Konyári Pincészet – szczypta śródziemnomorza na balatońskiej riwierze

Pod koniec lata dało wyczuć się w powietrzu, że sytuacja epidemiologiczna powoli zbliża się do wiosennej, dlatego też podjęliśmy z rodziną decyzję o tym, by kilka dni wakacyjnego wypoczynku spędzić w stosunkowo wciąż bezpiecznym miejscem – na południowym brzegu Balatonu. I choć podróż w założeniu miała być poświęcona leniwemu wypoczynkowi na plaży, to udało się znaleźć chwilę, by odwiedzić czołowego producenta z regionu – położoną w Balatonlelle winiarnię Konyári Pincészet. Przedsiębiorstwo założone w 2000 roku przez Jánosa Konyáriego jest dziś znaczącym graczem na lokalnym rynku, uprawiając winogrona na 38 hektarach i produkując ponad 230 tysięcy butelek wina rocznie, powstających głównie z ciemnych odmian winorośli. Uznaniem rangi winiarni było przyznanie zmarłemu w 2017 roku założycielowi tytułu Winiarza Roku 2008. Dziś gospodarstwem z powodzeniem zarządza syn Jánosa – Dániel. Urokliwa siedziba z terasem przywołuje na myśl atmosferę południa Europy, łącząc nowoczesność wraz z historią – jedną z części winiarni jest pochodząca z 1757 roku piwnica, należąca niegdyś do barona Györgya Majthényiego. To w niej w beczkach barrique dojrzewają najdroższe wina rodziny. Ja zaś spróbowałem 3 z nich.

Śródziemnomorska atmosfera na terasie. (fot. własna)

Pierwsze – Konyári Chardonnay 2019 to przyjemna, choć niespecjalnie głęboka biel z gron zebranych w stanowisku Kishegy. Fermentowało w niskiej temperaturze w stalowych zbiornikach, również dojrzewając w stali, na osadzie. W efekcie otrzymujemy wino bladozielonej barwie, aromatach brzoskwini, gruszki, cytrusów, polnych kwiatów, żółtych jabłek. W ustach średniozbudowane, z dość wysokim alkoholem (13,5%) oraz średnią kwasowością. Dużo tu nut owoców pestkowych (gruszka, brzoskwinia, jabłko), a także ziół, trawy oraz imbiru. Niespecjalnie głęboka, ale odświeżająca, przyjemna biel. Ocena: **/*** (84/100 pkt). Cena: 1650 HUF (20,50 PLN).

Chardonnay jakich wiele. (fot. własna)

Kolejne wino to jedna z podstawowych czerwieni producenta – Konyári Cabernet-Syrah 2018. W skład kupażu wchodzą dwa cabernety: sauvignon oraz franc, które dopełnia niewielka zawartość syrah. Dojrzewało w dębowych beczkach. Charakteryzuje je ciemnopurpurowa barwa, w nosie pachnie jeżyną, czarną porzeczką, fiołkami, wanilią, czekoladą, drewnem sandałowym. W ustach gęste, skoncentrowane, z potężną taniną, średnio-wysoką kwasowością, sporym alkoholem (14%), z intensywnością smaków. Znajdziemy tu między innymi nuty czarnych porzeczek, borówek, jeżyn, papryki, wanili, czekolady, drewna oraz dymu wędzalnicznego. Finisz średniodługi, z wyraźną nutą paprykową. Ocena: ***/**** (89/100 pkt). Cena: 2500 HUF (31 PLN).

Przyjemna czerwień w super cenie. (fot. własna)

Ostatnie z trójki – Konyári Sessio 2017 to już zupełnie inna kategoria wagowa. Dojrzewający przez 14 miesięcy w nowych oraz używanych, małych dębowych beczkach kupaż merlota i cabernet sauvignon, potrafi przytłoczyć. Barwa purpurowa, głęboka. Nos kusi aromatami owoców leśnych, jeżyn, wiśni, czarnej porzeczki, czekolady, wanilii oraz fiołków. Usta gęste, skoncentrowane, z potężną kwasowością, wysokim, acz ładnie wtopionym alkoholem (14,5%) i krągłą, acz wyraźną taniną. Kusi intensywnym smakiem dojrzałych, ciemnych wiśni, czarnej porzeczki, papryki, jeżyn, wanili, tytoniu, czekolady i drzewa sandałowego. Finisz długi, z nutą fiołkową. Ocena: **** (91/100). Cena: 6500 HUF (81,50 PLN).

Czerwony mocarz znad Balatonu. (fot. własna)

Biorąc pod uwagę jakość i renomę producenta, to należy uznać, że nie są to wygórowane sumy, zwłaszcza w przypadku win podstawowych. Mamy w końcu do czynienia z najbardziej znaną winiarnią regionu, której butelki znajdziemy w czołowych restauracjach kraju. Owszem, stylistyka win czerwonych dla wielu może wydawać się odstraszająca, gdyż nie każdy lubi tak mocny wpływ beczki. Nie zmienia to jednak faktu, że są to po prostu dobrze skomponowane czerwienie, które powstały ze świetnego surowca, dla którego drewno jest tylko i aż umiejętnie użytym dodatkiem. Niektóre (ale nie opisane we wpisie) wina Konyári są dostępne w ofercie importera www.winotokaj.pl

Źródło wina: zakup własny.

Gere Kopar Cuvée 2013 – potężna czerwień z południa Węgier

Dla lubujących się w winach węgierskich rodziny Gere nie trzeba nikomu przybliżać. Dla tych, którzy ich nie znają, to jest to producent z regionu Villány, gospodarujący na 70 ha upraw leżących w najlepszych stanowiskach w okolicy: Csillagvölgy, Fekete-hegy, Jammertal, Konkoly, Kopár, Ördögárok. Rodzina od 7 pokoleń zajmuje się uprawą winorośli, acz budowniczym współczesnego, prężnie działającego przedsiębiorstwa jest Atilla Gere, który w pierwszych latach po transformacji ustrojowej założył winiarnię i pensjonat. Bardzo szybko, bo w 1994 roku w uznaniu zasług został wybrany Winiarzem Roku, od tamtej pory stopniowo powiększa powierzchnię winnic, w 2002 roku powstają nowe budynki winiarni, a w 2008 roku hotel Crocus. Rodzina uprawia głównie odmiany bordoskie (cabernet franc, cabernet sauvignon, merlot) uzupełnione lokalnymi odmianami, takimi jak chociażby kékfrankos, czy bardzo rzadki dziś fekete járdovány.

Klasyczna czerwień z Villány. (fot. własna)

Gere Kopar jest chyba najsilniejszym i najbardziej znanym symbolem marki Gere. Wino to powstało po raz pierwszy z 1997 roku i z początku powstawało z gron jednego, świetnego stanowiska Kopár. Po kilku latach eksperymentów winiarz doszedł do wiosku, że warto stworzyć kupaż z dodatkiem gron z innych siedlisk, przez co zmuszony był nieco zmodyfikować jego nazwę. Od tej pory powstaje on z trzech odmian winorośli: cabernet franc, cabernet sauvignon i merlot z najlepszych winnic producenta, choć po dziś dzień jego główna część pochodzi właśnie z parceli Kopár. Gere Kopár 2013 dojrzewało przez 16 miesięcy w dębie (60% w nowych beczkach barrique, 40% w dużych, drewnianych kadziach). Jest to wino o ciemnorubinowej barwie, w nosach znajdziemy aromaty jeżyn, czarnej porzeczki, wędzonej śliwki, anyżu, czekolady, skóry. W ustach bogate, z wyraźnie zaznaczoną nutą ciemnych owoców (dojrzałych wiśni, jeżyn, czarnej porzeczki), tytoniu, skóry, ziemi, dymu, czarnego pieprzu, przypraw korzennych. Mamy tu również sporą, ale ładnie ułożoną taninę, przyzwoitą kwasowość, wyraźny alkohol (14%), oraz średniodługi finisz. Złożone, bogate, potężne wino, z całkiem sporym potencjałem dojrzewania. Ocena: ****. Cena: 9610 HUF (123,50 PLN).

Źródło wina: zakup własny.

Małopolskim Szlakiem Winnym – przystanek trzeci – Winnica Wieliczka i Restauracja Gęś w Dymie.

Zaledwie 10 kilometrów na połudnowy-wschód od Krakowa, na wzniesieniu Laskowiec we wsi Pawlikowice znajduje się jeden z najciekawszych puntków na Małopolskim Szlaku Winnym – Winnica Wieliczka. Założone w 2013 roku przez Piotra Jaskółę i Agnieszkę Russeau gospodarstwo zajmuje dziś 15 ha, a oprócz winorośli znajduje się w nim także stary sad i uprawy roślin oleistych (rzepaku, lnu oraz słonecznika), gryki, gorczycy oraz bzu. Winnica zajmuje 8 ha, aczkolwiek ze względu na gęstość nasadzeń właściciele wolą mówić o ilości krzewów, których jest obecnie 25 tysięcy. Od samego początku uprawa prowadzona jest w zgodzie z zasadami biodynamiki, do ochrony roślin stosuje się tylko dopuszczone, naturalne preparaty, takie jak np. herbatki roślinne, czy też proszek do pieczenia, a winiarnia, jako pierwsza w Polsce uzyskała certyfikat uprawy ekologicznej. Podział zadań w gospodarstwie jest jasny: upraw dogląda Piotr, zaś za produkcję wina odpowiada Agnieszka.

W zgodzie z naturą. (fot. własna)

Po krótkim spacerze przez winnicę przystąpiliśmy do degustacji tutejszych win. Jako pierwszy, w kieliszku zagościł jednak Cydr Bzik, w którym oprócz soku jabłkowego znajdziemy także ekstrakt z bzu. Właśnie on stanowi dominantę aromatyczną, w ustach zaś oprócz niego znajdziemy nutę soczystego jabłka, wspartą na solidnej kwasowości i lekkiej słodyczy. Następnie nadeszła pora na Chardonnay 2018 ze stali nierdzewnej. W nosie znajdziemy aromat świeżych jabłek, gruszki, delikatną kremowość, w ustach zaś na pierwszym planie mamy nutę suszu owocowego, dalej zielonego jabłka, cytrusów, mięty, jest też świeża, chrupka kwasowość i delikatna goryczka. Przyjemne (ocena: ***).

Winiarka – Agnieszka Rousseau. (fot. własna)

Bardziej podobało mi się drugie Chardonnay 2018 – tym razem z beczki. W nosie dominują nuty dymne, kremowość oraz wanilia, pojawia się także lekki aromat melona. W ustach dominuje soczysta owocowość spod znaku gruszki i melona, jest także kremowość i dobra kwasowość, a w tle migocze gdzieś słona mineralność. Długi, waniliowy finisz (ocena: ***/****). Dobrze zaprezentowało się  także jedyne w stawce wino różowe – Cuvée rosé 2018. Jest to kupaż powstały z gron merlota i pinot noir. W nosie pachnie truskawkami, poziomkami, czerwoną porzeczką i malinami, w ustach zaś kusi kremowością, soczystą owocowością (truskawki, poziomki) oraz delikatną pikantnością, wspartą na solidnej kwasowości i lekkiej, przyjemnej słodyczy. Jeden z moich faworytów (ocena: ***/****).

Świetny, odświeżający róż. (fot. własna)

Kolejne wina wzbudziły równie duże emocje. Riesling 2018 z późnych zbiorów czaruje zapachami cytrusów, jabłek, ziół i mięty, w ustach zaś dominuje nuta ziołowa, jest też zielone jabłko, cytrusy, dobra kwasowość i lekka słodycz. Przyjemne, dobrze wyważone, poważne wino (ocena: ***/****). Najlepsze nadeszło jednak pod postacią Jantaru 2018. To wino pomarańczowe powstałe z gron wszystkich białych odmian winnicy, zebranych i razem przefermentowanych w jednej kadzi, a potem macerowanych na skórkach przez 5 miesięcy. Charakteryzują go aromaty róży, olejku pomarańczowego, polnych kwiatów i chryzantemy, w ustach zaś dominują nuty herbaciane, polnych kwiatów, miodu, ziół i przypraw korzennych, jest też ładna tanina i solidna kwasowość, a wszystko tworzy spójną, niesamowicie smaczną całość. Zdecydowanie najlepsze wino degustacji (ocena: ****).

Jantar – najciekawsze polskie wino tego lata! (fot. własna)

Następnie do kieliszków trafiło Pinot Noir 2018. To lekkie, świeże wino kusi aromatami malin, truskawek, czerwonych porzeczek, w ustach również znajdziemy dużo soczystej owocowości (malina, truskawka, porzeczki, wiśnia), dobrą kwasowość, kremowość i lekką pikantność. Jest też lekka nuta mineralna i przyzwoita głębia. Wyjątkowo smaczne (ocena: ***/****). Druga z czerwieni – Merlot 2018 jest nieco bardziej dzika. W nosie dominują aromaty owoców leśnych (jeżyn, borówek), jest też czarna porzeczka, czereśnia, ściółka leśna. W ustach soczyste, z wyraźną nutą czarnej porzeczki, ładną taniną i przyzwoitą kwasowością. Nie jest źle, jak na merlota z tak mocno wysuniętej na północ uprawy (ocena: ***/****).

Winnica Wieliczka czeka! (fot. własna)

Na sam koniec dostaliśmy dwa zupełnie różne od siebie stylistycznie i kolorystycznie wina. Jako pierwszy w kieliszkach zawitał Riesling 2017. Uwielbiam tą odmianę, aczkolwiek w tym wydaniu mnie nieco zawiodła. Pachnie on polnymi ziołami, miętą oraz zielonym jabłkiem, w ustach zaś sporo kwasowości, pikantność i wyraźna nuta ziołowa. Alkohol zdaje się nieco wystawać, a na finiszu pojawia się goryczka. Technicznie jest poprawny, ale nie robi wielkiego wrażenia (ocena: ***). Cuvée Regis 2018 to natomiast czerwone wino powstałe z merlota i pinot noir. W nosie charakteryzują je aromaty truskawek, malin, wiśni, w ustach zaś jest soczyste, z dobrym owocem (wiśnia, czereśnia), przyzwoitą kwasowością i delikatną taniną. Lekka, smaczna, nieprzekombinowana czerwień (ocena: ***/****).

Restauracja Gęś w Dymie – magiczne miejsce w Laskowej. (fot. własna)

Po degustacji udaliśmy się do magicznego miejsca położonego w urokliwym Beskidzie Wyspowym – restauracji Gęś w Dymie, gdzie na zaproszenie szefa kuchni – Marcina Pławeckiego – mieliśmy przyjemność spróbować wyjątkowego menu degustacyjnego. Większość produktów używanych w tutejszych daniach pochodzi od miejscowych gospodarzy, zaś kuchnię cechuje sezonowość. Jako przystawkę dostaliśmy świeży chleb z dodatkiem buraków, świeże masło z solą oraz pomidory – dawno nie jadłem tak dobrego pieczywa. Po nim nadeszła pora na właściwe dania – pierwszym z nich był chłodnik na ciepło z koperkiem i szyjkami rakowymi, o delikatnej, lekkiej konsystencji i finezyjnym smaku.

Może by tak raka? (fot. własna)

Następnie podano gotowane raki z sosem béarnaise – i to właśnie lekko kwaśny, kremowy sos stanowił dominantę smakową, ze względu na delikatny charakter i niewielką ilość mięsa. Do raków podaliśmy Rieslinga 2017 z Winnicy Wieliczka, który całkiem dobrze sprawdził się w tym pairingu. Jednak to, co rzuciło mnie na kolana miało dopiero nadejść… Tak – kolejne danie – czyli ślimaki gotowane w bulionie i winie z masłem ziołowym okazały się wręcz niesamowite. Delikatne, rozpływające się w ustach mięso idealnie komponowało się z masłem czosnkowo-ziołowym oraz chrupiącą bagietką. Tu do gry włączyło się Winnica Wieliczka Cuvée rosé 2018, którego świeżość doskonale równoważyła dość tłusty charakter dania.

A może ślimaka? (fot. własna)

Na sam koniec na talerze trafiło to, co mięsożercy lubią najbardziej – czyli stek z rostbefu z jałówki z borowikami na krwisto. Lekko doprawiony solą i pieprzem, soczysty i delikatny, po prostu idealny. Widać, że Marcin Pławecki zna się na swojej robocie, jak mało kto. Tym bardziej zaskakującym jest fakt, że wybrał tak nieoczywiste miejsce na siedzibę restauracji, która w dużym mieście z pewnością zapewniłaby mu większą klientelę. Widać jednak, że tu nie chodzi o pieniądze, a ciszę, spokój, bliskość natury i realizację swoich pasji – a to w Laskowej ma zapewnione. To samo zresztą można powiedzieć o Agnieszce i Piotrze oraz ich wyjątkowej parceli w Pawlikowicach – miejscu nieoczywistym, a jednak magicznym, dającym niesamowite, pełne głębi wina. Czuję, że do Winnicy Wieliczka i Gęsi w Dymie wrócę jeszcze nie jeden raz. Bo lokalnie, smacznie i tak po prostu – szczerze.

Szef kuchni w akcji. (fot. własna)

Do Pawlikowic podróżowałem na zaproszenie Małopolskiego Szlaku Winnego i Gorczańskiej Organizacji Turystycznej, zaś wyjątkową kolację w restauracji Gęś w Dymie spożyłem dzięki uprzejmości szefa kuchni i właściciela – Marcina Pławeckiego.