Neumayer Grillenbart Riesling 2017 – niespodzianka z Traisental

Nowy rok zaczynam z wpisem o winie, którym zamykałem ostatnie 12 miesięcy, i które sprawiło mi niemałą niespodziankę i przysporzyło sporo radości. Wiecie już, że bardzo lubię rieslinga – i poza węgierskimi odmianami znajduje ono szczególne miejsce w moim sercu i na tym blogu. Niestrudzenie sięgam po wina z tego szczepu, gdyż reprezentują niezwykłe bogactwo stylów i aromatów, niezależnie od miejsca pochodzenia. Do tej pory nie miałem jednak szczęścia do rieslingów z Austrii, zawsze wydawały mi się one przesadnie alkoholowe, zbyt ciężkie, o niespecjalnie porywającym smaku. Stereotyp powstały na bazie doświadczenia padł jednak dość szybko, gdy otworzyłem butelkę pochodzącą z winiarni Weingut Neumayer z Traisental. Ten niewielki producent uprawia winną latorośl na 15 ha w okolicach Inzersdorf ob der Traisen, tworząc wina z czterech jasnych odmian winorośli: grüner veltlinera, rieslinga, pinot blanc oraz sauvignon blanc.

Klasyka gatunku. (fot. własna)

 

Neumayer Grillenbart Riesling 2017 to jedna z podstawowych etykiet winiarni. Mamy tu jasnozłotą barwę, po otwarciu pojawiaja się pewna ilość bąbelków, które dość szybko się ulatniają. W nosie dominują aromaty limonki, grapefruita, mokrej skały oraz białego pieprzu. W ustach intensywnie owocowe, z nutami brzoskwinii oraz gruszki, o świetnej cytrusowej kwasowości, lekkiej pikantności i z wyraźnym cukrem resztkowym, zaś w tle swą obecność delikatnie zaznacza słona mineralność. Świetnie pijalne, lekkie, niezwykle udane wino, po które z pewnością wrócę podczas wyprawy do Austrii. Ocena: ****. Cena: 16,60 EUR (71 PLN).

Źródło wina: otrzymane w prezencie od czytelnika.

Koch Olasz Módi 2017 – włoska robota z Hajós-Bajai

Jeśli miałbym wymieniać regiony winiarskie, które nie wzbudzają na Węgrzech mojego szczególnego zainteresowania, to Hajós-Bajai byłby prawdopodobnie na jednym z pierwszych miejsc tego rankingu. Nie jest to raczej spowodowane ignorancją, po prostu nigdy nie natrafiłem na tamtejsze wino, które wzbudziłoby we mnie chociażby cień zachwytu. Słyszałem i czytałem wiele o uroczych rzędach piwniczek, przepięknych winiarniach, schludnych, szwabskich miasteczkach (tak – ten obszar zamieszkany jest w dużej mierze przez węgierskich Szwabów), ale nijak się to miało do spotykanych przeze mnie butelek (a raczej ich zawartości). Zresztą nic dziwnego – jest on terra incognita nawet dla samych Węgrów, choć tutejsze wina można spotkać na półkach niemalże każdego supermarketu. Najbardziej znanym lokalnym specjałem są wina lodowe i wermuty, choć powstają też ciekawe wina czerwone (z odmian: kékfrankos, zweigelt, cabernet sauvignon, kadarka) jak i białe (z olaszrizlinga, rieslinga, chardonnay i cserszegi fűszeres).

Włoski feeling? No nie wiem… (fot. własna)

 

Nie tak dawno dostałem w prezencie butelkę od największego producenta z regionu – Koch Borászat. Jest to rodzinna firma założona Csabę Kocha, przedstawiciela dziesiątego pokolenia szwabskich winogrodników, którzy przybyli na te tereny w pierwszej połowie XVIII wieku. Założone w 1991 przedsiębiorstwo obejmuje dziś 130 ha upraw w Hajós-Bajai, oraz kolejne 9 ha w Villány, zatrudniając około 70 osób i produkując około 800 tysięcy butelek rocznie, w szerokim portfolio stylów i odmian. W 2014 roku zostało nagrodzone tytułem „Winiarni roku”, zaś jego właściciel został przyjęty w poczet członków Węgierskiej Akademii Wina. A jak smakuje Koch Olasz Modi 2017? Mający przywoływać włoski styl życia (stąd nazwa) kupaż powstał z gron odmian riesling, olaszrizling, chardonnay i cserszegi fűszeres. Posiada on jasnozieloną barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty cytrusów, muszkatu, polnych kwiatów i ziół oraz biały pieprz, zaś w ustach dominują nuty limonki, grapefruita, oraz białych winogron, dalej pojawiają się polne zioła, mięta i trochę nut zielonego jabłka, a w ryzach trzyma to wszystko całkiem przyzwoita kwasowość. Finisz niezbyt długi, z wyraźną dominacją polnych kwiatów i zielonego jabłka. Ocena: ***, cena: 1299 HUF (17 PLN). Jak na swoją kategorię cenową, to jest to bardzo przyzwoite, lekkie wino, idealne do codziennego spożycia, choć nawiązania do włoskości nie wyczułem. Na próżno szukać tu głębi, ale trudno się jej spodziewać po prostej, supermarketowej flaszce za niecałe dwie dychy.

Źródło wina: otrzymane w prezencie.

J.J. Prüm Wehlener Sonnenuhr Riesling Spätlese 2009 – powiew świeżości znad Mozeli

Choć zazwyczaj ironią jest nazywanie dziewięcioletniego wina świeżym, to mozelskie rieslingi posiadają sporo cech, które pozwalają im zachować żywotność i orzeźwiać, nawet po wielu latach. A jeśli jeszcze mamy do czynienia z trunkami pochodzącymi od tak wielkiej winiarni jak J.J. Prüm, to możemy być pewni wysokiej jakości. Powstała ona w 1911 roku wraz z rozłamem w rodzinie Prüm, która zajmuje się winogrodnictwem w regionie od ponad 400 lat. Piękna siedziba znajduje się nad brzegiem Mozeli w Wehlen, dokąd trafiają grona z 14 ha winnic, położonych w stanowiskach: Wehlener Sonnenuhr, Graacher Himmelreich, Bernkasteler Lay, Bernkasteler Badstube and Zeltinger Sonnenuhr.

Zegar tyka. Upływu czasu nie widać (fot. własna)

 

J.J. Prüm Wehlener Sonnenuhr Riesling Spätlese 2009 to typowy przykład, jak doskonale potrafią rozwijać się mozelskie rieslingi w butelce. Wino to posiada jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty marakui, cytrusów, miodu, petrolu oraz krzemienia. W ustach na pierwszym planie zaznacza się słona mineralność, dalej następują nuty dymne, cytrusy, zielone jabłko oraz lekka goryczka. Bardzo dobra równowaga między potężną, cytrusową kwasowością, a wyraźną słodyczą. Jednocześnie potężne i delikatne. Odświeżające, lekkie, między innymi dzięki zaledwie 8% alkoholu. Ocena: ****/*****.

Źródło wina: zakup własny.