Prezydenci USA a wino – Jak zmieniały się gusta w Białym Domu

W gorączce wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych warto poruszyć temat wina, które od zarania państwowości towarzyszyło przywódcom największego dziś supermocarstwa globu. Winem świętowano uzyskanie niepodległości, a i później zagościło ono rónież na stołach Białego Domu. Jednakże wraz z kolejnymi dziesięcioleciami i prezydentami zmieniały się także gusty – choć nie każdy prezydent był fanem wina, każdy z nich traktował nim swoich gości.
 
Jerzy Waszyngton – wielki fan Madery (źródło: www.en.wikipedia.org)
Zacznijmy jednak od początku. Kiedy Stany Zjednoczone były jeszcze zlepkiem kolonii pod Brytyjskim Berłem, a Jerzy Waszyngton młodym plantatorem w Wirginii, zamówił u angielskich kupców około 475 litrów Madery, która dotarła do jego posiadłości w Mount Vernon rok później. Śmiało można stwierdzić, że Madera przypadła przyszłemu prezydentowi do gustu, ponieważ 3 lata później zamówił kolejne 475 litrów bezpośrednio od producentów z wyspy, prosząc o “oleiste, bogate Wino”. Wg wspomnień jego przybranej wnuczki Nelly, po kolacji wypijał 3 kieliszki tegoż wina. Przyczynił się także do jego ówczesnej popularności – winem tym świętowano uzyskanie niepodległości.

Thomas Jefferson – wielbiciel Bordeaux (źródło: www.en.wikipedia.org)
Kolejnym wielkim miłośnikiem wina, który został wybrany na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych był Thomas Jefferson. Choć kolekcjonował wina od młodości, jego prawdziwa przygoda zaczęła się, kiedy został wysłany w roli ambasadora do Francji. 5-letni pobyt na kontynencie zaowocował zdobyciem olbrzymiej wiedzy (jego notatki pełne są informacji o terroir, szczepach, klimacie itp.) oraz zgromadzeniem pokaźnej kolekcji, która rosła również po objęciu stanowiska prezydenta. Jefferson wierzył, że jego rodzinna Wirginia jest idealnym miejscem dla winnej latorośli – i choć jego własna winnica okazała się fiaskiem – to dwieście lat później produkuje się tu winogrona, chociażby w winnicy należącej do…. Donalda Trumpa.
James Buchanan również uwielbiał Maderę (źródło: www.en.wikipedia.org)
Spora część kolejnych prezydentów lubowała w Maderze lub Szampanach. Do fanów pierwszego trunku można zaliczyć rodzinę Adamsów (John i John Quincy), a także Jamesa Buchanana (wydawał równowartość dzisiejszych 80000 dolarów rocznie na wino), w drugim zaś lubowali się m.in. James Madison, James Monroe, John Tyler, James K. Polk czy też Ulysses S. Grant, również sprowadzając pokaźne ilości musującego złota z Francji. Późniejsi gospodarze Białego Domu mieli inne preferencje i rzadko kiedy w ich gusta trafiało wino. Wyjątkami byli lubujący się w Tokaju Calvin Coolidge oraz Herbert Hoover, który na łożu śmierci zażyczył sobie wytrawne Martini.

Ronald Reagan wznosi toast (źródło: www.commons.wikimedia.org) 
Wino wróciło na salony z Richardem Nixonem, który wprowadził do Białego Domu trunki z Kalifornii. On sam lubował się w wyrobach wielkich producentów z Bordeaux – Château Margaux oraz Château Lafite Rotschild, które trzymał tylko dla siebie, każąc gościom serwować tańsze i mniej prestiżowe alkohole. Prawdziwy boom na kalifornijskie wina nastąpił za prezydentury Ronalda Reagana, który jako pierwszy zaserwował gościom Zinfandela. Za jego kandencji w Białym Domu podawano jedynie krajowe trunki.
Barack Obama preferuje piwo, aniżeli wino… (źródło: www.en.wikipedia.org)
 
W ten sposób dotarliśmy do teraźniejszości, w której – ostatnich kilka głów Stanów Zjednoczonych, nie było wielkimi fanami wina, preferując nad nie inne wykwintne trunki, lub też jak obecny prezydent – Barack Obama – piwo. Jednakże preferencje preferencjami a etykieta etykietą – dostojnych gości nie przystoi witać piwem, dlatego też gospodarz Białego Domu częstuje swoich gości krajowymi winami, zaś do jego ulubionych należy musujące Domaine Chandon Blanc de Noirs, oczywiście z Kalifornii. A co wiemy o obecnych kandydatach? Donald Trump posiada własną winnicę w Wirginii, która produkuje wysoko oceniane wina (o metodzie nabycia nie będę wspominał, kto chce – może przeczytać więcej tu), choć on sam w ogóle nie spożywa alkoholu. Natomiast Hillary Clinton znana jest w winiarskim świecie z tego, że przyczyniła się do popularyzacji lodów z winem. Ale to nie jedyne jej związki z tym szlachetnym trunkiem – uwielbia ona wznosić toasty, a jeden z jej darczyńców jest właścicielem winnicy – o jakże ciekawej nazwie – Clinton Vineyards.
Clinton czy Trump – decyzja zapadnie już dzisiaj (źródło: www.commons.wikimedia.org)
Bez względu na to kto zostanie gospodarzem Białego Domu – prawdopodobnie wino nie zniknie z salonów i wciąż będzie służyło do obsługi gości. Nowością jest fakt, że być może po raz pierwszy pojawi się tam wino z nazwiskiem… aktualnego prezydenta. 
 
Źródła:
http://www.bravotv.com/blogs/did-hillary-clinton-invent-wine-ice-cream
http://nypost.com/2014/10/18/what-every-president-drank/
http://blog.personalwine.com/5-us-presidents-favorite-wines
http://winefornormalpeople.com/four-wine-loving-us-presidents/
http://wineamerica.org/news/5-presidents-we-want-to-drink-wine-with
http://freebeacon.com/issues/hillary-drinks/
https://en.wikipedia.org/wiki/Trump_Winery