Czerwone serce Mátry – Gyöngyöspatai Kékfrankos Fesztivál

Położone w północnych Węgrzech góry Mátra stanowią najwyższe pasmo górskie kraju. Na ich południowych zboczach, w okolicach miasta Gyöngyös rozciąga się region winiarski o tej samej nazwie. Winorośl uprawia się tu na 5950 hektarach, z czego zdecydowaną większość stanowią jasne odmiany, z niewielką, acz rosnącą ilością nasadzeń ciemnych szczepów. Najważniejszym z nich – jak z resztą w całych Węgrzech – jest kékfrankos, który z roku na roku cieszy się rosnącą popularnością. Korzystając z rosnącej mody na tę odmianę miejscowi producenci z miasteczka Gyöngyöspata postanowili zorganizować jej festiwal. Pierwsza edycja Gyöngyöspatai Kékfrankos Fesztivál – bo tak nazwano imprezę – odbyła się w ubiegły weekend w piwniczkach winnich miejscowości.

Piwniczki winne w Gyöngyöspata. (fot. własna)

Dlaczego akurat kékfrankos? To najważniejsza czerwona odmiana zarówno regionu, jak i całego kraju. Na Węgrzech uprawia się go na przeszło 7300 hektarach, z czego nieco ponad 520 przypada na Mátrę. Daje wina o lekkiej lub średniej budowie, wysokiej kwasowości, z nutami wiśni, czereśni, mokrej ziemi. Poza Węgrami znajdziemy go niemalże w każdym kraju Europy Środkowej, zwłaszcza w Austrii, Chorwacji, Słowenii, Czechach, Słowacji, Niemczech oraz Serbii, choć dotarł on w tak odległe miejsca jak USA czy też Japonia.

Degustacja przy jednym ze stanowisk. (fot. własna)

W Gyöngyöspata swe wina zaprezentowało kilkunastu producentów z regionu oraz kilku zaproszonych gości z innych rejonów kraju. Stanowiska z winami rozstawiono przy licznych piwniczkach winnych, oprócz nich można było spróbować specjałów lokalnej kuchni, oraz nabyć rękodzieło od miejscowych rzemieślników. Pogoda dopisała, aczkolwiek gości mogło być nieco więcej – być może trzeba jeszcze popracować nad promocją imprezy. Ja zaś spróbowałem kilkudziesięciu win, a opisy i oceny najlepszych z nich znajdziecie poniżej.

Potężny kékfrankos z Mátry. (fot. własna)

Hoop Wines Gereg Kékfrankos Selection 2020 to obecnie prawdopodobnie jedno z najlepszych, czerwonych win na Węgrzech. Powstał z samocieku (czyli moszczu spływającego bez tłoczenia), zaś po fermentacji trafił do dębowych beczek. Posiada średniogłeboką, ciemnorubinową barę. W nosie wyczuwalne są aromaty granatu, wiśni, czereśni, euktaliptusa i czekolady. W ustach wytrawne, dobrze zbudowane, z wysoką kwasowością, sporą taniną, wysokim alkoholem oraz nutami wiśni, czereśni, granatu, mokrej ziemi, skóry i wanili. Finisz długi. Wspaniałe, złożone, potężne wino – ciężko na Węgrzech o lepsze wcielenie tej odmiany. Ocena: **** (93/100 pkt). Cena: 3990 HUF (48,50 PLN).

Młodsza, świeższa wersja selekcji z parceli Gereg. (fot. własna)

Hoop Wines Gereg Kékfrankos Selection 2021 to kolejny rocznik tego samego wina. Stworzono go w ten sam sposób, co poprzednika. Różnica polega na roczniku – 2021 był chłodniejszy, ze znacznie wyższą ilością opadów. Charakteryzuje go ciemnorubinowa barwa. Wino pachnie czereśnią, wiśną, fiołkami, mokrą ziemią i przyprawami korzennymi. Usta są dobrze zbudowane, wytrawne, z świetną kwasowością, średnim alkoholem, potężną taniną, nutami wiśni, fiołków, suszonych kwiatów, żurawiny, mokrej ziemi. Finisz długi. Młodsze, trochę kanciaste, ale też wielkie wino z potencjałem. Ocena: **** (91/100 pkt).

Debiutancki kékfrankos Zoltána Németiego. (fot. własna)

Németi Zoltán Kékfrankos 2019 to debiutanckie wino małego producenta z Mátry, któremu jakiś czas temu poświęciłem osobny wpis. Powstało z gron pochodzących z paceli Gereg, fermentowało w otwartych kadziach, a dojrzewało w polimerowym zbiorniku Flexcube z dodatkiem dębowych klepek. Ma ciemnorubinową barwę. Nos kusi aromatami wiśni, czereśni, żurawiny, grafitu, skóry, wanilii. W ustach jest wytrawne, dobrze zbudowane, z wysoką kwasowością, sporą taniną, wysokim alkoholem oraz nutami wiśni, czereśni, żurawiny, wanili, czekolady, skóry i mokrej ziemi. Finisz jest długi. Mocarne, ale też soczyste wino z garażowej winiarni. Ocena: **** (91/100 pkt).

Soczysty kékfrankos z Szekszárdu. (fot. własna)

Heimann & Fiai Baranya Kékfrankos 2020 jest świetnym winem z Szekszárdu. Powstało z gron zebranych w siedlisku Baranya-völgy, fermentowało spontanicznie w otwartych kadziach z dodatkiem całych kiści. Po fermentacji trafiło do dużych beczek z węgierskiego dębu. Charakteryzuje się ciemnorubinową barwą. Pachnie wiśnią, czereśnią, fiołkami, skórą i suszonymi kwiatami. Usta są wytrawne, średnio zbudowane, z średnią taniną, średnim alkoholem i nutami soczystych owoców: wiśni, czereśni, granatu, uzupełnionych fiołkami, mokrą ziemią i skórą. Finisz średniodługi. Niezwykle harmonijny, typowy, klasyczny kékfrankos. Ocena: **** (92/100 pkt). Cena: 6750 HUF (82 PLN).

Wspaniała czerwień z starych krzewów parceli Baranya-völgy. (fot. własna)

Heimann & Fiai Szívem Kékfrankos 2019 powstało z wyselekcjonowanych gron starych krzewów rosnących w stanowisku Baranya-völgy. Wino spontanicznie fermentowało w otwartych kadziach z niewielką ilością całych kiści. Podobnie jak poprzednik – dojrzewało przez osiem miesięcy w dużych beczkach z węgierskiego dębu. Posiada ciemnorubinową, wpadającą w granat barwę. Nos jest niezwykle intensywny, z aromatami wiśni, suszonych czerwonych owoców, fiołków, skóry i przypraw korzennych. W ustach wytrawne, solidnie zbudowane, z wysoką kwasowością, średnim alkoholem, mięsistą taniną oraz nutami wiśni, czereśni, skóry, mokrej ziemi, polnych ziół, papryki i czarnego pieprzu. Finisz długi. Skoncentrowana, soczysta, pikantna czerwień – po prostu wielkie wino! Ocena: **** (93/100 pkt). Cena: 11200 HUF (136 PLN).

Niesztampowa, naturalizująca czerwień od Karnerów. (fot. własna)

Karner Tavasszal a fold 2013 to kékfrankos z siedliska Tavaszföld z Mátry. Wino spontanicznie fermentowało w otwartych kadziach, zaś po fermentacji dość szybko – bo już w styczniu kolejnego roku zostało zabutelkowane. Cechuje je ciemnorubinowa barwa. W nosie dominują aromaty wiśni, czereśni, granatu, ale znajdziemy tu też skórę, dym, mokrą ziemię i suszone czerwone kwiaty. Usta są dobrze zbudowane, wytrawne, z sporą kwasowością, mocną taniną, nutami wiśni, czereśni, jeżyn, ściółki leśnej, skóry, dymu i czarnego pieprzu. Finisz długi. Wciąż świeży i posiadający spory potencjał dojrzewania kékfrankos. Ocena: **** (91/100 pkt).

Pyszny kupaż syrah i kékfrankosa z Egeru. (fot. własna)

Bukolyi Marcell Steinhauser Syrah & Kékfrankos 2020 jest – jak sama nazwa wskazuje – kupażem z siedliska Steinhauser w Egerze. Proporcje wynoszą 40% i 60%, na korzyść kékfrankosa. Powstało z pierwszego zbioru owoców z  tej parceli, fermentowało w otwartych kadziach i dojrzewało przez 12 miesięcy w węgierskim dębie. Zabutelkowano je bez filtrowania i klarowania, z niewielkim dodatkiem siarki. Posiada ciemnorubinową barwę. Pachnie wiśnią, wanilią, ziołami prowansalskimi, dymem, skórą, przyprawami korzennymi i czekoladą. W ustach wytrawne, dobrze zbudowane, ze sporą taniną, wysoką kwasowością oraz nutami wiśni, czereśni, przypraw korzennych, pieprzu i ziół prowansalskich. Finisz długi. Udane cuvée, które łączy najlepsze cechy dwóch odmian. Ocena: **** (92/100 pkt). Cena: 8500 HUF (103,50 PLN).

Mocarna czerwień z winiarni Centurio. (fot. własna)

Centurio Liberty 2021 to kolejny kupaż – tym razem mowa o cabernet franc (60%) i kékfrankosu (40%) z Mátry, choć producent wspomniał, że znajdują się tam również śladowe ilości innych odmian. Dojrzewało przez 16 miesięcy w dębowych beczkach, zabutelkowano je bez filtracji i klarowania. Charakteryzuje się ciemną, granatową barwą. Nos jest bardzo intensywny, z nutami wiśni, czereśni, jeżyn, przypraw korzennych, pieprzu, skóry i wanili. Usta są wytrawne, potężnie zbudowane, z wysoką kwasowością, potężną taniną i wysokim, acz dość dobrze zintegrowanym alkoholem (15%!). Znajdziemy tu nuty wiśni, czereśni, suszonych śliwek, mokrej ziemi, gorzkiej czekolady, czarnego pieprzu. Finisz długi. Rzadko widywana mieszanka odmian po raz kolejny dała świetne, aczkolwiek drogie wino. Ocena: **** (92/100 pkt). Cena: 14990 HUF (182,50 PLN).

Soczysty, lekki kékfrankos z serca Mátry. (fot. własna)

Itt és Most Kékfrankos 2017 jest kolejną czerwienią z Mátry. Wino spontanicznie fermentowało przez 4 tygodnie w otwartych kadziach, po czym trafiło do dwóch beczek (używanej francuskiej i nowej węgierskiej), gdzie spędziło 12 miesięcy. Barwa jest średniogłęboka, rubinowa. W nosie znajdziemy aromaty wiśni, czereśni, malin, wanili, przypraw korzennych i mokrej ziemi. W ustach jest średnio zbudowane, wytrawne, z świetną kwasowością, delikatną taniną, średnim alkoholem oraz nutami wiśni, czereśni, malin, suszonych kwiatów, przypraw korzennych i wanili. Finisz średniodługi. Dużo lżejsze, zarazem soczyste, mocno owocowe w charakterze wino. Ocena: **** (91/100 pkt). Cena: 2900 HUF (35,50 PLN).

Świeża, owocowa czerwień z węgierskich zboczy Eisenbergu. (fot. własna)

Garger Kékfrankos Valógatás 2019 pochodzi z gron owoców rosnących po węgierskiej stronie Eisenbergu (Vas-hegy), w regionie Sopronu. Wino fermentowało spontanicznie w otwartych kadziach, po czym trafiło do dębowych beczkek. Posiada średniogłęboką, rubinową barwę. Nos kusi aromatami wiśni, czereśni, fiołków, przypraw korzennych i mokrej ziemi. Usta są wytrawne, średnio zbudowane, z wysoką kwasowością, średnią taniną oraz nutami wiśni, czereśni, fiołków, suszonych kwiatów, czarnego pieprzu i mokrej skały. Finisz średniodługi. Filigranowy, austriacki w stylu kékfrankos. Ocena: **** (91/100 pkt). Cena: 3490 HUF (42,50 PLN).

Piwniczki w świetle zachodzącego słońca. (fot. własna)

Ocenione powyżej wina stanowią zaledwie ułamek spróbowanych przeze mnie kékfrankosów, z których zdecydowana większość prezentowała niezwykle równy i wysoki poziom. Widać, że odmianie poświęca się coraz więcej uwagi, biorąc przykład z sąsiedniej Austrii, która przy znacznie niższym areale potrafiła z niej stworzyć motor napędowy swojego winiarstwa. Warto również nadmienić, że kékfrankos bardzo dobrze czuje się w Mátrze – i jako jedna z niewielu ciemnych odmian pozwala zdać kłam tym, którzy uważają, że w regionie najlepiej udają się wina białe.

W festiwalu wziąłem udział na zaproszenie organizatorów.

Budapest Borfesztivál – święto wina w stolicy Węgier

Kilkanaście dni temu na zamku w Budzie odbyła się 30 edycja festiwalu, który od lat stanowi największą winiarską imprezę Węgier. Budapest Borfesztivál, bo o nim mowa, odbywa się rokrocznie pod koniec września, przyciągając tysiące odwiedzających. W tym roku swe wina zaprezentowało ponad 80 wystawców, z większości regionów winiarskich Węgier oraz zagranicy. Gościem imprezy była apelacja Somló, dzięki czemu kilku mniej znanych producentów miało okazję zaprezentować swoje butelki. Przyznam szczerze, że nie jestem fanem takich imprez. Tłok, hałas, zapach z budek gastronomicznych skutecznie zabija przyjemność degustowanie. Z drugiej strony tym razem pojawiło się sporo mniej znanych mi producentów, dzięki czemu postanowiłem dać festiwalowi kolejną szansę – i nie zawiodłem się. Prezentuję zatem butelki, które szczególnie przypadły mi do gustu.

Impreza w wyjątkowej lokalizacji. (fot. własna)

Gedeon Birtok Kövidinka 2020 to sztandarowy przykład, że dość przeciętna, nieszczególnie aromatyczna odmiana przy odpowiednim zaangażowaniu może dać solidne wino. Posiada bladozieloną barwę. Pachnie polnymi kwiatami, gruszką, żółtym jabłkiem. W ustach lekko zbudowane, wytrawne, o świetnej kwasowości i niskim alkoholu, z wyraźnymi nutami gruszki, żółtych jabłek, trawy oraz cytrusów. Finisz średni. Przyjemne, soczyste, świeże wino codzienne. Ocena: *** (86/100 pkt).

Idealne wino codzienne. (fot. własna)

Kősziklás Juhfark 2018 to ciekawa biel z Neszmély. Znajdziemy tu jasnozłotą brawę, w nosie zaś z początku uderza redukcją, by po chwili ujawnić świetne aromaty mokrej skały, zielonego jabłka, białego pieprzu oraz cytrusów. W ustach kremowe, krągłe, średniozbudowane, z wyraźną kwasowością, średnim alkoholem i nutami gruszki, zielonego jabłka, mokrej skały, polnych ziół, migdałów oraz pieprzną pikantnością. Niezwykle ciekawe, choć wymagające czasu wino. Ocena: *** (87/100 pkt).

Nieszablonowy juhfark z Neszmély. (fot. własna)

Kősziklás Rajnai Rizling 10 gr 2019 to półwytrawny riesling powstały w klasycznym dla odmiany stylu. Posiada bladozłotą barwę, pachnie naftą, mokrą skałą, zielonym jabłkiem, cytryną i limonką. W ustach lekko zbudowane, dominuje tu wysoka kwasowość, zaś cukier tylko trochę łagodzi jej moc. Sporo tu zielonego jabłka, cytryny, limonki oraz mokrej skały. Finisz średniodługi. Do bólu prostolinijne i nieskomplikowane, ale jednocześnie bardzo klasyczne w swym stylu. Ocena: *** (88/100 pkt).

Winiarz i jego riesling. (fot. własna)

Kancellár Nagy-Somlói Juhfark 2019 zadebiutował właśnie na imprezie, choć do sprzedaży trafi dopiero za jakiś czas. Wyraźnie widać tu wpływ ciepłego rocznika. Posiada bladożółtą barwę, pachnie miodem, morelami, suszoną śliwką, masłem i migdałami. W ustach mocno zbudowane, wytrawne, o wysokiej kwasowości, sporym alkoholu, z nutami moreli, gruszki, suszonych śliwek, miodu i słoną mineralnością. Niezwykle długie i skoncentrowane. Ocena: ***/**** (89/100 pkt).

Juhfark – petarda. (fot. własna)

Válibor Ágyús Dűlő Kéknyelű 2018 to skoncentrowany wulkaniczny eliksir z Badacsony. Charakteryzuje je jasnozłota barwa. W nosie dość klasycznie: mamy tu aromaty masła, migdałów, mokrej skały, dymu, żółtego jabłka i gruszki. W ustach krzepkie, ekstraktywne, z świetną kwasowością i niskim alkoholem, z nutami gruszek, żółtych jabłek, kredy, masła, z długim, słonym finiszem. Hedonistyczne, niezwykle złożone wino z Badacsony. Ocena: **** (91/100 pkt).

Klasyka z Badacsony. (fot. własna)

Karner Otthon 2018, czyli naturaly kékfrankos z Mátry pokazał dość dziki charakter. Cechuje go głęboka, purpurowa barwa. W nosie wyczuwalna jest skóra, wiśnia, jeżyny, trochę dymu i stajni. W ustach średnio zbudowane, acz skoncentrowane, z wysoką kwasowością, lekko zaznaczoną taniną oraz nutami wiśni, jeżyn, skóry, dymu, umami i lekkim brettem. Finisz średniodługi. Wiem, że wielu ten styl się nie spodoba, acz uważam, że jest to ciekawa butelka z całkiem sporą głębią smaku. Ocena: *** (88/100 pkt).

Naturalista z Mátry. (fot. własna)

Malatinszky Kúria Cabernet Sauvignon 2008 jest chyba najbardziej udanym, i jednocześnie kompletnym spośród wszystkich, próbowanych na festiwalu przeze mnie win. Mieni się ciemnoceglastym, intensywnym kolorem. Wyczułem tu aromaty soczystej, czarnej porzeczki, dymu, tytoniu, skóry oraz czekolady. Usta są wytrawne, mocno zbudowane, z gładką taniną, wysokim alkoholem i nutami czarnej porzeczki, wiśni, jeżyny, skóry, tytoniu, lukrecji, dymu i wanilii. Długie, skoncentrowane, świetne. Ocena: **** (92/100 pkt).

Dojrzały cabernet z południa. (fot. własna)

Powyższa selekcja to zaledwie część tego, co spróbowałem podczas festiwalu. Niekoniecznie są to najlepsze, ale z pewnością najbardziej wyjątkowe i najmniej znane mi dotychczas butelki. Zresztą warunki festiwalowe nie sprzyjają spokojnej degustacji i odkrywaniu ciekawostek, jednakże udało mi się tak rozplanować działanie, by wyciągnąć maksimum z największej imprezy winiarskiej roku. Osobny wpis poświecę natomiast winiarni Maison aux Pois z Mád, która ujęła mnie równym, wysokim poziomem swoich win. Takie debiuty zdarzają się niezwykle rzadko – warto zatem zaprezentować również osobę winiarza oraz jego filozofię. A co do samej imprezy – cieszę się, że się tam pojawiłem i odzyskałem utraconą wiarę w sens udziału w tym typie przedsięwzięć – trzeba tylko je sobie dobrze rozplanować, i ten plan do prezycyjnie realizować.

Do zobaczenia za rok! (fot. własna)

W festiwalu brałem udział i degustowałem na koszt własny.

 

 

Mythos Mosel – powrót do ojczyzny rieslinga

Każdy, kto choć raz trafi nad Mozelę chce do niej wrócić jak najprędzej. Meandrująca pośród wzgórz rzeka, strome, łupkowe zbocza obsadzone winną latoroślą, małe, położone wśród winnic miasteczka, pamiętające jeszcze wieki średnie – to wszystko zachęca do odwiedzenia tego malowniczego zakątka Niemiec. Dla mnie zeszłoroczna wyprawa to był powrót po roku na festiwal Mythos Mosel, który stanowi jedną z największych, rokrocznie odbywających się imprez regionu. Ponad 100 producentów i 750 win do spróbowania w ciągu dwóch dni – rzadko kiedy jest możliwość poznania tak szerokiego spektrum miejscowego winiarstwa. W podróży po krainie Rieslinga towarzyszył mi Piotr Wdowiak z bloga Wine O’Clock. Na szczęście na szóstą edycję festiwalu udało nam się przybyć dzień wcześniej i opuścić dzień później, przez co nie musieliśmy rezygnować z żadnego punktu programu, przy okazji odwiedziwszy również winiarnię Reinharda Löwensteina (Weingut Heymann-Löwenstein) w malowniczym Winningen. Widok na rzekę ze stromych tarasów stanowiska Röttgen to moment, który na długo zapadł mi w pamięci.

Mönchhof – pierwszy przystanek wyprawy. (fot. własna)

Dwudniową degustację zaczęliśmy w Ürzig, wiosce położonej u podnóża słynnego, wulkanicznego siedliska Ürziger Würzgarten, natrafiając przy okazji na wycieczkę z instytutu Masters of Wine. Pierwszym przystankiem był charakterystyczny budynek winiarni Mönchhof. To posiadające 14 ha gospodarstwo posiada kilkaset lat historii, od ponad dwóch stuleci pozostając w ręku rodziny obecnych właścicieli. Tutejszy Mönchhof Erden Prälat Riesling Auslese 2018, choć jeszcze bardzo młody, to już pokazuje olbrzymi potencjał – znajdziemy w nim nuty owocowe (morela, brzoskwinia, pigwa), a także miód, potężną słodycz oraz świetną, chrupką kwasowość, dzięki której wino zachowuje harmonię i jest zrównoważone (ocena: ****/*****). Świetne jest także Ürziger Würzgarten Riesling Auslese*** 2018 od partnerskej winnicy Mönchhof – Joh. Jos. Christoffel z Erben. Bogate w aromaty owoców cytrusowych (mandarynek, grapefruitów, limonki), winogron, miodu, o obezwładniającej wręcz słodyczy i pozostającej w kontrze do niej świetnej, wibrującej kwasowości (ocena: ****/*****).

Wspaniałe wino prałata. (fot. własna)

Druga stacja wyprawy to Kinheim i znajdujące się tam stoisko małej solidnej winiarni Weingut Kees-Kieren z Graach, którą zapamiętałem z poprzedniej edycji jako producenta świetnych auslese i spätlese. Tym razem mej uwadze nie umknął młodziutki Kees-Kieren Graacher Himmelreich Riesling Spätlese 2018**, pachnący morelami, cytrusami oraz owocami egzotycznymi, w ustach zaś dominuje słodycz, miód, soczysta owocowość, wsparta na cytrusowej kwasowości (ocena: ****/*****). Jeszcze lepsze jest Kees-Kieren Graacher Himmelreich Riesling Auslese** 2018, z potężną słodyczą, ostrą jak brzytwa kwasowością, nutą moreli, brzoskwini, cytrusów oraz słoną mineralnością. Warto poczekać z otwieraniem butelki, choć już dziś jest absolutnie genialne (ocena: (****/*****).

Słodka perełka z Graach. (fot. własna)

Kolejny interesujący przystanek i zwieńczenie pierwszego dnia czekało nas w Enkirch, gdzie w winiarni Weingut Immich-Batterieberg gościły wina Markusa Molitora. Jego Markus Molitor Alte Reben Mosel Riesling 2017 (biały kapsel) charakteryzuje się słoną nutą mineralną, ziołowością, cytrusowością, świetą kwasowością przy wyraźnie zaznaczonej słodyczy (ocena: ****). Genialny jest natomiast Markus Molitor Zeltinger Sonnenuhr Riesling Auslese** 2009 (złoty kapsel) to esencja mozelskiego łupka – miód, pigwa, morele, susz owocowy, wyraźna ewolucja, lekka nuta petrolowa ale też słona mineralność, potężna koncentracja i doskonały balans między kwasowością, a solidną dawką słodyczy (ocena: ****/*****). Doskonała butelka na zakończenie dnia pełnego przygód.

Świetne rieslingi od Markusa Molitora. (fot. własna)

Drugi dzień festiwalu zaczęliśmy z przytupem w Briedel, w Weingut Walter. O ile ona sama jest producentem solidnych, aczkolwiek niewyróżniających się szczególnie rieslingów, o tyle bardzo spodobało mi się wino z goszczącej tu Weingut Grans-Fassian z Leiwen. Ta rodzinna, bardzo stara (bo licząca kilkaset lat tradycji) winiarnia jest członkiem VDP i znana jest z świetnych win klasy Grosses Gewächs. Jednym z nich jest Grans-Fassian Laurentiuslay GG 2017, czyli świetny, młody riesling z nutami suszonych owoców, ziół, migdałów, miodu, sporą koncentracją, solidną kwasowością i słoną nutą mineralną (ocena: ****/*****). Niestety, nie mogliśmy tu spędzić więcej czasu, zwłaszcza, że czas nas gonił – trzeba było zmierzać dalej, ku najbardziej wyczekiwanemu punktowi wyprawy.

Wybitny Grosses Gewächs z świetnego rocznika. (fot. własna)

Właśnie tam, w Pünderich znaleźliśmy mozelskiego Świętego Graala. Są dla mnie nimi wina młodego, ale też dysponującego sporym doświadczeniem i jeszcze większym talentem Matthiasa Knebela z Weingut Knebel z Winningen. Posiada on 7 ha w najlepszych parcelach wioski, w tym Uhlen i Röttgen, skąd pochodzą jego najciekawsze rieslingi. W uznaniu zasług i po spełnieniu wyśrubowanych wymagań w 2017 roku dołączył on do stowarzyszenia producentów VDP. Każde z zaprezentowanych win robi spore wrażenie, aczkolwiek kilka zasługuje na szczególne uznanie. Knebel Uhlen Trocken 2008 to mineralno-ziołowy sok z mozelskich łupków, z niewielką dodatką suszu owocowego, wsparty na potężnej, świeżej kwasowości, dzięki czemu wydaje się o wiele młodszy, aniżeli wskazuje na to jego rocznik. Wspaniały (ocena: ****/*****). Podobne wrażenie Knebel Röttgen Trocken 2008 – z tym, że tu oprócz solidnej dawki słonego, mineralnego soku dostajemy jeszcze pieprzną pikantność, która dodaje mu pazura, choć odbiera nieco z elegancji poprzednika. Mimo tego to wciąż wybitne, piękne wino (ocena: ****/*****).

Matthias Knebel – młoda gwiazda z Winningen. (fot. własna)

Równie solidnie prezentują się tutejsze słodycze. Knebel Röttgen Spätlese 2018 – bogactwo nut owoców egzotycznych (ananas, mango) cytrusów, świetnie zbalansowana słodycz i kwasowość, delikatna mineralność oraz finisz spod znaku zielonego jabłka dają świetną kombinację (ocena: ****/*****). Genialne jest także Knebel Röttgen Auslese – obezwładniająco gęste, skoncentrowane, z bogatą nutą owocową (grapefruit, mango, ananas, morele), miodową słodyczą i ostrą jak brzytwa kwasowością, ale nie brakuje tu również słonej mineralności. Niesamowite (*****). Na szczęście, wina tego producenta są już dostępne w restauracjach i barach współpracujących z importerem – poznańską firmą Poniente.

Dotyk absolutu. (fot. własna)

W tej samej stacji czekało na nas jeszcze trzech innych, wspaniałych winiarzy. O ile wspomnianego wcześniej Reinharda Löwensteina mogłem pominąć ze względu na wcześniejszą wizytę, tak win gospodarza przystanku – Clemensa Buscha już nie. Poza standardowym zestawem zaprezentował nam on starsze roczniki, ale im poświęce miejsce w osobnym wpisie. Z stosunkowo świeżych win bardzo mi zaimponował Clemens Busch Vom Grauen Schiefer Trocken 2016, soczysty, krągły riesling z wyraźną nutą mineralną, potężną kwasowością i ziołową pikantnością (ocena: ****/*****). Bardzo duży potencjał ma także Clemens Busch Marienburg Rothenpfad GG 2017, skoncentrowany, mineralny riesling, z nutami pieprzu, cytrusów i świetną kwasowością (ocena: ****/*****). Dla mniej wtajemniczonych ważna może okazać się informacja, że całość upraw winiarza jest prowadzona metodą biodynamiczną.

Jeden z najlepszych adresów nad Mozelą! (fot. własna)

Ostatnią winiarnią, która zaprezentowała swoje wina w domu Clemensa Buscha była Weingut Haart z Piesport. Już podstawowe butelki pokazują talent winiarza Johannesa Haarta i świetne terroir tamtejszych okolic, zaś wina z późnych zbiorów i pojedynczych parceli to już klasa światowa. W Haart Goldtröpfchen GG 2012 znajdziemy nuty polnych ziół, orzechów, suszu owocowego, słoną mineralność, żwawą kwasowość i świetną strukturę (ocena: ****/*****). Haart Goldtröpfchen Spätlese 2010 to skoncentrowany, soczysty, owocowy nektar z rieslinga, w którym dominują nuty moreli, brzoskwinii, cytrusów, znajdziemy tu także umami i lekką ziołowość (ocena: ****/*****). Owe wina to zdecydowanie jedno z największych odkryć całego festiwalu.

Johannes Haart – solidny producent z Piesport (fot. własna)

Kolejnym ciekawym punktem była winiarnia Weingut Melsheimer z Reil. To dość odważny producent, który eksperymentuje z różnymi metodami produkcji, przy czym całość upraw jest prowadzona w sposób ekologiczny. Mnie najbardziej spodobał się jego Melsheimer Lentum Riesling Trocken 2015, który fermentował przez ponad 36 miesięcy (!) w dużych (1000 l) beczkach, dzięki czemu zyskał sporo nut kremowych, znajdziemy w nim także zioła i cytrusy, świetną kwasowość oraz delikatną, słoną nutę mineralną (ocena: ****). Świetne, choć nieco bardziej typowe jest Melsheimer Schäf Mullay-Hofberg Riesling Spätlese 2018, o aromatach białych owoców, cytrusów, ziół oraz słonej mineralności przy sporej słodyczy (ocena: ****).

Thorsten Melsheimer – mozelski rewolucjonista. (fot. własna)

Ostatnim, wartym poważniejszego wspomnienia przystankiem była stacja w winiarni Weingut Julius Treil w Reil. Bardzo dobrze zaprezentowały się tu wina od Weingut von Hövel z Konz, średniej wielkości producenta (21,5 ha) o długiej, rodzinnej tradycji (7 pokoleń), będącego również członkiem stowarzyszenia VDP. Wspaniale zaprezentowało się zwłaszcza Von Hövel Scharzhofberger Riesling Auslese 2018, o przepięknej, morelowo-brzoskwiniowej, soczystej owocowości, nutach miodu, cytrusów oraz słonej mineralności, z doskonałą harmonią słodyczy i kwasowości (ocena: ****/*****). Równie solidne, a czasem lepsze wina powstają w Weingut Peter Lauer w Ayl. To mały producent (8 ha), także należący do VDP, który również zachwycił mnie podczas poprzedniej wyprawy, i postanowiłem ponownie spróbować jego win – co było świetną decyzją. Pierwsze z nich – Peter Lauer Ayler Küpp Spätlese Faß 7 2018 cechuje potężna słodycz, świetna nuta mineralna, solidna dawka cytrusowej kwasowości i wyraźna, morelowa owocowość (ocena: ****/*****). Drugie – Peter Lauer Ayler Küpp Auslese Faß 10 to już skoncentrowana dawka owoców egzotycznych, marakui, mango, cytrusów, moreli, potężnej słodyczy i świetnej kwasowości, i migającej w tle nucie mineralnej (ocena: *****).

Florian Lauer – mistrz z Ayl. (fot. własna)

Kilka dni spędzonych nad Mozelą przekonało mnie ponownie, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na świecie dla produkcji win, a tutejsze rieslingi stanowią czołówkę win białych. Nie chcę specjalnie przedłużać tego wpisu, bo już jest to o kilka tysięcy znaków za dużo, ale muszę stwierdzić – Mozela ponownie mnie zachwyciła. I choć w tym roku z pewnością tam nie trafię, to w myślach układam kolejny plan powrotu. W końcu serca nie da się oszukać, a jego fragment został tam, w zakolu rzeki pod Ürziger Würzgarten.

Wszystkie drogi prowadzą nad Mozelę… (fot. własna)

Nad Mozelę podróżowałem i w festiwalu Mythos Mosel brałem udział na koszt własny.