Tropami tokajskiej legendy – niezapomniany wieczór z furmintami Úrágya z winiarni Szepsy i Királyudvar

Osiemnaście lat temu w piwnicach Királyudvar powstało wino, które wyznaczyło granicę nowej ery w Tokaju. Stanowiło ono kamień milowy, początek epoki wytrawnych furmintów i hárslevelű, które szybko zdobyły uznanie krytyków i zwykłych konsumentów na całym świecie. Ale wcale nie musiało tak być – moszcz z należącej do rodziny Szepsych parceli Úrágya miał trafić do aszú jako wino bazowe, acz szczęśliwym zrządzeniem losu powstało go zbyt dużo, więc nadwyżkę postanowiono oddzielnie zabutelkować. Po 2 latach od zabutelkowania zauważono, że posiada wyjątkowe bogactwo aromatów i smaków, niespotykane w powstających dotychczas raczej eksperymentalnie winiach wytrawnych.

Legendarne wino w pięknej oprawie… (fot. własna)

 

Minęły niemalże dwie dekady, a ów furmint, stworzony przez dwóch demiurgów tokajskiego winiarstwa – Zoltána Demetera i Istvána Szepsyego obrósł legendą, jako prototyp, praojciec wszystkich jednosiedliskowych, terroirytycznych win z regionu. Kiedy przydażyła więc okazja – być może jedna z ostatnich – na spróbowanie go, musiałem z niej skorzystać. Komentowana degustacja „Szepsy Úrágya 2000-2015, prawdziwa historia furminta-legendy” została zorganizowana przez Gergelya Ripkę, znanego przede wszystkim jako autora przewodnika Tokaj Kalauz oraz bloga Táncolo Medve. W pięknej scenerii salonu Villi Bagatelle zaprezentował on osiem win powstałych między 2000 a 2015 rokiem z gron zebranych z stanowiska Úrágya.

Historię furminta z parceli Úrágya przybliżył Gergely Ripka (fot. własna)

 

Zanim jednak z szczęśliwą dwunastką towarzyszy zabraliśmy się do degustacji owych znakomitości, do kieliszków trafił Hiteles Literes Furmint 2017 od Lajosa Takácsa. Ten znany niegdyś z wspaniałych szomlońskich arcydzieł winiarz po śmierci brata wrócił w rodzinne strony, zaklinając się jednak, że nie wróci do winiarstwa. Przeznaczenie było jednak silniejsze, i Lajos od jakiegoś czasu współpracuje z Gézą Lenkeyem, ale tworzy też wina pod własną etykietą. Hiteles Literes (tł. Uczciwy Litrowy) to 100% furmint, który fermentował i dojrzewał w stalowych tankach, zachowując owocową świeżość. Posiada jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty gruszki, zielonego jabłka i mokrej skały, w ustach czysta nuta gruszkowa, białe jabłko, słona mineralność, wszystko to oparte na solidnej kwasowości i podsypane szczyptą białego pieprzu (ocena: ****).

Solidny furmint od Lajosa Takácsa (fot. własna)

 

Właściwa część degustacji zaczęła się od Szepsy Úrágya Furmint 2015. Jest to wino o jasnozłotej barwie, w nosie dominują aromaty wanili, dalej pojawia się pigwa, gruszka, miód i kremowość, w ustach swoją obecność wyraźnie zaznacza słona mineralność oraz potężna, cytrusowa kwasowość, zaś w tle mamy nuty białego pieprzu, mięty i brzoskwinii. Dość mocno wyczuwalny alkohol, sporo ciała, jeszcze potrzebuje czasu, by pokazać pełnie formy (ocena: ****). Dwa lata starsze Szepsy Úrágya Furmint 2013 ukazuje jeszcze bardziej surowe oblicze – mamy tu złotą szatę, w nosie dominują nuty białego pieprzu, wanilii, suszonych śliwek, prażonej kawy oraz brzoskwinii, zaś w ustach na pierwszym planie mamy suszone owoce: śliwki, morele, brzoskwinie, dalej gruszkę i zielone jabłko, wszystko to jednak przesłonięte potężną kwasowością i sporym alkoholem, na samym końcu pojawia się słona nuta mineralna. Sporo ciała, sporo beczki, ale jakby brakowało tu nieco balansu. (ocena: ****).

Klasyka spod ręki Istvána Szepsyego (fot. własna)

 

Kolejne wino, czyli Szepsy Úrágya Furmint 2011 to chyba najbardziej udana butelka od czasów Királyudvaru. Charakteryzuje ją złota barwa, w nosie czarują aromaty miodu, suszonych owoców, wyraźnie zaznacza się także kremowość i mineralność. W ustach mamy wino krągłe, wręcz oleiste, z nutami suszonych moreli i brzoskwinii, polnych ziół, gruszki, z średnią kwasowością, delikatną goryczką i niewielkim, acz wyczuwalnym cukrem resztkowym. Kompleksowe, eleganckie, długie wino w szczycie formy (ocena: ****/*****). Zupełnie inny jest natomiast Szepsy Úrágya Furmint 2009 – tu doskonale widać nieubłagany upływ czasu. Posiada ono głęboki, złoty kolor, nos na samym początku „zaatakował” smrodkiem siarki i kiszonej kapusty, by po dłuższym utlenieniu ujawnić nuty prażonych orzechów oraz mokrej skały. Usta pełne są słonej mineralności, prażonych orzechów, karmelu oraz umami, wsparte świężą kwasowością i solidną dawką alkoholu. Być może po godzinie lub dwóch pokazałoby nieco więcej potencjału, ale na dziś nie jest to wino, którym można się zachwycać (ocena: ***).

Furmint potrafi pieknie się starzeć (fot. własna)

 

Z kolejną butelką cofnęliśmy się o dwa lata. Szepsy Úrágya Furmint 2007 posiada jasnobursztynową szatę, w nosie rządzi tarte jabłko, mamy też suszone owoce, miód i oksydację – niestety widać, że ta butelka również przegrała z upływem czasu. Usta również nie zachwycają – nie ma tu zbyt wiele kwasowości, dominują nuty tartego jabłka i miodu, jest trochę dżemowości, lekka pikantność, a w tle migocze gdzieś morela. I to by było na tyle, niestety czas nie był dla tego wina łaskawy (ocena:***). Rok starsze Szepsy Úrágya Furmint 2006 okazało się jeszcze słabsze. Jasnozłote w barwie, w nosie na pierwszym planie zaznacza się tarte jabłko, dalej mamy suszoną śliwkę i nuty białego pieprzu, w ustach zaś dominują typowe nuty oksydacji: tarte jabłko, susz owocowy, orzechy, jest też delikatna goryczka oraz dość mocno wyczuwalny alkohol. Sporo też kwasowości, ale wszystko się rozjeżdża, a całość jest po prostu płaska. Próba czasu oblana (ocena: **).

Ta butelka zdaje kłam upływowi czasu (fot. własna)

 

Emocje rosły z każdą kolejną butelką, nic dziwnego, że ekscytacja sięgnęła zenitu, gdy w kieliszkach zawitały wina z Királyudvar. Różnicę w stylu pomiędzy nimi, a późniejszymi winami Szepsych można wytłumaczyć też osobą winiarza – był nim wówczas Zoltán Demeter. Királyudvar Úrágya Furmint 2002 charakteryzuje się głębokozłotą barwą z bursztynowymi refleksami. W nosie zaznaczają się aromaty prażonych orzechów, suszonych owoców, wędzonej śliwki oraz mokrej skały, w ustach zaś znajdziemy oleistą teksturę, nuty suszonych śliwkek, moreli, orzechów, prażonej kawy, miód, umami, a całość spięta jest solidną kwasowością i wyraźnym (wino jest półwytrawne) cukrem resztkowym. Jak na swój wiek trzyma się świetnie (ocena: ****/*****). Gwiazdą wieczoru był jednak Királyudvar Úrágya Furmint 2000 – aczkolwiek potrzebował dłuższej chwili, by całkiem pokazać swoje bogactwo. Obleczony w złotą barwę, w nosie dominują aromaty miodu, moreli, suszonych owoców, dalej zarysowuje się wanilia oraz petrol, w ustach zaś niezwykła koncentracja, oleistość, świetna kwasowość i słona mineralność, które stanowią doskonałą ramę dla wyraźnych nut owocowych: moreli, pigwy i brzoskwinii. Absolutnie świetne, wybitne wino, zwłaszcza w kontekście jego wieku (ocena: *****).

László Alkonyi w trakcie opowieści (fot. własna)

 

Na sam koniec pojawił się László Alkonyi, były dziennikarz nieistniejącego już magazynu Borbárat, a który obecnie jest winiarzem w Tállya. Opowiedział o swoich wrażeniach i historii powstania tego wina oraz współpracy tercetu Antony Hwang (właściciel Királyudvar), István Szepsy (winogrodnik) i Zoltán Demeter (winiarz). Dzięki właśnie tej butelce, koncentrujący się do tej pory na słodkich winach Szepsy postanowił tworzyć jednosiedliskowe furminty, zaś Zoltán Demeter zyskał sławę jednego z najlepszych winiarzy regionu. A sama legenda wielkiego wina okazała się prawdą – do dziś ze świecą szukać butelek, które dorównałyby mu elegancją i bogactwem aromatów, pokazując przy tym niespotykaną dotąd długowieczność.

W degustacji wziąłem udział na koszt własny.