Hímesudvar Fordítás 2013 – ukłon w stronę tradycji

Trwa Furmint Februar, więc znów na blogu pojawia się tekst o winie, które powstało (głównie, aczkolwiek nie w całości) z tej odmiany. Mowa bowiem o fordításu z tokajskiej winiarni Hímesudvar, o której już jakiś czas temu pisałem. Z racji swojego położenia w samym centrum Tokaju jest ona licznie nawiedzana przez naszych rodaków, zresztą nie bez powodu, gdyż wina Hímesudvar nie odbiegają znacząco poziomem od tych, sygnowanych przez najlepszych producentów regionu, a ich cena nie przyprawa o palpitację serca nawet nieco mniej zamożnych konsumentów. Péter Várhelyi z siostrami idą swoją drogą, drogą środka, bez szerokich kanałów dystrybucji, zbędnych wydatków na marketing, za to z serdecznością, otwartością i gościnnością, jakich może im pozazdrościć wiele innych miejsc w regionie.

Zniknęło w oka mngnieniu… (fot. własna)

 

Hímesudvar Fordítás 2013 powstało według tradycyjnego, rzadkiego już w regionie procesu produkcji, w którym ponownie zalewa się wytłoczone grona aszú świeżym winem, maceruje przez pewien okres (w tym wypadku dobę), po czym ponownie tłoczy i umieszcza w beczkach, by sfermentowało oraz dojrzało. W efekcie otrzymujemy słodkie wino o smaku i aromacie podobnym do aszú, przy niższej zawartości cukru resztkowego oraz ekstraktu. Ten konkretny egzemplarz ma złotą barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty moreli, suszonych owoców, bzu, miodu oraz fiołków. W ustach zaś dominują nuty owocowe: moreli, pigwy, mirabelek, dalej pojawia się suszona śliwka, daktyle, miód, skórka pomarańczy, mamy też lekko zaznaczoną taniczność (maceracja się kłania), świetnie zintegrowany cukier resztkowy (99 g/l) oraz żwawą, cytrusową kwasowość, a także szczyptę mineralności oraz wanilii. Długi, owocowy finisz, w którym na pierwszym planie znajduje się morela. Cena: 4990 HUF (67 PLN). Ocena: ****. Zdecydowanie warte sięgnięcia, o głębi dorównującej poważnym szamorodni i lżejszym aszú, przy czym dzięki niższej słodyczy, zdecydowanie bardziej pijalnym.

Źródło wina: zakup własny w winiarni.

Tokajskie babie lato, część I. – Hangavári Pincészet

Jest takie miejsce w tokajskim regionie winiarskim, o którym mało się pisze i mało się słyszy, a tutejsze wina znane są jedynie grupce wtajemniczonych – sprzedaje się je tylko w winiarni. Strategia dość nieoczywista, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy marketing szeptany ustąpił w dużej mierze precyzyjnie wycelowanym i solidnie opłacanym kampaniom medialnym. Ale nie tylko to różni od innych Hangavári Pincészet, średniej wielkości rodzinną winiarnię z Bodrogkisfalud, prowadzona przez Anitę Magyar i jej matkę Katalin Hudácskóné Magyar. Historia tego miejsca zaczęła się w 1975 roku, kiedy János Hudácskó wraz z małżonką zakupili pierwszą parcelę i założyli Hudácskó Pincészet. Przez pierwsze lata zgodnie z zasadami gospodarki planowej musiano sprzedawać większość gron państwowemu kombinatowi, aczkolwiek udawało się zachować niewielką ilość na własne potrzeby, z których oczywiście powstawało wino.

Szukajcie tej tablicy. (fot. własna)

 

Zmiana ustroju i prywatyzacja państwowych gruntów miała zbawienny wpływ na rozwój winiarni. W 1990 roku rozpoczęto budowę budynków, korzystając wyłącznie z własnych środków. Choć proces ten trwał latami, to po dziś dzień rodzina jest dumna z faktu, że potrafiła zrealizować swój plan bez zewnętrznego finansowania i związanych z nim kompromisów. W międzyczasie powiększano obszar nasadzeń poprzez dokupowanie kolejnych działek. Dzięki temu dziś powierzchnia upraw wynosi 18 ha w 6 stanowiskach – Lapis, Somos, Várhegy, Sátor,  Agyag oraz  Alsó-Bea. Po śmierci ojca w 2014 roku pieczę nad powstawaniem win przejęła jego córka – Anita Magyar, która wprowadziła trochę świeżości i nowoczesności w rodzinnym przedsiębiorstwie.

Piwnice pełne wina. (fot. własna)

 

Anita zabrała nas do przepięknej piwniczki, której wnętrza kryją kilkadzięsiąt beczek oraz tysiące butelek wina, których najstarsze pochodzą jeszcze z końca lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Setki aszú, szamorodnich, maślaczy i fordításów mienią się złotą barwą na piękne podświetlonych półkach, tworząc mistyczną wręcz atmosferę – czuć, że trafiliśmy do świątyni wina. A dlaczego można je nabyć tylko na miejscu? Anita chce, żeby konsument zadał sobie trud odkrycia miejsca z którego pochodzi, bo wtedy będzie w stanie je zrozumieć i docenić. Przyznaję, że takie podejście ma głębszy sens, choć stanowi również wyzwanie – trzeba włożyć sporo wysiłku w budowanie i utrzymanie relacji międzyludzkich – by klienci chętniej i częściej wracali, kupując tutejsze wina.

Tokajskie skarby. (fot. własna)

 

Na szczęście z relacjami międzyludzkimi, empatią i gościnnością nie ma tu problemu – Anita zaprosiła nas do sali degustacyjnej, w której czekały już kieliszki. Po kilku winach pojawił się także pyszny, świeży chleb – wypiekany przez matkę Anity. Degustację zaczęliśmy od Hangavari Lapis Furmint 2018 – świeży, lekki, z dominującymi nutami cytrusów, zielonego jabłka, z solidną dawką kwasowości oraz delikatnie zaznaczoną mineralnością (ocena: ***/****). Następnie spróbowaliśmy tegoroczne wino bazowe do musiaka z parceli Várhegy, wciąż mętne, niefiltrowane, z wyraźnymi aromatami grapefruita, cytrusów i papai – już dziś pokazuje potencjał, ciekawe jak się rozwinie po drugiej fermentacji. Hangavári Hárslevelű Száraz 2017 pochodzi w większości z gron zebranych ze stanowiska Lapis, mamy tu sporo nut polnych ziół, brzoskwinii, cytrusów oraz gruszki, lekką pikantność i solidną dawkę kwasowości – czym sprawia dużo przyjemności, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jest to podstawowe wino producenta (ocena: ***/****).

Klasyczny, owocowy muszkat. (fot. własna)

 

Kolejne wino, czyli Hangavári Sárgamuskotály Száraz 2017 to bomba aromatyczna – mamy tu typowe nuty muszkata, róży, gruszki, polnych kwiatów, lekką kwasowość i delikatną słodycz, co z pewnością spodoba się fanom gatunku (ocena: ***/****). Na nieco wyższy poziom wznosi się Hangavári Furmint Lapis 2017 – dominują tu nuty dojrzałych brzoskwini, gruszek, żółtych jabłek, wyraźnie wyczuwalny jest też wpływ beczki (wanilia) oraz terroir (słona mineralność), a to wszystko świetnie współgra z kremowością i świeżą kwasowością (ocena: ****). Hangavári Száraz Szamorodni 2013 jest bogate w nuty moreli, brzoskwinii, mirabelek, suszonych śliwek, a także miodu, wanili, o świetnej kwasowości i wyraźnej taniczności, z obłędnie długim, owocowym finiszem (ocena: ****). Dekadę starsze Hudácskó Száraz Szamorodni 2003 to już zupełnie inna bajka – charakteryzują je nuty prażonych migdałów, suszonej śliwki, tostu oraz beczki, przy solidnej kwasowości i lekko zaznaczonym cukrem resztkowym (ocena: ***). Rząd win wytrawnych zakończyliśmy Hangavári Furmint Dongó 2013. Mamy tu solidną porcję suszonych śliwek, pikantności, nut beczkowych, słonej mineralności i potężnej, cytrusowej kwasowości – przez co dla wielu może być trudne w odbiorze, ale mnie ono się podoba (ocena: ***/****).

Wytrawny, elegancki furmint z siedliska Lapis. (fot. własna)

 

To był tylko wstęp do bogatej oferty słodkości, których w piwnicy Anity nie brakuje. Hangavári Hárslevelű Félédes 2017 kusi aromatami miodu, moreli, mirabelek, polnych kwiatów, w ustach zaś dominują kandyzowane owoce, a całość posiada świetną równowagę pomiędzy kwasowością i słodyczą. Jedyną rzeczą, która przeszkadza jest nieco wystający alkohol (ocena: ****). Przykładem wymierającej tradycji jest Hudácskó Máslás 2007 – powstałe z zalania osadu po aszú winem wytrawnym. Posiada ono nuty suszonych owoców, miodu, rodzynek, moreli, jest też delikatna słodycz oraz nieprzesadnie wysoka kwasowość, da się wyczuć, że najlepsze lata za nim, ale wciąż trzyma się całkiem dobrze (ocena: ***/****). Ten etap degustacji zamknęło Hangavári Hárslevelű Késői Szüret 2013 o wyraźnych nutach miodu, moreli, brzoskwinii, polnych kwiatów oraz botrytisu, z solidną, acz dobrze zintegrowaną dawką słodyczy i świetną kwasowością, sprawiających, że jest ono niesamowicie pijalne (ocena: ****).

Fordítás, czyli wino z wytłoków po aszú. (fot. własna)

 

Kolejne wino, czyli Hangavári Szamorodni Édes 2013 jest bogate w nudy owocowe: moreli, brzoskwinii, pigwy, mirabelek, a także miodu, botrytisu, z ładną strukturą, z solidną dawką cukru resztkowego i średnią kwasowością – co z resztą nie jest niczym nadzwyczajnym w przypadku tegoż rocznika (ocena: ****). Ciekawiej robi się w przypadku Hangavári Fordítás 2013 – mniej tu świeżych nut owocowych, za to więcej propolisu, wosku, rodzynek, suszonych śliwek, spora słodycz i świetna kwasowość, a na finiszu pojawia się także lekka goryczka. Ekscytujące, skoncentrowane, długie wino (ocena: ****). Płynnie przeszliśmy do kolejnej butelki, która kryła w sobie Hudácskó 5 puttonyos Tokaji Aszú 2006. Wino to zachwyca nutami wosku, suszonych owoców, moreli, brzoskwinii, karmelu, doskonale zintegrowanej słodyczy i potężnej, wibrującej wręcz kwasowości, z lekką nutą mineralną w tle oraz długim finiszem z nutą mirabelek – jest po prostu świetne (ocena: ****/*****).

Wspaniałe, dojrzałe aszú. (fot. własna)

 

Najwięcej działo się jednak na samym końcu, kiedy na stole pojawiły się trzy ostatnie butelki. Hudácsko 6 puttonyos Tokaji Aszú 2007 to dzieło wręcz genialne, mamy tu bujne aromaty cytrusów, miodu, kandyzowanych moreli, mirabelek i pigwy, w ustach ta sama bomba owocowa, wsparta nutami karmelu, skórki pomarańczy, o świetnej koncentracji, potężnej, acz doskonale wtopionej słodyczy i kwasowości, która w normalnym wypadku przyprawiłaby o ból szkliwa – ale nie tu. Po prostu mistrzostwo (ocena: *****). Przy nim osiem lat starsza Hudácskó Tokaji Aszúeszencia to przystojny staruszek, z wyraźnymi nutami karmelu, tytoniu, suszonych owoców, rodzynek oraz orzechów włoskich, o świetnej równowadze między olbrzymią dawką cukru resztkowego, a ostrą jak brzytwa kwasowością i długim, miodowym finiszu. Choć czasu już nie oszuka, to wciąż potrafi (i jeszcze długo będzie mogła) sprawić dużo przyjemności (ocena: ****/*****). Jednak to wszystko zbladło kiedy do kieliszka trafiło Hangavári Tokaji Eszencia 2013. Jest to dotyk absolutu, pokaz winiarskich fajerwerków, aria nut owocowych, ze szczególną dominacją tercetu moreli, brzoskwini oraz pigwy, wspartej nutami kandyzowanych skórek pomarańczy, karmelu, propolisu. Mamy tu potężną koncentrację, olbrzymią wręcz dawkę słodyczy (390 g/l cukru resztkowego), piękną kwasowość i sprawiający wrażenie niekończącego się finisz z nutami mirabelek. Zdecydowanie najlepsze wino całej tokajskiej wyprawy (ocena: *****).

Płynne złoto. (fot. własna)

 

Muszę przyznać – opuszczałem winiarnię Hangavári oczarowany. Nie mogę jednakże zrozumieć, dlaczego tak wspaniałe miejsce wciąż pozostaje nieznanym punktem na winiarskiej mapie regionu. Może to ze względu na bezkompromisowe i nieortodoksyjne podejście właścicieli do kwestii dystrybucji wina, a może ze względu na brak agresywnego marketingu? Trzeba zadać sobie trochę trudu, wsiąść w auto, ruszyć za południową granicę, by odnaleźć perełkę ukrytą w niepozornej uliczce małej węgierskiej wioski. I choć wymaga to czasu i samozaparcia – tutejsze wina wynagradzają to wszystko z nawiązką.

Anita Magyar i jej wspaniałe wina. (fot. własna)

 

W degustacji brałem udział na zaproszenie Anity Magyar.

Mitiszol Fesztivál – naturalne wina Europy Środkowej

Od kilkunastu lat uwaga świata winiarskiego kieruje się ku winom naturalnym – czy to pozbawionym dodatku siarki, czy też z upraw biodynamicznych, powstałym bez użycia drożdży hodowlanych. Spory wpływ na to ma moda na slow food, na odkrywanie prawdziwej esencji tego, co jemy i tego, co pijemy. Na Węgrzech propagatorem tego ruchu (lub stylu życia – co kto woli) jest organizacja Terra Hungarica, zrzeszająca producentów win naturalnych. Ich reprezentantem jest Terroir Club, który posiada sklep internetowy pod nazwą mit iszol? (co pijesz?). Co roku organizuje on w Budapeszcie festiwal win naturalnych, który przyciąga sporą uwagę publiczności. W tym roku i ja pojawiłem się na tej zacnej imprezie.

Publika dopisała. (fot. własna)

 

Mitiszol Fesztivál, bo tak brzmi jego nazwa, to przede wszystkim festiwal win autentycznych, naturalnych, ale nie tylko. Znajdziemy tu też producentów naturalnych soków, syropów, spirytualiów – a także producentów organicznej żywności. Podczas imprezy swoje produkty prezentowało 34 winiarnie z 7 krajów, prezentując 148 win. Dominowały oczywiście lokalne, węgierskie winiarnie, ale silną reprezentację wystawiła także Słowacja, poprzez winiarnie Strekov 1075, Kasnyik Rodinné Vinárstvo czy też Mátyás Családi Pincészet. Co ciekawe, każda z nich jest prowadzona przez Węgrów. Oprócz tego pojawiła się również gwiazda austriackiej sceny winiarskiej – Weingut Nikolaihof z Wachau.

Oprócz win można było także spróbować m.in syropy owocowe. (fot. własna)

 

Przejdźmy zatem do tego, co najciekawsze – win. Wybrałem dla Was najlepsze z nich. Najciekawszym, najbardziej przekonującym z węgierskich win był Losonci Riesling 2015. Jeszcze chyba nigdy nie spotkałem się z tak udaną wariacją tego szczepu. Mamy tu wyraźną nutę naftową, mineralność, cytrusy oraz brzoskwinie, wszystko to przy świeżej kwasowości i delikatnym (6 g/l), aczkolwiek świetnie zintegrowanym cukrze resztkowym. Stoi za nim mały producent z Mátry – Bálint Losonci. Prawdziwa perełka. Ocena: ****. Cena: 4799 HUF (65 PLN).

Najlepszy węgierski riesling, jaki kiedykolwiek piłem. (fot. własna)

 

Dorogi Testvérek, to jeden z wielu ciekawych producentów, który nie był obecny podczas Dnia Tokaju w Warszawie. Każde z prezentowanych przez nich win zrobiło na mnie duże wrażenie. Furmint Előhegy 2015, o wyraźnej nucie waniliowej, brzoskwini, moreli oraz świetnej kwasowości może stanowić za wzorzec wina odmianowego. Ocena: ***/****. Cena: 3999 HUF (54 PLN). W Furmincie Deák beczka usuwa się nieco na drugi plan, pojawia się za to przyjemna pikantność, lekka słodycz oraz wyraźne nuty brzoskwini, mamy tu również więcej ciała. Ocena: ***/****. Najlepszym zaś ich dziełem jest Fordítás 2012, w którym dominują nuty botrytisu, miodu, moreli oraz kandyzowanych owoców. Wyczuwalna jest także oksydacja, kwasowość świetnie balansuje potężna słodycz (ponad 120 g/l cukru resztkowego). Bardzo finezyjne, oleiste, piękne wino. Ocena: ****. Cena: ok. 8000 HUF (108,50 PLN).

Ten fordítás koncentracją przewyższa niejedno aszú. (fot. własna)

 

Kolejnym z odkryć imprezy była winiarnia Janosha von Beőthy z Badacsony. Sprowadza on francuskie szczepy, które sadzi na wulkanicznych stokach góry Csobánc. Warto sięgnąć po Glamour Chenin Blanc 2015, które zachwyca kremowością, nutami wanilii oraz brzoskwini, przy świetnej kwasowości i słonej mineralności. Ocena: ***/****. Bardzo dobry jest także Pinot Grande 2013, czyli pinot noir. Mamy tu sporo nut owoców leśnych, ściółki, trochę czekolady. Bardzo ekstraktywne, jak na wino z tego szczepu. Ocena: ***/****. Bardzo ciekawe jest także Petit Rhone 2013 (Syrah). Owoce leśnie, pikantność, dobra kwasowość oraz sporo ciała – to wszystko znajdziecie w tym winie. Ocena: ***/****.

Chenin blanc z Badacsony. Interesujące. (fot. własna)

 

Z Sopronu przybył Franz Weninger. Posiada on winnice po obydwu stronach granicy – w Austii i na Węgrzech. Jego Fretter Cabernet Franc 2013 charakteryzuje świetna budowa, elegancko ułożone taniny, nuta pieprzu, dojrzałych wiśni oraz czarnych porzeczek. Ocena: ***/****. Cena: 9800 HUF (132,50 PLN). W drugim z jego win, Höllesgrund Kékfrankos 2015 znajdziemy nuty wiśni, czereśni, dojrzałej śliwki oraz skóry. Sporo tu owocu, świetna struktura oraz dobra, trzymająca wszystko w ryzach kwasowość. Jak wszystkie inne wina producenta, i to powstało z biouprawy. Ocena: ****. Cena: 5300 HUF (72 PLN).

Franz Weninger – młody rewolucjonista z Austrii. (fot. własna)

 

Spodobały mi się także wina Zsolta Sütő z winiarni Strekov 1075. Sporo dobrego pisały o nich Butelki Literki Kilometry, więc i ja postanowiłem sięgnąć po osławione butelki. Bardzo spodobało mi się jego Créme # 1, czyli mętny, naturalny musiak powstały z odmiany Dévin. Sporo tu nut oksydacji, mamy tesz suszone figi, skórkę pomarańczy, gruszkę i świetną kwasowość. Trudne do opisania, dziwne, ale przyjemne! Ocena: ****. Ciekawe jest także Pinot Noir 2016, o nutach owoców leśnych, maliny, z świetną kwaskowością. Gdzieś w tle migocze ziemistość oraz ściółka oraz nuta wędzonki. Ocena: ***/****.

Zsolt Sütő – wspaniały winiarz z Strekov 1075. (fot. własna)

 

Koniec końców nadeszła pora na winnicę, która przekonała mnie ostatecznie, by wziąć udział w imprezię, czyli Weingut Nikolaihof. Sprośród siedmiu prezentowanych win szczególnie spodobały mi się trzy. Grüner Veltliner vom Stein 2016 łamie stereotypy nt. tego szczepu. Mamy tu nuty nafty, wyraźną mineralność, sporo owocu (cytrusy, brzoskwinia), świetną kwasowość, a gdzieś na finiszu pojawia się biały pieprz. Ocena: ***/****. Riesling Steiner Hund 2014, czyli wino z najbardziej stromej parceli zachwyca słoną mineralnością, ostrą jak brzytwa kwasowością, nutami cytrusów oraz sporym ciałem. Ocena: ****. Riesling Steinrieslier 2004 pokazuje najlepsze oblicze odmiany – mamy tu zarówno naftę, słoną mineralność, świetną kwasowość, ale też sporo ciała, delikatnie zaznaczone nuty owocowe, lekką pikantność. Bardzo długi finisz. Dla koneserów. Ocena: ****/*****.

Genialne wina z Weingut Nikolaihof. (fot. własna)

 

Z imprezy wróciłem zachwycony, choć udało mi się spróbować może połowy dostępnych win. Nie żałuję, gdyż odkryłem nowe twarze, sięgnąłem po ciekawe butelki i miałem szansę skonfrontować je z tym, z czym miałem do czynienia do tej pory. A co do naturalności i autentyczności w winach – to jest to bardzo ciekawy ruch – kiepskich win było naprawdę niewiele, winiarze zadbali o to, by każdy wrócił zadowolony. Z roku na roku coraz więcej producentów decyduje się zaprzestać stosować pestycydów, by tworzyć wina w zgodzie z naturą i wypada to pochwalić. Motto festiwalu zdradza nam zaś całą prawdę na temat win naturalnych: jesteś tym, czym pijesz.

W imprezie wziąłem udział na koszt własny.