Budafoki Bor és Pezgőfesztivál – Ludowa impreza z winem w tle

Węgry słyną z festiwali winiarskich. Jest ich tyle, że wkrótce trudno będzie wymienić miejscowość, w której takowy się nie odbywa. Najsłynniejszy jest oczywiście ten na Zamku w Budzie, który w tym roku odbędzie się po raz 25. Ja sam kilkukrotnie brałem w nim udział, ale moim zdaniem zatracił coś ze swego charakteru, stał się atrakcją dla bogatych i turystów, a zwykłych Węgrów odstrasza wysokimi cenami. Również w Budzie, ale daleko na południe od centrum ma miejsce inna impreza, na którą co roku ciągną tabuny ludzi z całego Budapesztu. To Budafoki Bor és Pezsgőfesztivál – Festiwal wina i szampana w Budafok. Czemu akurat tutaj? Ponieważ to tu znajdują się słynne piwniczki, w których przez lata dojrzewały (i wciąż dojrzewają) znaczne ilości tutejszych win musujących, produkowanych chociażby przez największego gracza na rynku – firmę Törley.

 
Jeszcze bez tłumów (fot. własna)
 
Co w mojej ocenie przemawia za tą drugą imprezą? Po pierwsze, w Budafoku nie płacimy nic za wstęp, możemy kupić kieliszek, chociaż nie jest to obowiązkowe i degustować wino do woli, w bardzo przyzwoitych cenach. Producentów nie jest wielu – ok. 20, i część z nich ma kilka stanowisk w różnych miejscach. Po drugie – teren imprezy – jest znacznie większy, możemy wstąpić do prawdziwych piwnic i pić wino prosto od producenta. Obok piwniczek często obywają się koncerty, jest także możliwość zjedzenia smacznej kiełbasy z grilla czy pieczonych ziemniaczków bez obawy, że wrócimy z pustym portfelem. Po trzecie, impreza w Budafoku nie aspiruje do bycia imprezą branżową. Tutaj stoiska winiarzy mieszają się z cepelią, streetfood przeplata się z chińską tandetą… Każdy znajdzie coś dla siebie, choć pewnie najmniej sama branża winiarska. Ale oczywiście nie trzeba być snobem, by poczuć magiczną atmosferę tego miejsca – gdyż sam Budafok sprawia wrażenie sennego miasteczka, które ten jeden raz w roku budzi się do życia.

 
Wino lało się strumieniami (fot. własna)
 
Oczywiście, byłem na tyle uparty, by wykorzystać tą imprezę w celu degustacji kilku win. Najlepsze wrażenie zrobiło na mnie Szentesi Zengő 2013. Jest to półsłodkie wino, o jasnobursztynowej, wpradającej w pomarańcz barwie, w nosie wyczuwalne są nuty mango, cytrusów, suszonych owoców. W ustach dominują suszone owoce, śliwka, brzoskwinia. Wino musiało spędzić trochę czasu na skórkach, gdyż wyraźnie wyczuwalne są taniny. Posiada solidną strukturę, dalej mamy trochę nut dymnych oraz wanilii. Długi i przyjemny finisz. Ocena: ***/****. Ciekawym winem okazało się Sümegi Ambrózia Jégbor 2007. Jest to wino lodowe, w 100% powstałe z Rieslinga, dwa lata dojrzewało w beczce. Charakteryzuje je bursztynowa barwa, nuty miodu, kwiatów lipy, brzoskwinii, moreli. W ustach nuty cytrusowe, miód, morle. Dobra równowaga pomiędzy słodyczą, a wyraźną kwasowością. Jedyne, co można mu zarzucić, to brak ciała – wino wydaje się nieco wodniste. Finisz średni, miodowo-cytrusowy. Ocena: ***.

 
W piwnicy Sümegi (fot. własna)
 

Podkreślić mógłbym jeszcze Pakózdi Juhfark 2015 z Lics Pincészet. Jest to wino o typowych cecach młodego Juhfarka. Posiada bladozieloną barwę, w nosie wyczuwalna mineralność, nuty kremowe, maślane, delikatna kwiaotowość. W ustach kremowe, mineralne, solidna kwasowość, nieco nut cytrusowych, a na finiszu wyczuwalna delikatna goryczka. Przyjemne, choć nie jest to ten sam poziom ekspresji co na Somló. Ocena: **/***. Cała reszta win nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. A może po prostu źle trafiłem? Fakt, z każdą kolejną godziną tłum gęstniał, a nam co raz bardziej przechodziła ochota, by się przez niego przeciskać, dlatego też skoro nastał zmrok, my wycofaliśmy się, by odpocząć od tych winiarskich – i nie tylko – wrażeń. Degustowałem w Budafok na koszt własny.

Bąbelki na mecz – Jekl Il Primo Frizzante 2014

Sobota, późne popołudnie, w polskich domach emocje sięgają zenitu, reprezentacja walczy o wszystko, zaś ja w trakcie meczu popijam lekkie musujące różowe wino, które doskonale wpisuje się w otaczającą mnie atmosferę. Wino to kosztowałem już podczas degustacji prowadzonej przez Flórę Jekl półtora tygodnia temu, o czym jeszcze za jakiś czas będzie mowa. Historia winiarska rodziny Jeklów jest dość krótka – ojciec Flóry Béla założył winnicę w Villány w 1996 roku. Stopniowo dokupowali gruntów i dziś gospodarują na 10 ha, głównie na stanowisku Fekete-hegy.
 
Pić schłodzone, nie wstrząśnięte (fot. własna)
Il Primo Rozé Frizzante 2014 to lekko musujące wino różowe, powstałe z gron szczepów Pinot Noir, Kadarka i Syrah. Mamy tu bladoróżową barwę, w nosie wyczuwalne aromaty poziomek, truskawek oraz nuty pieprzne. W ustach bardzo lekkie, z przyzwoitą kwasowością, sporo owocu – truskawki, poziomki, delikatna pikantność. Niezbyt mocne nasycenie CO2, bąbelki są wyczuwalne, lecz niezbyt nachalne. Przyjemne, owocowe wino, które z pewnością spodoba się wielu ludziom, stylowo nie można mu nic zarzucić. Finisz podkreślony wyraźną pikantnością. Cena: 1790 HUF (25 PLN). Ocena: *** W sam raz na lato, albo na mecz, a już napewno na świętowanie wygranej 🙂