Minęło już wiele dni od czasu, kiedy z moją kobietą wybraliśmy się z Budapesztu w kierunku serca dawnej Monarchii, Wiednia. Wyprawę tę planowaliśmy już kilka miesięcy wcześniej, ale ciężko było zdobyć odpowiednie fundusze na wyjazd. Mimo noclegu załatwionego za darmo poprzez CouchSurfing, i tak wydrenował on nasze porfele 😉
Schönbrünn (fot. własna)
Imperialny Wiedeń powitał nas orkanem, także spacery po mieście były krótkie, gdyż nawet nasze najcieplejsze ubranie nie zapewniało odpowiedniej ochrony przed wiatrem (a wraz z nim, przenikliwym chłodem). Wobec tego, skorzystaliśmy z okazji i skosztowaliśmy miejscowego grzanego wina na jednym z bożonarodzeniowych targów na Stephansplatz. Cena: 3 euro, jakość – jak na grzane wino: OK. Wiedeń o tej porze roku jest pełen turystów spragnionych tego typu atrakcji, więc my musieliśmy raczej uciekać przed tłumem i ściskiem.
Targ bożonarodzeniowy na Karlsplatz (fot. własna)
Celem wyprawy było zwiedzenie miasta, więc wino zajmowało w niej miejsce drugorzędne, co nie oznacza, że zostało zepchnięte na margines. Już pierwszego wieczoru skosztowaliśmy lokalne wina – w dominującej mierze Zweigelty – w swojej kategorii cenowej (ok 4. euro) każde z nich prezentowało się bardzo dobrze. Mimo swojej lekkości świetnie komponowały się z podanym na kolację spaghetti. Jako, że liczyła się atmosfera, nazw producentów nie zanotowałem, co nie zmienia faktu, że austriackie zweigelty z czystym sercem mogę polecić każdemu.
Kärntner Straße (fot. własna)
Następnego dnia wyruszyliśmy na zakupy do Hofera (Aldi – tylko pod austriacką nazwą, gdyż ta niemiecka się Austriakom nie podoba…), gdyż była to sobota, a w niedziele w katolickiej Austrii sklepy są zamknięte. Sklep był dość tani, posiada przyzwoity asortyment win. Jeśli potrzebujecie przyzwoitych i niedrogich win austriackich, to powinien być to wasz cel ;). Ja zakupiłem tam 3 wina: Selection Beerenausleslese, słodkie wino z Burgenlandu od Lensa Mosera, Graf von Kreuzen Grüner Veltliner 2012 z Górnej Austrii oraz Flat Lake Blaufränkisch-Zweigelt 2012, także z Burgenlandu. Wszystkie wina były w kategorii cenowej 4-7 euro. Później zaglądneliśmy do Billi, gdzie zakupiłem kolejnego Veltlinera (Wegenstein) z Górnej Austrii, tym razem za całe 3.49… Co do jakości i smaku to trudno mi się jeszcze wypowiedzieć, gdyż czekają na degustację ;).
Käsekrainer na Kärtner Straße (fot. własna)
Wieczorem udaliśmy się ponownie na spacer, czego efektem było zrobionych kilkadziesiąt zdjęć, oraz żołądki napełnione przepysznym wiedeńskim specjałem – Käsekrainer – czyli kiełbasą z serem. Bardzo chciałem spróbować coś lokalnego, bo jak poznać kraj – nie próbując jego kuchni i trunków? Kiełbasa fantastycznie rozpływa się w ustach, jest to ekstatyczne doznanie gastronomiczne – polecam każdemu! Za jedyne 3 euro – prawda, że warto? 🙂
Nasz gospodarz – Stefan w A bar shabu (fot. własna)
Wieczorem wybraliśmy się z naszym wspaniałym gospodarzem Stefanem do A bar shabu. To miejsce to ciekawy rodzaj baru, można tam spróbować mnóstwa rodzajów win, likerów, piw oraz oczywiście jedzenia. Na początku wypiliśmy z Anikó po kieliszku Grüner Veltinera. Zamówiliśmy różne specjały austriackie (sery, wędliny, surówki) oraz kolejne wino – które poleciła nam jedna z barmanek. Był to również Grüner Veltiner od Leo Uibela, najdroższe wino w trakcie całej naszej podróży – i bez skrępowania można powiedzieć – najlepsze. Wspaniały aromat owoców cytrusowych, mango, agrestu i lekki, przyjemny smak – to wino to produkt z górnej półki. Wytrzymało konfrontację z wędlinami i serami, nie stłamsiła go surówka. To był główny bohater wieczoru. Następnego dnia musieliśmy wracać, ale cudowny obraz miasta Habsburgów zaparł nam dech w piersiach. I już nie możemy się doczekać kolejnej wizyty.
Wino wyjazdu – Uibel Grüner Veltliner Weinviertel DAC (fot. własna)