Gdy spoglądam na półki z winami w sklepie zawsze bierze mnie trochę na sentyment. Lubię wspominać dobre, stare czasy, jednocześnie lubie odkrywać też nowe kierunki. Villány i wina Tamása Günzera (nie mylić z jego bratem Zoltánem, który też robi wina!) lubię, i wracam do nich chętnie, choć niezbyt często – wiadomo, przesyt nie jest dobry. Samego Tamása spotkałem zresztą kilka lat temu w Polsce, na krakowskich Dniach Węgrzyna. Skosztowałem wtedy wielu trunków, każdy był niczego sobie. Później byłem w Villány, ale do winnicy Günzera nie dotarłem. I trochę tego żałuję.
Kto beczką wojuje, od beczki zginie (fot. własna)
Dziś wybrałem Portugiesera, wiedząc, że jest to zazwyczaj lekkie, łatwie i przyjemne czerwone wino. I to też otrzymałem, choć po cichu spodziewałem się czegoś lepszego. Zeszłoroczny Portugieser Günzera to wino o jasnoczerwonej barwie, w nosie wyczujemy aromaty wiśni, fiołków, w oddali przypraw. W ustach owocowe, pojawia się dżem wiśniowy, wyczuwalne, lecz łagodne taniny, delikatna kwasowość. Wino o średniej budowie, do codziennego spożycia. Średni finisz. I całą tą ocenę zaburza użycie beczki, które nijak przystaje do tego wina – odbierając owocość, nie daje zbyt wiele w zamian. Czasami nie rozumiem winarzy węgierskich, którzy nawet takie owocowe szczepy posyłają do karcera jakim jest dla nich beczka. No ale niech im będzie. Ja jednak wolę inny styl. Cena: 1199 HUF (16 PLN). Ocena: ***.