Homola Pincészet – Gwiazda Balatonu w trzech odsłonach

Nie trudno zakochać się w Balatonie. Węgierskie morze, jak zwą go miejscowi obfituje w urocze zakątki, góry, winnice, piaszczyste plaże. Stanowi niemalże idealne miejsce do aktywnego i biernego wypoczynku. Aktywnie wypoczywał też biznesmen Szabolcs Homola, kiedy żeglując po Balatonie trafił do niewielkiej, acz uroczej miejscowości Paloznak. Spoglądając na tutejsze, obsadzone winną latoroślą zbocza zdecydował, że sam chce mieć własną winnicę. Marzenie to spełniło się już dwa lata później (2009), kiedy zbierano pierwsze grona. Rok później do ekipy Szabolcsa dołączył Attila Homonna z Erdőbénye, który do dziś odpowiada za powstające tu wino. Obecnie winnice zajmują 15 ha w najlepszych siedliskach Paloznak (Sáfránykert, Hajnóczy dűlő), Tihany (Lapi dűlő), Felsőörs (Kishegy dűlő) i Alsóörs (Gölyemál). Dominuje tu Olaszrizling, ale uprawia się także Rieslinga, Müller-Thurgau, Traminera, Muscat Ottonela, Sauvignon Blanc oraz Chardonnay. Czerwone szczepy znajdują się jedynie na półwyspie Tihany i są to Kékfrankos, Cabernet Franc, Zweigelt, Merlot, Pinot Noir. Wina powstają w dwóch liniach – tańszej 100% (powstające metodą reduktywną lekkie, świeże trunki), oraz droższej Homola, które dojrzewają w dębowych beczkach. Podczas degustacji zaprezentowano 3 wina z linii Homola.

Bardzo dobry, aczkolwiek drogi Olaszrizling. (fot. własna)

 

Pierwszym z nich był Homola Kishegyi Dűlő Olaszrizling 2015. Nie jestem wielkim fanem tego szczepu, zbyt dużo na Węgrzech przemysłowych win postałych z tej odmiany, aczkolwiek w niektórych miejscach udaje się wyjątkowo dobrze (Somló, Badacsony). Tu mamy trunek o jasnozłotej barwie, w nosie wyczuwalne są nuty białych owoców, wanili i miodu, w ustach zaś dominuje świeża, cytrusowa kwasowość. Dalej pojawia się nuta dębowa, wanilia, jest też sporo czystego owocu – zielone jabłko, brzoskwinia, następnie polne kwiaty i migocząca w oddali mineralność. Wszystko to daje bardzo przyzwoite wino, któremu jednak nieco brakuje finezji – nuta dębowa zbytnio przesłania jego owocowość. Ocena: ***.  Homola Sáfránykert Olaszrizling 2015 ma to, czego brakowało poprzednikowi – elegancję. Barwa jasnozłota, w nosie nuty polnych kwiatów, brzoskwini, wanilii. W ustach sporo ciała, trzymane w ryzach przez solidną kwasowość, dla której wyraźne tło stanowi słona mineralność. Dalej mamy nuty polnych kwiatów, dojrzałej brzoskwini, cytrusów oraz wanilii. Dąb jest tu lepiej zintegrowany, owoc świeższy, mineralność wyraźna. Po prostu porządne wino z nad Balatonu. Ocena: ***/****

Najlepszy Kékfrankos znad Balatonu jakiego piłem. (fot. własna)

 

Na koniec w naszych kieliszkach zagościł Homola Kékfrankos 2015. Do niedawna nie byłem fanem i tego szczepu, ale zaczynam się do niego przekonywać. Potrafi dać całkiem złożone wina czerwone i bardzo przyjemne, lekkie róże. Tu mamy do czynienia z tym pierwszym przypadkiem. Posiada ono rubinową barwę, w nosie królują owoce (wiśnia, czereśnia), są też lekkie nuty ziemne i czekolada. W ustach wibrująca, świeża kwasowość, lekkie taniny, sporo owocu (wiśnia, czereśnia, śliwka), średnio ekstraktywne. Jest też delikatna nuta waniliowa, pestkowa goryczka i czekolada. Do mięsa będzie jak znalazł, choć i w pojedynkę sprawi sporą przyjemność. Ocena: ***/****. Owe wina to stanowią bardzo dobry wstęp do poznania północnego brzegu Balatonu i jego winiarskiej różnorodności. Technicznie poprawne, sprawiające dużo przyjemności, mają jednak swoją cenę – która nie należy do najniższych. Najtańsze z nich (Kékfrankos 2015) kosztuje 3500 HUF (48 PLN), za najdroższe zaś (Sáfránykert Olaszrizling 2015) trzeba zapłacić 5500 HUF (75 PLN), co jest sporą sumą. Z drugiej strony płacimy nie tylko za jakość, ale również za zaangażowanie właściciela w obronę miejscowych tradycji i tworzenie miejsc pracy – co jest istotne w epoce niekontrolowanej zabudowy wybrzeża Balatonu.

 

Degustowałem na zaproszenie Gábriela Nyulasiego z organizacji Az ihatóbb Magyarországért.

Ciepło, cieplej, gorąco – Tapada do Marquês Vinho Verde Loureiro 2016

Słupki rtęci na termometrach wskazują ponad 300 C, pora więc sięgnąć po niezawodny portugalski sposób na upały – czyli Vinho Verde. Jest to apelacja dla młodych, świeżych win z północnej części kraju (historyczny region Minho), zarówno białych, różowych jak i czerwonych, choć największą popularnością cieszą się trunki powstałe z jasnych gron. Dwa najbardziej popularne szczepy używane do jego produkcji to Alvarinho oraz Loureiro, choć można spotkać też inne (dopuszczonych jest ponad 30 różnych odmian). Vinho Verde spożywa się za młodu ze względu na jego lekkość, sporą kwasowość i lekkie nasycenie dwutlenkiem węgla, które sprawia, że wino jest niesamowicie świeże. Trunek, po który sięgnąłem powstał w winiarni Caves Campelo z Barcelos powstałej w 1951 roku.

Proste, smaczne i w dobrej cenie. (fot. własna)

 

Tapada do Marquês Vinho Verde Loureiro 2016 to czyste, jednoszczepowe wino o jasnozłotej barwie i wyraźnie zauważalnych, aczkolwiek delikatnych bąbelkach. W nosie wyczuwalne są nuty kwiatowe, cytrusy, marakuja. W ustach dominuje cytrusowa kwasowość, limonka, zielone jabłko, jest też charakterystyczna dla tego typu wina słoność. To wszystko podkreśla delikatne musowanie i śladowy, aczkolwiek wyczuwalny cukier resztkowy. Nie są to szczyty tego gatunku, ale bardzo przyzwoite wino w całkowicie akceptowalnej cenie. Ocena: ***. Cena: 1550 HUF (21 PLN).

 

Źródło wina: zakup własny podczas dni portugalskich w Wielkiej Hali Targowej.

Lato, festiwale i… wino? Kristinus Borbirtok i festiwalowe wina.

Nieuchronnie zbliża się lato, idealna pora wszelkich festiwali – zarówno małych, jak i dużych, gastronomicznych, winiarskich, filmowych, teatralnych, muzycznych, czy choćby folklorystycznych. Na Węgrzech najbardziej znany jest Sziget Fesztivál, który odbywa się rokrocznie w Budapeszcie na Wyspie Hajógyári. Jest to jedna z największych imprez muzycznych w Europie, przyciągająca kilkaset tysięcy widzów i gwiazdy światowej muzyki. Impreza posiada stałych sponsorów oraz partnerów, jednym z nich jest sieć Borháló dostarczająca wina na potrzeby imprezowiczów. W tym roku nawiązała ona współpracę z winiarnią Kristinus Borbirtok, która przygotowała unikatową serię win na festiwal, dostępną na miejscu i w sklepach dystrybutora, którą miałem okazję degustować.

Kristinus Borbirtok to winiarnia znajdująca się na południowo-zachodnim brzegu Balatonu, z siedzibą w miejscowości Kéthely. Została założona w 2005 roku, od 2015 roku CEO jest Austriak Florian Zaruba. Nasadzenia winorośli zajmują 55 ha, główne szczepy to: białe: Irsai Olivér, Sárgamuskotály, Sauvignon Blanc, Riesling, Chardonnay; czerwone: Merlot, Cabernet Franc, Kékfrankos, Zweigelt, Pinot Noir i Cabernet Sauvignon. Powstaje tu kilkanaście rodzajów win, w większości są to dość poprawne, proste wina, powstałe przy użyciu drożdży hodowlanych. Oprócz winiarni, w nowoczesnej siedzibie firmy znajduje się także Vinotel, restauracja oraz sklep.

Najbardziej zaskoczył nierówny poziom win białych. (fot. własna)

 

Podczas imprezy będzie możliwość skosztowania 8 win. Pierwsze trzy stanowi limitowana seria Sziget, pozostałe będą dostępne również poza okresem festiwalu. Kristinus Sziget Fehér, to białe wino, brak jakiejkolwiek informacji nt. szczepów, z których powstało. Bladożółta barwa, w nosie aromaty owoców egzotycznych, cytrusów i trawy, w ustach lekka kwasowość, cytrusy, limonka. Jest to wyraźnie przemysłowy trunek, aczkolwiek w swojej kategorii wypada zupełnie przyzwoicie. Idealny na ciepłe, letnie dni. Ocena: **/***. Podobnie sytuacja ma się z drugim winem – Kristinus Sziget Rosé. Skład nieznany, barwa w kolorze skórki cebuli, w nosie wyczuwalne nuty truskawki i maliny. W ustach tutti-frutti, poziomki, truskawki, maliny, trochę wodniste, ale wszystko ratuje przyzwoita kwasowość. To nie mój styl, ale na pomiędzy jednym a drugim koncertem mało kto będzie zwracał na to uwagę. Ocena: **. Trzeci trunek – Kristinus Sziget Vörös – to nieco poważniejsze wino. Jest to czerwony kupaż z niesprecyzowanych szczepów, o purpurowej barwie, w nosie wyczuwalnych nutach wiśni, śliwki i czekolady. W ustach mamy łagodne taniny, przyjemną, lekką kwasowość, nuty wiśni i czereśni, na finiszu pojawia się pestkowa goryczka. Całkiem przyjemne, poprawne i z całej trójki najmniej techniczne wino. Ocena: **/***.

Dziwne Chardonnay. (fot. własna)

 

Kolejne 5 win to już standardowa oferta producenta, dostępna zarówno w sprzedaży stacjonarnej jak i internetowej. Krisztinus Birtok Fehér 2015 to dość niestandardowy, nawet jak na tutejsze warunki kupaż – w jego skład wchodzi Sauvignon Blanc, Chardonnay, Pinot Gris oraz Sárgamuskotály. Jasnozłota barwa, w nosie nieco zatęchły – dopiero po chwili pojawiają się nuty białych owoców i polnych kwiatów. W ustach mamy kwasowość… i tyle. W śladowych ilościach można wyczuć nuty cytrusów i zielone jabłko, ale tylko przy bardzo dużych chęciach. Wodniste, puste, słabe. Ocena: */**. Najgorsze w całej stawce. Kolejne wino, Kristinus Chardonnay 2015 znacznie przebiło poziomem swojego poprzednika. Kolor jasnozłoty, w nosie dość niestandardowo – nuty zielone, cytrusów, kremowe. W ustach kremowe, jest tu sporo ciała, pojawiają się również nuty owoców egzotycznych, a to wszystko przy solidnej kwasowości. Nie jestem fanem tego typu win, ale muszę przyznać, że jest ono poprawne i daje całkiem sporo przyjemności. Ocena: **/***. Kolejny dziwny kupaż, jaki zaserwował nam producent to Kristinus Irsai Olivér, Sárgamuskotály, Chardonnay 2015. Dlaczego dziwny? Wymieszać dwa, dość mocno aromatyczne szczepy z zazwyczaj powściągliwym Chardonnay… Kwestia gustu. Owa mieszanka okazała się niezbyt udana: o ile do jasnozłotej barwy i dość aromatycznego nosa (białe kwiaty, winogrona, miód) nie mam zastrzeżeń, o tyle to co się działo w ustach już nie przynosi chluby producentowi. Lekka kremowość, niezbyt czyste nuty zielonych owoców, papierówki oraz żrąca wręcz kwasowość sprawia, że mało komu spodobałoby się to wino. Może festiwalowa publika będzie dla niego bardziej łaskawa, zwłaszcza jeśli zostanie podane w formie szprycera. Jedynie o ułamek lepsze od Birtok Fehér. Ocena: */**.

Lekki, przyjemny – aczkolwiek techniczny – róż. (fot. własna)

 

Dwa ostatnie wina powstały z czerwonych gron. Kristinus Rosé 2016 to kupaż Zweigelta, Merlota i Kékfrankosa, o pomarańczowo-różowej barwie, w nosie wyczuwalnych aromatach truskawki, poziomki oraz nutach kremowych. W ustach dominuje owocowość – truskawki, poziomki, maliny, jest też przyzwoita kwasowość i delikatny cukier resztkowy. Wino jest proste, krótkie, aczkolwiek należy uważać na dobrze ukryty alkohol – mamy tu go aż 14%. Ogólnie w swojej kategorii (win technicznych) bardzo przyzwoite. Ocena: **/***. Ostatnim trunkiem, jaki zagościł w naszym kieliszku był Kristinus Birtok Vörös, cuvée powstałe z Zweigelta, Merlota i Cabernet Franc. Mamy tu rubinową barwę, w nosie nuty wiśni, czerwonej porzeczki i lekka pikantność. W ustach sporo owocu – wiśnia, czereśnia, śliwka, łagodne taniny, delikatna kwasowość, nuty korzenne. Przyzwoita koncentracja, sporo ciała, bardzo przyzwoite wino. Ocena: ***. Zdecydowany zwycięzca panelu.

Dwa najlepsze wina panelu. (fot. własna)

 

Czego dowiedziałem się na tej degustacji? Chociażby tego, że Kristinus wciąż jest marką, za którą stoi PR, aniżeli konkretna jakość. Tutejsze wina w większości wypadków są poprawne, ale przesadnie technicznie, przez co przyjemność płynąca z ich odkrywania jest zdecydowanie mniejsza, niż w przypadku win robionych rzemieślniczo. Po drugie – prawdopodobnie dobrze się sprawdzą na festiwalu, gdzie publika nie ma takich wymagań – nie brakuje im świeżości i kwasowości, w formie szprycerów doskonale będą gasić pragnienie. Jeśli chodzi o cenę – poruszamy się w przedziale 20-30 złotych, a za te pieniądze można na Węgrzech dostać ciekawsze trunki.

 

Źródło wina: degustowałem na zaproszenie Gábriela Nyulásiego z organizacji Az ihatóbb Magyarországért.