Podróż do źródeł tokaju – część czwarta – Balassa Bor

Końcowym przystankiem styczniowej wyprawy po Pogórzu Tokajskim była stolica regionu – miasteczko Tokaj. To właśnie tam, w przytulnych wnętrzach restauracji LaBor spotkaliśmy się z Istvánem Balassą, jednym z najbardziej utalentowanych tokajskich winiarzy ostatniego dwudziestolecia. Jest to prawdziwy człowiek orkiestra – oprócz prowadzenia własnego gospodarstwa odpowiada też za nadzór upraw w państwowym kombinacie Grand Tokaj, dzięki czemu ma doskonały wgląd w bogactwo tutejszego terroir.

István Balassa – tytan pracy. (fot. Olaf Kuziemka)

Jego przygoda z winiarstwem zaczęła się w 1999 roku. Przez lata pracował u wielu znanych winiarzy, zbierając niezbędne doświadczenie, które zaprocentowało, gdy w 2005 roku założył własną winiarnię. Po dziś dzień nie doczekała się ona stałego centrum, zaś István powiada, że jego biurem i salą degustacyjną są skały na szczycie winnicy Szent Tamás. Z roku na rok należący do niej areał cały czas się powiększał, osiągając 14 hektarów w tak znanych stanowiskach jak Betsek, Szent Tamás, Nyúlászó czy Mézes-Mály. Powstaje z nich rocznie około 20-25 tysięcy butelek wina.

Soczysty, nieco pikantny furmint z siedliska Kakas. (fot. Olaf Kuziemka)

A o nich można pisać dużo, i to tylko w samych superlatywach – są one po prostu świetne. Pierwsze z nich Balassa Furmint 2018 to kupaż z różnych siedlisk (Betsek, Hangács, Dorgó, Szent Tamás), pachnący brzoskwiniami, gruszkami, wanilią oraz przyprawami korzennymi. Usta bogate, krągłe, z soczystą owocowością (brzoskwinia, nektarynka, pigwa, gruszka) oraz słoną mineralnością. Wysoka kwasowość doskonale równoważona jest przez niewielką ilość cukru resztkowego (ocena: ***/****). Jednosiedliskowy Balassa Kakas Furmint 2018 to już nieco wyższa klasa i emocje: fantastyczna, kremowa faktura, nuty wanilii, brzoskwini, moreli oraz białego pieprzu, wspaniała kwasowość i mineralna słoność towarzyszą nam od początku, aż po sam finisz (ocena: ****).

Szent Tamás Furmint – klasyka gatunku. (fot. Olaf Kuziemka)

Balassa Mézes-Mály Furmint Villő 2018 to kolejna selekcja z pojedynczej parceli. Pachnie dymem, wanilią, mokrą skałą i przyprawami korzennymi. Niesamowicie skoncentrowane, o wysokiej kwasowości, wyraźnej nucie brzoskwini oraz świeżo zmielonego, białego pieprzu, choć i tu pierwsze skrzypce gra słona, dymna mineralność (ocena: ****). Nieco inne, mniej surowe, a za to bardziej eleganckie jest kolejne wino – Balassa Szent Tamás Furmint 2018. Sporo tu soczystych nut owocowych (brzoskwinia, morela, mango, cytryna, grapefruit), znajdziemy tu również kremową teksturę, solidną kwasowość i wyraźną nutę mineralną (ocena: ****).

Dekada za nim, a wciąż jest w wielkiej formie! (fot. Olaf Kuziemka)

Niezwykle pouczający był natomiast Balassa Nyúlászó Furmint 2010 – dojrzały furmint w świetnej formie to wciąż jest niezwykła rzadkość. Od młodszych win rózni go nie tylko znacznie ciemniejsza barwa, ale także zupełnie inny profil aromatów i smaków – znajdziemy tu suszone owoce, petrol, miód, nuty dymne, mokre skały, prażone orzechy, świetną kwasowości i sporo ekstraktu. Niesamowite wrażenie, biorąc pod uwagę, że do tej pory zaledwie kilka razy trafiło mi się pić jednoodmianowe, wytrawne wino z tej odmiany liczące sobie tyle lat i będące w takiej formie. Chapeau bas! (ocena: ****).

Archetyp bogatego, słodkiego szamorodni. (fot. Olaf Kuziemka)

Bezsprzecznie genialne są natomiast tutejsze słodycze. Balassa Betsek Kvarc Szamorodni 2017 to jeden z przedstawicieli z trylogii z winnicy Betsek. Znajdziemy tu potężną koncentrację, soczystą owocowość spod znaku moreli, brzoskwini i pigwy, nuty miodu, wanilii oraz kremową teksturę, potężną (ponad 200 g/l cukru) słodycz świetnie równoważy wysoka kwasowość. Archetyp bogatego, słodkiego szamorodni (ocena: ****/*****). Jakże inne jest Balassa Bomboly Szamorodni 2017. Ten sam rocznik, ta sama technologia, dwa różne siedliska, a efektem są dwa zupełnie różne wina. Wyraźną dominantę stanowią tu owoce tropikalne: ananas, mango, marakuja, cytryna oraz grapefruit, zaś tło dla nich stanowi obłędna słodycz i chrupka, żwawa kwasowość. Znajdziemy tu również wyraźną nutę mineralną, zaś całość stanowi niemalże idealną kompozycję (ocena: *****).

Tropikalne owoce, orgia smaków – to jest to! (fot. Olaf Kuziemka)

Zagadką po dziś dzień pozostawało dla mnie, jak tak świetne wina nie potrafiły znaleźć sobie miejsca na polskim rynku. Argumenty cenowe do mnie nie przemawiają – owszem, to nie są najtańsze butelki, ale na tym poziomie jakości jest to zdecydowanie najtańszy producent. Na szczęście wróbelki ćwierkają, że ten stan rzeczy ma się zmienić, a wina Istvána Balassy pojawią się w ofercie jednego z importerów. Mocno trzymam kciuki za ten plan, gdyż z roku na rok winiarz udowadnia, że w Tokaju dzieją się rzeczy magiczne.

W degustacji brałem udział na zaproszenie Istvána Balassy.

Podobne wpisy