Somlói Juhfark Ünnep – krocząc po utartym szlaku

Uwielbiam powracać na górę Somló. To jeden z tych zaklętych, magicznych zakątków węgierskiej ziemi, do którego wciąż nie dotarła masowa turystyka, a które słynie ze wspaniałych, potężnych i długowiecznych win. Choć uprawia się tu wiele odmian – przede wszystkim olaszrizlinga, furminta, hárslevelű i juhfarka – to właśnie ta ostatnia, autochtoniczna odmiana jest perłą w koronie tego wygasłego wulkanu. Jej uprawy zajmują nieco ponad 100 ha, a powstające z niego wina doskonale oddają charakter miejscowego, bogatego w minerały terroir. Przez wieki był składnikiem słynnych w Europie szomlońskich kupaży, dopiero w ostatnich dziesięcioleciach zyskał na znaczeniu jako czyste wino jednoodmianowe.

Somló w pełnej krasie. (fot. własna)

 

Powodem mojej wizyty w Somló była trzecia już edycja Święta Juhfarka (Somlói Juhfark Ünnep) organizowana przez winiarnię Tornai Pincészet. Jest to wyjątkowa impreza mająca za cel promocję i prezentację tej wyjątkowej węgierskiej odmiany. Najważniejszą jej częścią jest oczywiście otwarta degustacja win pochodzących od tutejszych producentów, będąca niejako forum i miejscem porównania różnych stylów win z juhfarka. W tym roku swoje wina przesłało 12 producentów (z zapowiedzianych wcześniej 15), aczkolwiek przedstawicieli winiarni było jeszcze mniej. Wypada wspomnieć, że tegoroczna edycja odbyła się tydzień wcześniej w stosunku do poprzednich (w trzecią, a nie jak dotychczas czwartą sobotę września).

Miejsce imprezy – winiarnia rodziny Tornai. (fot. własna)

 

Większość zaprezenowanych win pochodziła z 2016 i 2017 roku, zaledwie niewielką część stanowiły starsze wina i one prezentowały najrówniejszy poziom. Spośród nich najlepsze wrażenie zrobiły dojrzałe juhfarki z winiarni Fekete Pince – Fekete Juhfark 2011 – o głebokiej, złotej barwie, w nosie częstujący aromatami krzemionki, suszonych owoców, białego pieprzu i szczypty wanilii, zaś w ustach zachwycający świetną kwasowością, słoną mineralnością, nutami białego pieprzu, suszonej śliwki, sporym ciałem i kremowością, a na finiszu pojawia się jeszcze migdałowa goryczka (ocena: ****). Cztery lata młodszy Fekete Juhfark 2015 zwiastuje nieco inny styl – mamy tu jasnozłotą barwę, w nosie królują suszone morele, brzoskwinie, wyraźnie zaznaczona jest mineralność i aromat świeżo mielonego białego pieprzu, w ustach sporo jest wyraźnych nut owocowych (suszone morele, śliwki, brzoskwinie), jest też słona mineralność, pikantność oraz sporo ciała. W ryzach to wszystko trzyma ostra jak brzytwa kwasowość. Na finiszu pojawia się przyjemna nuta pigwy (ocena: ****).

Klasyczny, dojrzały juhfark od Béli Feketego. (fot. własna)

 

Solidnie zaprezentowały się również wina od gospodarza – Tornai Pincészet. Moją uwagę zwrócił przede wszystkim Tornai Selection Grófi Juhfark 2016 – posiada złotą suknię, w nosie wyczuwalne aromaty krzemowe, wanilii, kremowości i miodu, w ustach zaś zachwyca nutami moreli, suszonych śliwek, słoną mineralnością i świetną kwasowością. Sporo tu ciała, posiada kremową teksturę i długi, mineralny finisz  (ocena: ***/****). Bardzo dobrze wypadło również Tornai Prémium Juhfark 2016 – o bladozłotej barwie, w nosie wycofany, z delikatnymi nutami kremowymi, białych owoców oraz wanilii, w ustach zaś mamy sporo nut soczystego owocu, cytrusów, suszonych moreli, brzoskwinii, maślaną kremowość oraz świeżą kwasowość. Wino to prezentuje lekki, owocowy styl, który wielu winomanom z pewnością się spodoba (ocena: ***/****).

Lekki, owocowy styl juhfarka. (fot. własna)

 

Jak zwykle świetne wrażenie zrobiły na mnie wina Tamása Kisa. Jego Somlói Vándor Juhfark 2016 mógłby stanowić wzór trunków powstałych z tej odmiany – charakteryzuje je jasnozłota barwa, w nosie występują aromaty kremowe, wanilii oraz krzemowej mineralności, w ustach zaś mamy sporo nut owocowych – cytrusów, moreli,  później zaś miodu, w tle migocze słona mineralność, a wszystko oparte jest na ostrej jak brzytwa kwasowości. Na finiszu pojawia się delikatna nuta zielonego jabłka (ocena: ****). Rok młodsze Somlói Vándor Borszörcsök-Somlószőlős Juhfark 2017 powstało jako selekcja gron z północnych i północno-wschodnich parceli góry Somló. Posiada jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty polnych ziół, migdałów, krzemionki oraz lekka kremowość, w ustach zaznaczają się nuty owoców – gruszki i zielonego jabłka, w tle pojawia się słona mineralność, jest też gładka, kremowa tekstura. Nie brakuje również wyraźnej, szomlońskiej mineralności, którą delikatnie łagodzi niewielki cukier resztkowy (ocena: ****).

Tamás Kis – młoda gwiazda Somló. (fot. własna)

 

Zdecydowanie warto polecić także Kreinbacher Juhfark 2008. Wiek widać już po głębokiej, złotej barwie, do tego dochodzi surowy, mineralny nos z aromatami prażonej kawy i dymu, oraz usta z dominującą słoną nutą mineralną, stalową kwasowością, migdałową goryczką i pieprzną pikantnością. Brak tu nawet śladów owocu, co absolutnie nie przeszkadza w odbiorze tego wina (ocena: ****). Oczywiście jest to tylko wycinek tego, co warto było polecić – świetne wina takie jak Kőfejtő Juhfark 2016 oraz Bogdán Elixir Juhfark 2015 opisywałem już we wpisie traktującym o poprzedniej edycji imprezy – od tamtej pory nie straciły nic ze swej wielkości.

Czysta mineralność i nic więcej. (fot. własna)

 

Podczas prawie siedmiu godzin degustacji spróbowałem wszystkich (dokładnie 27) win, nie znajdując ani jednego, które byłoby słabe, lub wyraźnie odstawało jakością od innych. Widać, że organizatorzy traktują wstępną selekcję poważnie. Warunki do degustacji były niemalże idealne, szerokie przestrzenie i rozstawione na terasie stoły pozwoliły na kontemplacje i ocenę wina w ciszy i spokoju. Organizacyjnie impreza wypadła bardzo dobrze, choć zdarzyły się pewne niedociągnięcia – z początku brakowało naczyń z lodem do chłodzenia wina, a puszczana z głośników muzyka w sali degustacyjnej zdecydowanie zagłuszała próby rozmów z winiarzami (na szczęście z czasem ją przyciszono). No właśnie – z winiarzami, których było nader mało – z tego co wiem, część z nich nawet nie przysłała próbek do wstępnej degustacji ze względu na zbyt krótki termin zgłoszeń. Nie pomógł również fakt, że impreza ma miejsce w samym środku zbiorów, a wiele z winiarni to małe, rodzinne przedsiębiorstwa, gdzie każda para rąk się liczy.

Tłumów gości nie stwierdzono. (fot. własna)

 

Zabrakło także solidnej komunikacji do klientów – przez co obecna, trzecia edycja była najmniej odwiedzoną, nawet pomimo pochwał organizatorów, że przyciągnęła znaczącą liczbę obcokrajowców (głównie Polaków, m.in. dzięki kilkunastoosobowej grupie, która wówczas przebywała w okolicy). Nic dziwnego – nie jest to tania impreza – sam wstęp kosztuje 7900 HUF (104 PLN), zaś dojazd chociażby z Budapesztu nie jest najłatwiejszy. O ile przed pierwszą edycją bilety sprzedały się w komplecie na kilka dni przed samym wydarzeniem, tak teraz sala degustacyjna przez dużą część dnia świeciła pustkami – jeśli liczba gości będzie spadać w takim tempie, to może po prostu stracić rację bytu. Co istotne, nie spotkałem przedstawicieli lokalnej prasy winiarskiej – w czym nie pomogło właśnie przesunięcie daty – gdyż w tym samym czasie od lat odbywa się ciesząca się większym prestiżem Tokajska Jesień (Tokaji Ősz), a pewnie zabrakło także darmowych zaproszeń. Kilka reklam na stronie winiarni i jest profilu facebookowym to za mało, by przyciągnąć kogoś więcej, niż tylko zatwardziałych fanów juhfarka. Ja zaś do nich należę i za rok z pewnością wrócę na wygasły wulkan, by spróbować mocarnych win powstałych z tej wyjątkowej, lokalnej odmiany.

W degustacji brałem udział na koszt własny.