Ateny na weekend – subiektywny przegląd winiarskiej sceny stolicy Grecji

Ostatnie dwa lata sprawiły, że wielu ludzi (w tym ja) postanowiło przewartościować wiele spraw i postanowiło realizować marzenia, z którymi czekało przez długie lata. W moim wypadku marzeniami są podróże do innych krajów, miejsc odległych językowo, kulturowo i socjologicznie, a tym lepiej, jeśli te wyprawy można połączyć z odkrywaniem miejscowych (o ile takie są) win. Od jakiegoś czasu na moim celowniku pojawiła się Grecja, z jej bogatą, liczącą ponad cztery tysiąclecia historią, oraz wielkim dziedzictwem winiarskim. Korzystając z okazji (tanich lotów oraz niskiego sezonu) udałem się do Aten, by nieco lepiej poznać początki europejskiej cywilizacji, przy okazji spróbować tutejszych klasyków, jak assyrtiko z Santorini, agiorgitiko z Nemei czy też xinomavro z Naoussy.

Nocny widok na Akropol. (fot. własna)

Ateny są miastem niesamowitych kontrastów. Przepiękne historyczne zabytki przeplatają się z brudem i rozkładem, który widoczny jest poza głównymi szlakami turystycznymi. Drogie sklepy znanych marek sąsiadują z budkami z tanim jedzeniem, chodniki i wiele, wiele domów jest w opłakanym stanie, a na ulicach widać sporo bezdomnych. Jednocześnie miasto cały czas żyje, tętni, a ludzie, mimo niełatwej codzienności wydają się być optymistycznie nastawieni. Grecy kochają żyć, kochają się bawić, kochają wino – nade wszystko własne – greckie. Można się o tym przekonać odwiedzając jeden z kilkunastu tutejszych winebarów.

Stylowe wnętrza winebaru Oinoscent. (fot. własna)

Miejscem, do którego udałem się jako pierwsze był Oinoscent. Ten gustownie wyposażony lokal zasłużenie cieszy się wielką popularnością miejscowych winomaniaków. Znajdziemy tu bogatą kartę win na kieliszki, pyszne przekąski, doskonałą obsługę. Dla zainteresowanych oferowane są zestawy degustacyjne ukazujące szeroki przekrój greckiego winiarstwa. Istnieje także możliwość zakupu na wynos. Zaletą są umiarkowane ceny. Ja spędziłem tu kilka wspaniałych godzin, podczas których spróbowałem 10 różnych win. Najbardziej zapadło mi w pamięć wspaniałe assyrtiko z Santorini od Vassaltisa, ale inne wina też sprawiły wielkie wrażenie.

Wspaniałe assyrtiko od Vassaltisa. (fot. własna)

Oddalony od niego kilka minut spacerem By the Glass Wine bar Bistrot reprezentuje podobny koncept, przy czym wybór win na kieliszki jest znacznie większy. Kolejną zaletą jest wcześniejsza godzina otwarcia oraz ciągle zmieniające się menu obiadowe – dzięki temu możemy spróbować tu wyśmienitych specjałów kuchni greckiej. W ofercie sporo jest win z starszych roczników oraz zagranicy, jednak umówmy się – kto jedzie do Grecji próbować czerwone burgunda czy Bordeaux? Dla mnie wielką zaletą okazały się małe porcje degustacyjne – 75 ml, dzięki czemu można spróbować większej ilości win bez konieczności ich wylewania.

Najlepsze winne bistro – By the Glass. (fot. własna)

Ostatnim z polecanych przeze mnie miejsc jest Cinque Wine Deli Bar. Jest to z decydowanie najbardziej rodzinny winebar, w którym praktycznie cały czas można spotkać właścicieli – Evangelie Tseliou oraz Grega Prassasa. Sam lokal jest dość mały, a wystrój skromny, zaś wybór win nieco mniejszy, aniżeli w dwóch wcześniejszych lokalach, za to cenowo jest to bardzo przystępne miejsce. Warto przysiąść przy barze, porozmawiać z obsługą, przy odrobinie szczęścia można spróbować „towaru spod lady” – jak na przykład wspaniałego, ośmioletniego Vinsanto z winiarni Santo Wines.

Pyszne Vinsanto spod lady. (fot. własna)

Oczywiście te trzy miejsca to zaledwie ułamek ateńskiej sceny winiarskiej – jednocześnie jeśli macie zaledwie kilka dni, to w każdym z nich z pewnością znajdziecie coś dla siebie. Podróżujący na nieco dłuższy okres czasu powinni również wybrać się poza miasto, by odwiedzić jedną z lokalnych winiarni, specjalizujących się w miejscowej odmianie – savatiano. Warte polecenia są Domaine Papagiannakos oraz Mylonas Winery – aczkolwiek nie zapomnijcie wynająć auta, gdyż dotarcie do nich transportem zbiorowym będzie niemałym wyzwaniem.

Autor kontemplujący piękno miasta. (fot. własna)

Ateny mnie zauroczyły. To chaotyczne miasto stojące w rozkroku pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, widocznie zaniedbane, czekające na lepsze czasy. To równocześnie miejsce niezykłego fermentu, tętniące życiem, pełne atrakcji turystycznych, restauracji oraz winebarów. Punkt przenikania się licznych kultur, kolebka europejskiej cywilizacji. Mam nadzieje, że będzie dane mi tu wrócić.

Bordeaux – kilka dni w światowej stolicy wina

Każdy muzułmanin przynajmniej raz w życiu powinien udać się na pielgrzymkę do Mekki. Dla winopijców Mekką jest Bordeaux – położone w południowo-zachodniej Francji miasto, stolica ogromnego (113 tys. ha upraw) i niezwykle różnorodnego (65 apelacji) regionu winarskiego, znanego głównie ze swoich wspaniałych, potężnych czerwieni oraz wspaniałych, białych słodyczy. Bordeaux zachwyca wspaniałym położeniem nad brzegiem Garonny, piękną średniowieczną i barokową architekturą, oraz bogatym życiem kulturalnym.

Miroir d’Eau – jedna z głównych atrakcji miasta. (fot. własna)

Bordeaux dla kryje dla winopijców wiele ciekawych miejsc. Począwszy od winiarni (niektóre znajdują się niemalże w granicach miasta) poprzez winoteki, winebary, restauracje, po muzea i ekspozycje związane z historią i technologią produkcji wina. I choć samo miasto, jak zresztą całość Francji nie należy do najtańszych, to nie trzeba rozbić banku, by móc odwiedzić najważniejsze punkty na jego winiarskiej mapie. Ja spędziłem w nim 4 dni i poza wypadami do Margaux oraz Saint-Émilion, udało mi się zwiedzić jego sporą część.

Le Bar à Vin – budżetowy winebar. (fot. własna)

Wizytę w Bordeaux najlepiej zacząć w jego ścisłym centrum, na Place de la Comédie. Znajduje się tu jeden z najbardziej charakterystycznych gmachów miasta – Teatr Wielki. Dla winopijców natomiast znacznie ważniejsze są cztery punkty zlokalizowane przy placu – Punkt Informacji Turystycznej, Winoteka La Vinothèque de Bordeaux, Winoteka L’Intendant oraz winebar Le Bar à Vin. W pierwszym z miejsc uzyskamy mapy i nabędziemy Bordeaux Citypass (uprawnia do nieograniczonych przejazdów po mieście i wstępów do muzeów). Możemy tu także zapisać się na zorganizowaną wycieczkę po winiarni, lub też do pobliskich miejscowości, takich jak Saint-Émilion.

Schody do nieba… w sklepie l’Intendant. (fot. własna)

Zaopatrzeni w wszelaką potrzebną wiedzę możemy udać się na zakupy. Naszym celem będą dwie winoteki, oferujące niezwykle szeroką ofertę w każdym poziomie cenowym – od absolutnie podstawowych win klasy Bordeaux AOC za kilka euro, po Pétrusa, kosztującego małą fortunę. Zdecydowanie ciekawszy architektonicznie wydaje się sklep L’Intendant, z wspaniałymi, sprialnymi schodami, obok których na półkach umieszczone są wina zgodnie z apelacjami oraz cenami. Równie szeroki wybór oferuje La Vinothèque de Bordeaux, choć tam znajdziemy znacznie więcej win w niższych poziomach cenowych.

La Vinothèque de Bordeaux – sklep z świetną ofertą miejscowych win (fot własna.)

Jeśli nie mamy szczególnie wysokiego budżetu, to szczególnie polecanym miejscem jest winebar Le Bar à Vin. Nie dość, że można skosztować świetnej, szerokiej palety lokalnych win w tak wyjątkowym miejscu, to w dodatku ceny są więcej, niż przyjazne – za kieliszek (1,5 dl) wina zapłacimy od 2 do 8 euro. Wina kosztują tak mało, gdyż miejsce to jest dotowane przez CIVB – lokalną organizację producencką. Tam spróbowałem m.in. pierwszego musiaka z Bordeaux, który okazał się doprawdy wyśmienity.

Max Bordeaux – raj każdego winomana. (fot. własna)

Tylko kilka kroków od placu, przy ulicy Cours de l’Intendance znajduje się miejsce, które z pewnością powinno trafić do kajetów winofanów. Max Bordeaux Wine Gallery, bo o nim mowa, to nie tylko winoteka z bogatą ofertą. Jest to także lokal, w którym można spróbować najlepszych bordosów na kieliszki, bez konieczności zamawiania butelki. W cenie około 20-30 euro można spróbować kilku chociażby wina od takich gigantów jak Château Margaux czy też Château Angelus. Dla mniej zamożnych oferowane są także pakiety degustacyjne czterech win – w wersji podstawowej, lub też grand cru. Ja skorzystałem z tej drugiej opcji, próbując najlepszej jak do tej pory czerwieni w moim życiu – Château Smith Haut Lafitte 2016.

Przykładowy zestaw degustacyjny w Max Bordeaux Wine Gallery. (fot. własna)

Położone nieco dalej od ścisłego centrum, ale też łatwo dostępne transportem miejskim jest Muzeum Wina i Handlu. Znajduje się ono w dzielnicy Chartrons, w której w przeszłości mieściły się domy kupców. Bilet wstępu kosztuje kilka euro, a z Bordeaux City Pass jest bezpłatny. W tej cenie możemy zwiedzić ekspozycję w piwnicach domu handlarza winem, opowiadającą historię rozwoju kupiectwa i win bordoskich. Na samym końcu do degustacji podawane są 3 wina, pokazujące różnorodność regionu. Po wizycie można skorzystać też z usług sklepiku, w ofercie którego oprócz win znajdziemy także książki, oraz inne akcesoria.

Klimatyczna wystawa w Muzeum Wina i Handlu. (fot. własna)

Kolejnym obowiązkowym puntkem wizyty w Bordeaux jest La Cité du Vin. To wspaniałe, nowoczesne, i przede wszystkim interaktywne centrum prezentujące historię i kulturę winiarstwa od jej samego początku po współczesność. 19 ekspozycji pokazuje różne aspekty świata win, zarówno ekonomiczne, społeczne, jak i również kulturowe i historyczne. Po wizycie warto udać się do winebaru z platformą widokową, skąd rozpościera się przepiękny widok na miasto. Na parterze znajduje się świetna winoteka Latitude 20, z świetną ofertą win zarówno z Bordeaux, jak i całego świata. Gadżeciarze też znajdą coś dla siebie – La Butique oferuje bogaty wybór książek, kieliszków, korkociągów, oraz innych produktów związanych z winem.

La Cité du Vin – najnowsza winiarska atrakcja miasta. (fot. własna)

Fani gastronomii, powinni się udać do hali targowej Halles de Bacalan, w której można spróbować zarówno owoców morza (z których Bordeaux słynie), jak i klasycznych miejscowych steaków z frytkami, oczywiście w towarzystwie tutejszych win. Obiekt ten ożywa zwłaszcza w wieczory oraz weekendy, i jest jednym z ulubionych punktów spotkań mieszkańców Bordeaux. Ceny są przystępne, a jakość bez zarzutu. Inną opcją dla foodiesów jest także położone w centrum miasta Marché des Capucins, z najlepszym wyborem owoców morza. Miłośnicy słodyczy też znajdą coś dla siebie – praktycznie w każdym zakątku centrum znajdują się punkty sprzedaży Canelés de Bordeaux. Są to małe ciasteczka powstałe z ciasta jajecznego z dodatkiem rumu. Podobno powstały jako rozwiązanie marnotrawstwa żółtek, które pozostawały z jajek używanych do klarowania win.

Canelés de Bordeaux – słodkie co nieco. (fot. własna)

Kilka dni to zdecydowanie za mało na zwiedzenie miasta, ale pozwala jednak wczuć się w jego atmosferę, klimat, kulturę. Warto posłuchać koncertów ulicznych grajków, przespacerować się boso przez lustro wody na Place de la Bourse, zwiedzić jedną z średniowiecznych świątyni miasta, czy po prostu usiąć w pobliskim barze z kieliszkiem wina, i poczuć przez chwilę jak miejscowy. I oczywiście udać do pobliskich winiarni – château, w których rodzi się wino, które dziś stanowi wzór wszystkich, poważnych czerwieni na całym świecie.

Do Bordeaux podróżowałem za swoje.

Balla Géza Sziklabor Kadarka 2013 – Kadarka jakiej nie znacie

Podczas naszego rajdu po winebarach skosztowaliśmy z Piotrem wiele lokalnych win, ale jedno szczególnie przykuło naszą uwagę. Dlaczego akurat to? Kadarek z różnych krajów i regionów jest pod dostatkiem – zarówno tych spoza granic Węgier, jak i miejscowych. Trudno jest pośród nich znaleźć taką, która zrobiłaby na człowieku duże wrażenie. Sam szczep (o którym pisałem już tu), jest trudny w uprawie i niezbyt plenny, przez co zastąpiono go w dużej mierze znacznie łatwiej uprawianym Kékfrankosem. Jak więc się stało, że trafiliśmy właśnie na świetną Kadarkę? Tajemnica kryje się w zachodniej Rumunii, w regionie Miniș, a jej autorem jest Géza Balla.

Mój ideał Kadarki (fot. własna)

 

Grona, z których powstaje Sziklabor Kadarka 2013 rosną na wybitnie skalistym stanowisku Napos-dűlő. Stare, ponad 60-letnie krzewy dają niewiele owoców, ale są one wybitnej jakości. Wydajność wynosi tu zaledwie 3-4 tony z hektara. A jak prezentuje sie samo wino? Posiada rubinową barwę, w nosie dojrzałej wiśni, maliny, lekko wyczuwalna pikantność, kawa. W ustach sporo taniny, potężna, spinająca klamrą całość kwasowość, wyraźna mineralność, czysty owoc – wiśnia, malina. Są też również nuty ziemiste oraz świeżo zmielonego pieprzu. Niesamowicie złożone wino, warte każdego wydanego na niego forinta. Dojrzewało przez rok w 225-litrowych beczkach. Ocena: ****/*****. Cena: 5990 HUF (82 PLN). Zdecydowanie najlepsza Kadarka, jaką w życiu piłem.

Degustowaliśmy z Piotrem (blog Z winem do kina) na koszt własny.