Mindszent Havi Mulatság – jesienna zabawa w cieniu zbiorów

Festiwali u Węgrów co niemiara. W zasadzie każda wieś ma swoją zabawę, która cieszy się mniejszą lub większą popularnością. Szczególne miejsce mają tu imprezy związane z winem, zwłaszcza odbywające się późnym latem i wczesną jesienią. Większa część z nich ma charakter ludyczny, skupiony głównie na swobodnej konsumpcji przy budkach ustawionych na głównej ulicy miejscowości, w tłumie ludzi i przy akompaniamencie muzyki na żywo, nie brak jednak ambitnych wydarzeń, mających na celu promocję lokalnych napojów i gastronomii w bardziej kameralnych warunkach. Do właśnie takich festiwali zalicza się odbywający się w Bodrogkisfalud i Bodrogkeresztúr Mindszent Havi Mulatság (Zabawa w miesiącu Wszystkich Świętych, tł. własne). Te dwie, niemalże zrośnięte (dzieli je tylko ulica) wsie są domem kilku świetnych producentów win tokajskich.

Skrócony program festiwalu (mat. organizatorów)

W tym roku impreza obchodzi dziesiątą rocznicę i w związku z tym odwiedzających czeka wyjątkowo ciekawy program. Szczególną rolę (oprócz wina) znalazło się w niej dla gastronomii. Będzie więc między innymi produkcja 40-kilowego sera typu comte (będzie dojrzewał przez rok, do kolejnej edycji festiwalu), degustacja fantastycznych syropów i powideł z małej, domowej manufaktury Csicsörke, pairing win i serów pod przewodnictwem Gabrielli Mészáros, czy też masterclass z aszú i wspaniałymi ciastami Réki Nagy-Nádhazi. Oprócz nich przy każdej winiarni będą punkty gastronomiczne, w których będzie się można posilić ciepłymi i zimnymi lokalnymi przekąskami. Nie zabraknie koncertów, zwłaszcza jazzowych i rockowych, zaś najmłodsi będą mogli aktywnie spędzić czas w specjalnie przygotowanych punktach dla dzieci.

Nie samym winem żyje człowiek… (fot. własna)

Najważniejsze jest jednak wino i to ono jak zwykle jest głównym elementem festiwalu. Degustacje połączone ze zwiedzaniem winiarni czekają na gości w winiarniach Patricius, Füleky, Tokaj Nobilis, Dereszla, Henye, Hangavári i Bodrog Borműhely. Dodatkowo na podwórzu domu gościnnego Kisfalucska będzie można spróbować win od Bott Pince, Szélkiáltó Pincészet, Lajosa Takácsa oraz Kikelet, zaś obok ośrodka wypoczynkowego Betlehem na gości będą czekać przedstawiciele Babits Pincészet i Rozgonyi Pincészet. Szczególnie ciekawie zapowiada wspólna degustacja win naturalnych od Atilli Orsolyáka i Lajosa Takácsa. W piątkowy wieczór dla gości festiwalu w winotece Henye odbędzie się pokaz filmu Folyékony Arany (Płynne Złoto, tł. własne) prezentującego działalność trzech wybitnych tokajskich winiarzy: Istvána Szepsyego, Andrása Bacsó oraz László Alkonyego.

Jeden z najlepszych adresów w Bodrogkeresztúr! (fot. własna)

A po które butelki sięgnąć podczas festiwalu? Dzięki zaproszeniu organizatorów w ramach dwudniowego study touru udało mi się spróbować kilkudziesią win, zaś spośród nich wybrałem kilka wartych zarekomendowania. Zdecydowanie polecam tutejsze musiaki – moim osobistym faworytem jest Patricius Brut 2015, świetny kupaż furminta, hárslevelű i sárga muskotály, pachnący skórką chleba, mokrą skałą i cytrusami, ze świetną kwasowością, nutami białych owoców i słoną nutą mineralną (ocena: ****), choć warto również sięgnąć po butelki od Tokaj Nobilis czy Kikelet Pince.

Winiarnia Füleky czeka na gości! (fot. własna)

Spośród wytrawnych furmintów absolutnym hitem jest Furmint Barakonyi 2017, o aromatach brzoskwinii, moreli, polnych kwiatów i wanili, w ustach kuszący soczystą owocowością, ładną kwasowością, lekko zaznaczoną nutą mineralną (ocena: ****). Fani hárslevelű również nie poczują się zawiedzeni – czeka na nich wspaniałe Hárslevelű Kassai 2018 od Stephanie Berecz, bogate w aromaty lipy, miodu, jabłka i herbaty, w ustach zaś krągłe, eleganckie, z żwawą kwasowością i szczyptą mineralności (ocena: ****). Spośród win naturalnych/ekologicznych warto zwrócić uwagę na Patricius Green Furmint 2017 o przyjemnych nutach zielonego jabłka, gruszki i solidnej, cytrusowej kwasowości (ocena: ***/****).

Nie zapomnijcie o świetnych winach musujących! (fot. własna)

Równie mocno prezentuje się reprezentacja tutejszych słodyczy. Lekkie, przyjemne Tokaj Nobilis Kövérszőlő 2018 pachnie ananasem, cytrusami, miodem, w ustach zaś słodycz doskonale równoważona jest solidną kwasowością, nie brak też soczystej owocowości (ocena: ***/****). Nieco poważniejsze jest natomiast Bott Szamorodni Édes Selection 2017, zebrane z gron z siedliska Csontos. Mamy tu obłędne zapachy spod znaku brzoskwini, moreli i pigwy, wsparte nutami kwiatowymi i miodu, w ustach gęste, skoncentrowane, o potężnej słodyczy, świetnej, cytrusowej kwasowości i niesamowicie długim finiszu (ocena: ****/*****).

Ani o wspaniałych aszú! (fot. własna)

Spośród kilkunastu aszú w pamięć zapadły mi dwa. W Chateau Dereszla Tokaji Aszú 5 puttonyos 2013 znadziemy aromaty moreli, brzoskwini, miodu oraz botrytisu,  w ustach zaś pierwsze skrzypce grają nuty suszonych owoców, miodu, jest też świetnie zintegrowana słodycz i niezwykle żywa kwasowość, zaś w tle migocze wulkanicza, tokajska mineralność (ocena: ****/*****). Niesamowicie harmonijne i zbalansowane jest Patricius Tokaji Aszú 5 puttonyos 2013, pachnące morelą, brzoskwinią, pigwą, miodem i wanilią, w ustach zaś pociągające nieprzesadną słodyczą i chrupką, świeżą kwasowością oraz bogactwem nut owocowych i mineralnych (ocena: ****/*****).

Do zobaczenia! (fot. własna)

Festiwal Mindszent Havi Mulatság odbędzie się 27 i 28 września w Bodrogkisfalud i Bodrogkeresztúr. Wstęp na imprezę jest bezpłatny, poszczególne degustacje odbywają się na koszt własny uczestników. Udział w masterclassach możliwy jest po uprzedniej rejestracji. Pomiędzy poszczególnymi punktami imprezy będzie kursował darmowy autobus. Więcej informacji nt. imprezy znajdziecie tu. Do zobaczenia na miejscu!

 

Tokajskie babie lato, część II. – Bott Pince

Słońce powoli znika za stokami Pogórza Zemplińskiego. Porośnięte winną latoroślą zbocza mienią się feerią barw, od ciemnej zieleni, poprzez żółć, aż po czerwień i jasny brąz. Jesień w Tokaju potrafi być piękna. Siedzimy na werandzie dawnej tłoczni i sączymy sfermentowany sok tej ziemi. Jest z nami Judit Bodó, która nas zabrała do tego magicznego świata. W oddali widać zabudowania Bodrogkisfalud i Olaszliszki, ale są na tyle daleko, by nie zakłócać ciszy tego miejsca. To w niej dostojnie wybrzmiewają słowa winiarki o tym, jak przebyła długą drogę z małej słowackiej wioski, by dziś  tworzyć jedne z najciekawszych, najbardziej poszukiwanych win w regionie.

Winnica Csontos w jesiennych barwach. (fot. własna)

 

A historia zaczęła się w Dunajskiej Stredzie w 1977, gdzie na świat przyszła Judit Bott. Jej rodzina nie miała zbyt wiele wspólnego z winiarstwem, za wyjątkiem dziadka, który – jak spora część mieszkańców tamtych terenów – robił własne (aczkolwiek kiepskiej jakości) wino. On też utyskiwał na fakt, że ma tylko wnuczki, przez co rodowe nazwisko zniknie. Po ukończeniu szkoły średniej w Šamorínie Judit postanowiła kontynuować swoją edukację na Węgrzech, a następnie trafiła do Południowego Tyrolu, gdzie pracowała w dwóch winiarniach. Kiedy tamtejsi właściciele postanowili zainwestować w Tokaju, to naturalną koleją rzeczy trafiła do nowo powstającej winiarni Füleky. Za nią podążył jej przyszły mąż – József Bodó, który również podjął pracę u tego producenta. W 2006 roku założyli rodzinną winiarnię, nazwaną od panieńskiego nazwiska Judit. Początkowe 0,4 ha rozrosło się w ciągu kilkunastu lat do obecnych 7 ha w 6 stanowiskach: Csontos, Előhegy, Határi, Kulcsár, Palánkos oraz Teleki. W 2015 roku zakupili budynek tłoczni, który własnymi środkami wyremontowali – a gdzie tej pory tam mają się odbywać wszystkie degustacje i inne imprezy.

Nasza przewodniczka w swoim żywiole… (fot. własna)

 

Kiedy próbujemy zbotrytyzowanych gron z winnicy Csontos Judit opowiada o tym, jak niedawno zaprosiła tu grupę uczniów ze szkoły z Bodrogkisfalud, by przekonali się jak wygląda praca winiarzy. Jest bardzo zaangażowana w życie lokalnej społeczności, co wzbudza spory szacunek, biorąc pod uwagę fakt, że oprócz zarządzaniem rodzinną winiarnią, przeprowadzaniem degustacji i marketingu, jest także żoną i matką trójki chłopców w wieku szkolnym. Zresztą w trakcie rozmowy co jakiś czas sięga po telefon, by sprawdzić, gdzie akurat znajduje się jeden z potomków. Po obejrzeniu krzewów zjeżdżamy do budynku tłoczni, wyciągamy stół, krzesła, na który trafiają wina z lodówki. Choć nie widać słupów elektrycznych, to jest prąd – gromadzony z energii słonecznej. Do kolejny dowód na to, jak wielkie znaczenie dla państwa Bodó ma samowystarczalność – zarówno w skali mikro, jak i całego świata.

Dawny budynek tłoczni. (fot. własna)

 

A cóż trafia do kieliszków? Jako pierwsze próbujemy Bott Előhegy Furmint 2017. Judit żałuje, że nie ma starszych win do zaprezentowania, ale po prostu wyprzedają się szybko, a rodzina nie robi zapasów. Pieniądze są potrzebne – w ostatnich latach zakup i remont tłoczni pochłoneły sporą część wolnych środków. Jak prezentuje się samo wino? W nosie wyczuwalne są aromaty żółtego jabłka, brzoskwini, polnych kwiatów i mineralność, w ustach na pierwszym planie zaznacza się nuta cytrusów, dalej pojawia się gruszka i zielone jabłko oraz – co niezwykłe – jest tu całkiem sporo tanin, a całość opiera się na solidnej kwasowości i lekko zaznaczonej mineralności. Sporo tu ekstraktu, sporo ciała, ale wino potrzebuje jeszcze czasu, by pokazać pełnie swego potencjału (ocena: ****).

Elegancki, klasyczny furmint. (fot. własna)

 

Drugie z kolei – Bott Teleki Hárslevelű-Furmint 2017 pochodzi z pierwszej parceli Judit, którą zakupili wraz z mężem w prezencie ślubnym. Więcej tu rasowej owocowości, w nosie dominują aromaty brzoskwini, nektarynek, zielonego jabłka, polnych kwiatów i wanilii, w ustach mamy kontynuację – wyczujemy tu nuty brzoskwini, gruszki, zielonego jabłka, jest też świetna, cytrusowa kwasowość, słona mineralność i delikatny cukier resztkowy, który umiejętnie podkreśla soczystość owocu i sprawia, że wino to jest niesamowicie pijalne (ocena: ****/*****). Następne wino, czyli Bott Palánkos Furmint 2017 jest nieco mniej aromatyczne, więcej w nim surowej, mineralnej elegancji. W nosie na pierwszym planie jest właśnie mineralność w formie zapachu mokrych kamieni, dalej pojawia się nieco owocu w formie wanilii, a także trochę aromatów ziołowych. W ustach mamy sporo ciała, nuty jabłka, brzoskwini i mięty, cytrusową kwasowość, słoną mineralność, lekką pikantność oraz delikatną goryczkę na finiszu. Przyjemne, solidne i czyste – jak zresztą każde z win Judit (ocena: ****).

Spora dawka smacznego owocu. (fot. własna)

 

Bott Kulcsár Hárslevelű 2017 pochodzi ze stanowiska o podłożu riolitowym. W nosie mamy sporo aromatów owocowych: brzoskwini, gruszki, zielonego jabłka, oraz typowych dla odmiany nut polnych kwiatów i miodu, oraz wanili. W ustach zdecydowanie dominuje soczyste zielone jabłko, znajdziemy tu również brzoskwinie i gruszkę, jest też świetna kwasowość, słona mineralność, kremowość oraz delikatna nuta wanilii. Finisz długi, z nutą zielonego jabłka. Świetnie zbalansowane, harmonijne, wielowarstwowe wino. (ocena: ****/*****). Bott Határi Hárslevelű-Furmint 2017 oferuje nieco inną stylistykę – w nosie mamy wyraźne nuty mineralne, polnych ziół, mięty oraz zielonego jabłka, w ustach ciut więcej owocowości pod postacią brzoskwinii, gruszki, opartych o cytrusową kwasowość i słoną, krzemową wręcz mineralność, a na finiszu zaznacza się migdałowa goryczka (ocena: ****). Ostatnie z wytrawnych win – Bott Csontos Furmint 2017 charakteryzuje się aromatami gruszki, zielonego jabłka oraz cytrusów, w ustach na pierwszym planie mamy świeżą, cytrusową kwasowość, sporo nut owocowych: gruszki, jabłek, brzoskwinii i moreli, a także wyraźnie zaznaczoną mineralność i taniny. Na długim finiszu dominuje nuta gruszki (ocena: ****/*****).

Hárslevelű z wielkim potencjałem. (fot. własna)

 

Spróbowaliśmy również dwóch słodkich win – jednego z późnych zbiorów, oraz drugiego – aszú.  Bott Bott-rytis 2016 to kupaż furminta, hárslevelű i sárgamuskotály z gron zebranych w winnicy Csontos. W nosie wyczuwalne są aromaty moreli, brzoskwinii, winogron, nektarynek, podobnie jest w ustach, gdzie również mamy sporo nut moreli, brzoskinii, gruszki, dalej pojawia się miód i nuta mirabelek, sporo tu słodyczy (niecałe 105 g/l), dla której przeciwwagę stanowi przyjemna, cytrusowa kwasowość. Wyjątkowo pijalne, przyjemne słodkie wino z późnych zbiorów (ocena: ****/*****). Jedyny minus – malutka (0,375 l) butelka. Ostatnie wino, czyli Bott Tokaji Aszú 2013 również trafiło do szkła o małej pojemności, które, choć wygląda efektywnie, wciąż jest o ¼ mniejsze od normalnych, półlitrowych butelek. Tu w nosie wyczuwalne są morele, brzoskwinie, botrytis, miód lipowy, umami, prażone orzechy, zaś w ustach na pierwszym planie dominuje potężna, miodowa słodycz (243,9 g/l cukru reszktowego), sporo jest też nut moreli, pigwy, brzoskwini, dalej pojawia się propolis i wosk, a także delikatnie zaznaczona mineralność. Jedyne na co utyskiwałem to trochę zbyt niska kwasowość (7,5 g/l), która nie balansuje dostatecznie słodyczy, przez co wino wydaje się nieco ociężałe, za co zresztą dostałem burę od Judit, która gotowa jest bronić każdej swojej butelki, niczym matka swoich dzieci… Pomimo tego małego niedostatku to aszú jest nieskończenie długie, krągłe i po prostu wspaniałe (ocena: ****/*****).

Wspaniałe, nieszablonowe aszú. (fot. własna)

 

Choć Judit nie mówi o filozofii, to samowystarczalny styl życia, ekologia, zrównoważony wzrost i lokalna społeczność to pojęcia, które są jej wyjątkowo bliskie. Bardzo ważną rolę widzi w edukacji i osobistym doświadczaniu wrażeń – dlatego właśnie do winnicy zaprasza dzieci z lokalnej szkoły, by wzięły udział w zbiorach, tu, w budynku tłoczni organizuje degustacje, by pozwolić ludziom zbliżyć się do natury. Bierze udział w licznych przedsięwzięciach charytatywnych i zbiórkach funduszy dla lokalnej społeczności. Chce sprawić, by miejsce, w którym żyją stało się lepsze, by ludzie nie musieli wyjeżdżać z regionu, bo jest w nim potencjał dla każdego – w tym jej własnych dzieci. A jej wina tylko udowadniają, jak bardzo ma w tym wszystkim rację.

Wina, dla których warto wracać. (fot. własna)

 

W degustacji brałem udział na zaproszenie Judit Bodó.

Tokajskie babie lato, część I. – Hangavári Pincészet

Jest takie miejsce w tokajskim regionie winiarskim, o którym mało się pisze i mało się słyszy, a tutejsze wina znane są jedynie grupce wtajemniczonych – sprzedaje się je tylko w winiarni. Strategia dość nieoczywista, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy marketing szeptany ustąpił w dużej mierze precyzyjnie wycelowanym i solidnie opłacanym kampaniom medialnym. Ale nie tylko to różni od innych Hangavári Pincészet, średniej wielkości rodzinną winiarnię z Bodrogkisfalud, prowadzona przez Anitę Magyar i jej matkę Katalin Hudácskóné Magyar. Historia tego miejsca zaczęła się w 1975 roku, kiedy János Hudácskó wraz z małżonką zakupili pierwszą parcelę i założyli Hudácskó Pincészet. Przez pierwsze lata zgodnie z zasadami gospodarki planowej musiano sprzedawać większość gron państwowemu kombinatowi, aczkolwiek udawało się zachować niewielką ilość na własne potrzeby, z których oczywiście powstawało wino.

Szukajcie tej tablicy. (fot. własna)

 

Zmiana ustroju i prywatyzacja państwowych gruntów miała zbawienny wpływ na rozwój winiarni. W 1990 roku rozpoczęto budowę budynków, korzystając wyłącznie z własnych środków. Choć proces ten trwał latami, to po dziś dzień rodzina jest dumna z faktu, że potrafiła zrealizować swój plan bez zewnętrznego finansowania i związanych z nim kompromisów. W międzyczasie powiększano obszar nasadzeń poprzez dokupowanie kolejnych działek. Dzięki temu dziś powierzchnia upraw wynosi 18 ha w 6 stanowiskach – Lapis, Somos, Várhegy, Sátor,  Agyag oraz  Alsó-Bea. Po śmierci ojca w 2014 roku pieczę nad powstawaniem win przejęła jego córka – Anita Magyar, która wprowadziła trochę świeżości i nowoczesności w rodzinnym przedsiębiorstwie.

Piwnice pełne wina. (fot. własna)

 

Anita zabrała nas do przepięknej piwniczki, której wnętrza kryją kilkadzięsiąt beczek oraz tysiące butelek wina, których najstarsze pochodzą jeszcze z końca lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Setki aszú, szamorodnich, maślaczy i fordításów mienią się złotą barwą na piękne podświetlonych półkach, tworząc mistyczną wręcz atmosferę – czuć, że trafiliśmy do świątyni wina. A dlaczego można je nabyć tylko na miejscu? Anita chce, żeby konsument zadał sobie trud odkrycia miejsca z którego pochodzi, bo wtedy będzie w stanie je zrozumieć i docenić. Przyznaję, że takie podejście ma głębszy sens, choć stanowi również wyzwanie – trzeba włożyć sporo wysiłku w budowanie i utrzymanie relacji międzyludzkich – by klienci chętniej i częściej wracali, kupując tutejsze wina.

Tokajskie skarby. (fot. własna)

 

Na szczęście z relacjami międzyludzkimi, empatią i gościnnością nie ma tu problemu – Anita zaprosiła nas do sali degustacyjnej, w której czekały już kieliszki. Po kilku winach pojawił się także pyszny, świeży chleb – wypiekany przez matkę Anity. Degustację zaczęliśmy od Hangavari Lapis Furmint 2018 – świeży, lekki, z dominującymi nutami cytrusów, zielonego jabłka, z solidną dawką kwasowości oraz delikatnie zaznaczoną mineralnością (ocena: ***/****). Następnie spróbowaliśmy tegoroczne wino bazowe do musiaka z parceli Várhegy, wciąż mętne, niefiltrowane, z wyraźnymi aromatami grapefruita, cytrusów i papai – już dziś pokazuje potencjał, ciekawe jak się rozwinie po drugiej fermentacji. Hangavári Hárslevelű Száraz 2017 pochodzi w większości z gron zebranych ze stanowiska Lapis, mamy tu sporo nut polnych ziół, brzoskwinii, cytrusów oraz gruszki, lekką pikantność i solidną dawkę kwasowości – czym sprawia dużo przyjemności, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jest to podstawowe wino producenta (ocena: ***/****).

Klasyczny, owocowy muszkat. (fot. własna)

 

Kolejne wino, czyli Hangavári Sárgamuskotály Száraz 2017 to bomba aromatyczna – mamy tu typowe nuty muszkata, róży, gruszki, polnych kwiatów, lekką kwasowość i delikatną słodycz, co z pewnością spodoba się fanom gatunku (ocena: ***/****). Na nieco wyższy poziom wznosi się Hangavári Furmint Lapis 2017 – dominują tu nuty dojrzałych brzoskwini, gruszek, żółtych jabłek, wyraźnie wyczuwalny jest też wpływ beczki (wanilia) oraz terroir (słona mineralność), a to wszystko świetnie współgra z kremowością i świeżą kwasowością (ocena: ****). Hangavári Száraz Szamorodni 2013 jest bogate w nuty moreli, brzoskwinii, mirabelek, suszonych śliwek, a także miodu, wanili, o świetnej kwasowości i wyraźnej taniczności, z obłędnie długim, owocowym finiszem (ocena: ****). Dekadę starsze Hudácskó Száraz Szamorodni 2003 to już zupełnie inna bajka – charakteryzują je nuty prażonych migdałów, suszonej śliwki, tostu oraz beczki, przy solidnej kwasowości i lekko zaznaczonym cukrem resztkowym (ocena: ***). Rząd win wytrawnych zakończyliśmy Hangavári Furmint Dongó 2013. Mamy tu solidną porcję suszonych śliwek, pikantności, nut beczkowych, słonej mineralności i potężnej, cytrusowej kwasowości – przez co dla wielu może być trudne w odbiorze, ale mnie ono się podoba (ocena: ***/****).

Wytrawny, elegancki furmint z siedliska Lapis. (fot. własna)

 

To był tylko wstęp do bogatej oferty słodkości, których w piwnicy Anity nie brakuje. Hangavári Hárslevelű Félédes 2017 kusi aromatami miodu, moreli, mirabelek, polnych kwiatów, w ustach zaś dominują kandyzowane owoce, a całość posiada świetną równowagę pomiędzy kwasowością i słodyczą. Jedyną rzeczą, która przeszkadza jest nieco wystający alkohol (ocena: ****). Przykładem wymierającej tradycji jest Hudácskó Máslás 2007 – powstałe z zalania osadu po aszú winem wytrawnym. Posiada ono nuty suszonych owoców, miodu, rodzynek, moreli, jest też delikatna słodycz oraz nieprzesadnie wysoka kwasowość, da się wyczuć, że najlepsze lata za nim, ale wciąż trzyma się całkiem dobrze (ocena: ***/****). Ten etap degustacji zamknęło Hangavári Hárslevelű Késői Szüret 2013 o wyraźnych nutach miodu, moreli, brzoskwinii, polnych kwiatów oraz botrytisu, z solidną, acz dobrze zintegrowaną dawką słodyczy i świetną kwasowością, sprawiających, że jest ono niesamowicie pijalne (ocena: ****).

Fordítás, czyli wino z wytłoków po aszú. (fot. własna)

 

Kolejne wino, czyli Hangavári Szamorodni Édes 2013 jest bogate w nudy owocowe: moreli, brzoskwinii, pigwy, mirabelek, a także miodu, botrytisu, z ładną strukturą, z solidną dawką cukru resztkowego i średnią kwasowością – co z resztą nie jest niczym nadzwyczajnym w przypadku tegoż rocznika (ocena: ****). Ciekawiej robi się w przypadku Hangavári Fordítás 2013 – mniej tu świeżych nut owocowych, za to więcej propolisu, wosku, rodzynek, suszonych śliwek, spora słodycz i świetna kwasowość, a na finiszu pojawia się także lekka goryczka. Ekscytujące, skoncentrowane, długie wino (ocena: ****). Płynnie przeszliśmy do kolejnej butelki, która kryła w sobie Hudácskó 5 puttonyos Tokaji Aszú 2006. Wino to zachwyca nutami wosku, suszonych owoców, moreli, brzoskwinii, karmelu, doskonale zintegrowanej słodyczy i potężnej, wibrującej wręcz kwasowości, z lekką nutą mineralną w tle oraz długim finiszem z nutą mirabelek – jest po prostu świetne (ocena: ****/*****).

Wspaniałe, dojrzałe aszú. (fot. własna)

 

Najwięcej działo się jednak na samym końcu, kiedy na stole pojawiły się trzy ostatnie butelki. Hudácsko 6 puttonyos Tokaji Aszú 2007 to dzieło wręcz genialne, mamy tu bujne aromaty cytrusów, miodu, kandyzowanych moreli, mirabelek i pigwy, w ustach ta sama bomba owocowa, wsparta nutami karmelu, skórki pomarańczy, o świetnej koncentracji, potężnej, acz doskonale wtopionej słodyczy i kwasowości, która w normalnym wypadku przyprawiłaby o ból szkliwa – ale nie tu. Po prostu mistrzostwo (ocena: *****). Przy nim osiem lat starsza Hudácskó Tokaji Aszúeszencia to przystojny staruszek, z wyraźnymi nutami karmelu, tytoniu, suszonych owoców, rodzynek oraz orzechów włoskich, o świetnej równowadze między olbrzymią dawką cukru resztkowego, a ostrą jak brzytwa kwasowością i długim, miodowym finiszu. Choć czasu już nie oszuka, to wciąż potrafi (i jeszcze długo będzie mogła) sprawić dużo przyjemności (ocena: ****/*****). Jednak to wszystko zbladło kiedy do kieliszka trafiło Hangavári Tokaji Eszencia 2013. Jest to dotyk absolutu, pokaz winiarskich fajerwerków, aria nut owocowych, ze szczególną dominacją tercetu moreli, brzoskwini oraz pigwy, wspartej nutami kandyzowanych skórek pomarańczy, karmelu, propolisu. Mamy tu potężną koncentrację, olbrzymią wręcz dawkę słodyczy (390 g/l cukru resztkowego), piękną kwasowość i sprawiający wrażenie niekończącego się finisz z nutami mirabelek. Zdecydowanie najlepsze wino całej tokajskiej wyprawy (ocena: *****).

Płynne złoto. (fot. własna)

 

Muszę przyznać – opuszczałem winiarnię Hangavári oczarowany. Nie mogę jednakże zrozumieć, dlaczego tak wspaniałe miejsce wciąż pozostaje nieznanym punktem na winiarskiej mapie regionu. Może to ze względu na bezkompromisowe i nieortodoksyjne podejście właścicieli do kwestii dystrybucji wina, a może ze względu na brak agresywnego marketingu? Trzeba zadać sobie trochę trudu, wsiąść w auto, ruszyć za południową granicę, by odnaleźć perełkę ukrytą w niepozornej uliczce małej węgierskiej wioski. I choć wymaga to czasu i samozaparcia – tutejsze wina wynagradzają to wszystko z nawiązką.

Anita Magyar i jej wspaniałe wina. (fot. własna)

 

W degustacji brałem udział na zaproszenie Anity Magyar.