Odkrywając nieznane wina Gór Bukowych

Spośród 22 regionów winiarskich Węgier międzynarodową sławą i uznaniem cieszy się zaledwie kilka: Tokaj, Eger, Villány i Somló. Nic w tym dziwnego, w końcu posiadają one wielkie tradycje oraz liczącą stulecia historię, a także wspaniałe społeczności, które solidnie przepracowały 30 lat transformacji ustrojowej. Winiarskie Węgry mają jednak do zaoferowania znacznie więcej. Jednym z nieodkrytych, niemalże zapomnianych obszarów produkcji wina są Góry Bukowe. Gdyby zapytać przeciętnego Węgra, czy wie gdzie się znajdują i jakie powstają tam wina, prawdopodobnie usłyszelibyśmy w odpowiedzi: Nie wiem.

Winnice w okolicy Bogács. (fot. własna)

Przyczyny tego stanu rzeczy należy upatrywać w głównie w historii regionu. Winogrady porastały tutejsze wzgórza już w średniowieczu, zaś pierwsze charakterystyczne piwnice wykute w wulkanicznej tufie pojawiły się około XIV wieku. Przez setki lat produkowano tu białe wino, podobne w stylu i charakterze do ówczesnych tokajów. Najważniejszym miastem regionu i centrem handlu od samego początku był Miszkolc, który otrzymał prawo handlu winem w 1503 roku od króla Władysława Jagiellończyka. Wzgórza wokół osady porastały winną latoroślą, zaś na stokach dzielnicy Avas powstały tysiące małych piwniczek. Złoty okres wina z Gór Bukowych miał miejsce w XVIII i XIX wieku, kiedy wpływy z jego produkcji były wyższe, niż te z Tokaju czy chociażby Rustu. Rozkwit obszaru przerwała plaga filoksery z lat 80. XIX wieku, która wraz z rewolucją przemysłową przyniosła kres większości upraw w okolicach Miszkolca.

Jeden z wielu rzędów piwniczek na wzgórzu Avas. (fot. własna)

Zaledwie niewielka część winnic została odnowiona, a zbierane z nich owoce przeznaczano jako bazę do produkcji win musujących. Dodatkowo dzieła zniszczenia dopełniły dwie wojny światowe i wiążąca się z nimi utrata rynków zbytu, a także przymusowa kolektywizacja. W następstwie mechanizacji produkcji pozbyto się starych, mało wydajnych odmian zastępując je plennymi, aczkolwiek mniej wartościowymi szczepami – chociażby leányką, királyleányką czy cserszegi fűszeres.  Ten stan utrzymał się w dużej mierze do lat 90. ubiegłego stulecia, nawet pomimo faktu stworzenia oddzielnej apelacji (1970 r.) dla tutejszych win. Kapitalizm nie zmienił znacząco oblicza regionu, aczkolwiek pojawiły się pierwsze od wielu dekad inwestycje, które były udziałem rodziny Mezei. Dziś są oni największym producentem w Górach Bukowych, dysponują nowoczesną siedzibą i 75 ha upraw. Powstające tu wina (ciche i musujące) regularnie trafiają na półki supermarketów.

Przestronne piwnice winiarni Mezei. (fot. własna)

Około 2010 roku w regionie pojawiła się nowa grupa pasjonatów winiarstwa, którzy zrozumieli, że ratunek dla regionu stanowi postawienie na jakościową produkcję. Pierwszy z nich – Roland Borbély z winiarni Gallay Kézműves Pince zadebiutował w 2012 roku, butelkując wina z niewielkiej parceli ojca w Nyékládháza. Szybko zyskały pozytywne recenzje, co utorowało im drogę do sklepów specjalistycznych i znanych restauracji w Budapeszcie. Dziś rodzina Borbély dysponuje 11 ha upraw, aczkolwiek większość gron wciąż sprzedawana jest luzem.

Winiarnia Zsolta Sándora. (fot. własna)

Zaraz po nim, w Miszkolcu zaczął działać Zsolt Sándor, który próbuje ratować historyczne dziedzictwo wzgórza Avas. Pierwsze parcele nabył w 2011 roku, zaś debiut zaliczył w roku 2013. Po dziś dzień większość gron skupuje u zaprzyjaźnionych winogrodników, zaś swoje winorośle uprawia organicznie. Znany jest przede wszystkim z win powstałych z odmiany cserszegi fűszeres, zarówno w dość standardowym wydaniu, jak i poddanych dłuższej maceracji. Jako jeden z niewielu winiarzy, oprócz Rolanda Borbélya posiada winnice w granicach miasta Miszkolc – głównie w stanowisku Csattos.

Jedna z winnic Rolanda Hajdu. (fot. własna)

Jako ostatni do tego grona dołączył Roland Hajdu, który w 2015 roku założył własną winiarnię w Bogács. Porzuciwszy karierę finansisty powrócił na ziemię przodków, by tworzyć jakościowe wina. Pierwsze dwa lata spędził w przedsiębiorstwie brata, po czym – nie mogąc osiągnąć porozumienia w kwestii jakości – postanowił działać na własną rękę. Dziś jego gospodarstwo zajmuje 2,5 ha w najlepszych stanowiskach w Bogács, Cserépfalu i Mezőkövesd. On, wraz z powyższą dwójką jest też inicjatorem zawiązania Stowarzyszenia Dla Regionu Winarskiego Gór Bukowych (Szövetség a Bükki Borvidékért), którego celem jest odbudowa jakości i sławy tutejszych win. Dziś zrzesza ono kilkunastu członków, będących motorem napędowym regionu. Pierwszym zainicjowanym przez nich projektem jest wino Bükkbor, które będzie powstawało w dwóch wersjach: podstawowej (Classic Bükk) oraz premium (Terroir Bükk). W zamyśle autorów ma się stać ono okrętem flagowym regionu. Udało się również uzyskać konsensus co do zmian w przepisach apelacji, które akutalnie czekają na zatwierdzenie ze strony ustawodawców.

Piękny rząd piwniczek w Bogács. (fot. własna)

Na zaproszenie Rolanda spędziłem dwa dni w okolicy, zapoznając się z jej historią, tradycją i teraźniejszością. Miałem przyjemność spróbować ponad dwadzieścia win, które stanowią wizytówkę tutejszego winiarstwa. Jak wypadły? Większość z nich przeciętnie, by nie powiedzieć słabo, choć znalazło się kilka perełek, które dobrze zwiastują na przyszłość. Należy pamiętać, że wciąż znacząca część producentów nie butelkuje win, sprzedając je luzem w miejscowych piwniczkach, nie zwracając szczególnej uwagi na jakość. Liczy się przede wszystkim ilość i niska cena. Jednak powoli i oni przekonują się, że ten model działania nie ma szans przetrwania, zwłaszcza w starciu z wielkimi przetwórniami, chociażby tymi z regionu Kumanii (Kunság), gdzie produkuje się dużo, i przede wszystkim tanio.

Klasyczne, kremowe chardonnay. (fot. własna)

W tutejszym winiarskim krajobrazie dominują wina białe. Największe wrażenie zrobił na mnie  Roland Hajdu Chardonnay Cherép 2016, kremowe, soczyste, o ładnej strukturze i przyjemnej kwasowości, z wyraźnym wpływem beczki pod postacią wanilii (ocena: ****). Solidną propozycją jest także Sándor Zsolt Cserszegi Miskolc 2016, o pięknych aromatach róży, polnych ziół, wspartych na przyzwoitej kwasowości, lekkiej pikantności i delikatnej goryczce (ocena: ****). Dobrym wyborem będzie także Gallay Bistronauta Fehér 2016, z dominującymi nutami goździków, miodu, jabłka, z przyjemną kwasowością i niewielkim, aczkolwiek pasującym tu cukrem resztkowym (ocena: ***/****). Ciekawostką jest Palmetta Narancs Bor Olaszrizling 2017 – wino pomarańczowe o aromatach mandarynek, zbitego jabłka, olejku różanego, z ładną taniną, przyzwoitą kwasowością, choć mogłoby mieć nieco więcej struktury (ocena: ***/****).

Pikantny, aromatyczny cserszegi fűszeres. (fot. własna)

Czerwonych win jest mniej i niestety prezentują one znacznie niższy poziom. Tu na wspomnienie zasługują trzy: Gallay Bistronauta Vörös, czaruje aromatami dojrzałych wiśni, czereśni oraz malin, nie brakuje mu struktury i kwasowości, a całości dopełnia zgrabna tanina i delikatna nuta beczkowa (ocena: ****); Hajdu Roland Mezőkövesd Dollár Kékfrankos 2016 posiada znacznie mniej ciała, za to potężną kwasowość oraz soczystą owocowość spod znaku wiśni, czereśni i  czarnych porzeczek (ocena: ***/****). Degustowane przeze mnie wcześniej Sándor Zsolt Kétfürtős Kékfrankos Szűztermés 2017 kusi nutami dojrzałych wiśni, czereśni, skóry i goździków, z wyraźnym wpływem beczki oraz solidną kwasowością (ocena: ***). Oczywiście jest to tylko bardzo wąska selekcja, a wspomniani wyżej producenci mają również bardzo ciekawe, aczkolwiek znacznie droższe wina klasy premium.

Odbudowany dom greckiego kupca w Miszkolcu. (fot. własna)

Góry Bukowe są na początku drogi. Czy znajdzie ona szczęśliwe zakończenie? Tego nie wiem. Choć widać pewne inwestycje (jak chociażby odbudowany dom greckiego kupca w dzielnicy Avas w Miszkolcu) to wciąż stanowią one kroplę w morzu potrzeb. Starania kilkunastu zapaleńców mogą okazać się niewystarczające w starciu z ogromem zaniedbań, zacofania i taniego, ale często podłego wina rozlewanego w miejscowych piwniczkach. Byłoby to smutne, biorąc pod uwagę fakt, że tutejsze zbocza są jednymi z najlepszych, najwartościowszych stanowisk do uprawy winorośli na całych Węgrzech – brakuje tylko kogoś, kto wykorzysta drzemiący w nim potencjał i obudzi je do życia. Trzymam za nich kciuki i życzę powodzenia, by im się to udało.

Do Gór Bukowych podróżowałem na zaproszenie Rolanda Hajdu.