VinCE Budapest Wine Show – Pierwsze wrażenia z imprezy

W niedzielę wieczór drzwi hotelu Corinthia zamknęły się, goście opuścili sale, a winiarze spakowali butelki i powrócili do swoich winnic. Trzydniowe święto wina, jakim w założeniu jest VinCE Wine Show, zakończyło się, choć wrażenie, jakie odniosłem, niekoniecznie jest pozytywne. Miejsce jak co roku nie budzi większych zarzutów, jest łatwo dostępne, eleganckie, choć w niektórych salach mogłaby lepiej działać klimatyzacja. To jest oczywiście drugorzędna sprawa, poważniejszy problem tkwi w organizacji, formacie imprezy oraz wystawcach.

Roederer przyciągnął komplet publiczności! (fot. własna)

 

VinCE Budapest Wine Show w założeniu miało być największą winiarską imprezą w Europie Środkowo-Wschodniej. I być może jest jedną z największych pod względem ilości wystawców czy chociażby gości, aczkolwiek w tym roku można zauważyć wyraźny spadek odwiedzających – w sobotę było znacznie luźniej, niż chociażby rok temu, kiedy dosłownie nie dało się wbić szpilki. Być może skutecznie odstraszył ich konsekwentny, spory wzrost cen. W tym roku jednodniowa wejściówka na imprezę (piątek, niedziela) kosztowała 14000-16000 HUF (194-221,50 PLN), zaś kursy masterclass 3000-10000 HUF (31,50-138,50 PLN). W porównaniu do zeszłego roku ceny poszły w górę o ponad 15%, co jest dużą zmianą.

Udało się odkryć parę ciekawych win, jak chociażby ten Riesling. (fot. własna)

 

Czy cena jest adekwatna – pozostawiam to waszej ocenie. Jeśli chodzi o format imprezy, jako forum do wymiany znajomości, znalezienia eksportera czy też dystrybutora – może być problematyczny. Poważniejsi wystawcy, chociażby tokajska pierwsza liga nie chce, czy też nie potrzebuje się już promować na VinCE. W zasadzie większość odwiedzających powtarza się co roku, trudno przyciągnąć nowe twarze. Dodatkowo problemy z organizacją, chociażby wstępem na masterclassy dla zaproszonych gości (dziennikarzy, gości sponsorów), wcale nie przysporzą imprezie dobrej prasy. Zwłaszcza, że na niektórych masterclassach (za wyjątkiem Roederera i Torresa) było sporo pustych miejsc.

Tłumów nie było. (fot. własna)

 

Koniec końców, dotarliśmy do wystawców – no i tu pojawia się największy problem. Wiele winnic z renomą nie widzi potrzeby wystawiania się. Zresztą najbardziej medialni winiarze z Villány, tacy jak chociażby Bock czy Gere nie wystawili własnego stanowiska, tylko prezentowali się na stoisku regionu. Dlaczego? Może chodzi również o cenę… Koszt wystawienia to podobno 150-200 tys. HUF (ok. 2000-2800 PLN), w zależności od miejsca i wielkości stoiska, a do tego trzeba doliczyć też koszt podawanych trunków. Winiarniom z dobrym marketingiem i silną pozycją na rynku po prostu się to nie opłaca. Jeśli chodzi o małych wystawców, to tu można wyróżnić dwie grupy.

Jeden z najciekawszych producentów imprezy – Pállfy Pince (fot. własna)

 

W pierwszej są ci, którzy prezentują solidny poziom, produkują przyjemne wina w przyzwoitych cenach. Tu wymieniłbym między innymi winnice Pállfy oraz Káli Kövek z Köveskál (Balaton-felvidék), którzy produkują świeże, lekkie winia z Olaszrizinga i Furminta, Gilvessy oraz Bencze z Szent György-hegy (Badacsony), prezentujący ciekawe wariacje nt. Rieslinga, następnie odkrycie tego roku, czyli Sanzon Tokaj z Erdőbénye, dalej mało znana, ale produkująca lekkie, pijalne wina Gobri Pince z Gyöngyöstarján (Mátra). Druga grupa, to winnice, których bytności na tej imprezie w żaden sposób nie mogę uzasadnić. Trafiło mi się sporo win z wyraźnymi wadami, przesadzonym użyciem beczki, jakby byli tu ściągnięci z łapanki (kilku winiarzy przyznało się, że zgłosili się w ostatniej chwili – w takim wypadku chyba trudno o solidną weryfikację…). Nazwy zachowam dla siebie, choć jestem tym dosyć zniesmaczony. Nie po to płaci się spore pieniądze, by degustować bardzo złe wina.

Żegnaj VinCE! (fot. własna)

 

Nie wiem, czy za rok wrócę na VinCE. Nie podobają mi się zmiany, jakie zachodzą, nie przekonuje mnie lista wystawców, a tym bardziej rosnące ceny. Czy organizatorom uda się odwrócić niekorzystny trend? Mam nadzieję, gdyż jej spadająca ranga byłaby wielką stratą dla całego tutejszego świata winiarskiego. Impreza ta może być oknem wystawowym dla lokalnych producentów, tylko trzeba gruntownie przemyśleć jej organizację, przeprowadzić odpowiednią selekcję, a także zachęcić największe winiarskie gwiazdy, by wróciły na salony hotelu Corinthia.

W imprezie wziąłem udział na koszt własny.

Dzień święty świętuj – Royal Tokaji 5 puttonyos Aszú 2008

Kiedy w 1848 Sándor Petőfi wygłosił swój manifest na schodach Muzeum Narodowego w Peszcie, słodkie tokajskie trunki królowały od ponad stulecia na europejskich i amerykańskich stołach. Były cenione tak bardzo, że Rosjanie utrzymywali w regionie misję handlową, której zadaniem było zapewnienie wystarczającej ilości wina dla carskiej rodziny. Również cesarz austriacki, jak i liczni przedstawiciele arystokracji i szlachty posiadali tu swoje winnice. Rewolucja 1848-49 nie ominęła Tokaju, miało tu miejsce kilka potyczek, które jednak nie wpłynęły na ogólny wynik walki narodowowyzwolneńczej. Na jej cześć 15 marca (dzień wybuchu powstania) jest obchodzony jako święto narodowe. Z tej okazji i ja postanowiłem sięgnąć po aszú – mój wybór padł na Royal Tokaji 5 puttonyos Aszú 2008.

Pijcie Aszú nie tylko od wielkiego święta! (fot. własna)

 

Wino to posiada bursztynową barwę, w nosie wyczuwalne są nuty miodu, brzoskwinii, pigwy, botrytisu. W ustach wyraźna, acz niezbyt przytłaczająca słodycz, świeża, cytrusowa kwasowość, krągłe, oleiste, mamy tu sporo czystego owocu – pigwa, morele, brzoskwinia, mango. Pojawia się też nuta wosku, wanilii. Złożone, aromatyczne, przyjemne aszú, z bardzo dobrego rocznika. Cena: 3500 HUF (48,50 PLN), ocena: ****. Kupione ponad dwa lata temu w Lidlu, prawdopodobnie już niedostępne w sprzedaży detalicznej.

Tesco Finest Riesling 2015 – Mozelski klasyk w świetnej cenie

Supermarkety i znajdujące się tam wina to wdzięczny temat winomanów. I nie mówię tego z ironią, gdyż większość konsumentów robi zakupy nie w specjalistycznych sklepach winiarskich, a właśnie w wielkopowierzchniowych marketach czy też dyskontach. A szczególnie ciekawym tematem są własne linie, takie jak np. Tesco Finest. Kiedyś takie oznaczenia wyraźnie sugerowały, by owe produkty omijać szerokim łukiem, ale widać, że sieci poświęciły sporo czasu i energii, by zmienić ten stan. Dzięki temu widać progres w jakości – i warto sięgać po te produkty. Dziś na tapecie mamy półwytrawne wino Tesco Finest Mosel Riesling 2015 od producenta Zimmerman-Graeff & Müller.

Po etykiecie widać, że mamy do czynienia z niemieckim Rieslingiem (fot. własna)

 

Wino posiada jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalna jest mozelska słoność, nuty grapefruita oraz cytrusów. W ustach mamy rześką, cytrusową kwasowość, którą łagodzi delikatny cukier resztkowy, jest też słona mineralność, grapefruit, cytrusy, nuty owoców egzotycznych. To wszystko ładnie wywarzone, lekkie, eleganckie. Nie są to może wyżyny mozelskich Rieslingów, ale daje ono dobry obraz gatunku oraz regionu z którego pochodzi. Jeśli ktoś planuje zacząć przygodę z niemieckimi winami – to jest to bardzo dobry wybór. Cena: 29,99 PLN. Ocena: ***/****. Źródło wina: zakup własny.