Kopfensteiner Blaufränkisch Eisenberg 2017 – w uścisku „żelaznej góry”

Leżący w południowym Burgenlandzie Eisenberg jest jedną z najmłodszych, ale też najdynamiczniej rozwijających się apelacji w Austii. Stworzona w 2010 roku dla win powstających w 100% z blaufränkischa, obejmuje dziś 515 ha winnic leżących w trzech dystryktach: Güssing, Jennersdorf oraz Oberwart. Najlepsze stanowiska znajdują się jednak wokół wzniesienia Eisenberg, leżącego w granicach miejscowości Deutsch Schützen. Tam swą siedzibę ma Weingut Kopfeinsteiner, średniej wielkości (15 ha) rodzinna winiarnia, która specjalizuje się głównie w jednosiedliskowych blaufränkischach, choć znajdziemy tu także przyzwoite biele, oraz inną specjalność regionu – wino z odmian deserowych, czyli uhudler.

Wzorcowy podstawowy blaufränkisch. (fot. własna)

Ja zaś sięgnąłem po ich podstawową czerwień, czyli Kopfensteiner Blaufränkisch Eisenberg 2017. Jest to kupaż gron tej odmiany z różnych siedlisk, który dojrzewał przez 12 miesięcy w dębowych beczkach. Charakteryzuje go ciemnorubinowa barwa, nos kusi aromatami ciemnych jagód, ciemnych wiśni, czarnego pieprzu oraz przypraw korzennych. W ustach znajdziemy zarówno soczystą owocowość spod znaku czereśni i wiśni amareny, jak i świetną, potężną kwasowość, a także korzenno-ziołową pikantność, oraz krzemową mineralność. Wino średnio-ciężkie, tanina łagodna, gładka, beczka nadała owocom ramy, ale absolutnie nie przysłoniła samego obrazu. Zdecydowanie polecane, stanowi dobry wstęp dla poważniejszych blaufränkischów z tego regionu. Ocena: ***/****. Cena: 7,5 EUR (32 PLN).

Źródło wina: zakup własny w miejscowej winotece.

Odkrywając nieznane wina Gór Bukowych

Spośród 22 regionów winiarskich Węgier międzynarodową sławą i uznaniem cieszy się zaledwie kilka: Tokaj, Eger, Villány i Somló. Nic w tym dziwnego, w końcu posiadają one wielkie tradycje oraz liczącą stulecia historię, a także wspaniałe społeczności, które solidnie przepracowały 30 lat transformacji ustrojowej. Winiarskie Węgry mają jednak do zaoferowania znacznie więcej. Jednym z nieodkrytych, niemalże zapomnianych obszarów produkcji wina są Góry Bukowe. Gdyby zapytać przeciętnego Węgra, czy wie gdzie się znajdują i jakie powstają tam wina, prawdopodobnie usłyszelibyśmy w odpowiedzi: Nie wiem.

Winnice w okolicy Bogács. (fot. własna)

Przyczyny tego stanu rzeczy należy upatrywać w głównie w historii regionu. Winogrady porastały tutejsze wzgórza już w średniowieczu, zaś pierwsze charakterystyczne piwnice wykute w wulkanicznej tufie pojawiły się około XIV wieku. Przez setki lat produkowano tu białe wino, podobne w stylu i charakterze do ówczesnych tokajów. Najważniejszym miastem regionu i centrem handlu od samego początku był Miszkolc, który otrzymał prawo handlu winem w 1503 roku od króla Władysława Jagiellończyka. Wzgórza wokół osady porastały winną latoroślą, zaś na stokach dzielnicy Avas powstały tysiące małych piwniczek. Złoty okres wina z Gór Bukowych miał miejsce w XVIII i XIX wieku, kiedy wpływy z jego produkcji były wyższe, niż te z Tokaju czy chociażby Rustu. Rozkwit obszaru przerwała plaga filoksery z lat 80. XIX wieku, która wraz z rewolucją przemysłową przyniosła kres większości upraw w okolicach Miszkolca.

Jeden z wielu rzędów piwniczek na wzgórzu Avas. (fot. własna)

Zaledwie niewielka część winnic została odnowiona, a zbierane z nich owoce przeznaczano jako bazę do produkcji win musujących. Dodatkowo dzieła zniszczenia dopełniły dwie wojny światowe i wiążąca się z nimi utrata rynków zbytu, a także przymusowa kolektywizacja. W następstwie mechanizacji produkcji pozbyto się starych, mało wydajnych odmian zastępując je plennymi, aczkolwiek mniej wartościowymi szczepami – chociażby leányką, királyleányką czy cserszegi fűszeres.  Ten stan utrzymał się w dużej mierze do lat 90. ubiegłego stulecia, nawet pomimo faktu stworzenia oddzielnej apelacji (1970 r.) dla tutejszych win. Kapitalizm nie zmienił znacząco oblicza regionu, aczkolwiek pojawiły się pierwsze od wielu dekad inwestycje, które były udziałem rodziny Mezei. Dziś są oni największym producentem w Górach Bukowych, dysponują nowoczesną siedzibą i 75 ha upraw. Powstające tu wina (ciche i musujące) regularnie trafiają na półki supermarketów.

Przestronne piwnice winiarni Mezei. (fot. własna)

Około 2010 roku w regionie pojawiła się nowa grupa pasjonatów winiarstwa, którzy zrozumieli, że ratunek dla regionu stanowi postawienie na jakościową produkcję. Pierwszy z nich – Roland Borbély z winiarni Gallay Kézműves Pince zadebiutował w 2012 roku, butelkując wina z niewielkiej parceli ojca w Nyékládháza. Szybko zyskały pozytywne recenzje, co utorowało im drogę do sklepów specjalistycznych i znanych restauracji w Budapeszcie. Dziś rodzina Borbély dysponuje 11 ha upraw, aczkolwiek większość gron wciąż sprzedawana jest luzem.

Winiarnia Zsolta Sándora. (fot. własna)

Zaraz po nim, w Miszkolcu zaczął działać Zsolt Sándor, który próbuje ratować historyczne dziedzictwo wzgórza Avas. Pierwsze parcele nabył w 2011 roku, zaś debiut zaliczył w roku 2013. Po dziś dzień większość gron skupuje u zaprzyjaźnionych winogrodników, zaś swoje winorośle uprawia organicznie. Znany jest przede wszystkim z win powstałych z odmiany cserszegi fűszeres, zarówno w dość standardowym wydaniu, jak i poddanych dłuższej maceracji. Jako jeden z niewielu winiarzy, oprócz Rolanda Borbélya posiada winnice w granicach miasta Miszkolc – głównie w stanowisku Csattos.

Jedna z winnic Rolanda Hajdu. (fot. własna)

Jako ostatni do tego grona dołączył Roland Hajdu, który w 2015 roku założył własną winiarnię w Bogács. Porzuciwszy karierę finansisty powrócił na ziemię przodków, by tworzyć jakościowe wina. Pierwsze dwa lata spędził w przedsiębiorstwie brata, po czym – nie mogąc osiągnąć porozumienia w kwestii jakości – postanowił działać na własną rękę. Dziś jego gospodarstwo zajmuje 2,5 ha w najlepszych stanowiskach w Bogács, Cserépfalu i Mezőkövesd. On, wraz z powyższą dwójką jest też inicjatorem zawiązania Stowarzyszenia Dla Regionu Winarskiego Gór Bukowych (Szövetség a Bükki Borvidékért), którego celem jest odbudowa jakości i sławy tutejszych win. Dziś zrzesza ono kilkunastu członków, będących motorem napędowym regionu. Pierwszym zainicjowanym przez nich projektem jest wino Bükkbor, które będzie powstawało w dwóch wersjach: podstawowej (Classic Bükk) oraz premium (Terroir Bükk). W zamyśle autorów ma się stać ono okrętem flagowym regionu. Udało się również uzyskać konsensus co do zmian w przepisach apelacji, które akutalnie czekają na zatwierdzenie ze strony ustawodawców.

Piękny rząd piwniczek w Bogács. (fot. własna)

Na zaproszenie Rolanda spędziłem dwa dni w okolicy, zapoznając się z jej historią, tradycją i teraźniejszością. Miałem przyjemność spróbować ponad dwadzieścia win, które stanowią wizytówkę tutejszego winiarstwa. Jak wypadły? Większość z nich przeciętnie, by nie powiedzieć słabo, choć znalazło się kilka perełek, które dobrze zwiastują na przyszłość. Należy pamiętać, że wciąż znacząca część producentów nie butelkuje win, sprzedając je luzem w miejscowych piwniczkach, nie zwracając szczególnej uwagi na jakość. Liczy się przede wszystkim ilość i niska cena. Jednak powoli i oni przekonują się, że ten model działania nie ma szans przetrwania, zwłaszcza w starciu z wielkimi przetwórniami, chociażby tymi z regionu Kumanii (Kunság), gdzie produkuje się dużo, i przede wszystkim tanio.

Klasyczne, kremowe chardonnay. (fot. własna)

W tutejszym winiarskim krajobrazie dominują wina białe. Największe wrażenie zrobił na mnie  Roland Hajdu Chardonnay Cherép 2016, kremowe, soczyste, o ładnej strukturze i przyjemnej kwasowości, z wyraźnym wpływem beczki pod postacią wanilii (ocena: ****). Solidną propozycją jest także Sándor Zsolt Cserszegi Miskolc 2016, o pięknych aromatach róży, polnych ziół, wspartych na przyzwoitej kwasowości, lekkiej pikantności i delikatnej goryczce (ocena: ****). Dobrym wyborem będzie także Gallay Bistronauta Fehér 2016, z dominującymi nutami goździków, miodu, jabłka, z przyjemną kwasowością i niewielkim, aczkolwiek pasującym tu cukrem resztkowym (ocena: ***/****). Ciekawostką jest Palmetta Narancs Bor Olaszrizling 2017 – wino pomarańczowe o aromatach mandarynek, zbitego jabłka, olejku różanego, z ładną taniną, przyzwoitą kwasowością, choć mogłoby mieć nieco więcej struktury (ocena: ***/****).

Pikantny, aromatyczny cserszegi fűszeres. (fot. własna)

Czerwonych win jest mniej i niestety prezentują one znacznie niższy poziom. Tu na wspomnienie zasługują trzy: Gallay Bistronauta Vörös, czaruje aromatami dojrzałych wiśni, czereśni oraz malin, nie brakuje mu struktury i kwasowości, a całości dopełnia zgrabna tanina i delikatna nuta beczkowa (ocena: ****); Hajdu Roland Mezőkövesd Dollár Kékfrankos 2016 posiada znacznie mniej ciała, za to potężną kwasowość oraz soczystą owocowość spod znaku wiśni, czereśni i  czarnych porzeczek (ocena: ***/****). Degustowane przeze mnie wcześniej Sándor Zsolt Kétfürtős Kékfrankos Szűztermés 2017 kusi nutami dojrzałych wiśni, czereśni, skóry i goździków, z wyraźnym wpływem beczki oraz solidną kwasowością (ocena: ***). Oczywiście jest to tylko bardzo wąska selekcja, a wspomniani wyżej producenci mają również bardzo ciekawe, aczkolwiek znacznie droższe wina klasy premium.

Odbudowany dom greckiego kupca w Miszkolcu. (fot. własna)

Góry Bukowe są na początku drogi. Czy znajdzie ona szczęśliwe zakończenie? Tego nie wiem. Choć widać pewne inwestycje (jak chociażby odbudowany dom greckiego kupca w dzielnicy Avas w Miszkolcu) to wciąż stanowią one kroplę w morzu potrzeb. Starania kilkunastu zapaleńców mogą okazać się niewystarczające w starciu z ogromem zaniedbań, zacofania i taniego, ale często podłego wina rozlewanego w miejscowych piwniczkach. Byłoby to smutne, biorąc pod uwagę fakt, że tutejsze zbocza są jednymi z najlepszych, najwartościowszych stanowisk do uprawy winorośli na całych Węgrzech – brakuje tylko kogoś, kto wykorzysta drzemiący w nim potencjał i obudzi je do życia. Trzymam za nich kciuki i życzę powodzenia, by im się to udało.

Do Gór Bukowych podróżowałem na zaproszenie Rolanda Hajdu.

Jóo Pincészet – dobra strona Villány

Południe Węgier, a zwłaszcza region Villány kryje w sobie całą masę winiarskich perełek, wciąż czekających na odkrycie. Oczywiście prym dalej wiodą wielcy producenci, którzy zbudowali swe marki podczas niełatwych lat transformacji ustrojowej, aczkolwiek od czasu do czasu na rynku pojawiają się także małe winiarnie z wyjątkowo dobrymi winami, lepiej wpasowującymi się w najnowsze trendy na światowych rynkach. Jednym z takich nowych, stosunkowo młodych producentów jest Joó Tamás Pincészete z Siklós. Rodzina Joó uprawia winorośl i produkuje wino od trzech pokoleń, ale dopiero w ostatnim dziesięcioleciu podjęto się profesjonalizacji  i butelkowania powstających tu trunków. Powierzchnia winogradów zajmuje nieco ponad 4 ha, które – przy dobrych warunkach pogodowych – są w stanie dostarczyć surowca na 20-25 tysięcy butelek wina. Ozdabiają je ciekawe etykiety, za które odpowiada profesjonalne studio graficzne, a nazwy nawiązują do nazwiska rodziny (joó oznacza dobry). Pod koniec kwietnia miałem przyjemność odwiedzić producenta i spróbować czterech win z z jego portfolio.

Pomysłowa etykieta, nieprawdaż? (fot. własna)

Joóreménység Olaszrizling 2018 powstał z gron zebranych ze zboczy wzgórza Tenkes. Fermentował i dojrzewał w stalowych tankach. Barwa bladożółta, w nosie dominują aromaty jabłek, gruszek, polnych kwiatów i ziół, w ustach mamy nieco więcej pikantności, pojawiają się nuty cytrusów, zielonego jabłka, a także delikatna migdałowa goryczka, a to wszystko wsparte jest na solidnej kwasowości. Lekkie, świeże wino, polecane na lato (ocena: ***).  Joó Irsai Olivér 2018 to typowe wino powstałe z owej aromatycznej, lokalnej odmiany. Posiada bladozieloną barwę, w nosie znajdziemy aromaty muszkatu, polnych ziół i świeżo zmielonego białego pieprzu. W ustach dość oszczędne, z dość niską kwasowością, z wyraźnie zaznaczonymi nutami muszkatu i winogron. Finisz krótki, z lekką goryczką (ocena: ***).

Zapada w pamięć… (fot. własna)

Joókedv Kékfrankos Rosé 2018 zaskoczyło przede wszystkim wyjątkowo głęboką, ciemnoróżową barwą. W nosie typowa aromatyka gatunku: truskawki, maliny, poziomki, lekka kremowość. W ustach na pierwszym planie soczysta owocowość spod znaku truskawki i poziomki wsparta solidną kwasowością, jest też kremowość i delikatna pikantność dzięki dodatkowi dwutlenku węgla. Nie ma co się doszukiwać tu głębi, ale jest to bardzo przyzwoite, świeże różowe wino. W sam raz na teras albo piknik w parku (ocena: ***). Joószívvel Bíborkadarka 2018 powstało ze stosunkowo młodej, węgierskiej odmiany, używanej zazwyczaj w kupażach, celem poprawienia ich barwy. I tą cechę widać idealnie – w postaci głębokiej, ciemnopurpurowej szaty. W nosie znajdziemy aromaty dojrzałych wiśni, śliwek, lekką pikantność i nuty ściółki leśnej. W ustach owocowość (ciemna wiśnia, maliny) jest nieco stłamszona, dużo tu suchej taniny i zielonej kwasowości, na finiszu zaś pojawia się lekka pikantność. Nie jestem przekonany do potencjału tej odmiany, zaś samo wino jest niestety przeciętne (ocena: **/***).

Beczki pełne wspaniałego wina. (fot. własna)

Na sam koniec wizyty miałem także możliwość spróbować próbek beczkowych, w tym m.in. kékfrankosa, które już pokazują znacznie większy potencjał, niż zabutelkowane wina, a będą dojrzewać jeszcze przez długie miesiące. Czas pokaże, czy spełnią pokładane w nich nadzieje, ja z pewnością wrócę jeszcze do producenta, by się o tym przekonać. Co do samej osoby winiarza – Tamás okazał się wspaniałym gospodarzem i wyjątkowo miło się z nim gawędziło – widać, że jest to człowiek ze świadomością celu, do którego zmierza. Trzymam za niego kciuki i bacznie będę śledził rozwój win z dobrej strony Villány. Wszytkie opisane można zamówić na stronie producenta, w przyzwoitych cenach (między 23 a 32 PLN).

Tamás Joó – sprawca całego zamieszania. (fot. własna)

W degustacji wziąłem udział na zaproszenie organizatorów konkursu Portugieser du Monde.