Mátra w natarciu – degustacja win Bálinta Losonciego

Węgry to kraj aż 22 regionów winiarskich, których nazwy zdecydowanej większości winomaniaków nie mówią nic, a co dopiero wina z nich pochodzące. Rzadko kiedy sięgamy po butelki spoza Tokaju, Egeru, Villány czy też Somló, zresztą nic w tym dziwnego, gdyż nawet Węgrzy mają często problemy ze znalezieniem innych na półkach supermarketów, a nie każdy ma po drodze do specjalistycznych sklepów branżowych. Jednym z takich mniej popularnych regionów jest Mátra, położony w północnej części Węgier, na południowych zboczach gór o tej samej nazwie. Jest to jedna z większych (7800 ha) oraz młodszych (od 2009 roku) apelacji. Główne uprawiane tu odmiany to: olaszrizling, pinot gris, leányka, muscat ottonel, sauvignon blanc, chardonnay, a także kékfrankos, zweigelt oraz cabernet sauvignon. Choć apelacja istnieje od niedawna, to winorośl uprawia się tu od setek lat, a region znany jest z lekkich, świeżych win białych. Miarą rozwoju regionu jest m.in przyznanie tytułu winiarza roku 2017 Mátyásowi Szőke.

Sprawca całego zamieszania – Bálint Losonci. (fot. Kata Badics)

 

Ja zaś wziąłem udział w degustacji innego producenta z regionu – Losonci Pince. Jest to mała, rodzinna winiarnia o powierzchni 6,2 ha położonych w 11 stanowiskach w granicach 3 miejscowości (Gyöngyöspata, Gyöngyöstarján oraz Nagyréde). Powstaje tu do 10 tysięcy butelek wina rocznie, głównie z odmian: riesling, olaszrizling, grüner veltliner, furmint, hárslevelű, pinot noir, kékfrankos, turán oraz cabernet franc. Od 2014 roku 100% winnic objęte jest uprawą ekologiczną. Na degustację w budapesztańskim winebarze VinoPiano Bálint Losonci przywiózł 7 win.

Jeden z najlepszych węgierskich rieslingów. (fot. własna)

 

Pierwszym z nich było podstawowe wino winiarni, Losonci Parola 2015 – kupaż müller-thurgau oraz grüner veltlinera. Jest to niefiltrowane, nieklarowene wino pomarańczowe, mamy tu nuty suszonych owoców, gruszki, cytrusów, delikatnie zaznaczoną mineralność i migdałową goryczkę, a to wszystko przy świeżej kwasowości. Ocena: ***. Drugie z win – Losonci Riesling 2016 to prawdziwy klasy. Wyraźnie wyczuwalna słona mineralność, wanilia, cytrusy oraz kremowość, jest też ostra jak brzytwa kwasowość i sporo ciała. Potrzebuje jeszcze czasu by się rozwinąć, ale już widać potencjał. Ocena: ****. Losonci Hárslevelű 2016 to kolejne wino pomarańczowe, z wyraźnymi aromatami suszonych śliwek, cytrusów, brzoskwinii, z sporym ciałem, potężnymi taninami oraz solidną kwasowością. Na finiszu nuta wędzonych śliwek, skórki pomarańczy, sherry oraz delikatna goryczka. Ocena: ****.Pinot Noir 2016 to jedno z ulubionych win Bálinta, pochodzi ze stanowisk w miejscowości Nagyréde. Przypomina pinoty z chłodniejszych legionów – wyczuwalne są tu nuty owoców leśnych, maliny, słodycz oraz delikatna pikantność, zaznacza się także kredowa mineralność, a to wszystko jest przy całkiem sporej kwasowości. Spontaniczna fermentacja, dość spory alkohol, a mimo wszystko zachowana lekkość pinota. Ocena: ****.

Bardzo przyzwoity pinot. (fot. własna)

 

Kékfrankos 2015 posiada więcej ciała od poprzednika, zarysowują się tu aromaty wanilii, owoców leśnych, jeżyn, przy średniej kwasowości. Pojawia się także nieco nut czerwonej papryki i delikatna pikantność. Ocena: ***/****. Losonci Cabernet Franc 2016 to jeszcze próba beczkowa, dopiero na wiosnę zacznie się butelkowanie tego rocznika. Mamy tu wyraźne nuty dojrzałych wiśni, czereśni, czekolady, jest też delikatna pikantność, miękkie jak plusz taniny i przyzwoita kwasowość, ale obraz psuje nuta zielona, szypułkowa. W tle migoce orzech. Ocena: ***/****. Na koniec zaś podano Losonci Kései Szüretelésű Hárslevelű 2016, najdziwniejsze wino całego wieczoru. Wyobraźcie sobie wino pomarańczowe wymieszane z wytrawnym szamorodni a wyjdzie wam właśnie to. Suszone owoce, skórka pomarańczy, cytrusy, miód, botrytis, dalej gruszka i suszona śliwka przy świetnej kwasowości, sporych taninach oraz wyraźnie zaznaczonym alkoholu. Ocena: ***.

Ten kékfrankos nie skradł mojego serca. (fot. własna)

 

Bálint Losonci pokazał, że Mátra jako region winiarski kryje spory potencjał, który warto odkryć. Jego rieslinga próbowałem już w listopadzie i okazał się jednym z najciekawszych win festiwalu win naturalnych Mitiszol?, przypominając złożonością i charakterem wina z Doliny Mozeli. Ciężka praca, niska wydajność z krzewu (maks. 1 kg, w niektórych przypadkach zaledwie maks. 0,5 kg), ekologiczna uprawa oraz stawianie na jakość sprawiło, że w bardzo krótkim czasie wina te znalazły się w najlepszych węgierskich restauracjach. Może czas już, by trafiły do Polski?

Degustowałem na koszt własny w winebarze VinoPiano w Budapeszcie.

Bikavér wciąż żywy – 5 ciekawostek o byczej krwi

Jednym z najbardziej znanych węgierskich win jest bikavér, czy też po polsku bycza krew. Tradycja nadawania tej nazwy znana jest nie tylko na Węgrzech (hiszpańska Sangria del Toro, czy też australijskie Bull’s Blood) ale tylko tutaj wyniesiono ją do rangi chronionego produktu pochodzenia, dzięki czemu korzysta z ochrony prawnej Unii Europejskiej. Poznajcie zatem pięć faktów na temat byczej krwi, klasycznego, czerwonego węgierskiego wina.

Charakterystyczny byk na etykiecie – to napewno wino z Egeru. (fot. własna)

 

1. Istnieje kilka teorii na temat pochodzenia nazwy bikavér (byczej krwi) – najpopularniejsza z nich mówi, że obrońcy zamku w Egerze odparli atak ottomańskiej armii, dzięki pitemu przez nich czerwonemu winu, które owi Turcy nazwali byczą krwią (gdyż dała Węgrom siłę byka). Nazwa wina po raz pierwszy pojawiła się w wierszu Jánosa Garaya pt. „Winna pieśń szekszárdzka” z 1846 roku.

2. Najbardziej znana jest bycza krew z Egeru (Egri Bikavér), ale tworzy się ją także w Szekszárdzie (Szekszárdi Bikavér). Co więcej – ta druga posiada większą tradycję, sięgającą połowy XIX wieku. Ciekawostką jest, że w tamtym okresie prawie każde mocne, ciemne czerwone wino nazywane było byczą krwią, bez względu na pochodzenie. Bycza krew z Egeru charakteryzuje się sporym ciałem, pikantnością oraz nutami jagód, zaś szekszárdzka odmiana posiada wyraźniej zaznaczoną kwasowość, oraz wyraźniej zaznaczone nuty owoców leśnych. Rozbieżność stylów w obydwu kategoriach jest duża – przepisy dają winiarzom dużą dowolność w doborze odmian i sposobie tworzenia wina.

3. Przed klęską filoksery (1875) główną odmianą, z której powstawała bycza krew była kadarka. Była również najpopularniejszym czerwonym szczepem na Węgrzech. Spory udział kadarki w byczej krwi utrzymał się aż do końca II Wojny Światowej. Komunistyczna kolektywizacja spowodowała niemalże całkowite wyplenienie tej odmiany.

4. Zarówno Egri Bikavér jak i Szekszárdi Bikavér są kupażami. W skład pierwszego wchodzić musi minimum 3 odmiany, z czego największą ilość mastanowić kékfrankos (ale nie może przekroczyć 50%), wymagane jest również, by pozostałe przekraczały min. 5% zawartości. Dopuszczone szczepy: kékfrankos, portugieser, kadarka, blauburger, turán, bíborkadarka, zweigelt, cabernet franc, cabernet sauvignon, merlot, pinot noir, syrah. Szekszárdi Bikavér musi zawierać kadarkę (minimum 5%) oraz kékfrankosa (mininimum 45%), merlot, cabernet franc oraz cabernet sauvignon mogą stanowić maksimum 40%, zaś inne dopuszczone odmiany (jest ich aż 13) maksimum 10%. W przypadku obydwu win istotne jest, by żaden ze szczepów nie dominował w nutach aromatycznych i smakowych wina.

5. Od 2014 roku rokrocznie na początku marca w Budapeszcie organizowana jest degustacja „Pojedynek byczych krwi” (Bikavér párbaj). Można spotkać tam najlepszych producentów z obydwu regionów oraz ich topowe wina. Więcej informacji, ceny biletów i możliwość rezerwacji można znaleźć pod poniższym linkiem.

Wyjątkowa bycza krew z Szekszárdu. (fot. własna)

 

Marketowa czerwień z Kumanii – Frittmann Kunsági Kékfrankos 2016

Wtorek, koniec listopada. Na drzewach nie ma już liści, przenikliwie zimny wiatr sprawia, że każda chwila spędzona poza domem staje się niejako koniecznością. Choć często jesień potrafi być piękna, to u progu grudnia pokazuje swoją szarą, deszczową i wietrzną twarz. W taki czas warto sięgnąć po coś, co pokrzepi zarówno ciało, jak i duszę. Z racji pogody o tej porze roku preferuję wina czerwone w różnych postaciach. Dziś sięgnąłem po wino z regionu Kunság, od dużego producenta Frittmann Borászat, o którym pisałem już latem przy okazji degustacji ich Irsai Olivéra.

Poste, bezpretensjonalne wino. Tyle i aż tyle. (fot. własna)

 

Tym razem w moim kieliszku zagościł Kunsági Kékfrankos 2016. Posiada ciemnoróżową barwę, w nosie wyczuwalne są nuty owoców leśnych, czarnej porzeczki oraz dojrzałej wiśni. W ustach na dominują nuty owocowe – wiśnia, czereśnia – podbite świeżą kwasowością oraz lekką, pestkową goryczką. Pojawia się także dwutlenek węgla, który objawia się delikatnym musowaniem. Wino jest proste, lekkie, w pewnym sensie bezpretensjonalne, ale trudno oczekiwać czegoś więcej od supermarketowej masówki. Finisz krótki, z nutą pestki wiśni. W swojej cenie (999 HUF – 13,50 PLN) jest w porządku. Nikogo nie rzuci na kolana, ale też nie zniesmaczy – ot, typowe, poprawne, przemysłowe wino do niezobowiązującej konsumpcji. Bez większych wad, dlatego też jego ocena to: **.

 

Źródło wina: zakup własny.