Krótki, aczkolwiek przyjemny finisz. Ocena: ****. Cena: ok 2000 HUF (27 PLN).

Ale czemu ten alkohol? (fot. producenta) 
Ze nieukrywanym smutkiem przeniosłem się w kierunku następnego, ostatniego już stoiska okupowanego przez winnicę Koch Borászat z regionu Hajós-Bajai, by spróbować różowego Cabernet Sauvignon 2014. Zawsze mam obawy przed degustowaniem różowych węgierskich Cabernetów, gdyż często spotykam w nich przesadnie wyeksponowany alkohol. Tak było i tym razem. Jednak od początku: oko: jasnoróżowe, zauważalne niewielkie bąbelki. W nosie wyczuwalne: owoce leśne, maliny. Usta: świeże, lekko pikantne, maliny, jeżyny zrównoważona kwasować, no i… ten alkohol. Przytłacza, mimo że to tylko 12,5%. Ocena: **. Cena: 900 HUF (12 PLN).
I tak też zakończyły się Rosalia, festiwal różowych win. Ja moich wyborów w winach różowych dokonałem, wybierzcie i wy! 

Winiarskie wybory na różowo – Rosalia 2015

Nie od dziś wiadomo, że maj jest na Węgrzech miesiącem różowego wina. Dowodem na to są festiwale, ale także różnorakie akcje sieci handlowych. Przyczyny takiego stanu rzeczy należy upatrywać zarówno w pogodzie – coraz cieplejsze dni – kiedy ludzie przestawiają się z win ciężkich na lżejsze – w tym różowe, marketingu – są one bardzo popularne wśród kobiet, które stanowią poważną grupę docelową, oraz w procesie produkcji – który sprawia, że wina te szybko trafiają na rynek, gdyż nie można ich długo przechowywać. Sam nie ukrywam, że lubię je i chętnie spożywam. Lubię ich owocowość, świeżość, która o tej porze roku jest dla mnie największą zaletą.
Rosalia, czyli festiwal win różowych odbywa się co roku w Budapeszcie. To mniejszy krewny Budavári Borfesztivál, czyli festiwalu na zamku. I niejako bardziej skierowany do localsów, gdyż wstęp jest bezpłatny, muzyka bardziej współczesna, lokalizacja z dala od centrum miasta, a i wystawcy w dużej mierze też niekoniecznie z pierwszych stron winiarskich czasopism. W ten weekend pojawiłem się dwa razy, pierwszy raz dla rozrywki (w piątek), a drugi raz wczoraj, z powodów czysto branżowych. Dzięki temu, że pojawiłem się tam wcześnie, miałem możliwość porozmawiania z winarzami i przedstawicielami handlowymi winiarni, dowiedzieć się nieco o technologii produkcji, skali, marketingu i wielu innych interesujących szczegółach. 

Przekraczając bramy raju (fot. własna)

Przejdźmy do win. Spośród 10 spróbowanych i ocenionych win (tych z piątku nie liczę, gdyż nie notowałem, choć znalazłyby się tam wartościowe sztuki) 5 to wina różowe, a kolejne 5 wina białe, z czego 2 to wina musujące. Zacząłem od Lajver Avantgarde 2014 z Szekszárdu. Wino nowoczesne, tak jak wytwórnia z której pochodzi. Oko jasnoróżowe, przejrzyste. W nosie lekko pikantne, wyczuwalny grapefruit, truskawki. W ustach lekko musujący, delikatna kwasowość, owoce tropikalne i krótki, jabłkowy finisz. Ocena: ***. Do nabycia za około 1500 HUF (ok. 20 PLN).
Drugim winem był Kreinbacher Extra Brut z Somló. Wytrawne białe wino musujące, zrobione z furminta (85%) oraz chardonnay (15%). Dla mnie to był jeden z hitów tego festiwalu. Oko: ciemnosłomkowe, zielone refleksy. Nos: wanilia, miód, mango, cytrusy. Usta: mocno spienione, mineralne, wyraźna, solidna kwasowość, nuty mineralne, w tle wanilia, miód – ślad po rocznym pobycie w beczce. Długi jabłkowy finisz. No i ten mistrzowski design. Ocena: ****. Nie mogłem się powstrzymać – kupiłem butelkę. Za 2950 HUF (40 PLN).

Ach te bąbelki (fot. własna)

Miałem okazję także degustować wino z innej, niższej (ale i starszej) linii tego samego producenta, czyli St. Ilona, o nazwie Barát-Szikla (skała przyjaciela) z 2006 roku. Jest to czysty, 100% furmint, o złotym, pełnym kolorze, wyczuwalnych aromatach wanilii, przypraw, charakteryzujący się niezwykłą złożonością i rześkością, jak na swoje dziewięć lat. W ustach wyczuwalna potężna kwasowość, ugładzona beczką, wanila, owoce cytrusowe, jabłko, z długim finiszem. Butelka za 3000 HUF (40 PLN). Ocena: ****.

Kolejne zdegustowane wino to Leányvár 246 od Tamása Dúzsiego z Szekszárdu. Tym razem nie byłem jakos wielce zachwycony. Wino poprawne, ale nie sprawiło mi większej przyjemności. Oko: jasnoróżowe, wpadające w pomarańcz. Nos: truskawki, maliny. Usta, solidna kwasowość, lekkie, łagodne, czerwone jabłko, krótki finisz i trochę zbyt natrętny alkohol (choć jest go tam tylko 12%!)… Ceny nie zapisałem, ale sądząc po cenie kieliszka, wynosi ona ok. 2000 HUF za butelkę (27 PLN). Ocena: **.

Tam też nie było źle (fot. własna)

Dalej pozostając w klimatach Szekszárdzkich, skosztowałem wina Kajmád Szekszárdi Rosé 2014 od producenta Twickel. Jest to kupaż Kékfrankosa i  Merlota. Wino o kolorze malinowym, aromacie porzeczek, owoców leśnych, w tle również cytrusów, w ustach łagodne, wyczuwalna słodycz, delikatne, porzeczki, delikatne taniny, przyjemny finisz. Może nie do szprycerów, ale ogólnie jestem na tak. Ocena: ***. Do nabycia za 1400 HUF (19 PLN) – okazja.

Ciąg dalszy w kolejnej relacji…