Gere Kopar Cuvée 2013 – potężna czerwień z południa Węgier

Dla lubujących się w winach węgierskich rodziny Gere nie trzeba nikomu przybliżać. Dla tych, którzy ich nie znają, to jest to producent z regionu Villány, gospodarujący na 70 ha upraw leżących w najlepszych stanowiskach w okolicy: Csillagvölgy, Fekete-hegy, Jammertal, Konkoly, Kopár, Ördögárok. Rodzina od 7 pokoleń zajmuje się uprawą winorośli, acz budowniczym współczesnego, prężnie działającego przedsiębiorstwa jest Atilla Gere, który w pierwszych latach po transformacji ustrojowej założył winiarnię i pensjonat. Bardzo szybko, bo w 1994 roku w uznaniu zasług został wybrany Winiarzem Roku, od tamtej pory stopniowo powiększa powierzchnię winnic, w 2002 roku powstają nowe budynki winiarni, a w 2008 roku hotel Crocus. Rodzina uprawia głównie odmiany bordoskie (cabernet franc, cabernet sauvignon, merlot) uzupełnione lokalnymi odmianami, takimi jak chociażby kékfrankos, czy bardzo rzadki dziś fekete járdovány.

Klasyczna czerwień z Villány. (fot. własna)

Gere Kopar jest chyba najsilniejszym i najbardziej znanym symbolem marki Gere. Wino to powstało po raz pierwszy z 1997 roku i z początku powstawało z gron jednego, świetnego stanowiska Kopár. Po kilku latach eksperymentów winiarz doszedł do wiosku, że warto stworzyć kupaż z dodatkiem gron z innych siedlisk, przez co zmuszony był nieco zmodyfikować jego nazwę. Od tej pory powstaje on z trzech odmian winorośli: cabernet franc, cabernet sauvignon i merlot z najlepszych winnic producenta, choć po dziś dzień jego główna część pochodzi właśnie z parceli Kopár. Gere Kopár 2013 dojrzewało przez 16 miesięcy w dębie (60% w nowych beczkach barrique, 40% w dużych, drewnianych kadziach). Jest to wino o ciemnorubinowej barwie, w nosach znajdziemy aromaty jeżyn, czarnej porzeczki, wędzonej śliwki, anyżu, czekolady, skóry. W ustach bogate, z wyraźnie zaznaczoną nutą ciemnych owoców (dojrzałych wiśni, jeżyn, czarnej porzeczki), tytoniu, skóry, ziemi, dymu, czarnego pieprzu, przypraw korzennych. Mamy tu również sporą, ale ładnie ułożoną taninę, przyzwoitą kwasowość, wyraźny alkohol (14%), oraz średniodługi finisz. Złożone, bogate, potężne wino, z całkiem sporym potencjałem dojrzewania. Ocena: ****. Cena: 9610 HUF (123,50 PLN).

Źródło wina: zakup własny.

Vylyan Villányi Cabernet Franc 2015 – niesztampowy franek z Villány

Czy moda na dane wino sprawia, że chętniej po nie sięgacie? Villányi Franc, czyli „franek z Villány” stał się ostatnio przedmiotem potężnego hype-u, a jeden z winopisarzy nawet stwierdził, że w końcu znalazł on swój prawdziwy dom, i jest nim ten maleńki region na południowych rubieżach państwa Madziarów. Nie mi oceniać tak daleko idącą tezę, aczkolwiek wypada mi stwierdzić, że ta stara jak świat francuska odmiana czuje się w Villány zupełnie dobrze, i daje naprawdę piękne, eleganckie wina, zupełnie inne, od przesyconych taninami i potężnym ciałem merlotów z tych samych parceli. Mnie tym razem zauroczyła tania, marketowa butelka od Vylyan Pincészet, jednego z największych (120 ha) producentów regionu. Założone w 1988 roku gospodarstwo należy do rodziny Debreczeni, za styl win od kilku lat odpowiada István Ipacs Szabó. Uprawia się tu głównie ciemne odmiany (cabernet franc, cabernet sauvignon, csókaszőlő, kadarka, kékfrankos, merlot, pinot noir, portugieser, syrah), które uzupełniają  chardonnay, olaszrizling i riesling. Właściciele winnicy, oprócz produkcji win odgrywają poważną rolę w integrowaniu miejscowej społeczności, m.in. poprzez organizację festiwalu kulturalnego Ördögkatlan.

Świetna, marketowa selekcja! (fot. własna)

Vylyan Villányi Cabernet Franc 2015 to podstawowe wino wykonane na zamówienie sieci supermarketów Aldi. Posiada ono ciemnopurpurową, głęboką barwę. W nosie na pierwszym planie zaznaczają się nuty jeżyn, czarnej porzeczki, borówki i czereśni, dalej pojawia się mięta i fiołki, a na końcu ciemna czekolada, tytoń i kawa. W ustach soczyste, owocowe (jeżyna, porzeczka, aronia), z wyraźnym, ale eleganckim dotykiem beczki, więc jest i tytoń, i wanilia, ale w ilościach dość nieznacznych i dobrej jakości. Alkohol (13,4%) jest nieźle zintegrowany, a kwasowość dość żwawa, w ilości absolutnie wystarczającej. Na finiszu pojawia się delikatna, pieprzna pikantność, nadająca winu lekkiego pazura. Nie jest to jednak żaden gigant, a dobrze zrobione, codzienne wino za niewielkie pieniądze. Ocena: ***/****. Cena: 1399 HUF (18 PLN).

Źródło wina: zakup własny w supermarkecie sieci Aldi

Bitwa olaszrizlingów – część druga

Druga odsłona batali olaszrizlingów zaczęła się nietypowo, bo od niespodzianki. Z wcześniej anonsowanych 10 butelek zrobiło się 12, gdyż w międzyczasie (obie części degustacji dzieliło 2 tygodnie) producenci dosłali kolejne wina. Miejsce pozostało bez zmian, za organizację niezmiennie odpowiadała Edit Szabó (oraz jej prawa ręka Eszter Pesti) i portal Borsmenta. O ile motywem przewodnim poprzedniej degustacji była butelka (burgundzka), tak w tym przypadku nie można było już mówić o żadnej prawidłowości –  ani pod względem opakowania, ani też jego zawartości.

Skład na drugą połowę. (fot. Gábor Vető)

Jako pierwszy do kieliszków trafił Riczu Siklósi Olaszrizling 2018 z regionu Villány. Znajdziemy w nim dość typowe dla odmiany aromaty grapefruita, cytrusów, jabłka i migdałów, które powtarzają się również w smaku, kwasowość jest tu dostateczna, alkohol nieco wystaje, pojawia się także delikatna słodycz, acz raczej nie z cukru resztkowego, a ekstraktu. Całkiem w porządku, choć należy się spieszyć z konsumpcją, bo owocowość jest raczej z gatunku tych mniej trwałych. Ocena: **/***. Cena: 1850 HUF (24 PLN). Zaraz po nim podano Káli Balázs Olaszrizling 2018 z Badacsony-felvidék i znów (jak w przypadku porzedniej degustacji) jednogłośnie stwierdziliśmy, że producent ma problem. Najprawdopodobniej (bo przecież przyczyn może być wiele), są to stare beczki, które powodują szybszą oksydację wina. W tym czuć było kremowość, wanilię, migdały, ale też stęchliznę i lotną kwasowość. W ustach krótke, stęchlizna objawia się również tutaj, jedyną pozytywną cechą jest tylko przyzwoita, cytrusowa kwasowość i szczypta słoności. Nie warto. Ocena: */**. Cena: 1790 HUF (23 PLN).

Lekkie, owocowe, przyjemnne. (fot. Gábor Vető)

Kolejne cztery butelki pochodzą z Mátry. Pierwsza z nich – Maróti Olaszrizling 2018 to całkiem udana wariacja na temat tej odmiany. Mamy tu co prawda spory wpływ beczki pod postacią aromatów wanili, masła i suszonych owoców, które uzupełniają polne zioła i migdały, usta częstują nas kremowością, soczystą owocowością, solidną kwasowością i delikatną nutą korzenno-ziołową. Ładnie zrobione, niezwykle pijalne wino. Ocena: ***. Jeszcze nie trafilo do sprzedaży. Dużo słabszy jest natomiast Olaszrizling 2018 od Csernyik Pince. Tu mamy całkowitą dominację beczki, pod postacią aromatów wanili, masła i przypraw korzennych, która w ustach przyjmuje formę kremowości, oleistości, ubogaconej szczyptą migdałowej goryczki i nut zielonego jabłka. Parker może byłby zadowolony, ale ja już niekoniecznie. Ocena: **. Cena: 1780 HUF (23 PLN).

Po co tyle beczki? (fot. Gábor Vető)

Następne wino, czyli Maróti Olaszrizling 2017 ustępuje znacznie swojemu rok młodszemu następcy. Również w tym wypadku użycie beczki wydaje się przesadzone, niszcząc zalety dobrych, dojrzałych gron. W nosie dominują nuty dymne, aczkolwiek raczej palonej gumy, aniżeli prażonej kawy, jest tu też masło, suszone owoce i biały pieprz. W ustach znajdziemy sporo nut ziołowo-korzennych, wanili, cynamonu, solidną kwasowość, ale także nieprzyjemną, mocną goryczkę. Szkoda pieniędzy. Ocena: **. Cena: 3200 HUF (41,50 PLN). Zdecydowanie lepiej prezentuje się Molnár Abasári Olaszrizling 2017. Pachnie polnymi kwiatami, cytrusami, ziołami i trawą, w ustach na pierwszym planie mamy jasne owoce (gruszka, jabłko), mango oraz grapefruit, wsparte solidną kwasowością i delikatną, moigdałową goryczką. Nieco zbyt krótkie, a cena też niekoniecznie uzasadnia te doznania. Ocena: **/***. Cena: 3800 HUF (49 PLN).

Solidne wino z Mátry. (fot. Gábor Vető)

Bardzo solidnym wyborem jest natomiast Éliás Olaszrizling 2017 z Badacsony. Znajdziemy w nim aromaty kwiatów, miodu, suszonych owoców, migdałów oraz masła, w ustach dobrze zbalansowane, z ładną kwasowością, nutą kandyzowanych moreli, suszonych śliwek i miodu, słoną mineralnością oraz migdałową goryczką. Nie jest może przesadnie intensywne, ale dobrze oddaje charakter odmiany oraz miejsca. Ocena: ***/****. Cena: 2990 HUF (38,50 PLN). Rozczarował natomiast Pálffy Káli Királyi Fekete-hegy Olaszrizling 2017 z północnego brzegu Balatonu (Balaton-felvidék). Podobnie jak w przypadku kilku wcześniejszych win, sporo tu beczki i to nie tej najpośledniejszej. Mamy tu nutę brzoskwinii, przyprawy korzenne, imbir oraz migdały, jest też przyzwoita, cytrusowa kwasowość, acz wszystko przysłania budyniowa kremowość i wanilia. A szkoda, bo producent znany jest z solidnych win. Ocena: **. Cena: 3100 HUF (40 PLN).

Niezły debiutant z Badacsony. (fot. Gábor Vető)

Pozytywnie zaskoczyło mnie natomiast Nyári Szentgyörgyhegyi Olaszrizling 2017 z regionu Badacsony. Miejscowe, wulkaniczne terroir objawia się w postaci aromatów dymnych, słonej mnieralności, choć znajdziemy tu też sporo nut owocowych (cytrusów, jabłka, a nawet agrestu) oraz ziół, przypraw korzennych i migdałów, wspartych potężną kwasowością. Solidne, dobrze zrobione wino, choć bez fajerwerków. Ocena: ***. Cena: 2400 HUF (31 PLN). Przyzwoity poziom trzyma również Molnár Abasári Olaszrizling 2016. Pachnie ono migdałami, suszonymi owocami, miodem, masłem i prażonymi orzechami. W ustach soczyste, z wraźną nutą kandyzowanych moreli i śliwek, miodu, migdałową goryczką, pieprzną pikantnością oraz ładną, świeżą kwasowością. Jedno z najlepszych tego dnia. Ocena: ***. Cena: 3800 HUF (49 PLN).

Szomlońska klasyka. (fot. Gábor Vető)

Ostatnie dwa wina to znów wulkaniczne terroir i spora dawka mineralności. Pierwsze z nich – Györgykovács Olaszrizling 2016 to butelka od legendarnego producenta z Somló. W nosie dominują nuty mokrej skały, prażonej kawy, suszonych owoców, jabłek, miodu, pol oraz dymu, zaś w ustach mamy gęste, skoncentrowane wino, z kremową teksturą, słoną mineralnością, solidną dawką kwasowości, nie brakuje tu również nut suszonych śliwek, brzoskwini oraz migdałów, zaś na finiszu zaznacza się lekka goryczka. Typowo szomloński, potężny olaszrizling, aczkolwiek brakuje mu trochę wielowarstwowości charakterystycznej dla najlepszych roczników, a cena nie należy do najniższych. Ocena: ***. Cena: 6150 HUF (79,50 PLN). Drugie – Nyári Olaszrizling Valógatás 2015 powstało z mocno przejrzałych, częściowo zbotrytyzowanych gron. Nos kusi aromatami miodu, moreli, pigwy, suszonych owoców, usta częstują dobrze zintegrowaną, elegancką słodyczą, nutami miodu, propolisu, kandyzowaną morelą, jest tu też imbir, przyprawy korzenne, oraz apteczna goryczka. Alkohol, pomimo sporej ilości (16%) nie wystaje, zaś solidna kwasowość pozwala utrzymać wino w harmonii. Piękne, kompeksowe wino z późnych zbiorów. Ocena: ***/****. Cena: 3790 HUF (49 PLN).

Nieoczywisty słodziak z Szent György-hegy. (fot. Gábor Vető)

Po spróbowaniu 22 win można skłonić się ku kilku wnioskom. Przede wszystkim – olaszrizling potrafi się całkiem dobrze starzeć. Nie mieliśmy tu co prawda win starszych niż z 2015 roku, ale te, które się pojawiły, były w szczycie formy, i mają wszelkie predyspozycje ku temu, by pozostać na nim przez kilka lat. Wniosek drugi – odmiana dobrze udaje się na podłożu wulkanicznym – czego dowodzą przykłady z Badacsony, Somló czy też Mátry, doskonale oddając mineralny charakter terroir. Wniosek trzeci – posiada sporą kwasowość, ale potrafi też gromadzić cukier resztkowy, dzięki czemu powstają z niej wspaniałe, harmonijne wina słodkie. I wniosek ostatni, bodajże najważniejszy – uwypukla ona bardzo wyraźnie wszelkie błędy winiarza – i czy będzie to przesadne stosowanie beczki, czy zły wybór terminu zbiorów, czy też inne błędy w piwnicy – na przykładach z degustacji zobaczyliśmy, że duża część win (ok. ¼ próbowanych) była po prostu źle zrobiona. Na szczęście – cena może, ale niekoniecznie musi być czynnikiem wskazującym na wysoką jakość – zarówno pośród tanich, jak i drogich win zdarzyły się niewypały. Warto jednak podkreślić, że najlepszy olaszrizling całego panelu był równocześnie drugim najtańszym – niezbyt dobrze świadczy to o czołowych producentach, acz zachęca do poszukiwań na marketowych półkach – można tam znaleźć prawdziwe perełki w niskich cenach.

W degustacji wziąłem udział na zaproszenie Edit Szabó z portalu Borsmenta. Wina zostały udostępnione do degustacji przez producentów.