Odkrywając zapomniane winnice Fruškiej Gory

Drugi dzień mojego pobytu w Wojwodinie spędziłem podróżując przez winnice Sremu. Historia tego, położonego na zboczach Fruškiej Gory regionu od co najmniej siedemnastu stuleci jest związana nierozerwalnie z winną latoroślą i winem z niej powstającym. Za jej początek uznaje się panowanie Marka Aureliusza Probusa, rzymskiego cesarza pochodzącego z Sirmium (dziś Sremska Mitrovica), który zdecydował o obsadzeniu tutejszych wzgórz winoroślą. I choć przez setki lat ziemie te zmieniały swą przynależność polityczną, uprawy nie zniknęły stąd nigdy. Największy rozkwit miał miejsce za panowania węgierskiego w XV i XVI wieku, kiedy sremskie wino trafiało na stoły dworów całej Europy. I choć w czasie osmańskiej okupacji jego sława przeminęła, to w ostatnich dwóch stuleciach powoli odbudowuje swoją dawną pozycję. Świadkiem jego historii są liczne piwnice w centrum Sremskich Karlovic, które niegdyś wypełniał szlachetny trunek.

Niegdyś w piwnicach tego budynku dojrzewało wino. (fot. własna)

Pierwszym przystankiem na trasie podrózy była działająca w tym mieście Vinarija Vinum. To niewielkie (10 ha w dwóch parcelach), rodzinne gospodarstwo produkuje ok. 30 tysięcy butelek rocznie. Uprawia się tu chardonnay, frankovkę, gewürztraminera, graševinę, muscat lunel, pinot noir oraz sauvignon blanc. Za powstawanie win odpowiada młody enolog – Jovica Urošević, który odważnie stawia na lekki, odświeżający, nowoczesny styl. Najbardziej spodobało mi się tutejsze Chardonnay 2017, jeszcze młode, pachnące brzoskwiniami, wanilią i nutką tostową, z kremową teksturą, przyzwoitą kwasowością i soczystą owocowością (ocena: ***/****). Fanom lekkich, świeżych, aromatycznych win powinna się spodobać Mustra 2018, kupaż gewürztraminera i muscat lunel. W nosie wyczujemy aromaty róży, muszkatu, kwiatów, winogron, do których w ustach dochodzą nuty brzoskwinii i cytrusów, oraz przyzwoita kwasowość (ocena: ***).

Nowoczesne wina z Vinariji Vinum (fot. własna)

Po degustacji ruszyliśmy do następnej miejscowości – Irig, gdzie mogliśmy spojrzeć na początkowy etap (sortowanie) produkcji wina w Vinariji Kovačević oraz wziąć udział w lunchu z degustacją. Ta winiarnia jest jednym z największych przedsiębiorstw tego typu w Serbii, gospodarującym na 75 ha (planowane poszerzenie do 200 ha), skupując grona z dodatkowych kilkudziesięciu hektarów, z których powstaje rocznie około miliona butelek pod kilkunastoma etykietami. Tutejsze wina znajdziemy zarówno na półkach serbskich supermarketów, jak i w specjalistycznych winotekach w większych miastach tego kraju. Na mnie największe wrażenie zrobiła Morava 2017, wino pomarańczowe o kuszącym zapachu goździków, skórki pomarańczy, moreli i polnych kwiatów. W ustach znajdziemy sporo ciała, ładne taniny, nuty kwiaciano-herbaciane, owocową (brzoskwinia, mirabelka) soczystość i ładną kwasowość (ocena: ****). Niewiele gorzej wypadło Sauvignon Blanc 2012, pachnące dymem, krzemieniem, oraz prażoną kawą. Usta zaskakują nutami miodu, akacji, jabłka, migdałów, wspartych solidną kwasowością, słoną mineralnością i delikatną goryczką (ocena: ****).

Merlot czeka już na swoją kolej… (fot. własna)

W Irigu powstaje również świetne wino musujące – Brut NV (z 2009 roku), czyli kupaż chardonnay i rieslinga (proporcje 85%-15%), który spędził ponad 5 lat na osadzie. Znajdziemy w nim aromaty brioszki, tostu oraz cytrusów. W ustach dominuje nuta drożdżowa, jest też zielone jabłko, solidna kwasowość, słona mineralność oraz delikatna kremowość. Jak na swój wiek, to jest to całkiem poważny zawodnik! (ocena: ****). Vinarija Kovačević produkuje też naprawdę przyzwoite czerwienie. Ich Aurelius 2012, to 100% merlot, o zapachu wiśni, czereśni, wprawny degustator znajdzie w nim również nuty ziemiste oraz tytoń. W ustach dominantę smakową stanowi dojrzała wiśnia, wsparta czarną porzeczką, znajdziemy tu również elegancką, gładką taninę, przyzwoitą kwasowość, delikatną pikantność i wanilię. Do czerwonego mięsa jak znalazł! (ocena: ***/****).

Stara etykieta, za to wino wspaniałe! (fot. własna)

Następnie udaliśmy się do przepięknie położonej winnicy wchodzącej w skład gospodarstwa Fruškogorski vinogradi. To stosunkowo nowe przedsiębiorstwo zostało założone w 2006 roku, kiedy to właściciele kupili i wydzierżawili 110 ha na terenie wsi Banoštor, leżącej na północnych zboczach Fruškiej Góry, w niewielkiej odległości od Dunaju. Do zastanych już upraw chardonnay, grašaca, pinot blamc i župljanki dostadzono jeszcze gewürztraminera, merlota, pinot noir, sauvignon blanc. Wina powstają tu w dwóch wersjach – premium pod nazwą Quet, oraz win codziennych pod nazwą Fruškać. Najmocniejszą stroną Fruškogorskich vinogradów jest Quet Grašac. Już młode wydanie (rocznik 2017) pokazuje charakter odmiany – są tu aromaty ziół, cytrusów oraz migdałów, w ustach zaś znajdziemy przyjemną kwasowość, nuty jabłka, cytrusów, polnych ziół oraz delikatną, słoną nutę mineralną (ocena: ***/****). Jeszcze lepsza jest jego starsza wersja, pod nazwą Italijanski Rizling 2015. Znajdziemy w nim podobne aromaty i nuty smakowe, wzbogacone petrolem, goryczką i delikatną tanicznością. Poważne wino (ocena: ****). Najlepszy jest jednak Italijanski Rizling 2012 – mamy tu pełną dojrzałość, pod postacią nut dymnych, petrolu, miodu, suszu owocowego, wciąż żwawą, chrupką kwasowość, pikantność, oraz słoną mineralność. Absolutne zaskoczenie! (ocena: ****).

Przepiękny widok na winnice w Banoštorze. (fot. własna)

Ostatnim przystankiem podróży po winnicach Sremu była Vinarija Deurić. To najmłodsze z całej czwórki gospodarstwo zostało założone w 2012 roku w miejscowości Mala Remeta. Należące do rodziny Deurić przedsiębiorstwo, to nie tylko 16 ha winogradów (odmiany: chardonnay, gewürztraminer, marselan, merlot, probus, pinot noir, sauvignon blanc), ale także sad, przetwórnia owoców, oraz piękna winiarnia z pokojami gościnnymi. Spośród próbowanych tu win szczególne wrażenie zrobiły na mnie trzy. Pierwsze z nich – The 2015 to musiak z chardonnay powstały metodą tradycyjną. Pachnie brioszką, skórką chleba oraz jabłkiem, zaś w ustach dominuje nuta zielonego jabłka, wsparta świetną kwasowością i delikatną słonością. Niespecjalnie skomplikowane, ale czyste i smaczne (ocena: ***/****). Ciekawy jest również Probus 276 (rocznik 2017), powstały z odmiany o tej samej nazwie, która została wyhodowana przez specjalistów z tutejszego instytutu winogrodnictwa, jako krzyżówka cabernet sauvignon i kadarki. Charakteryzują go aromaty fiołków, śliwek, jeżyn oraz ściółki leśnej, smakuje czarną porzeczką, jeżynami, borówkami, posiada też niezłą kwasowość i elegancką, acz nieco suchą taninę. Obiecujące (ocena: ***/****). Zdecydowanie najlepszy jest jednaż kupaż probusa, merlota, marselana i petit verdot znany jako Aksiom 2016. Wyraźnie da się tu wyczuć wpływ beczki, wino pachnie wanilią, malinami, jeżynami oraz grafitem. W ustach dominuje soczysta nuta owocowa (jeżyny, czarna porzeczka), jest też ładna kwasowość, elegancka tanina, wanilia i lekka pikantność. Skoncentrowane, wyjątkowo smaczne wino (ocena: ****).

Grašac potrafi się pięknie starzeć. (fot. własna)

Ponad 1700 lat historii pozostawia wielki ślad. Winogrody Fruškiej Gory przeżywają dziś drugą, a może i trzecią młodość. Tutejsze wino nie musi się niczego wstydzić w starciu z gigantami z zachodu Europy. Warto wyruszyć i odwiedzić tutejsze winnice, spróbować wspaniałych trunków i nacieszyć się bujną, kwitnącą naturą, zanim miejsce to zostanie odkryte przez masową turystykę. A prędzej, czy później zostanie, gdyż ma ku temu wszelkie predyspozycje.

Vinarija Deurić łączy nowoczesność i świetny styl. (fot. własna)

Do Wojwodiny podróżowałem na zaproszenie organizacji Udruženje proizvođača grožđa i vina “Srem – Fruška gora”.

Vojvodina Wine Show 2019 – największa impreza winiarska północnej Serbii

W ostatnich latach wzrosło w Polsce zainteresowanie winami z Bałkanów. Z wakacji nad wybrzeżem Adriatyku nierzadko wracamy z chowackimi plavacami czy też malvazijami, urlop na Santorini wzbogaca nam miejscowe assyrtiko, zaś w bułgarski wypoczynek wspaniale wpisują się tamtejsze melniki. Coraz częściej słyszymy także o macedońskich i czarnogórskich vranacach, czy też odświeżających, bośniackich žilawkach. Brak natomiast w naszej świadomości win serbskich, jak gdyby kraj ten płynął wyłącznie tanią (i – co warte podkreślenia – w wielu wypadkach smaczną) rakiją i piwem. Jest to spory błąd, ponieważ Serbia, choć u nas nie znana z tej strony – jest jednym z największych i najróżnorodniejszych producentów wina w Europie. Historia uprawy winnej latorośli sięga tu czasów rzymskich, dziś winorośle zajmują ok. 70 tysięcy hektarów w 22 regionach. Powstaje z nich 2,3 mln ha wina, więcej, niż w takich potęgach, jak dobrze u nas znane Węgry, czy Austria. Choć większość upraw stanowią międzynarodowe odmiany, to znajdziemy tu również autochtoniczne szczepy, takie jak krstač, prokupac, smederevka, tamjanika, tamjanika crna.

Impreza odbyła się na tarasie pięknej Vili Stanković (fot. własna)

Na zaproszenie organizacji Udruženje proizvođača grožđa i vina “Srem – Fruška gora” miałem przyjemność spędzić 2 dni w położonym w północnej częsci kraju regionie winiarskim Srem, gdzie wziąłem udział w otwartej degustacji podczas Vojvodina Wine Show, oraz odwiedziłem czterech czołowych, miejscowych producentów. Trzecia już edycja imprezy odbyła się w Vili Stanković w Čortanovci, przyciągając 40 winiarni i kilkuset gości, spragnionych miejscowych win. Okazja do świętowania była znacząca, gdyż w tym roku region uzyskał zgodę od Ministerstwa Rolnictwa na używanie znaku chronionego miejsca pochodzenia, kończąc tym samym wieloletnie starania o prawną ochronę tutejszych produktów. Poza otwartą degustacją na gości czekały dwa seminaria – jedno na temat sremskich win z odmian międzynarodowych, drugie zaś na temat win z odmian autochtonicznych.

Đorđe Stojšić – rewolucjonista z Vinarija Chichateau. (fot. własna)

A na które warto zwrócić szczególną uwagę? Z pewnością jednym z punktów, godnych odwiedzenia w Sremie będzie Vinarija Chichateau z Šišatovaca. W tej małej (3 ha upraw, ok. 18 tys butelek), mocno awangardowej winiarni znajdziemy świetne Chi Chardonnay 2016 o aromatach dymu, prażonej kawy, pistacji, o solidnej kwasowości, wyraźnych nutach wanilii, cytrusów i orzechów oraz słonej mineralności. Choć niektórych beczka może przytłaczać, to mimo tego jest to świetne wino (ocena: ****). Bardzo podobał mi się też kupaż Fabula Mala 2017 (cabernet franc, merlot, cabernet sauvignon), o aromatach wiśni, czereśni, czarnej porzeczki, wzbogaconych wanilią i garfitem, w ustach zaś soczystej, z bogatą nutą ciemnych owoców, ładną, poważną taniną i delikatnie zaznaczoną korzennością (ocena: ****). Na pochwałę zasługuje również powstałe z tych samych odmian Fabula Lagum 2016, pachnące jeżynami, wiśniami i wanilią, a smakujące aroniami, czarną porzeczką, jeżynami,  z ładną budową, przyzwoitą kwasowością i elegancką, miękką taniną (ocena: ****).

Rewelacyjny, biały kupaż od Miodraga Bjelicy. (fot. własna)

Drugim wielkim zaskoczeniem była dla mnie garażowa (tak, wina naprawdę powstają w garażu) Vinarija Bjelica. Winnice zajmują 4 ha w miejscowości Čortanovci, uprawia się tu tylko międzynarodowe odmiany (cabernet sauvignon, chardonnay, marselan, merlot sauvignon blanc oraz sémillon), przy ekstremalnie niskiej wydajności (ok. pół kilograma na krzak). Ich Saga 2018, kupaż sauvignon blanc i sémillon to wspaniałe wino przypominające w smaku i aromacie młode Sancerre. Mamy tu aromaty czarnej porzeczki, trawy, cytrusów i nut krzemiennych, w ustach zaś znajdziemy cytrusową owocowość, świetną kwasowość i słoną mneralność. Soczyste, smaczne wino (ocena: ****). Babaroga 2018, czyli stuprocentowe chardonnay charakteryzuje się zupełnie innymi nutami: jest tu wanilia, brzoskwinia, kremowość, jest też mineralność i solidna kwasowość. Złożone, poważne wino o sporym potencjale dojrzewania (ocena: ****).

Świetne wina od Ernő Sagmeistera. (fot. własna)

Świetną robotę na południowych zboczach Fruškiej Gory robi Ernő Sagmeister, z Vinarji Dukay-Sagmeister. To liczące 7,4 ha upraw małe, rodzinne gospodarstwo koncentruje się produkcji win ze starych, środkowoeuropejskich odmian, takich jak furmint, hárslevelű, kadarka oraz szeremi zöld (sremska zelenika), choć znajdziemy tu również pinot noir. Devas Furmint 2016 pachnie krzemieniem, mokrą skałą, jabłkami oraz brzoskwinią, w ustach mamy wyraźne nuty dymne oraz prażonych orzechów, cytrusową kwasowość, jest też brzoskwiniowa owocowość i słona mineralność. Wiernie oddaje charakter odmiany (ocena: ****).  Solidnie prezentuje się takżę Kadarka Kanias 2016 – znajdziemy tu zarówno owocowe aromaty wiśni, czereśni, ale także pieprzu, oraz przypraw korzennych, w ustach zaś jest soczysta, z solidną kwasowością i lekką pikantnością (ocena: ***/****).

Naturalny sauvignon blanc od Đorđe Bikickiego. (fot. własna)

Nie brakło także przedstawicieli winiarni produkujących wina naturalne. Jedna z nich – Vinarija Bikicki to stosunkowo młody, rodzinny projekt, za którym stoi Đorđe Bikicki (właściciel) i Oskar Maurer (winiarz). Na 26 ha uprawia się głównie międzynarodowe szczepy, choć znajdziemy tu także lokalne odmiany takie jak np. crna tamjanika. Zdecydowanie najbardziej podobało mi się ich  S/O Sauvignon Blanc 2016, o aromatach prażonych pistacji, kamieni oraz dymu, zaś w ustach dominuje surowa, słona mineralność, wsparta na potężnej kwasowości, uzupełniona delikatną nutą pieprzną. Majestatyczne, prostolinijne, piękne wino (ocena: ****). Zupełnie inne w charakterze jest pomarańczowe Uncensored 2017, powstałe z gewürztraminera. Znajdziemy w nim charakterystyczne dla odmiany aromaty róży, skórki pomarańczy, ale są też ogórki kiszone, mięta i szczypta cytrusów. W ustach ładna kwasowość, kompot z mirabelek, delikatna nuta mineralna oraz kiszonka. Z tych bardziej naturalistycznych, rustykalnych pomarańczek, ale ma swój urok (ocena: ***/****).

Kolejny garażowy producent – Tri Međe i Oblak. (fot. własna)

Ciekawe wina zaprezentowało także Tri Međe i Oblak z Nestin. To kolejna mała, garażowa winiarnia, która produkuje zaledwie kilka tysięcy butelek wina rocznie. Ich białe Vagabundo 2018, kupaż sauvignon blanc i graševiny kusi aromatami brzoskwinii, gruszki i wanilii, soczyste, kremowe, z przyzwoitą kwasowością i długim finiszem (ocena: ***/****). Drugie z win, powstałe z cabernet sauvignon i vranaca Vagabundo Red 2017 czaruje zapachem dojrzałych śliwek, owoców leśnych i wanilii, w ustach dominują owoce leśne, jest też ładna tanina oraz przyzwoita kwasowość nadające nieco żywotności potężnemu ciału. Niezwykle pijalne, eleganckie wino (ocena: ***/****).

Solidne chardonnay z winiarni Erdevik. (fot. własna)

Bardzo solidnie prezentują się także czołowe butelki od największego producenta z regionu – Vinariji Erdevik. Ta założona w 1826 roku, najstarsza winiarnia Serbii gospodaruje na ponad 500 ha na południowo-zachodnich zboczach Fruškiej Gory. Dawny kombinat winiarski odzyskał niegdysiejszy blask, produkując jedne z najlepszych win w tej części regionu. Ich Omnibus Lector 2016 z chardonnay należy do najlepszych, miejscowych interpretacji tej odmiany. Mamy tu aromaty wanili, brzoskwinii, masła, w ustach zaś znajdziemy soczystą owocowość, kremowość, przyzwoitą, cytrusową kwasowość oraz lekką, słoną nutę mineralną. Klasyka gatunku (ocena: ***/****). Niemalże taki sam poziom prezentuje Ex Catedra 2016 z sauvignon blanc. Znajdziemy w nim aromaty świeżo prażonej kawy, dymu oraz cytrusów, w ustach zaś dominuje słona mineralność, wsparta nutą dymną, cytrusową kwasowością, oraz pieprzną ziołowością (ocena: ***/****).

Seminaria cieszyły się wielkim zainteresowaniem. (fot. własna)

Wojwodina, a zwłaszcza Srem, ma do zaoferowania turystom olbrzymią różnorodność, zarówno pod względem stylu, jak i gatunków wina. Znajdziemy tu wspaniałe trunki powstające z autochtonicznych, lokalnych odmian, jak i udane wariacje na temat międzynarodowych szczepów. Zabłąkanemu turyście pozostaje polecić próbować wszystkiego – z pewnością znajdzie coś, odpowiadającego jego gustom.

Do Čortanovci podróżowałem na zaproszenie organizacji Udruženje proizvođača grožđa i vina “Srem – Fruška gora”.

Małopolskim Szlakiem Winnym – przystanek trzeci – Winnica Wieliczka i Restauracja Gęś w Dymie.

Zaledwie 10 kilometrów na połudnowy-wschód od Krakowa, na wzniesieniu Laskowiec we wsi Pawlikowice znajduje się jeden z najciekawszych puntków na Małopolskim Szlaku Winnym – Winnica Wieliczka. Założone w 2013 roku przez Piotra Jaskółę i Agnieszkę Russeau gospodarstwo zajmuje dziś 15 ha, a oprócz winorośli znajduje się w nim także stary sad i uprawy roślin oleistych (rzepaku, lnu oraz słonecznika), gryki, gorczycy oraz bzu. Winnica zajmuje 8 ha, aczkolwiek ze względu na gęstość nasadzeń właściciele wolą mówić o ilości krzewów, których jest obecnie 25 tysięcy. Od samego początku uprawa prowadzona jest w zgodzie z zasadami biodynamiki, do ochrony roślin stosuje się tylko dopuszczone, naturalne preparaty, takie jak np. herbatki roślinne, czy też proszek do pieczenia, a winiarnia, jako pierwsza w Polsce uzyskała certyfikat uprawy ekologicznej. Podział zadań w gospodarstwie jest jasny: upraw dogląda Piotr, zaś za produkcję wina odpowiada Agnieszka.

W zgodzie z naturą. (fot. własna)

Po krótkim spacerze przez winnicę przystąpiliśmy do degustacji tutejszych win. Jako pierwszy, w kieliszku zagościł jednak Cydr Bzik, w którym oprócz soku jabłkowego znajdziemy także ekstrakt z bzu. Właśnie on stanowi dominantę aromatyczną, w ustach zaś oprócz niego znajdziemy nutę soczystego jabłka, wspartą na solidnej kwasowości i lekkiej słodyczy. Następnie nadeszła pora na Chardonnay 2018 ze stali nierdzewnej. W nosie znajdziemy aromat świeżych jabłek, gruszki, delikatną kremowość, w ustach zaś na pierwszym planie mamy nutę suszu owocowego, dalej zielonego jabłka, cytrusów, mięty, jest też świeża, chrupka kwasowość i delikatna goryczka. Przyjemne (ocena: ***).

Winiarka – Agnieszka Rousseau. (fot. własna)

Bardziej podobało mi się drugie Chardonnay 2018 – tym razem z beczki. W nosie dominują nuty dymne, kremowość oraz wanilia, pojawia się także lekki aromat melona. W ustach dominuje soczysta owocowość spod znaku gruszki i melona, jest także kremowość i dobra kwasowość, a w tle migocze gdzieś słona mineralność. Długi, waniliowy finisz (ocena: ***/****). Dobrze zaprezentowało się  także jedyne w stawce wino różowe – Cuvée rosé 2018. Jest to kupaż powstały z gron merlota i pinot noir. W nosie pachnie truskawkami, poziomkami, czerwoną porzeczką i malinami, w ustach zaś kusi kremowością, soczystą owocowością (truskawki, poziomki) oraz delikatną pikantnością, wspartą na solidnej kwasowości i lekkiej, przyjemnej słodyczy. Jeden z moich faworytów (ocena: ***/****).

Świetny, odświeżający róż. (fot. własna)

Kolejne wina wzbudziły równie duże emocje. Riesling 2018 z późnych zbiorów czaruje zapachami cytrusów, jabłek, ziół i mięty, w ustach zaś dominuje nuta ziołowa, jest też zielone jabłko, cytrusy, dobra kwasowość i lekka słodycz. Przyjemne, dobrze wyważone, poważne wino (ocena: ***/****). Najlepsze nadeszło jednak pod postacią Jantaru 2018. To wino pomarańczowe powstałe z gron wszystkich białych odmian winnicy, zebranych i razem przefermentowanych w jednej kadzi, a potem macerowanych na skórkach przez 5 miesięcy. Charakteryzują go aromaty róży, olejku pomarańczowego, polnych kwiatów i chryzantemy, w ustach zaś dominują nuty herbaciane, polnych kwiatów, miodu, ziół i przypraw korzennych, jest też ładna tanina i solidna kwasowość, a wszystko tworzy spójną, niesamowicie smaczną całość. Zdecydowanie najlepsze wino degustacji (ocena: ****).

Jantar – najciekawsze polskie wino tego lata! (fot. własna)

Następnie do kieliszków trafiło Pinot Noir 2018. To lekkie, świeże wino kusi aromatami malin, truskawek, czerwonych porzeczek, w ustach również znajdziemy dużo soczystej owocowości (malina, truskawka, porzeczki, wiśnia), dobrą kwasowość, kremowość i lekką pikantność. Jest też lekka nuta mineralna i przyzwoita głębia. Wyjątkowo smaczne (ocena: ***/****). Druga z czerwieni – Merlot 2018 jest nieco bardziej dzika. W nosie dominują aromaty owoców leśnych (jeżyn, borówek), jest też czarna porzeczka, czereśnia, ściółka leśna. W ustach soczyste, z wyraźną nutą czarnej porzeczki, ładną taniną i przyzwoitą kwasowością. Nie jest źle, jak na merlota z tak mocno wysuniętej na północ uprawy (ocena: ***/****).

Winnica Wieliczka czeka! (fot. własna)

Na sam koniec dostaliśmy dwa zupełnie różne od siebie stylistycznie i kolorystycznie wina. Jako pierwszy w kieliszkach zawitał Riesling 2017. Uwielbiam tą odmianę, aczkolwiek w tym wydaniu mnie nieco zawiodła. Pachnie on polnymi ziołami, miętą oraz zielonym jabłkiem, w ustach zaś sporo kwasowości, pikantność i wyraźna nuta ziołowa. Alkohol zdaje się nieco wystawać, a na finiszu pojawia się goryczka. Technicznie jest poprawny, ale nie robi wielkiego wrażenia (ocena: ***). Cuvée Regis 2018 to natomiast czerwone wino powstałe z merlota i pinot noir. W nosie charakteryzują je aromaty truskawek, malin, wiśni, w ustach zaś jest soczyste, z dobrym owocem (wiśnia, czereśnia), przyzwoitą kwasowością i delikatną taniną. Lekka, smaczna, nieprzekombinowana czerwień (ocena: ***/****).

Restauracja Gęś w Dymie – magiczne miejsce w Laskowej. (fot. własna)

Po degustacji udaliśmy się do magicznego miejsca położonego w urokliwym Beskidzie Wyspowym – restauracji Gęś w Dymie, gdzie na zaproszenie szefa kuchni – Marcina Pławeckiego – mieliśmy przyjemność spróbować wyjątkowego menu degustacyjnego. Większość produktów używanych w tutejszych daniach pochodzi od miejscowych gospodarzy, zaś kuchnię cechuje sezonowość. Jako przystawkę dostaliśmy świeży chleb z dodatkiem buraków, świeże masło z solą oraz pomidory – dawno nie jadłem tak dobrego pieczywa. Po nim nadeszła pora na właściwe dania – pierwszym z nich był chłodnik na ciepło z koperkiem i szyjkami rakowymi, o delikatnej, lekkiej konsystencji i finezyjnym smaku.

Może by tak raka? (fot. własna)

Następnie podano gotowane raki z sosem béarnaise – i to właśnie lekko kwaśny, kremowy sos stanowił dominantę smakową, ze względu na delikatny charakter i niewielką ilość mięsa. Do raków podaliśmy Rieslinga 2017 z Winnicy Wieliczka, który całkiem dobrze sprawdził się w tym pairingu. Jednak to, co rzuciło mnie na kolana miało dopiero nadejść… Tak – kolejne danie – czyli ślimaki gotowane w bulionie i winie z masłem ziołowym okazały się wręcz niesamowite. Delikatne, rozpływające się w ustach mięso idealnie komponowało się z masłem czosnkowo-ziołowym oraz chrupiącą bagietką. Tu do gry włączyło się Winnica Wieliczka Cuvée rosé 2018, którego świeżość doskonale równoważyła dość tłusty charakter dania.

A może ślimaka? (fot. własna)

Na sam koniec na talerze trafiło to, co mięsożercy lubią najbardziej – czyli stek z rostbefu z jałówki z borowikami na krwisto. Lekko doprawiony solą i pieprzem, soczysty i delikatny, po prostu idealny. Widać, że Marcin Pławecki zna się na swojej robocie, jak mało kto. Tym bardziej zaskakującym jest fakt, że wybrał tak nieoczywiste miejsce na siedzibę restauracji, która w dużym mieście z pewnością zapewniłaby mu większą klientelę. Widać jednak, że tu nie chodzi o pieniądze, a ciszę, spokój, bliskość natury i realizację swoich pasji – a to w Laskowej ma zapewnione. To samo zresztą można powiedzieć o Agnieszce i Piotrze oraz ich wyjątkowej parceli w Pawlikowicach – miejscu nieoczywistym, a jednak magicznym, dającym niesamowite, pełne głębi wina. Czuję, że do Winnicy Wieliczka i Gęsi w Dymie wrócę jeszcze nie jeden raz. Bo lokalnie, smacznie i tak po prostu – szczerze.

Szef kuchni w akcji. (fot. własna)

Do Pawlikowic podróżowałem na zaproszenie Małopolskiego Szlaku Winnego i Gorczańskiej Organizacji Turystycznej, zaś wyjątkową kolację w restauracji Gęś w Dymie spożyłem dzięki uprzejmości szefa kuchni i właściciela – Marcina Pławeckiego.