Préselő Borház – nowa siła z Erdőbénye

Nieodzownym punktem festiwalu Bor, Mámor, Bénye była dla mnie wizyta w winnicy Préselő Borház. Z Zsoltem Nagyem znamy się już jakiś czas, jego wina degustowałem już kilkukrotnie, aczkolwiek Erdőbénye wydawało się odległym punktem nie tylko na mapie Węgier, ale też samego Tokajskiego Regionu Winiarskiego. Préselő Pince przyszło nam (to znaczy mi i Gabrielowi Kurczewskiemu z bloga Blisko Tokaju) odwiedzić późną porą, kiedy tłumy bawiących się opuściły już ogródki winiarzy i można było swobodnie zamienić słowo z właścicielem winnicy. A było i o czym rozmawiać, ponieważ skończył się już remont budynku gospodarczego i można było w godziwych warunkach dyskutować o tamtejszych trunkach.
 
Zsolt objaśnia model biznesowy (fot. własna)
Zsolt konsekwentnie stawia na jakość. Owszem, mógłby produkować hektolitry taniego (i słabego) wina, sprzedając je pod jakąś drugą, lub trzecią etykietą, ale woli je starannie selekcjonować i wybierać najlepsze, resztę odsprzedając państwowemu kombinatowi. Obecnie produkcja wynosi ok. 10 tysięcy butelek rocznie, przy możliwości zwiększenia jej (w razie zapotrzebowania) do 40 tysięcy butelek. Wybrane wina z pojedynczych parceli dojrzewają w dębowych beczkach, podstawowe wina wytrawne zazwyczaj trafiają do stalowych kadzi (czasem również do beczek, acz zaledwie na 3 miesiące), musiaki zaś fermentują i dojrzewają w stali. Skoro powiedzieliśmy już o jakości, to warto wspomnieć również o cenie. Jak każdy biznesmen, Zsolt wierzy, że interes musi się opłacać – co oczywiście wypada zrozumieć. W związku z tym, podstawowa linia win oscyluje w okolicach 1900-3200 HUF (26,50-45 PLN), co jak na warunki węgierskie nie jest niską ceną, jednak bronią się jakością. Trunki z pojedynczych parceli to zdecydowanie wyższa kategoria cenowa 5000-6000 HUF (70-84 PLN) – o jej słuszności zdecydują konsumenci, choć moim zdaniem warto tyle wydać.
 
Ta beczka kryje w sobie wielki skarb (fot. własna)
Co degustowaliśmy? Na pierwszy rzut poszło Furmint Apukám Bora 2015. Eleganckie, przyjemne wino o łagodnej kwasowości, delikatnych nutach owocowych – głównie jabłka, gruszki, ale i pigwy. Później nadeszła pora na Habzó Hárs, który zaskoczył mnie swoją lekką pikantnością. Dobra kwasowość oraz przyjemne, powoli uwalniające się bąbelki dopełniają obrazu tego jakże szlachetnego musiaka. W międzyczasie Zsolt zabrał nas do piwniczki, gdzie pokazał dojrzewające wina z poszczególnych siedlisk. Wrażenie zrobiły za to na mnie wina jednoszczepowe z parcel Omlás i Palandor – zwłaszcza to drugie, które czaruje niesamowitymi nutami owoców egzotycznych, bananów, mango, oraz potężną mineralnością. Jest to niewielka produkcja, zaledwie kilkaset butelek – ja już się szykuję, by zakupić, choć w sprzedaży będą dopiero w okolicy Wigilii. Może do tego czasu znajdzie importera, który doceni starania właściciela? Ja kibicuję Zsoltowi, bo to człowiek, który cięzką pracą zbudował renomę winnicy, która powoli wysuwa się z cienia większych graczy. Degustowałem na zaproszenie Zsolta Nagya.
A do celu prowadzi nas światłość… i Zsolt 😉 (fot. własna)

Somló Éjszakai Pincetúra – Nocna wyprawa na górę Somló.

Dziś nie do końca będzie o winie – choć może inaczej – nie będzie szczegółowych opisów win, bo nie na tym chciałem się skupić. W sobotni wieczór po raz kolejny zorganizowano Somló Éjszakai Pincetúra, wydarzenie, które ma na celu zaprezentowanie jak największej liczby producentów w tym niewielkim regionie winiarskim. My również zdecydowaliśmy się przybyć na ową mityczną górę, zwłaszcza, że państwowa kolej oferowała zniżki na podróż. Dodatkową motywacją było oczywiście zobaczenie tego miejsca na własne oczy, nie tylko przez pryzmat powstałych tam win.
 

 

Charakterystyczna sylwetka (fot. własna)
Przyjechaliśmy dość późno, dlatego też dysponowaliśmy niewielką ilością czasu – udało nam się odwiedzić zaledwie siedem z ponad czterdziestu winnic. Nie skupiłem się zbytnio na notowaniu – większość z win próbowałem kilka miesięcy wcześniej na imprezie w Hotelu Gellért, raczej chodziło o poznanie miejsca i ludzi, którzy tu tworzą. Zaczęliśmy od Szalai Pince, ich Juhfark 2013 wyjątkowo przypadł mi do gustu, ostatnie kilkaset sztuk czeka na nabywców w piwniczce. Podano też młody Irsai Olivér 2015 oraz Juhfark 2015, jak też słodkiego Furminta z późnych zbiorów. Przyzwoite wina, czekam na chwilę, kiedy pojawią się w butelkach.
 

 

Widok na górę z winnicy Szalai (fot. własna)
Ruszyliśmy w stronę Kolonics Pince i Fekete Pince, po drodze zachaczając o Clements Pincészet. W obu winnicach spróbowałem po jednym winie – Juhfarku, obydwa przyzwoite, po czym ruszyliśmy dalej. Dotarłem do Somlói Apatsági Pince – gdzie rozmawiałem i kosztowałem wina przygotowane przez Zoltána Balogha. Winnica ta jest jedną z moich ulubionych – i z pewnością tam wrócę, chociaż raczej nie w trakcie tak wielkiej imprezy. Największe wrażenie zrobił Juhfark 2013 – chciałbym mieć to wino, ale niestety nie ma go już w sprzedaży…
 

 

Zoltán opowiada o swoich winach (fot. własna)
Kolejną odwiedzoną winnicą była Spiegelberg Borpince. I tutaj sporo się działo, oprócz dużej liczby odwiedzających, cały czas grała muzyka i degustowaliśmy wina Stephena. Oczywiście nie mogło zabraknąć dyskusji na tematy okołopiłkarskie, gdyż kilka godzin wcześniej Wegry zremisowały z Islandią. I tutaj kosztowaliśmy Juhfarka, który również tutaj pokazuje swoje piękne oblicze. Później poszliśmy do winnicy “długowąsego Władka” (Nagybajuszú Laci Pinceje), gdzie kosztowaliśmy mocno niestandardowe pomarańczowe wina. Mam nadzieję, że będzie dane mi skosztować więcej jego win, bo z pewnością są one równie intrygujące.
 
A muzyka ciągle gra (mat. własny)
Na sam koniec, w połowie nocy zeszliśmy do Somlói Apátsági Pince, gdzie spotkałem się z Piotrem Wdowiakiem z bloga Z winem do kina, gdzie długo dyskutowaliśmy o winach Zoltána i oprócz kosztowania całej oferty, dostaliśmy do skosztowania coś wyjątkowego – wino z jednego krzewu, który liczy sobie kilkaset lat i nie wiadomo, co to za szczep. Powoli zaczęło robić się widno, zbliżała się też godzina odjazdu naszego pociągu, dlatego też ze smutkiem musieliśmy opuścić Somló, choć wiem, że wkrótce tu wrócimy. A z całej imprezy zapamiętam niesamowitą gościnność, pracowitych winiarzy, i wielu zapaleńców, którzy powodują, że o tutejszych trunkach będzie jeszcze głośno.