Lato, festiwale i… wino? Kristinus Borbirtok i festiwalowe wina.

Nieuchronnie zbliża się lato, idealna pora wszelkich festiwali – zarówno małych, jak i dużych, gastronomicznych, winiarskich, filmowych, teatralnych, muzycznych, czy choćby folklorystycznych. Na Węgrzech najbardziej znany jest Sziget Fesztivál, który odbywa się rokrocznie w Budapeszcie na Wyspie Hajógyári. Jest to jedna z największych imprez muzycznych w Europie, przyciągająca kilkaset tysięcy widzów i gwiazdy światowej muzyki. Impreza posiada stałych sponsorów oraz partnerów, jednym z nich jest sieć Borháló dostarczająca wina na potrzeby imprezowiczów. W tym roku nawiązała ona współpracę z winiarnią Kristinus Borbirtok, która przygotowała unikatową serię win na festiwal, dostępną na miejscu i w sklepach dystrybutora, którą miałem okazję degustować.

Kristinus Borbirtok to winiarnia znajdująca się na południowo-zachodnim brzegu Balatonu, z siedzibą w miejscowości Kéthely. Została założona w 2005 roku, od 2015 roku CEO jest Austriak Florian Zaruba. Nasadzenia winorośli zajmują 55 ha, główne szczepy to: białe: Irsai Olivér, Sárgamuskotály, Sauvignon Blanc, Riesling, Chardonnay; czerwone: Merlot, Cabernet Franc, Kékfrankos, Zweigelt, Pinot Noir i Cabernet Sauvignon. Powstaje tu kilkanaście rodzajów win, w większości są to dość poprawne, proste wina, powstałe przy użyciu drożdży hodowlanych. Oprócz winiarni, w nowoczesnej siedzibie firmy znajduje się także Vinotel, restauracja oraz sklep.

Najbardziej zaskoczył nierówny poziom win białych. (fot. własna)

 

Podczas imprezy będzie możliwość skosztowania 8 win. Pierwsze trzy stanowi limitowana seria Sziget, pozostałe będą dostępne również poza okresem festiwalu. Kristinus Sziget Fehér, to białe wino, brak jakiejkolwiek informacji nt. szczepów, z których powstało. Bladożółta barwa, w nosie aromaty owoców egzotycznych, cytrusów i trawy, w ustach lekka kwasowość, cytrusy, limonka. Jest to wyraźnie przemysłowy trunek, aczkolwiek w swojej kategorii wypada zupełnie przyzwoicie. Idealny na ciepłe, letnie dni. Ocena: **/***. Podobnie sytuacja ma się z drugim winem – Kristinus Sziget Rosé. Skład nieznany, barwa w kolorze skórki cebuli, w nosie wyczuwalne nuty truskawki i maliny. W ustach tutti-frutti, poziomki, truskawki, maliny, trochę wodniste, ale wszystko ratuje przyzwoita kwasowość. To nie mój styl, ale na pomiędzy jednym a drugim koncertem mało kto będzie zwracał na to uwagę. Ocena: **. Trzeci trunek – Kristinus Sziget Vörös – to nieco poważniejsze wino. Jest to czerwony kupaż z niesprecyzowanych szczepów, o purpurowej barwie, w nosie wyczuwalnych nutach wiśni, śliwki i czekolady. W ustach mamy łagodne taniny, przyjemną, lekką kwasowość, nuty wiśni i czereśni, na finiszu pojawia się pestkowa goryczka. Całkiem przyjemne, poprawne i z całej trójki najmniej techniczne wino. Ocena: **/***.

Dziwne Chardonnay. (fot. własna)

 

Kolejne 5 win to już standardowa oferta producenta, dostępna zarówno w sprzedaży stacjonarnej jak i internetowej. Krisztinus Birtok Fehér 2015 to dość niestandardowy, nawet jak na tutejsze warunki kupaż – w jego skład wchodzi Sauvignon Blanc, Chardonnay, Pinot Gris oraz Sárgamuskotály. Jasnozłota barwa, w nosie nieco zatęchły – dopiero po chwili pojawiają się nuty białych owoców i polnych kwiatów. W ustach mamy kwasowość… i tyle. W śladowych ilościach można wyczuć nuty cytrusów i zielone jabłko, ale tylko przy bardzo dużych chęciach. Wodniste, puste, słabe. Ocena: */**. Najgorsze w całej stawce. Kolejne wino, Kristinus Chardonnay 2015 znacznie przebiło poziomem swojego poprzednika. Kolor jasnozłoty, w nosie dość niestandardowo – nuty zielone, cytrusów, kremowe. W ustach kremowe, jest tu sporo ciała, pojawiają się również nuty owoców egzotycznych, a to wszystko przy solidnej kwasowości. Nie jestem fanem tego typu win, ale muszę przyznać, że jest ono poprawne i daje całkiem sporo przyjemności. Ocena: **/***. Kolejny dziwny kupaż, jaki zaserwował nam producent to Kristinus Irsai Olivér, Sárgamuskotály, Chardonnay 2015. Dlaczego dziwny? Wymieszać dwa, dość mocno aromatyczne szczepy z zazwyczaj powściągliwym Chardonnay… Kwestia gustu. Owa mieszanka okazała się niezbyt udana: o ile do jasnozłotej barwy i dość aromatycznego nosa (białe kwiaty, winogrona, miód) nie mam zastrzeżeń, o tyle to co się działo w ustach już nie przynosi chluby producentowi. Lekka kremowość, niezbyt czyste nuty zielonych owoców, papierówki oraz żrąca wręcz kwasowość sprawia, że mało komu spodobałoby się to wino. Może festiwalowa publika będzie dla niego bardziej łaskawa, zwłaszcza jeśli zostanie podane w formie szprycera. Jedynie o ułamek lepsze od Birtok Fehér. Ocena: */**.

Lekki, przyjemny – aczkolwiek techniczny – róż. (fot. własna)

 

Dwa ostatnie wina powstały z czerwonych gron. Kristinus Rosé 2016 to kupaż Zweigelta, Merlota i Kékfrankosa, o pomarańczowo-różowej barwie, w nosie wyczuwalnych aromatach truskawki, poziomki oraz nutach kremowych. W ustach dominuje owocowość – truskawki, poziomki, maliny, jest też przyzwoita kwasowość i delikatny cukier resztkowy. Wino jest proste, krótkie, aczkolwiek należy uważać na dobrze ukryty alkohol – mamy tu go aż 14%. Ogólnie w swojej kategorii (win technicznych) bardzo przyzwoite. Ocena: **/***. Ostatnim trunkiem, jaki zagościł w naszym kieliszku był Kristinus Birtok Vörös, cuvée powstałe z Zweigelta, Merlota i Cabernet Franc. Mamy tu rubinową barwę, w nosie nuty wiśni, czerwonej porzeczki i lekka pikantność. W ustach sporo owocu – wiśnia, czereśnia, śliwka, łagodne taniny, delikatna kwasowość, nuty korzenne. Przyzwoita koncentracja, sporo ciała, bardzo przyzwoite wino. Ocena: ***. Zdecydowany zwycięzca panelu.

Dwa najlepsze wina panelu. (fot. własna)

 

Czego dowiedziałem się na tej degustacji? Chociażby tego, że Kristinus wciąż jest marką, za którą stoi PR, aniżeli konkretna jakość. Tutejsze wina w większości wypadków są poprawne, ale przesadnie technicznie, przez co przyjemność płynąca z ich odkrywania jest zdecydowanie mniejsza, niż w przypadku win robionych rzemieślniczo. Po drugie – prawdopodobnie dobrze się sprawdzą na festiwalu, gdzie publika nie ma takich wymagań – nie brakuje im świeżości i kwasowości, w formie szprycerów doskonale będą gasić pragnienie. Jeśli chodzi o cenę – poruszamy się w przedziale 20-30 złotych, a za te pieniądze można na Węgrzech dostać ciekawsze trunki.

 

Źródło wina: degustowałem na zaproszenie Gábriela Nyulásiego z organizacji Az ihatóbb Magyarországért.

 

 

 

Wszystkie odcienie różu – Rosalia Fesztivál 2017

Jak co roku, korzystając z pięknej, słonecznej, majowej pogody wyruszyłem w okolice Városliget, gdzie odbywał się Rosalia Fesztivál. Owo wydarzenie poświęcone winom różowym oraz musującym zaszczyciło swoim udziałem ponad 60 wystawców z 17 regionów winiarskich, do tego doliczyć należy również liczne stanowiska gastronomiczne oraz partnerów całego wydarzenia. Rosalia to festiwal typowo rodzinny – kiedy dorośli kosztują różnego rodzaju win, dzieci mogą bawić się w wyznaczonych do tego strefach, gdzie znajdują się pod czujnym okiem opiekunów. Ja, ze względu na ograniczony czas i możliwości udałem się do zaledwie kilku stoisk, w szczególności producentów, których jeszcze nie znam. Poniżej znajdziecie ocenę najciekawszych degustowanych przeze mnie win.

Wielkich tłumów nie stwierdzono. (fot. własna)

 

Sobol Pincészet Kékfrankos Rosé 2016 to debiut tego małego producenta. Nie posiada on jeszcze własnych nasadzeń, winogrona w całości pochodzą od innych winogrodników z regionu Etyek-Buda, dlatego też jestem pod wrażeniem, że powstało z nich całkiem przyzwoite wino. Mamy tu malinową barwę, w nosie wyczuwalne nuty truskawek, malin, w ustach dominuje świeża, solidna kwasowość (ponad 7g/l kwasów), sporo tu czystego owocu, są też nuty kremowe oraz lekka pikantność. Bardzo lekkie, pijalne, przyjemne wino na lato. Ocena: ***/****. Cena: 2200 HUF (30 PLN). Warto.

Odkrycie festiwalu. (fot. własna)

 

Sabar Borház Kékfrankos Rosé 2016 – kolejne wino z tego szczepu, tym razem jednak z wulkanicznych zboczy Badacsony. Malinowa barwa, w nosie truskawki, poziomki maliny, w ustach lekkie, delikatnie kwasowe (4,7 g/l kwasów), wyczuwalna mineralność, grapefruit, delikatne nasycenie CO2. Przyjemne, pijalne, w sam raz na ciepłe, letnie wieczory. Ocena: ***/****. Cena: 1590 HUF (21,50 PLN). Również polecam.

Cztery róże z mojej okolicy. (fot. własna)

 

Gál Szőlőbirtok és Pincészet Kékfrankos Rosé 2016 – nie mogę się uwolnić od tego szczepu, ale nic dziwnego – zajmuje on największą powierzchnię nasadzeń spośród ciemnych gron. Tym razem przemówiło przeze mnie trochę lokalnego patriotyzmu, owa winnica znajduje się kilkanaście kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Wino charakteryzuje się jasnoróżową barwą, w nosie wyczuwalne nuty grapefruita, cytrusów, delikatna pikantność. W ustach dalej dominuje grapefruit i cytrusy, wyraźna kwasowość, bardzo harmonijne, przyjemne, lekkie wino. Ocena: ***. Cena 1690 HUF (23 PLN).

Tutti-frutti dla niewymagających. (fot. własna)

 

Tarjányi Pincészet Rubin 2016 to musujące wino z Syrah. Tutaj mamy inny gatunek wina, wyraźnie nastawiony na mniej wymagającego konsumenta. Barwa ciemnoczerwona, w nosie nuty truskawek, poziomek, lekka pikantność, w ustach delikatnie musujące, lekka kwasowość, sporo owocu (porzeczka, truskawka, poziomka), to wszystko podrasowane wyraźnym cukrem resztkowym. Ja nie będę wielkim fanem, ale wiem, że dla wielu osób będzie idealnym wyborem. Ocena: **/***. Cena: 1550 HUF (21 PLN).

Nie wypada się nie zgodzić… (fot. własna)

 

Z ciekawszych wyborów to by było na tyle. W głosowaniu publiczności na najlepsze wino festiwalu zwyciężyło Dúzsi Kékfrankos Rosé 2016, za nim na podium znalazły się Gere Frici Rosé Gyöngyözőbor 2016 oraz Juhász Merlot Rosé 2016 – to trunki od gigantów, które niekoniecznie przyciągały moją uwagę. Choć poziom win z roku na rok się podnosi, to wciąż daleko im do ideału. Rynek dyktuje warunki, a pieniądze często zmuszają winiarzy do kompromisów. Warto jednak pokonać własne uprzedzenia i próbować – a nóż trafi się perełka, którą chętnie pochwalicie się przed znajomymi. Idzie lato, pijcie więc różowe!

Degustowałem na koszt własny.

Budafoki Bor és Pezgőfesztivál – Ludowa impreza z winem w tle

Węgry słyną z festiwali winiarskich. Jest ich tyle, że wkrótce trudno będzie wymienić miejscowość, w której takowy się nie odbywa. Najsłynniejszy jest oczywiście ten na Zamku w Budzie, który w tym roku odbędzie się po raz 25. Ja sam kilkukrotnie brałem w nim udział, ale moim zdaniem zatracił coś ze swego charakteru, stał się atrakcją dla bogatych i turystów, a zwykłych Węgrów odstrasza wysokimi cenami. Również w Budzie, ale daleko na południe od centrum ma miejsce inna impreza, na którą co roku ciągną tabuny ludzi z całego Budapesztu. To Budafoki Bor és Pezsgőfesztivál – Festiwal wina i szampana w Budafok. Czemu akurat tutaj? Ponieważ to tu znajdują się słynne piwniczki, w których przez lata dojrzewały (i wciąż dojrzewają) znaczne ilości tutejszych win musujących, produkowanych chociażby przez największego gracza na rynku – firmę Törley.

 
Jeszcze bez tłumów (fot. własna)
 
Co w mojej ocenie przemawia za tą drugą imprezą? Po pierwsze, w Budafoku nie płacimy nic za wstęp, możemy kupić kieliszek, chociaż nie jest to obowiązkowe i degustować wino do woli, w bardzo przyzwoitych cenach. Producentów nie jest wielu – ok. 20, i część z nich ma kilka stanowisk w różnych miejscach. Po drugie – teren imprezy – jest znacznie większy, możemy wstąpić do prawdziwych piwnic i pić wino prosto od producenta. Obok piwniczek często obywają się koncerty, jest także możliwość zjedzenia smacznej kiełbasy z grilla czy pieczonych ziemniaczków bez obawy, że wrócimy z pustym portfelem. Po trzecie, impreza w Budafoku nie aspiruje do bycia imprezą branżową. Tutaj stoiska winiarzy mieszają się z cepelią, streetfood przeplata się z chińską tandetą… Każdy znajdzie coś dla siebie, choć pewnie najmniej sama branża winiarska. Ale oczywiście nie trzeba być snobem, by poczuć magiczną atmosferę tego miejsca – gdyż sam Budafok sprawia wrażenie sennego miasteczka, które ten jeden raz w roku budzi się do życia.

 
Wino lało się strumieniami (fot. własna)
 
Oczywiście, byłem na tyle uparty, by wykorzystać tą imprezę w celu degustacji kilku win. Najlepsze wrażenie zrobiło na mnie Szentesi Zengő 2013. Jest to półsłodkie wino, o jasnobursztynowej, wpradającej w pomarańcz barwie, w nosie wyczuwalne są nuty mango, cytrusów, suszonych owoców. W ustach dominują suszone owoce, śliwka, brzoskwinia. Wino musiało spędzić trochę czasu na skórkach, gdyż wyraźnie wyczuwalne są taniny. Posiada solidną strukturę, dalej mamy trochę nut dymnych oraz wanilii. Długi i przyjemny finisz. Ocena: ***/****. Ciekawym winem okazało się Sümegi Ambrózia Jégbor 2007. Jest to wino lodowe, w 100% powstałe z Rieslinga, dwa lata dojrzewało w beczce. Charakteryzuje je bursztynowa barwa, nuty miodu, kwiatów lipy, brzoskwinii, moreli. W ustach nuty cytrusowe, miód, morle. Dobra równowaga pomiędzy słodyczą, a wyraźną kwasowością. Jedyne, co można mu zarzucić, to brak ciała – wino wydaje się nieco wodniste. Finisz średni, miodowo-cytrusowy. Ocena: ***.

 
W piwnicy Sümegi (fot. własna)
 

Podkreślić mógłbym jeszcze Pakózdi Juhfark 2015 z Lics Pincészet. Jest to wino o typowych cecach młodego Juhfarka. Posiada bladozieloną barwę, w nosie wyczuwalna mineralność, nuty kremowe, maślane, delikatna kwiaotowość. W ustach kremowe, mineralne, solidna kwasowość, nieco nut cytrusowych, a na finiszu wyczuwalna delikatna goryczka. Przyjemne, choć nie jest to ten sam poziom ekspresji co na Somló. Ocena: **/***. Cała reszta win nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. A może po prostu źle trafiłem? Fakt, z każdą kolejną godziną tłum gęstniał, a nam co raz bardziej przechodziła ochota, by się przez niego przeciskać, dlatego też skoro nastał zmrok, my wycofaliśmy się, by odpocząć od tych winiarskich – i nie tylko – wrażeń. Degustowałem w Budafok na koszt własny.