Bitwa Olaszrizlingów – część pierwsza

Olaszrizling, graševina, welschriesling, laški rizling, ryzlink vlašský, riesling italico – znana pod wieloma nazwami odmiana jest prawdziwym dzieckiem Mitteleuropy. Znajdziemy ją m.in. we Włoszech, Chorwacji, Słowenii, Serbii, Czechach, Rumunii, Słowacji, Czechach, oraz oczywiście na Węgrzech, gdzie do niedawna była najpopularniejszym białym szczepem. Uprawia się ją tam na 6000 ha, a jest obecna w niemlaże każdym regionie winiarskim (za wyjątkiem Tokaju), choć największe znaczenie ma nad Balatonem, zwłaszcza w okręgach Badacsony, Balaton-felvidék oraz Balatonfüred-Csopak.

Krajobraz przed bitwą. (fot. Gábor Vető)

Olaszrizling jest dość uniwersalną odmianą. Dobrze udaje się na ubogich, piaszczystych glebach, jak i kamienistych podłożach pochodzenia wulkanicznego. Potrafi dać wina o wysokiej kwasowości, mocno ekstraktywne, w sprzyjających warunkach zaś ulega botrytyzacji, przyczyniając się do powstania wspaniałych, słodkich nektarów, które są w stanie przetrwać dziesięciolecia, choć nierzadko jest też prostym, codziennym trunkiem, pozbawionym głębszych niuansów. By się przekonać, jakie jest oblicze węgierskich wariacji nt. tej odmiany wziąłem udział w degustacji organizowanej przez portal Borsmenta i Edit Szabó w przytulnych wnętrzach winoteki Boriroda, a relację z pierwszej (10 butelek) części znajdziecie poniżej.

Solidna ekipa w trakcie degustacji. (fot. Gábor Vető)

Jako pierwszy do kieliszków trafił Molnár és Fia Abasári Olaszrizling 2018 z Mátry. W nosie znajdziemy tu czyste aromaty cytrusów, mięty, ziół, akacji, gdzieniegdzie pojawia się też miód. W ustach sporo ciała, ładnie zarysowują się typowe dla odmiany nuty migdałów, cytrusów, brzoskwini i gruszek, jest również przyzwoita kwasowość i delikatna, prawdopodobnie odalkoholowa słodycz. Solidny wstęp! Ocena: ***. Cena: 990 HUF (13 PLN). Druga butelka, czyli Gellavilla Olaszrizling 2018 pochodzi z północnego brzegu Balatonu, a dokładniej regionu Balatonfüred-Csopak.  Aromaty są tu nieco mniej intensywne niż u poprzednika, choć bez problemu odkryjemy tu nuty cytrusów, białego pieprzu, grapefruita. W ustach nieco mniej kuszące, a to przez dziwną maślano-kukurydzianą kombinację smakową, choć trzeba przyznać, że jest tu też niezła kwasowość, owocowość spod znaków cytrusów i agrestu oraz delikatna goryczka. Można, ale po co? Ocena: **/***. Cena: 2090 HUF (27 PLN).

Dobry start. (fot. Gábor Vető)

Absolutnym rozczarowaniem i negatywnym zaskoczeniem (gdyż znam i doceniam tego producenta) było dla mnie natomiast trzecie wino, czyli Káli Balázs Öregtőkék Olaszrizling 2018 z regionu Balaton-felvidék. Dość wątły nos (aromaty migdałów, gruszki, suszonych owoców) nie zapowiada katastrofy, jaka spotyka nas po zapoznaniu się ze smakiem. A ten jest niestety bezlitosny – wyraźnie niedojrzała, zielona kwasowość, goryczka, brak ciała, jednym słowem… pustka. Nawet szczątkowe aromaty cytrusów i migdałów nie kompensują nietrafionego (bo wydaje mi się, że to jest powód) momentu zbiorów. Ocena: *. Cena: 2600 HUF (34 PLN). Na szczęście z odsieczą do kieliszków trafiło Havas & Timár Olaszrizling 2018 z Egeru. Nos dość niestandardowy, z aromatami prażonej kawy, suszonych owoców, miodu, brzoskwini), usta bogate, z nutami kandyzowanych i suszonych owoców, kompotu z brzoskwini, dalej pojawiają się morele, migdały oraz wanilia, a wszystko to wsparte na solidnej kwasowości i doprawione szczyptą słonej mineralności. Przyzwoicie zrobione, polecane wino. Ocena: ***. Cena: 2400 HUF (31 PLN).

Solidny olaszrizling znad Balatonu. (fot. Gábor Vető)

Następna butelka to już kolejny, wcześniejszy rocznik. Dobosi Nivegy-Völgy Olaszrizling Hegybor 2017 jest pierwszym w zestawieniu wino z certyfikowanych upraw ekologicznych. Znajdziemy w nim typowe dla odmiany aromaty cytrusów, ziół, mamy tu również kremowość oraz delikatną pikantność. W ustach pierwsze skrzypce gra świetna kwasowość, tworząc solidne ramy dla cytrusowej owocowości, nut migdałów oraz lekko zaznaczonej, słonej mineralności. Dobrze oddaje charakter odmiany. Ocena: ***. Cena: 2450 HUF (32 PLN). Drugie z win tej winiarni – Dobosi Háromszög Olaszrizling 2017 jeszcze lepsze wrażenie. Nos bogaty jest w aromaty brzoskwini, cytryny, grapefruita, nie brakuje tu również nut gruszki, pigwy oraz jabłka. W ustach zrównoważone, z ładną kwasowością, soczystą owocowością (cytryna, grapefruit, zielone jabłko) oraz lekką, migdałową goryczką. Jedyna cecha, jakiej mu brakuje to długość. Ocena: ***. Cena: 3000 HUF (39 PLN).

Mátra w natarciu. (fot. Gábor Vető)

Jednym z największych (pozytywnych) zaskoczeń degustacji był Dubicz Superior Olaszrizling 2017 z Mátry. Wyraźnie wyczujemy wpływ późnych zbiorów, nos aż buzuje od aromatów suszonych owoców, miodu, brzoskwini, swoją obecność zaznacza także beczka, pod postacią dymu i kawy, choć jest też niewielka lotna kwasowość. W ustach gęste, skoncentrowane, z wyraźnym cukrem resztkowym, nutami suszonych brzoskwini, moreli, fig, masła, wsparte solidną kwasowością, oraz delikatną migdałową goryczką. Nieoczywiste, ale piękne wino. Ocena: ***/****. Cena: 3990 HUF (51,50 PLN). Zupełnym jego przeciwieństwem jest Villa Tolnay Czobáncz Panoráma Olaszrizling 2017 pochodzący z regionu Badacsony. Nos dość powściągliwy, z nutami drożdży, trawy, cytrusów i ziół, w ustach zaś mocno techniczny, chemiczny posmak, z wyraźnym cukrem resztkowym, zieloną, gryzącą kwasowością i śladową nutą migdałów. Absolutnie nie przypomina win z tej odmiany. Katastrofa, zwłaszcza w tym przedziale cenowym. Ocena: */**. Cena: 5950 HUF (77 PLN).

Soczyste, dojrzałe wino z Egeru. (fot. Gábor Vető)

Przedostatnia butelka kryła Jásdi Lőczedombi Olaszrizling 2017 z Balatonfüred-Csopak. W nosie z początku zamknięte, dopiero po chwili otwiera się i ujawnia aromaty cytrusów, moreli i brzoskwini, oraz lekką ziołowość. Pojawia się także delikatna nuta lotnej kwasowości i suszu owocowego. W ustach soczyste, ładnie zbalansowane, z ładną kwasowością i delikatną, migdałową goryczką, nie brak tu dobrego owocu pod postacią zielonego jabłka, brzoskwini i cytrusów. Solidny średniak, choć trochę za drogi jak na te emocje. Ocena: ***. Cena: 4750 HUF (61,50 PLN). Na najlepsze trzeba było jednak czekać na koniec –pierwszą część degustacji wieńczyło Varsányi Grand Selection Olaszrizling 2015 z regionu winiarskiego Eger (a dokładniej miejscowości Verpelét). Pachnie ono grapefruitem, cytryną, ananasem, brzoskwinią oraz polnymi ziołami i białym pieprzem, usta zaś kuszą nutą ziołowo-herbacianą, wspartą cytrusami i migdałami. Jest też solidna kwasowość, lekka pikantność, oraz słona mineralnść. Krągłe, eleganckie, a do tego w najlepszej relacji cena/jakość! Ocena: ***/****. Cena: 1470 HUF (19 PLN).

A do wina podano pyszny chleb. (fot. Gábor Vető)

Jak widać – rozstrzał jakościowy jest dość duży, a cena niekoniecznie odzwieciedla poziom win. Widać jednak pewną prawidłowość – odmiana ta docenia dłuższy czas dojrzewania, i bardzo dobrze czuje się również w nieco chłodniejszych, wyżej położonych terenach (Mátra, Eger). Jednak więcej wniosków znajdziecie w kolejnym wpisie, w którym pojawi się recenzja kolejnych 10 butelek.

Źródło win: nadesłane przez producentów do degustacji prasowej.

Káli Balázs Öregtökék Olaszrizling 2016 – Letnie orzeźwienie w niskiej cenie

Jedną z rzeczy, za którą lubię wino, to nieskończona możliwość zaskakiwania smakiem i aromatem. Otóż do niedawna nie byłem fanem olaszrizlinga, mając go za potworka z czasów słusznie minionych, jednak zaskakiwany raz po raz coraz lepszymi wariacjami na jego temat znacznie chętniej sięgam po trunki powstałe z tego szczepu. Jeśli do tego dochodzi nieznane mi nazwisko producenta i ciekawa etykieta – tym chętniej sięgam po portfel. Tak też było pewnego popołudnia w sieci sklepów Bortársaság, która znana jest z wynajdywania i promowania małych, ambitnych winiarzy. W moje ręce wpadła butelka od Balázsa Káli, skromnego producenta z Szentbékkálla położonej w regionie winiarskim Balaton-felvidék. Okolica ta, znana jako węgierska Toskania, znana jest z wspaniałych, orzeźwiających win powstałych na podłożu wulkanicznym. Ów winarz gospodaruje na 6,5 ha w 5 stanowiskach, uprawiając 3 szczepy: olaszrizlinga, chardonnay i traminera.

Prosta, aczkolwiek wymowna etykieta. (fot. własna)

 

Öregtökék Olaszrizling 2016 to jak sama nazwa wskazuje wino ze starych, pięćdziesięcioletnich krzewów z niewielkiej, półtorahektarowej parceli. Dojrzewało przez miesiąc na osadzie, a następne trzy spędziło w dużej, 2000 litrowej beczce. Barwa jasnozielona, klarowna, w nosie nuty mineralne, polne kwiaty, brzoskwinia i melon. W ustach mamy zielone jabłko, cytrusy, delikatnie wyczuwalny miód akacjowy, wyraźną, świeżą kwasowość, mineralność, a także typowe dla szczepu nuty polnych ziół i migdałów. Finisz średnio długi z delikatną goryczką. Lekkie, odświeżające wino na lato, z ciekawą etykietą i w dobrej cenie (1990 HUF, czyli 28 PLN). Czysta przyjemność, plus dodatkowa satysfakcja, że wspieramy małego, nieznanego jeszcze producenta. Ocena: ***/****.

 

Źródło wina: zakup własny w sklepie sieci Bortársaság.

VinCE Budapest Wine Show – Pierwsze wrażenia z imprezy

W niedzielę wieczór drzwi hotelu Corinthia zamknęły się, goście opuścili sale, a winiarze spakowali butelki i powrócili do swoich winnic. Trzydniowe święto wina, jakim w założeniu jest VinCE Wine Show, zakończyło się, choć wrażenie, jakie odniosłem, niekoniecznie jest pozytywne. Miejsce jak co roku nie budzi większych zarzutów, jest łatwo dostępne, eleganckie, choć w niektórych salach mogłaby lepiej działać klimatyzacja. To jest oczywiście drugorzędna sprawa, poważniejszy problem tkwi w organizacji, formacie imprezy oraz wystawcach.

Roederer przyciągnął komplet publiczności! (fot. własna)

 

VinCE Budapest Wine Show w założeniu miało być największą winiarską imprezą w Europie Środkowo-Wschodniej. I być może jest jedną z największych pod względem ilości wystawców czy chociażby gości, aczkolwiek w tym roku można zauważyć wyraźny spadek odwiedzających – w sobotę było znacznie luźniej, niż chociażby rok temu, kiedy dosłownie nie dało się wbić szpilki. Być może skutecznie odstraszył ich konsekwentny, spory wzrost cen. W tym roku jednodniowa wejściówka na imprezę (piątek, niedziela) kosztowała 14000-16000 HUF (194-221,50 PLN), zaś kursy masterclass 3000-10000 HUF (31,50-138,50 PLN). W porównaniu do zeszłego roku ceny poszły w górę o ponad 15%, co jest dużą zmianą.

Udało się odkryć parę ciekawych win, jak chociażby ten Riesling. (fot. własna)

 

Czy cena jest adekwatna – pozostawiam to waszej ocenie. Jeśli chodzi o format imprezy, jako forum do wymiany znajomości, znalezienia eksportera czy też dystrybutora – może być problematyczny. Poważniejsi wystawcy, chociażby tokajska pierwsza liga nie chce, czy też nie potrzebuje się już promować na VinCE. W zasadzie większość odwiedzających powtarza się co roku, trudno przyciągnąć nowe twarze. Dodatkowo problemy z organizacją, chociażby wstępem na masterclassy dla zaproszonych gości (dziennikarzy, gości sponsorów), wcale nie przysporzą imprezie dobrej prasy. Zwłaszcza, że na niektórych masterclassach (za wyjątkiem Roederera i Torresa) było sporo pustych miejsc.

Tłumów nie było. (fot. własna)

 

Koniec końców, dotarliśmy do wystawców – no i tu pojawia się największy problem. Wiele winnic z renomą nie widzi potrzeby wystawiania się. Zresztą najbardziej medialni winiarze z Villány, tacy jak chociażby Bock czy Gere nie wystawili własnego stanowiska, tylko prezentowali się na stoisku regionu. Dlaczego? Może chodzi również o cenę… Koszt wystawienia to podobno 150-200 tys. HUF (ok. 2000-2800 PLN), w zależności od miejsca i wielkości stoiska, a do tego trzeba doliczyć też koszt podawanych trunków. Winiarniom z dobrym marketingiem i silną pozycją na rynku po prostu się to nie opłaca. Jeśli chodzi o małych wystawców, to tu można wyróżnić dwie grupy.

Jeden z najciekawszych producentów imprezy – Pállfy Pince (fot. własna)

 

W pierwszej są ci, którzy prezentują solidny poziom, produkują przyjemne wina w przyzwoitych cenach. Tu wymieniłbym między innymi winnice Pállfy oraz Káli Kövek z Köveskál (Balaton-felvidék), którzy produkują świeże, lekkie winia z Olaszrizinga i Furminta, Gilvessy oraz Bencze z Szent György-hegy (Badacsony), prezentujący ciekawe wariacje nt. Rieslinga, następnie odkrycie tego roku, czyli Sanzon Tokaj z Erdőbénye, dalej mało znana, ale produkująca lekkie, pijalne wina Gobri Pince z Gyöngyöstarján (Mátra). Druga grupa, to winnice, których bytności na tej imprezie w żaden sposób nie mogę uzasadnić. Trafiło mi się sporo win z wyraźnymi wadami, przesadzonym użyciem beczki, jakby byli tu ściągnięci z łapanki (kilku winiarzy przyznało się, że zgłosili się w ostatniej chwili – w takim wypadku chyba trudno o solidną weryfikację…). Nazwy zachowam dla siebie, choć jestem tym dosyć zniesmaczony. Nie po to płaci się spore pieniądze, by degustować bardzo złe wina.

Żegnaj VinCE! (fot. własna)

 

Nie wiem, czy za rok wrócę na VinCE. Nie podobają mi się zmiany, jakie zachodzą, nie przekonuje mnie lista wystawców, a tym bardziej rosnące ceny. Czy organizatorom uda się odwrócić niekorzystny trend? Mam nadzieję, gdyż jej spadająca ranga byłaby wielką stratą dla całego tutejszego świata winiarskiego. Impreza ta może być oknem wystawowym dla lokalnych producentów, tylko trzeba gruntownie przemyśleć jej organizację, przeprowadzić odpowiednią selekcję, a także zachęcić największe winiarskie gwiazdy, by wróciły na salony hotelu Corinthia.

W imprezie wziąłem udział na koszt własny.