Babits Pince Érdekházasság 2015 – Małżeństwo z rozsądku bez happy endu

Węgrzy są naprawdę dobrzy w robieniu naturalnych win słodkich – wystarczy wspomnieć chociażby o tokaju aszú czy też szamorodni, choć i w innych regionach często udają się bardzo dobre wina z późnych zbiorów. W tutejszych warunkach nie jest coś nadzwyczajnego – jest potrzebna odpowiednia pogoda, miejsce i cierpliwość winiarza. Dlatego też nie mogę zrozumieć, kiedy trafiam na kiepskie wina z późnych zbiorów. Zwłaszcza z Tokaju – gdzie możliwości ich tworzenia są chyba największe. Érdekházasság 2015 to wino z późnych zbiorów (26 października 2015), kupaż furminta (60%) i hárslevelű (40%). Nazwa oznacza małżeństwo z rozsądku, gdyż jak podają na etykiecie autorzy – furmint daje mu struktury w postaci kwasowości, zaś hárslevelű zapewnia wspaniały zapach i balans. Wino pochodzi z winnicy Babits Pince znanej na polskim rynku, a działającej na 20 ha w dwóch wsiach – Tolcsvie i Szegi.

Ładna etykieta, ale wino słabe. (fot. własna)

 

No cóż, weźmy pod lupę to „małżeństwo”. Na początku należy zaznaczyć, że Érdekházasság 2015 z nieznanych mi powodów nie mieści się w granicach apelacji tokajskiej, sprzedawane jest jako wino z Górnych Węgier (Felső-Magyarországi Borrégió). Mamy tu złotą barwę, wino wydaje się gęste, oleiste, zostawia wyraźne „łzy” na ściankach kieliszka. W nosie zamknięte, bardzo powoli pojawiają się aromaty polnych kwiatów i nafty, gdzieś w tle majaczy brzoskwinia, ale tylko w ilości śladowej. W ustach wyraźnie wyczuwalna kwasowość, spory cukier resztkowy, dalej cytrusy, apteczna goryczka, pojawia się trochę miodu, a na króciutkim finiszu nuta zielonego jabłka. Wszystko to jest płaskie, jednowymiarowe i mocno przemysłowe, w złym tego słowa znaczeniu. Sama kwasowość – tak mocno dominująca w tym winie – to za mało, by móc się nim rozkoszować. Dla mnie zupełnie wystarczył jeden kieliszek, spora część zawartości butelki trafiła do zlewu. Ocena: */**. Cena: na stronie producenta widnieje cena 2490 HUF (35 PLN), ja kupiłem je za 1690 HUF (23,50 PLN). Wina absolutnie nie polecam, choć ze względu na słodycz pewnie znajdą się amatorzy, którym zasmakuje. Za tą cenę można jednak dostać trunki lepsze, a nie męczyć się z niekoniecznie udanym małżeństwem z rozsądku.

Źródło wina: zakup własny w lokalnym sklepie z alkoholami.

Zoltán Demeter – tokajski człowiek-orkiestra.

Czy wiecie, jak to jest wstać, podziękować i wyjść z degustacji? Nie, nie dlatego, że wina nie smakują, czy gospodarz nas czymś obraził. Jedynym powodem dla którego musiałem opuścić degustację u Zoltána Demetera był brak czasu. Miałem poświęcić na wizytę 30 minut, a i tak przeciągnęła się ona do ponad godziny. Zobowiązania jednak nie mogły czekać, dlatego wkrótce później wyruszyłem z Tokaju w stronę Budapesztu. Cóż, pomyślałem – może następnym razem.

Charakterystycznym punktem winiarni jest owa kanapa. (fot. własna)

 

Zoltán Demeter jest wiecznie zajętym człowiekiem. Sam odpowiada za nadzór zbiorów, produkcję wina, marketing, a także wszystkie kwestie administracyjne. Z jednej strony jest to spowodowane nieufnością wobec innych, z drugiej widać, że lubi mieć nad wszystkim kontrolę. Sam zaplanował budynek gospodarczy, który, trzeba przyznać, sprawia spore wrażenie. Wszystko jest sterylnie czyste, wysmakowane, eleganckie. Każdy element ma swoje miejsce i pasuje do całości.

Elegancka, sterylnie czysta przetwórnia. (fot. własna)

 

Gospodarz oprócz uprawy winogron i produkcji wina zajmuje się również działalnością charytatywną i promocją lokalnej kultury. Zainwestował spore środki w odtworzenie mapy Józsefa Szabo z 1865 roku. Przechowuje on również jeden z niewielu oryginalnych egzemplarzy czterojęzycznego albumu Tokaji-Hegyaljai Album z 1867 roku i nadzoruje jego współczesne wznowienie.

Historyczna mapa tokajskich siedlisk. (fot. własna)

 

Wina Zoltána pochodzą w całości z własnych upraw, powstają w niewielkich ilościach, z 9 parceli położonych w 5 miejscowościach regionu: Boda (Sátoraljaújhely), Szerelmi (Tokaj), Veres, Betsek, Ősz-hegy (Mád), Hold-völgy, Újhegy (Rátka), Kakas, Lapis (Bodrogkeresztúr). Szacunkowa roczna producja wynosi ok 12-15 tys. butelek. Są to wina wytrawne, wina z późnych zbiorów, főbor (wino główne, inaczej szamorodni) oraz aszú.

Nasz gospodarz wręcz epatował pewnością siebie. (fot. własna)

 

Pierwszym z nich był Estate Furmint 2015. Bladozłota barwa, w nosie nuty brzoskwinii, gruszki, papierówki, polnych kwiatów. W ustach spora kwasowość, czysta owocowość – zielone jabłko, cytrusy, lekkie nuty brzoskwini i wyraźna mineralność. Eleganckie, ładnie ułożone wino, fermentowało i dojrzewało w stali. Ocena: ****. Cena: 3990 HUF (55,50 PLN).

Świeży, owocowy furmint. (fot. własna)

 

Kolejnym podanym trunkiem było jednoparcelowe Veres Furmint 2015. Mamy tu jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne są nuty kremowe, brzoskwinia, melon. W ustach dominuje mineralność, świetnie zarysowany jest balans między świeżą kwasowością a delikatnym cukrem resztkowym. Pojawia się również lekka pikantność, nuta gruszki oraz zielonego jabłka. Lekkie, bardzo pijalne wino. Ocena: ****. Cena: 7490 HUF (104 PLN).

Bardziej poważny, lekko pikantny furmint z winnicy Veres. (fot. własna)

 

Trzecim z kolei winem, które zagościło w naszych kieliszkach było Szeremi Hárslevelű 2015. Jasnozłota barwa, w nosie wyraźne nuty mineralne, brzoskwinia, morela, suszone owoce. W ustach dominuje świeża, cytrusowa kwasowość, dalej wyraźne, czyste nuty owocowe, sporo ciała, wanilia. Wszystko to zaokrąglone delikatnym cukrem resztkowym. Najcięższe z całej trójki, złożone, poważne wino. Ocena: ****. Cena: 7490 HUF (104 PLN).

Najciekawsze, złożone hárslevelű z parceli Szerelmi. (fot. własna)

 

W tym momencie musiałem wyjść, ominęło mnie najlepsze – czyli wina z późnego zbioru, oraz aszú. Czy żałuje? Oczywiście, że tak. Ale z pewnością trafi się nie jedna okazja, by znów uszczknąć trochę czasu zapracowanemu Zoltánowi. A do tej pory pozostaje degustować jego wytrawne wina, lub czekać na relację Sławka Sochaja lub Piotra Wdowiaka, którzy towarzyszyli mi podczas tej degustacji.

Degustowałem na zaproszenie Zoltána Demetera z wyżej wymienionymi jegomościami.

Gizella Pince – tokajski skarb w spadku po dziadku

László Szilágyi to jeden z najzdolniejszych winiarzy młodego pokolenia w Tokaju. Kiedy w 2005 roku przejmował w spadku kilka hektarów winnic od dziadków nie wiedział jeszcze, że owo hobby stanie się pracą i źródłem nieustających sukcesów. Winiarnię nazwał Gizella Pince od imienia swej ukochanej babci, stopniowo rozbudowywał budynki gospodarcze, dokupywał kolejne grunty, dzięki czemu obecnie ma 15 ha ziemi w jednych z najlepszych siedlisk w regionie: Szent Tamás i Bomboly w Mád, Szil-völgy, Barát, Bige, Deák w Tarcal, czy też Kastély oraz Medve w Bodrogkeresztúr. Wraz z kolegą z uniwersyteckiej ławki – Istvánem Balassą tworzą tandem, który wzajemnie motywuje się do tworzenia coraz to lepszych trunków, gdyż obydwoje są całkowicie oddanymi sprawie maksymalistami. W parze z niezwykle wysoką jakością idzie tu również drastyczne ograniczanie zbiorów – czego efektem są niewielkie serie win, które błyskawicznie znikają z półek.

Winiarnia znajduje się na uboczu, w sielskiej okolicy. (fot. własna)

 

Co ciekawe, siedziba Gizella Pince nie rzuca się prosto w oczy. Wręcz powiedziałbym, że znajduje się na kompletnym uboczu, na północy miasta Tokaj, przy drodze prowadzącej do Bodrogkeresztúr. W okolicy znajdziemy kilkanaście innych winiarni, które kuszą polskimi tablicami Wino, ale żadna z nich nawet nie stara się dorównać przedsięwzięciu László Szilágyego. Same budynki gospodarcze, otoczone wysokim, zarośniętym ogrodzeniem nie wskazują, że mamy tu do czynienia z czymś wyjątkowym. Dopiero kosztując tutejszych win można się przekonać, że jesteśmy u człowieka, który poświęcił całą swą energię, by spełnić marzenia.

László Szilágyi pokazuje położenie parcel na mapie. (fot. własna)

 

Furmint 2016 to kupaż win z 6 parceli. Mamy  tu jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne nuty polnych ziół, brzoskwini, moreli oraz migdałów. W ustach wyraźna mineralność, żywa, cytrusowa kwasowość, delikatna słodycz (od alkoholu), migdały oraz lekką pikantność. Ocena: ***/****. Gizella Hárslevelű Barát 2016 charakteryzuje się bladozłotą barwą, w nosie wyczujemy zaś morele, tropikalne owoce, polne kwiaty. W ustach dominuje słona kwasowość, mamy też nuty cytrusów, gruszki, oraz delikatną słodycz (7 g/l cukru resztkowego). Lekkie, przyjemne wino. Ocena: ***/****. Z kolei Gizella Bomboly Furmint 2016 to już wino zupełnie innego kalibru. Barwa jasnozłota, w nosie dominuje mineralność, dalej pojawiają nuty dymne oraz cytrusy. W ustach sporo owocu (mango, cytrusy), słona mineralność oraz migdałowa goryczka. Ekstraktywne, skoncentrowane, dobre. Ocena: ***/****. Gizella Szil-völgy 2016, wino z ulubionej parceli László, posiada jasnozłotą barwę, w nosie dość zamknięte – z czasem pojawiają się nuty białych owoców, moreli. W ustach zaznacza się wanilia, jest też świetna kwasowość i sporo owocu. Mamy tu mineralność, a także częstą w tym roczniku, delikatną słodycz – za którą stoi alkohol. Wino jest w porządku, choć bardziej podobały mi się poprzednie trunki. Ocena: ***.

Klasyczny, elegancki Furmint z niewielką domieszką Hárslevelű.. (fot. własna)

 

Na koniec przenieśliśmy się rok wstecz, by zobaczyć jak rozwijają się tutejsze wina. Gizella Furmint 2015 posiada jasnożółtą barwę, w nosie mamy wyraźną mineralność, nuty dymne oraz cytrusy. W ustach króluje słona mineralność, dalej pojawia się ostra niczym brzytwa, cytrusowa kwasowość, dojrzała brzoskwinia, gruszka, jest też świetna struktura i długi, przyjemny finisz. Widać, że rok więcej w butelce dużo dał temu winu. Ocena: ****. Gizella Szil-völgy 2015 również rozwinęło się w dobrą stronę. Jasnozłota barwa, w nosie nuty dojrzałych brzoskwini, wanilia oraz mineralność. W ustach sporo ciała, ekstraktywne, przyjemne wino, z dużą dawką mineralności i żwawą kwasowością. Na finiszu zaznacza się nuta wanilii. Świetny, wielowarstwowy tokajski kupaż. Ocena: ****.

Barát Hárslevelű 2016 – kolejny rocznik wielkiego wina. (fot. własna)

 

Choć etykiety są proste i wysmakowane, a wina bardzo dobre, to mało w tym wszystkim marketingu. I dobrze, László Szilágyi chce w pełni skupić się na produkcji win, dystrybucję praktycznie oddał w ręce sieci Bortársaság. Jego celem na najbliższe lata jest stopniowe zwięszanie ilości win przy coraz bardziej wyśrubowanych standardach jakości. W tym celu obsadzono część parcel, co za kilka lat powinno przynieść znaczący wzrost produkcji. I jest to słuszna droga, gdyż jak wspomniałem na początku – wina te błyskawicznie znikają z półek – a jakość stale rośnie. Wyrazem tego są liczne nagrody, jak chociażby dwa miejsca w pierwszej trójce najlepszych win zeszłorocznej edycji magazynu Top100 legjobb magyar bor (1 miejsce dla Gizella Barát Hárslevelű 2015 i 3 miejsce Gizella Dénes Aszú 2013) o czym pisałem tu. Z czystym sercem polecam Wam owe trunki – będąc w Tokaju zajrzyjcie do winiarni Laciego, by spróbować wyjątkowych skarbów tej ziemi.

 

Do Tokaju podróżowałem na koszt własny, w degustacji wziąłem udział na zaproszenie László Szilágyiego wraz ze Sławomirem Sochajem z magazynu Ferment i Piotrem Wdowiakiem z bloga Z winem do kina.