Budapest Borfesztivál – festiwal straconej szansy

Lubię festiwale winiarskie. Od wczesnej wiosny, aż pod sam koniec jesieni wyznaczają niejako okres, kiedy chce się wyjść z domu i spotkać ze znajomymi przy kieliszku wina. Najlepiej pod gołym niebem, w otoczeniu innych, zafascynowanych tym napojem ludzi. Festiwale są prawdziwym świętem wina, imprezami, które aktywnie promują kulturę winiarską oraz egalitaryzm – wino powinno być dostępne dla przeciętnego Kowalskiego.

Wyjątkowa sceneria. (fot. własna)

 

W tym celu przed ponad ćwierćwieczem powstał Budapesztański Festiwal Wina. Impreza z roku na rok zyskiwała na renomie, w pewnym momencie przeniesiono ją na Zamek Królewski w Budzie, ustawiono bramy i zaczęto pobierać opłaty. Nie byłoby w tym nic dziwnego – organizacja kosztuje, ochrona kosztuje, a i miejscowych pijaczków też trzeba jakość odseparować. Argumenty zupełnie zrozumiałe. Jednak w pogoni za zyskami organizatorzy zaczęli podnosić ceny biletów, oraz opłaty za stoiska. Choć strategia ta przez kilka lat przynosiła im solidne zyski, to w pewnym momencie osiągnięto szklany sufit. Liczba gości przestała rosnąć (a wręcz zmniejszyła się), wraz z nim spadła chęć do wystawiania się przez winnice. W porównaniu z moją ostatnią wizytą na tej imprezie (3 lata temu) zauważyłem drastyczny spadek liczby gości, oraz zdecydowanie mniejszą liczbę stoisk. Nic dziwnego – nieoficjalnie słyszałem, że koszt wystawienia wynosi około 500 000 HUF (ponad 6 600 PLN), i jest to suma, której nie sposób odzyskać. W tym momencie obecność na takiej imprezie nie ma biznesowego znaczenia, jest jedynie sprawą prestiżu – na który zazwyczaj mogą sobie pozwolić tylko najwięksi producenci.

Tłumów nie widać. (fot. własna)

 

Tu dochodzimy do kolejnego problemu – jeśli tylko najwięksi i najbogatsi mogą się wystawiać, to w zasadzie trafimy na wina, które w większości znajdują się na supermarketowych półkach. Dla prawdziwych winofanów, głodnych nowych wyzwań, ciekawych smaków jest to po prostu strata czasu. Owszem, można znaleźć kilka wyjątków, ale ogólnie więcej tu komercji, aniżeli rzadkich, butikowych win. Mimo wszystko, pośród ponad dwudziestu próbek udało mi się znaleźć kilka ciekawych butelek od małych producentów.

Z czasem liczba odwiedzających rosła, choć wciąż mogło być ich więcej. (fot. własna)

 

Balassa Szamorodni 2013 to słodkie wino ze świetnego rocznika. Kusi głęboką, złotą barwą, w nosie dominują aromaty moreli, pigwy, brzoskwinii i miodu, w ustach zaś na pierwszym planie pojawia się spora słodycz, którą idealnie równoważy świetna kwasowość. Sporo tu czystego owocu (nuty moreli i pigwy), wino jest krągłe, oleiste, z długim finiszem (ocena: ****/*****). Koncentracją i jakością bije na głowę wiele poważnych aszú.

Wyśmienity szamorodni. (fot. własna)

 

Gál Késői Szüretelésű Rajnai Rizling 2017 to drugi z moich osobistych wyborów. Podczas mojej niedawnej wizyty w winiarni jeszcze nie był dostępny, na potrzeby festiwalu zabutelkowano jednak kilkanaście butelek. Posiada jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty miodu, brzoskwinii, moreli oraz polnych ziół. W ustach sporo przyjemnego owocu (grapefruit, cytrusy, później gruszka), świetny balans pomiędzy soldiną dawką słodyczy (84 g/l), a świeżą kwasowością (7,5 g/l), mamy tu także nuty polnych kwiatów, mięty, oraz średniodługi finisz. Jeszcze bardzo młode, potrzebuje co najmniej kilku-kilkunastu miesięcy w butelce, by pokazać swój potencjał (ocena: ***/****).

Wspaniałe wino z świetnego rocznika. (fot. własna)

 

Trzecim, i ostatnim z win, które zapadło mi w pamięć był Gizella Szíl-völgy 2017. O ile wcześniejszy rocznik mnie nie zachwycił, to o zeszłorocznym mogę mówić tylko w samych superlatywach. Barwa jasnozielona, w nosie na pierwszym planie cytrusy i polne zioła, dopiero po chwili pojawia się nuta brzoskwini oraz moreli. W ustach sporo soczystego owocu, nuty brzoskwini, gruszki i moreli, delikatnie zaznacza się także beczka, jest tu trochę wanilii, mamy też słoną mineralność, średnią kwasowość, a na finiszu pojawia się zielone jabłko. Wino jest bardzo dobrze ułożone, wielowarstwowe i choć młode – jest już gotowe do picia (ocena: ****)

Organizatorzy okazują przywiązanie do miasta. (fot. własna)

 

Poza tymi butelkami trafiłem na całą masę przyzwoitych, jak również przeciętnych miejscowych win, które z pewnością nie świadczą źle o miejscowym winiarstwie. W to ciepłe, piątkowe popołudnie sprawiały sporo przyjemności. Szkoda tylko, że jest to wycinek rynku, wycinek, któremu daleko do reprezentatywności, bo w gruncie rzeczy prezentuje tylko komercyjne projekty, które stać na spory wydatek, związany z udziałem w imprezie. Co do odwiedzających – oprócz tego, że zmniejszyła się liczba gości, zmienił się także ich skład – obecnie można zauważyć, że sporą część publiki stanowią zagraniczni turyści. Ich stać, by wydać kilkanaście, czy kilkadziesiąt tysięcy forintów na kilka win i przękąsek. Węgier dwa razy się zastanowi i pewnie pójdzie do winebaru – bo i lepsza selekcja, a i ceny niższe. Quo vadis, budapesztański festiwalu wina?

W festiwalu wziąłem udział na koszt własny.

Gál Szőlőbirtok és Pincészet – wizyta w winnym ogrodzie Budapesztu

Choć wzgórza Budapesztu przez stulecia porastała winorośl, dziś nie znajdziemy jej w krajobrazie miasta. Śmiertelny cios winogradom zadała plaga filoksery, a w miejsce upraw pojawiły się zabudowania mieszkalne. Dziś, by znaleźć się w winnicy musimy opuścić granice miasta i udać się 25 kilometrów na południe do położonej na wyspie Csepel miejscowości Szigetcsép (region winiarski Kunság), na skraju której znajduje się winiarnia rodziny Gál. To rodzinne przedsiębiorstwo powstało w 1994, kiedy pracujący dotychczas w miejscowym kombiniacie Gálowie odkupili ponad 60 ha nasadzeń. Przez pierwsze kilka lat zajmowano się tu tylko uprawą i sprzedażą winogron, dopiero w 2004 roku rozpoczęto produkcję własnego wina.

Budynek, w którym mieści się winiarnia. (fot. własna)

 

Dziś uprawy zajmują 66 ha na wyspie Csepel (w miejscowościach Szigetcsép, Szigetújfalu oraz Szigetszentmarton), oraz 10 ha (nabyte w 2011 roku) w miejscowości Lesencetomaj na północnym brzegu Balatonu. Odmiany, które tu znajdziemy to: riesling, olaszrizling, pinot gris, ezerjó, cserszegi fűszeres, nektár, chardonnay, sauvignon blanc, kékfrankos, pinot noir oraz cabernet sauvignon. W związku z ograniczonymi mocami produkcyjnymi zaledwie 20-30% gron jest przerabiana na miejscu, resztę sprzedaje się innym producentom. Pozwala to na dokładną selekcję gron i produkcje wysokiej jakości win. W 2013 roku w uznaniu zasług, winiarka Éva Digniszné Gál została uhonorowana przez Węgierską Akademię Wina tytułem „Winiarza Roku”. Jej mąż – Csaba Gál odpowiada za uprawy, zaś rodziców w codziennej pracy wspiera syn – również Csaba, który niedawno ukończył studia enologiczne na Uniwersytecie Corvinusa w Budapeszcie. Moim przewodnikem była jego siostra – Zsuzsanna Gestas-Gál – która odpowiada w rodzinnej firmie za marketing i promocję.

Dojrzewające grona cabernet sauvignon. (fot. własna)

 

Przed budynkiem rozpościerają się uprawy cabernet sauvignon, który w połowie sierpnia potrzebował jeszcze kilku tygodni, by uzyskać pełną dojrzałość – a mimo to, zbiory w tym roku będą jednymi z najwcześniejszych w historii. Wizytę w winiarni rozpoczęliśmy w przetwórni, w której znajdują się stalowe tanki (o łącznej pojemności 1800 hl) oraz kilkanaście beczek, powstałych z węgierskiego dębu. To w nich dojrzewają dobrze zbudowane wina białe oraz czerwone. Obok głównego budynku znajduje się nowy magazyn zbudowany z prefabrykatów, który stał się koniecznością przy rosnącym popycie na tutejsze produkty. W nim mieści się kilka tanków, oprzyrządowanie do butelkowania, a także tu składuje się zabutelkowane wina – dzięki klimatyzacji mogą one dojrzewać w stałej, niskiej temperaturze. Pomimo sporej roli mechanizacji przykłada się tu szczególną uwagę do tego, by tutejsze produkty odzwierciedlały charakter miejsca, z którego pochodzą, a nie były tylko anonimowymi, przemysłowymi winami.

Stalowe tanki, w których powstaje tutejsze wino. (fot. własna)

 

Głównym celem mojej wizyty była oczywiście degustacja. Gospodyni – Zsuzsanna Gestas-Gál zaprezentowała osiem win, które stanowią co prawda zaledwie wycinek całej oferty, ale doskonale oddają charakter tutejszego terroir. Pierwszym z nich była absolutna nowość w ofercie – dzieło jej brata – Gál Jóbarát Gyöngyözőbor 2017 – lekki, przyjemny musiak powstały z gron odmian szürkebarát (pinot gris) oraz ezerjó – stąd też jego nazwa. Posiada jasnozieloną barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty cytrusów, trawy, zielonego jabłka, które również znajdują swoje odbicie w ustach. Wszystko oparte na świetnej kwasowości, delikatnie wysycone dwutlenkiem węgla, z lekką pikantnością, do której dochodzą nuty gruszki i brzoskwini. W sam raz na ciepłe, jesienne wieczory. Ocena: ***.

Lekki, owocowy musiak – w sam raz na koniec lata. (fot. własna)

 

Gál Szigetújfalui Olaszrizling 2017 to jedna z podstawowych etykiet winiarni. Mamy tu jasnozieloną suknię, w nosie dominują nuty trawy, cytrusów, polnych ziół oraz migdałów. W ustach lekkie, świeże, z solidną dawką kwasowości oraz cytrusowo-jabłeczną owocowością. Nie szukajcie tu głębi, ani finezji – jest to proste, ale bardzo pijalne, przyjemne wino. Ocena: ***. Nieco ciekawszy jest Gál Szigetújfalui Rajnai Rizling 2017. Choć daleko mu do niemieckiego pierwowzoru, to można wyczuć charakter odmiany, co pośród węgierich rieslingów jest rzadkością. Posiada jasnozłotą barwę, w nosie dominują aromaty polnych kwiatów, cytrusów oraz brzoskwini, pojawia się także lekka nuta naftowa. W ustach wyczujemy sporo dobrego owocu (limonka, cytryna, gdzieniegdzie przebija się zielone jabłko), są też polne zioła, słona nuta mineralna oraz delikatna goryczka, lecz kręgosłup stanowi świetna, potężna kwasowość. Ocena: ***.

Zsuzsanna Gestas-Gál opowiada o produkcji win. (fot. własna)

 

Następnie nadeszła pora na Gál Balaton-melléki Chardonnay 2017. Mamy tu typową dla tej odmiany jasnozłotą barwę, w nosie dominują nuty melona, cytrusów, zauważalna jest także kremowość. W ustach kremowe, maślane, o lekkiej kwasowości, z nutami melona, cytryny oraz z delikatnie wyczuwalną mineralnością. Dla fanów gatunku – mnie nie porwało, ale nie przepadam za winami z tej odmiany. Ocena: ***. Gál Szigetújfalui Cserszegi Fűszeres 2017 to zupełnie inny rodzaj wina – lekkie, mocno aromatyczne, które idealnie gasi pragnienie latem, doskonale nadaje się także jako baza sprzycerów. Posiada ono jasnozieloną barwę, w nosie zaznaczają się aromaty polnych kwiatów, bzu, muszkatu, białego pieprzu. W ustach dominują nuty owocowe – grapefruita, ananasa, papai, mango, jest też świeża kwasowość oraz delikatna goryczka. Niestety – co często jest charakterystyczne dla win z tej odmiany – brakuje tu głębi, aromaty dość szybko się ulatniają, a sama kwasowość to za mało, by utrzymać to wszystko w ryzach. Mimo wszystko jest to bardzo dobry kompan terasowych posiadówek. Ocena: **/***.

Bardzo przyjemny róż z kékfrankosa. (fot. własna)

 

Znacznie więcej ciekawego dzieje się w kolejnym winie – Gál Szigetújfalui Kékfrankos Rosé 2017. W tym konkretnym przypadku mamy łososiową barwę, w nosie dominują aromaty świeżych poziomek, truskawek, malin, jest też kremowość oraz pikantność. W ustach widać kontynuację – tu również sporo dobrego, czystego owocu (poziomka, truskawka), rześka kwasowość, przyzwoita struktura, pojawia się także lekka pikantność. Pomimo niemalże kompletnej wytrawności ma się wrażenie lekkiej słodyczy, wino jest bardzo pijalne. Nie bez kozery pani Éva Gálné Dignisz jest nazywana „Królową różu” – bo właśnie ten styl daje tu najlepsze rezultaty. Ocena: ***/****. Czas gonił, dlatego też prędko przeszliśmy do kolejnej butelki – Gál Balaton-felvidéki Cabernet Sauvignon 2016. To czerwone wino, o purpurowej barwie, w nosie dominują nuty owoców leśnych, czarnej porzeczki, kawy, tytoniu oraz mokrej ściółki. W ustach na pierwszym planie pojawia się czarna porzeczka, dalej mamy owoce leśne, skórę, pieprz oraz świeżą kwasowość. Wino jest średniozbudowane, owoc w żaden sposób nie jest stłamszony, pojawia się także lekka pikantność, nadająca mu pazura. Dobry wybór do dań z grilla i czerwonego mięsa. Ocena: ***/****.

Poważna czerwień znad Balatonu. (fot. własna)

 

Na zakończenie degustacji w kieliszku znalazł się Gál Késői Szüretelésű Szürkebarát 2016. Jest to słodkie wino z późnych zbiorów, powstałe z winogron pochodzących z parceli nad Balatonem. Posiada jasnozłotą barwę, w nosie dominują aromaty brzoskwini, moreli, suszonych owoców oraz miodu. W ustach dość neutralne, lekko zaznaczają się nuty moreli, miodu, sporo tu cukru resztkowego, którego moc równoważy świeża, cytrusowa kwasowość. Delikatne, mało aromatyczne wino, najlepiej do spożycia solo, gdyż deser może stłamsić jego neutralny charakter. Mimo wszystki sporo tu jakości, czysty, dobry owoc oraz pijalność – fani słodyczy zdecydowanie będą na tak. Ocena: ***/****.

Słodycz z późnych zbiorów. (fot. własna)

 

Udając się na wizytę winiarni rodziny Gál doskonale wiedziałem, że nie znajdę wina, które kompletnie mnie oczaruje, obezwładni, sprawi, że będzie śniło mi się po nocach (zresztą to prawie nigdy mi się nie zdarza). Spodziewałem się natomiast solidnego poziomu, zwłaszcza kategorii win na codzień (15-45 PLN), dobrej interpretacji miejscowego terroir i oddania charakteru odmiany – i to wszystko się sprawdziło. Tutejsze produkty reprezentują drogę środka – charakteryzuje je świetna relacja ceny do jakości, świeżość, owocowość, lekkość – wszystko to, czego oczekuje rynek, jednocześnie bez konieczności kompromisu w kwestii chociażby wielkości produkcji. Dzięki temu zdobyły sobie grono wiernych fanów, do których właśnie dołączyłem.

W degustacji wziąłem udział na zaproszenie Zsuzsanny Gestas-Gál. Wina Gál importuje do Polski firma Caspian Trade.

Lato, plaża i wino – Gilvesy Bohém Cuvée 2016

Kolejny już przystanek na winiarskiej mapie Balatonu to Gilvesy Pincészet z Hegymagas. Tutejsze winnice znajdują się kilka kilometrów na północ od brzegu węgierskiego morza, na stokach wygasłego wulkanu Szent György-hegy. A skoro wulkan – to i wyjątkowe, bazaltowe podłoże nadaje tutejszym winom charakterystyczną, słoną mineralność. Na nim rośnie 15 ha winnej latorośli należących do Róberta Gilvesyego, który zakochał się w tutejszym krajobrazie i przeniósł się tu z dalekiej Kanady. Odkupił zrujnowany budynek winiarni należący niegdyś do Esterházych i przeprowadził gruntowną odbudowę łącząc dawne elementy z nowoczesnym, przemysłowym designem. W okolicy znalazł też współpracownika – Mártona Rupperta – z którym tworzą ciekawe, warte uwagi wina. Powstają one z odmian: riesling, olaszrizling, furmint oraz sauvignon blanc. Co ważne – całość upraw jest ograniczna. Poza Szent György-hegy posiadają również 7 ha na innym wzniesieniu – Tagyon-hegy, z których powstaje osobna seria – Martinus.

A był w tej bajce smok? (fot. własna)

 

Zdecydowanie najpopularniejszym z tutejszych win jest Bohém Cuvée – kupaż powstały z czterech uprawianych tu odmian, z czego ponad 55% stanowi olaszrizling. 95% wina dojrzewa w stalowych tankach, tylko 5% (riesling) spędza miesiąc w beczce. Mamy tu bladozieloną, jasną barwę. W nosie dominuje nuta kwiatowa, pojawiają się także aromaty cytrusów, trawy oraz mineralność. Usta lekkie, świeże – dzięki solidnej kwasowości, nutach cytrusów, trawy, mięty, dalej mamy delikatną, migdałową goryczkę i słoną mineralność. Zwiewne, proste, przyjemne – w sam raz na środek lata. Ocena: ***. Cena: 1699 HUF (22,50 PLN). Co ciekawe – wino to (a w zasadzie jego wcześniejsze roczniki) posłużyło jako inspiracja do stworzenia festiwalu Bohém Légyott, który odbywa się rokrocznie w winnicy pod koniec czerwca.

Źródło wina: zakup własny w supermarkecie sieci Aldi. Dostępne także w sieci Bortársaság w nieco wyższej (1950 HUF) cenie.