Jak co roku, początek września to czas nie tylko zbiorów, ale i festiwali winiarskich na Węgrzech. Największy i najpopularniejszy z nich już prawie od ćwierćwiecza gości na zamku w Budzie. W tym roku pojawiło się ponad 170 wystawców z całego kraju oraz kilka stoisk zagranicznych. W przeciwieństwie do poprzednich lat nie było kraju-gościa specjalnego. Pogoda sprzyjała, pozostało wspiąć się na zamek i degustować.
Najwięcej wystawców przyjechało z trzech regionów winiarskich: Tokaju, Villány i Egeru, w sumie stanowiąc ponad 1/3 wszystkich producentów. Ja starałem się wybierać przy degustacji tych winarzy, których produkty nie są dostępne w wielkich sieciach handlowych. Zacząłem od winiarni Lenkey Pincészet z Mád. Jest to mała winiarnia (10,4 ha), działająca od 1999 roku. Ja spróbowałem jednego z ich win: Holdvölgy 2007 – wytrawne cuvée powstałe z furminta i hárslevelű, głęboka, złota barwa, nos – miodowy, z mocno wyczuwalnymi nutami botrytis. W ustach nieco oleiste, łagodna kwasowość, w tle zielone jabłko, oraz botrytis. Dobrze zbalansowane, 13,5% alkoholu. Ocena: ***. Cena: 3250 HUF (43,5 PLN). Mała, butikowa produkcja (zaledwie 2648 butelek).
Dobry, solidny tokaj (fot. producenta)
Następnym degustowanym było wytrawne Blanc de Pinot Noir 2014 z Dula Pincészet z Egeru. Wino kuriozum, przynajmniej jeśli chodzi o Węgry. Bladojasne, nos: przyprawy, świeży, usta: muszkatowe, lekka kwasowość, zielone jabłko, przyprawy. Łagodne wino, w sam raz na lato. Ocena: ***. Cena: 1000 HUF (13,5 PLN).
Białe, a jednak czerwone (fot. producenta)
Kolejne wino to Mád Furmint 2014 z winnicy Szent Tamás Szőlőbirtok és Pincészet z Mád. Od dawna chciałem spróbować win od tego producenta i nie żałuję, że podjęłem się tego zadania. Ten wytrawny furmint o bladojasnej barwie, o zielonym, świeżym aromacie. Usta: mineralne, w tle zielone jabłko, cytrusy. Bardzo pijalne wino. Ocena: ****. Cena: 2500 HUF (33,5 PLN). Jedno z lepszych degustowanych win.
Piękna kolekcja (fot. własna)
Idąc dalej skosztowałem kolejnego tokajskiego wina, tym razem z Obzidián Bormanufaktúra z Hercegkút. To słodkie Késői Szüretelésű 2014 to prawdziwy trunek dla kobiet. Barwa jasnozłota, nos kwiatowy, miodowy, w ustach potężna słodycz, której nie balansuje wyczuwalna, aczkolwiek zbyt łagodna kwasowość, w tle owoce cytrusowe, mango, papaja. Dobre, ale dla mnie taki ulepek. Maksimum na jeden kieliszek. Ocena: ***. Cena 2500 HUF (33,5 PLN).
Tokajski szyk (fot własna)
Kolejne dwa wina, które degustowałem również pochodziły z Tokaju. Chateau Cloche to mała, butikowa wytwórnia z Szerencs, która dużą część swoich win przeznacza na eksport, głównie do Szwecji (jednym z właścicieli jest Szwed węgierskiego pochodzenia). Ich wytrawne Szamorodni 2008 nie przypadło mi do gustu, barwa bursztynowa, mocno wyczuwalne nuty botrytisu, łagodna kwasowość, choć to wszystko trochę sztuczne. Brakuje mi złożoności, nut orzechowych, dymnych. Ocena: **. Cena: 1890 HUF (23,5 PLN).
Tokaju nigdy nie za wiele! (fot. własna)
Zdecydowanie lepsze było słodkie cuvée (furmint, hárslevelű, sárgamuskotály) Ventus 2012, o jasnozłotej barwie, nos: owoce tropikalne, w ustach dobrze zbalansowana słodycz i kwasowość, mango, papaja, zielone jabłko. Przyjemny finisz. Niecałe 13% alkoholu, 78 gramów cukru resztkowego na litr. Ocena: ****. Cena: 2400 HUF (32 PLN). Warto.
Bloger, miłośnik wina, filolog oraz geograf z wykształcenia. Od 2014 roku prowadzi bloga NieWinne Podróże, w którym pisze głównie o winach węgierskich.