Cuvée czy szamorodni? – István Szepsy w poszukiwaniu własnego stylu

Lata 90. ubiegłego stulecia były czasem wielkich zmian w tokajskim winiarstwie. Z lat siermiężnego socjalizmu producenci odziedziczyli nie tylko ledwo dyszące gospodarstwa, ale także nieprzystające do nowych realiów przepisy oraz style win, które nijak miały się do aktualnych trendów panujących na rynku. Na szczęście mieli wiedzę, jak ten stan zmienić, przeforsowując zmiany, które na dobre miały ukształtować oblicze tutejszego winiarstwa. Jednym z motorów przemian był legendarny István Szepsy, już podówczas znany winiarz z Mád. W 1990 roku wraz z kilkoma miejscowymi winogrodnikami dołączył do Royal Tokaji, gdzie przyczynił się do ukształtowania współczesnego stylu win aszú. Po długich bojach z tradycjonalistami udało się wypracować nowe przepisy, ukoronowane nową ustawą winiarską z 1991 roku, która zakazywała m.in. dodawania alkoholu do fermentującego wina. Przez długie lata nie udało się natomiast dopracować zapisów odnoszących się innych gatunków słodkich tokajów, skutkiem czego była olbrzymia jakościowa oraz stylistyczna przepaść pomiędzy aszú a innymi winami słodkimi.

Kawał historii. (fot. własna)

Dostrzegając ten problem Szepsy postanowił stworzyć coś nowego – tak powstało jego cuvée. W zamyśle autora miało ono być tańszą, lżejszą, bardziej owocową alternatywą dla drogiego i stosunkowo rzadkiego aszú. Zresztą ówczesne przepisy nie pozwalały na dopuszczenie go do kategorii szamorodni, przede wszystkim ze względu na zbyt małą ilość alkoholu i krótkie dojrzewanie w beczce. Ostateczny impuls do powstania pierwszego z nich dała natura – w 1999 roku warunki klimatyczne pozwoliły na zebranie rekordowej ilości częściowo zbotrytyzowanych gron, które postanowiono wykorzystać tworząc nieco tańsze i bardziej dostępne słodkie wino. Lekki, owocowy, a zarazem niesamowicie skoncentrowany kupaż natychmiast zyskał świetne recenzje na rynku. I choć nie przełożyło się to na wyniki sprzedażowe, stał się on z miejsca drugą, słodką etykietą producenta. Szepsy nie przestał jednak poszukiwać swej niszy – i znalazł ją po kilku latach właśnie w postaci szamorodnich. Potrzebował tylko czasu i odpowiednich warunków, by uzyskać dla nich pozytywną ocenę komisji dopuszczającej wina do sprzedaży. Równocześnie cuvée zaczęło schodzić na drugi plan, by po kilku latach całkiem zniknąć z produkcji.

 Gergely opowiada o ewolucji stylu w winach Szepsyego. (fot. własna)

Ów czas poszukiwań przybliżył Gergely Ripka, autor przewodnika Tokaj Guide i niestrudzony piewca tamtejszych win. Poprzez siedem butelek przedstawił ewolucję stylu od wczesnych cuvée po szamorodni, jakie znamy dziś. Podróży w czasie towarzyszyły wspaniałe przekąski z rąk Zity Pancsovay, twórczyni budapesztańskiego studia kulinarnego Borganika. Jako pierwsze do kieliszków trafiło Szepsy Szamorodni 2009. Choć najmłodsze, to już widać po nim dekadę dojrzewania i ewolucji. Posiada jasnobursztynową barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty moreli, brzoskwini, miodu, suszu owocowego, botrytis oraz delikatna lotna kwasowość. W ustach mamy za to skoncentrowany nektar, z soczystą, morelowo-pigwową owocowością, doskonale zrównoważoną, zintegrowaną słodyczą (170,2 g/l) oraz świeżą, cytrusową kwasowością (7,6 g/l). Znajdziemy tu także nuty propolisu, wyraźne taniny oraz słoną mineralność. Wielowarstwowe, złożone, niemalże nieskończenie długie wino, koncentracją dorównujące poważnym aszú. Ocena: ****/*****.

Klasyka gatunku. (fot. własna)

Z kolejną butelką przenieśliśmy się 3 lata w przeszłość. Szepsy Szamorodni 2006 posiada głęboką bursztynową barwę, w nosie sporo nut suszonych owoców, botrytisu i miodu, są też grzyby i wanilia. W ustach brakuje mu jednak równowagi poprzednika, nieco wystaje alkohol (aż 14%), znajdziemy tu oczywiście sporą słodycz, ładną kwasowość, brzoskwinową owocowość, propolis i nieco aptecznej goryczki. Solidne, ale bez fajerwerków. Ocena: ***/****. Szepsy Szamorodni Dániel 2003 to pierwsze w historii winiarni wino w tej kategorii, nazwane po urodzonym w tym samym roku wnuku Istvána. Posiada bursztynową barwę, więcej tu aromatów ziołowych, fiołków, suszu owocowego, herbaty, w ustach krągłe, z dobrze zintegrowaną słodyczą i żwawą, wibrującą wręcz kwasowością (7,8 g/l), wyraźnymi nutami suszonej brzoskwini, pigwy i lekką pikantnością. Piękne wino, zwłaszcza patrząc na jego wiek. Ocena: ****.

Ostatnie cuvée i koniec pewnej epoki. (fot. własna)

Następnie nadeszła pora na Szepsy Cuvée 2007 – ostatnie wino, które powstało w tej kategorii. Jest to kupaż furminta, hárslevelű i sárgamuskotály – w proporcjach 30-40-30%. W stylu przypomina ówczesne szamorodni, co też przypieczętowało jego los – nie było już sensu produkować dwóch podobnych do siebie, różniących się tylko nazwą win. Posiada bursztynową barwę, w nosie wyczuwalne są nuty prażonego karmelu, fiołków, ziół i nieco suszu owocowego. W ustach zaś oleiste, gęste, z potężną słodyczą (142 g/l cukru resztkowego) i wyraźnie wyczuwalną taniną, znajdziemy tu także suszone daktyle, pigwę i morele, a na finiszu delikatną goryczkę. Trochę więcej kwasowości dałoby mu lepszą równowagę, ale to drobiazg, który nie wpływa szczególnie na odbiór tego pięknego, dojrzałego wina. Ocena: ****.

Świetne wino z wielkiego rocznika. (fot. własna)

Następne w kolejce – Szepsy Cuvée 2003 okazało się jednym z najpiękniejszych win całej degustacji. Powstało z tych samych odmian, w identycznych proporcjach jak wersja z 2007 roku. Posiada ciemnobrązową barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty rodzynek, suszonych śliwek, herbaty, orzechów oraz wanilii. W ustach również mocno ewoluowane, z nutami orzechów, miodu, suszonych moreli, skórki mandarynki i propolisu, z lekką tanicznością, piękną, doskonale zintegrowaną słodyczą (aż 180 g/l cukru resztkowego!) oraz świeżą kwasowością. Wielowarstwowe, eterycznie, przepiękne wino. Ocena: *****. Przy nim rok starsze Szepsy Cuvée 2002 wydaje się o wiele mniej żwawe. Kolor ciemnobrązowy, w nosie aromaty dżemu z moreli i brzoskwini, rodzynek oraz wyraźnie wyczuwalna lotna kwasowość. W ustach znajdziemy nuty przegotowanych śliwek i moreli, miód, piękną słodycz i solidną kwasowość, dalej orzechy, wanilię i lekką goryczkę. Ciekawe, aczkolwiek da się wyczuć, że wkroczyło już w fazę schyłkową. Ocena: ****.

Dotyk absolutu. (fot. własna)

Prawdziwą perłą okazało się najstarsze wino – Szepsy Cuvée 2000. Posiada ono ciemnobrązową barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty karmelu, rodzynek, suszonych owoców, skórki mandarynki, prażonych orzechów oraz śladowa ilość wanilii. W ustach niesamowicie skoncentrowane, oleiste, gęste, o obezwładniającej słodyczy (212 g/l cukru resztkowego!) oraz doskonale balansującej ją, ostrej jak brzytwa kwasowości (8,45 g/l). Sporo tu czystych nut owocowych pod postacią pigwy, brzoskwini i moreli, jest też miód i propolis, umami oraz suszone śliwki. Absolutny etalon win słodkich, nieskończenie długie i złożone wino, które w niczym nie ustaje nawet najlepszym aszú. Ocena: *****.

Gergely i Zita stanowią zgrany duet. (fot. własna)

Degustacja potwierdziła znaną od dawna tezę – István Szepsy jest niekwestionowanym królem tokajskich win słodkich. Zarówno aszú, szamorodni, jak i cuvée stanowią niedoścignione wzory dla innych producentów w regionie. Co ważne, o ich jakości dowodzi fakt, że po upływie kilkunastu lat wciąż są w świetnej formie. Doskonale zagrały także z podanymi przekąskami –  zarówno rilettes z kaczki, jak i faszerowane kozim serem grzyby świetnie sprawdziły się w parze z szamorodnimi, natomiast czekoladowe brownie idealnie skomponowało się z najstarszym cuvée. Wielka w tym zasługa szefowej kuchni – która mając tylko słowne instrukcje (gdyż win nie dało się wcześniej spróbować) stworzyła wpaniałe menu degustacyjne.

W degustacji brałem udział na zaproszenie Gergelya Ripki.

Juliet Victor Winery – luskusowe oblicze Tokaju

Debiuty nowych winiarni są zazwyczaj sporymi wydarzeniami medialnymi. Zwłaszcza wtedy, gdy stoi za nimi spory kapitał i rozpoznawalne nazwisko właściciela, lub winiarza. Tak było w przypadku Juliet Victor Winery, która powstała z inicjatywy Józsefa Váradiego, prezesa zarządu popularnej niskokosztowej linii lotniczej – Wizzair. Intrygująca, francusko brzmiąca nazwa pochodzi z systemu kodów używanych właśnie w lotnictwie, które służą do kontaktu pilotów z wieżą, a w tym wypadku stanowią także inicjały właściciela. Za siedzibę przedsiębiorstwa obrano ponad 300-letni budynek w centrum Mád, który 14 września 2018 otworzył swoje podwoje przed zwiedzającymi. Modernizacja trwała 2 lata i kosztowała 500 milionów forintów (ok. 6,5 miliona złotych), z czego ponad połowę pokryły unijne dotacje. Obecnie do winiarni przynależy 27 ha ziemi w kilku stanowiskach (m.in. Bomboly, Király, Betsek, Veres), z czego niecałe 20 stanowią uprawy, a kolejne 7 czeka na nasadzenia. Za winnice odpowiada Zsolt Vincze (zięć Istvána Szepsyego), zaś prace enologiczne powierzono mało znanemu w branży Árpádowi Sajgó. Z winiarnią współpracuje również Mátyás Szik, czołowy węgierski sommelier.

Czy nowa marka podbije świat wina? (fot. własna)

 

To właśnie on zaprezentował w zeszłą sobotę winia Juliet Victor podczas degustacji prasowej przed główną imprezą Furmint Február. Przedstawiono 4 etykiety, z czego jedna czeka jeszcze na wprowadzenie do sprzedaży. Pierwsza z nich Juliet Victor Furmint 2017 to podstawowe wino winiarni, powstałe z owoców zebranych w siedliskach Betsek, Király, Szent Tamás, Úrágya oraz Veres. Dojrzewało przez kilka miesięcy w beczkach (300-500 l) z zempleńskiego dębu. Barwa bladozłota, w nosie dość powściągliwe, z wyraźnie zaznaczoną nutą mineralną, pieprzną pikatnością i aromatami cytrusów. Usta oszczędne, o potężnej, wręcz agresywnej kwasowości, ze szczyptą słonej mineralności i z delikatną owocowością spod znaku zielonego jabłka i cytrusów, które potem uzupełnia gruszka i brzoskwinia. Wciąż młode, potrzebuje czasu by się rozwinąć, pite dziś – nie zachwyca (ocena: ***). Rok starszy Juliet Victor Furmint 2016 pokazuje zdecydowanie inne, dojrzalsze oblicze. Tym razem mamy kupaż furminta powstały z siedlisk Betsek i Király. Posiada on bladozłotą barwę, w nosie wyczuwalne aromaty wanilii, soczystej brzoskwinii oraz gruszki, wsparte lekką pikantnością i krzemową mineralnością. Usta szczodre, sporo tu ciała, wyraźnie zaznacza się owocowość pod postacią nut brzoskwini, gruszki i zielonego jabłka, podparte słoną mineralnością i solidną kwasowością. Wyczujemy tu także wpływ beczki pod postacią wanilii oraz prażonych migdałów, choć nie tłamsi on owocowego charakteru wina. Finisz średniodługi, cytrusowo-słony. Udane wino z trudnego rocznika (ocena: ****), aczkolwiek oczekiwałbym czegoś więcej w tym przedziale cenowym (7490 HUF czyli 101 PLN – dotyczy zarówno rocznika 2016, jak i 2017).

Elegancji tutejszym furmintom nie brakuje (fot. własna)

 

Juliet Victor Furmint Király 2017 powstał z gron zebranych z jednego z najbardziej wyjątkowych siedlisk w regionie. Zbocza wzgórza Király zapewniają winorośli długi okres wegetacji i osłaniają je od północy przed napływem zimnego powietrza. Owo wino posiada jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne są nuty mineralne, cytrusy i szczypta białego pieprzu oraz wanilii. W ustach dość surowe, o dominującej, przenikliwej wręcz kwasowości, jest też trochę owocowości spod znaku zielonego jabłka i cytrusów, wyraźnie zaznacza swoją obecność słona mineralność, a wszystko to zaokrąglone delikatnym cukrem resztkowym i aromatem wanilii. Przyjemne, ale wciąż bardzo młode (ocena: ***/****). Planowana cena: 8990 HUF (122 PLN). Ostatnie z podanych win – Juliet Victor Szamorodni 2016 zrobiło na mnie największe wrażenie. Uzyskano je z gron pochodzących ze stanowisk Betsek i Király, po fermentacji dojrzewało przez 12 miesięcy w nowych beczkach z zempleńskiego dębu, a kolejny rok spędziło w butelce. Szata głębokozłota, w nosie na pierwszym planie zaznaczają się aromaty owoców egzotycznych: marakui, mango, cytrusów oraz moreli, które uzupełnia duet miodu i polnych ziół. W ustach ekstraktywne, bogate, z wyraźnymi nutami owocowymi (mango, marakuja, morele, brzoskwinie, pigwa), wsparte na potężnej, acz dobrze zintegrowanej słodyczy (160,8 g/l cukru resztkowego) i solidnej, cytrusowej kwasowości (8,6 g/l). Dalej pojawia się skórka pomarańczy, biała czekolada, a długi finisz wieńczy pigwa. Wielowymiarowe, złożone, koncentracją przypominające raczej poważne aszú, i tak też zostało wycenione (cena: 14990 HUF, czyli 203 PLN).

Szamorodni, które niczym nie ustępuje poważnym aszú (fot. własna)

 

Muszę przyznać, że debiut win Juliet Victor zrobił na mnie spore wrażenie, widać, że dołożono wszelkich starań, by stworzyć poważną, liczącą się w świecie markę. Pytanie, czy wystarczy to, by podbić zagraniczne rynki? Mam poważne wątpliwości – po pierwsze – wydaje mi się, że w tym segmencie cenowym trudno będzie znaleźć solidnych odbiorców, zwłaszcza, że wina te będą musiały konkurować z innymi tokajami, które mają wyrobioną renomę (Szepsy, Barta, Royal Tokaji, Disznókő, Oremus), a cenę w wielu wypadkach znacznie niższą. Po drugie, wybór nazwy niekoniecznie sugeruje związek z regionem, a to dla poszukiwaczy lokalnych perełek może okazać się odstręczające. Po trzecie i chyba najważniejsze – winiarnia to inwestycja długoterminowa, więc będzie wymagała od właściciela cierpliwości oraz sporego wkładu finansowego – pierwsze lata przynoszą zazwyczaj spore straty. Z drugiej strony – József Váradi jako doświadczony menedżer ma spore kontakty, które z pewnością pomogą mu w negocjacjach z zagranicznymi kontrachentami. Na ile udanie, o tym przekonamy się za kilka lat.

Wina i terroir prezentował sommelier Mátyás Szik (fot. własna)

 

Wina Juliet Victor degustowałem na zaproszenie Dániela Kézdyego, organizatora i pomysłodawcy Furmint Február.

Árpád-hegyi Pince – wzrastająca gwiazda Tokaju

W centrum Szerencs, przy drodze prowadzącej do Miszkolca stoją dwie wysokie wieże, w kształcie skrzydeł. Stanowią one symboliczną bramę Pogórza Tokajskiego. To właśnie pobliske wzgórza, porośnięte winną latoroślą wyznaczająją południową granicę słynnego regionu winiarskiego. I choć Szerencs jest trzecią największą miejscowością regionu, to nigdy nie był tak mocno znany z winiarstwa, jak chociażby sąsiednie Mád czy Tállya. W ostatnim stuleciu miasto miało raczej przemysłowy charakter, wyznaczany przez jedną z największych na Węgrzech cukrowni, oraz powstałą obok niej fabrykę czekolady.

Kiedyś dom publiczny, dziś winiarnia… (fot. własna)

 

Niestety, historia słodkiego przemysłu ma gorzkie zakończenie (cukrownie zamknięto w 2007 roku), acz pewną pozytywną zmianą jest pojawienie się małych, lokalnych przedsiębiorstw, w tym lokalnych winiarni. Jedną z nich jest Árpád-hegyi Pince, założona przez Istvána Varkolyego w 1999 roku. Mało znany poza lokalnym światem winiarskim, István jest poważany jako jeden z demiurgów nowoczesnej uprawy winorośli w regionie. To on prowadził z ramienia państwowego kombinatu nowe nasadzenia w sporej części stanowisk w regionie, w tym tak słynnych jak chociażby Király czy Betsek, a w okresie transformacji ustrojowej sam nabył kilka dobrze położonych działek. Dziś pracę we własnym przedsiębiorstwie łączy z pozycją głównego winogrodnika w winiarni Gróf Degenfeld. Za powstawanie win od 2010 roku odpowiada jego syn – Ádám, którego mieliśmy przyjemność spotkać podczas naszej wizyty.

Przepastne piwnice pełne wina. (fot. własna)

 

Ten dwudziestosześciolatek dysponuje większym doświadczeniem, niż wielu starszych winiarzy z regionu. Od najmłodszych lat towarzyszył ojcu podczas prac w rodzinnym gospodarstwie, swoje pierwsze aszú stworzył zaraz po zdaniu matury w 2010 roku, po czym w Nowej Zelandii odbył praktyki winiarskie, a później ukończył enologię na Uniwersytecie Corvinusa w Budapeszcie. W 2017 roku został wyróżniony nagrodą im. Tibora Gála przyznawaną rokrocznie młodym, utalentowanym winiarzom. Nas przyjął w siedzibie winiarni, która służyła niegdyś jako dom publiczny pod nazwą Árpád Mulató, stąd też wzięła się nazwa przedsiębiorstwa. Naszą wizytę zaczęliśmy od zwiedzenia rozległych piwnic, w których dojrzewa tutejsze wino, po czym przystąpiliśmy do degustacji w obszernej sali na parterze budynku.

Sprawca całego zamieszania – Ádám Varkoly (fot. własna)

 

Pierwsze z nich – Árpád-hegy Kabar 2017 pochodzi z gron zebranych w winnicy Betsek. W nosie wyczuwalne są aromaty brzoskwini, polnych ziół i kwiatów oraz wanili, w ustach zaś zaznaczają się soczyste nuty owocowe: jabłka, brzoskwinii, sporo tu kwasowości, jest też słona nuta mineralna, całość natomiast podkreślona jest 5 g/l cukru resztkowego. Młode, nie dokońca ułożone, ale przyjemne wino ze sporym potencjałem dojrzewania (ocena: ****). Árpád-hegy Zafír Furmint 2017 powstało z gron zebranych ze stanowiska Zafír w północno-zachodniej części miejscowości Tarcal. Mamy tu aromaty brzoskwini, polnych ziół oraz mokrych skał, w ustach zaś dominują słodkie nuty brzoskwini i moreli, wydatnie podkreślone 7 g/l cukru resztkowego, jest też solidna dawka kwasowości, mineralność oraz delikatna goryczka na finiszu. Ciekawe, aczkolwiek sprawiło na mnie mniejsze wrażenie niż jego poprzednik (ocena: ***/****).

Wytrawny kabar. (fot. własna)

 

Następne wino – Árpád-hegy Király Furmint 2017 to jeszcze zamknięty w sobie młodzieniaszek, na którego będzie trzeba jeszcze trochę poczekać. W nosie wyczuwalna mokra skała, dym, polne zioła, kremowość i wanilia, w ustach zaś dominuje potężna, cytrusowa kwasowość, jest też słona mineralność, pojawiają się także nuty owocowe: gruszki i brzoskwini, sporo tu ciała, pojawia się lekka pikantność, na finiszu zaś spotkamy nuty zielonego jabłka. Widać w nim spory potencjał, ale potrzeba kilku lat, by zobaczyć go w pełni formy (ocena: ****). Dowodem na to, że warto poczekać, jest Árpád-hegy Király Furmint 2015 – tu w nosie na pierwszym planie są czyste aromaty owocowe: brzoskwini, moreli i gruszki, dalej wyczuwalna jest mokra skała, wanilia oraz lekka nuta kremowa. W ustach również jest sporo soczystego owocu pod postacią brzoskwini i moreli, sporo tu ciała, jest kremowa tekstura i solidna, trzymająca wszystko w ryzach kwasowość, z lekką dawką słonej mineralności, zaokrąglone niewielką (4 g/l) ilością cukru resztkowego. Świetny balans i harmonia, po prostu wielkie wino z wielkiego stanowiska (ocena: ****/*****). Wytrawną serię zamknął Árpád-hegy Sárgamuskotály 2017, typowy muszkat z dominującymi aromatami róży, polnych kwiatów i ziół, o średniej kwasowości i delikatnie zaznaczej nucie grapefruita (ocena: ***/****).

Furmint ze stanowiska Király. (fot. własna)

 

Pierwsze spośród słodkich – Árpád-hegy Késői Szüretelésű Kövérszőlő 2017 to wino z późnych zbiorów. W nosie wyraźnie wyczuwalne są aromaty moreli, brzoskwini, miodu gryczanego, wędzonej śliwki oraz botrytisu, w ustach na początku pojawia się delikatna nuta lotnej kwasowości, zaraz po niej ujawniają nuty owocowe: moreli, mirabelek i gruszki, dalej miód i karmel, mamy tu też potężną słodycz (130 g/l cukru resztkowego) oraz sporą kwasowość sprawiającą, że wino jest dość dobrze zbalansowane. Przyjemne, gdyby nie ta lekko odpychająca nuta octowa na początku (ocena: ***/****). Następnie podano nam dwa rodzaje Árpád-hegy Édes Szamorodni 2013. Pierwsze z nich dojrzewało pod florem, przez co wyczuwalna jest tu oksydacja, nuty suszonych owoców, orzechów, karmelu i botrytisu przy solidnej dawce słodyczy (110 g/l cukru resztkowego) i świeżej kwasowości (ocena: ****). Drugie zaś dojrzewało w pełnej beczce, więcej w nim nut owocowych: pigwy, moreli, brzoskwini, a także miodu, propolisu i karmelu, słodycz jest zdecydowowanie bardziej wyraźna (170 g/l), aczkolwiek dobrze zbalansowana przez ostrą jak brzytwa kwasowość (ocena: ****/*****).

Niezwykle skoncentrowane, poważne szamorodni. (fot. własna)

 

Na sam koniec zostały najlepsze rzeczy. Jako pierwsze do kieliszka trafiło Árpád-hegy 6 puttonyos Tokaji Aszú 1997. Wiek widać już po bursztynowej barwie, w nosie zaś oprócz typowych dla dojrzałych tokajów nut karmelu, wosku, miodu i orzechów, pojawia się także trochę aromatów moreli i brzoskwinii. W ustach mamy równowagę między świetnie zintegrowaną, acz solidną dawką słodyczy (200 g/l), a świeża, cytrusową kwasowością,  dalej zaznaczają się miód, morele, pigwa, jest tu sporo ciała, wino jest wielowarstwowe, bogate, z długim finiszem. Po prostu rewelacja (ocena: ****/*****). Jako drugie i ostatnie wino tego wieczoru podano Árpád-hegy Aszúeszencia Zafír Hárslevelű 2002. Nieco jasniejsze od poprzednika, z wyraźniejszymi aromatami kandyzowanych i świeżych owoców: moreli, brzoskwini, mirabelek oraz miodu i wosku, w ustach spora koncentracja, znów idealny balans między potężną słodyczą (240 g/l cukru resztkowego), a rześką, cytrusową kwasowością (aż 12 g/l!), z nutami miodu, moreli, mirabelek, delikatnie zaznaczoną orzechowością, propolisem i kandyzowaną skórką pomarańczy. Wspaniałe, wielkie wino, które spokojnie przetrwa kilka kolejnych dekad (ocena: ****/*****).

Tutejsze aszú są po prostu wspaniałe. (fot. własna)

 

Młodość w natarciu – możnaby tak rzec, patrząc na pracę Ádáma. Jest jednym z przedstawicieli pierwszego pokolenia winiarzy, którzy wychowali się już po transformacji ustrojowej, podpatrujących doświadczenia swoich rodziców i probierających nauki za granicą, wnosząc w stare progi winiarni powiew świeżości. I choć tworzy on swoje wina w zgodzie z miejscową tradycją, poszanowując tutejsze terroir, to są one na wskroś nowoczesne, odpowiadające duchowi tych czasów. Kwestią czasu jest, kiedy zyskają sławę nie tylko w kraju, ale także za granicą. Niektórzy z zagranicznych znawców już okrzyknęli Ádáma nowym Szepsym. Talent z pewnością ma, a czy go wykorzysta – o tym przekonamy się w najbliższym czasie. Z całą pewnością nie raz jeszcze o nim usłyszymy.

Wina Árpád-hegyi Pince degustowałem na zaproszenie Ádáma Varkolyego.