Mindszent Havi Mulatság – jesienna zabawa w cieniu zbiorów

Festiwali u Węgrów co niemiara. W zasadzie każda wieś ma swoją zabawę, która cieszy się mniejszą lub większą popularnością. Szczególne miejsce mają tu imprezy związane z winem, zwłaszcza odbywające się późnym latem i wczesną jesienią. Większa część z nich ma charakter ludyczny, skupiony głównie na swobodnej konsumpcji przy budkach ustawionych na głównej ulicy miejscowości, w tłumie ludzi i przy akompaniamencie muzyki na żywo, nie brak jednak ambitnych wydarzeń, mających na celu promocję lokalnych napojów i gastronomii w bardziej kameralnych warunkach. Do właśnie takich festiwali zalicza się odbywający się w Bodrogkisfalud i Bodrogkeresztúr Mindszent Havi Mulatság (Zabawa w miesiącu Wszystkich Świętych, tł. własne). Te dwie, niemalże zrośnięte (dzieli je tylko ulica) wsie są domem kilku świetnych producentów win tokajskich.

Skrócony program festiwalu (mat. organizatorów)

W tym roku impreza obchodzi dziesiątą rocznicę i w związku z tym odwiedzających czeka wyjątkowo ciekawy program. Szczególną rolę (oprócz wina) znalazło się w niej dla gastronomii. Będzie więc między innymi produkcja 40-kilowego sera typu comte (będzie dojrzewał przez rok, do kolejnej edycji festiwalu), degustacja fantastycznych syropów i powideł z małej, domowej manufaktury Csicsörke, pairing win i serów pod przewodnictwem Gabrielli Mészáros, czy też masterclass z aszú i wspaniałymi ciastami Réki Nagy-Nádhazi. Oprócz nich przy każdej winiarni będą punkty gastronomiczne, w których będzie się można posilić ciepłymi i zimnymi lokalnymi przekąskami. Nie zabraknie koncertów, zwłaszcza jazzowych i rockowych, zaś najmłodsi będą mogli aktywnie spędzić czas w specjalnie przygotowanych punktach dla dzieci.

Nie samym winem żyje człowiek… (fot. własna)

Najważniejsze jest jednak wino i to ono jak zwykle jest głównym elementem festiwalu. Degustacje połączone ze zwiedzaniem winiarni czekają na gości w winiarniach Patricius, Füleky, Tokaj Nobilis, Dereszla, Henye, Hangavári i Bodrog Borműhely. Dodatkowo na podwórzu domu gościnnego Kisfalucska będzie można spróbować win od Bott Pince, Szélkiáltó Pincészet, Lajosa Takácsa oraz Kikelet, zaś obok ośrodka wypoczynkowego Betlehem na gości będą czekać przedstawiciele Babits Pincészet i Rozgonyi Pincészet. Szczególnie ciekawie zapowiada wspólna degustacja win naturalnych od Atilli Orsolyáka i Lajosa Takácsa. W piątkowy wieczór dla gości festiwalu w winotece Henye odbędzie się pokaz filmu Folyékony Arany (Płynne Złoto, tł. własne) prezentującego działalność trzech wybitnych tokajskich winiarzy: Istvána Szepsyego, Andrása Bacsó oraz László Alkonyego.

Jeden z najlepszych adresów w Bodrogkeresztúr! (fot. własna)

A po które butelki sięgnąć podczas festiwalu? Dzięki zaproszeniu organizatorów w ramach dwudniowego study touru udało mi się spróbować kilkudziesią win, zaś spośród nich wybrałem kilka wartych zarekomendowania. Zdecydowanie polecam tutejsze musiaki – moim osobistym faworytem jest Patricius Brut 2015, świetny kupaż furminta, hárslevelű i sárga muskotály, pachnący skórką chleba, mokrą skałą i cytrusami, ze świetną kwasowością, nutami białych owoców i słoną nutą mineralną (ocena: ****), choć warto również sięgnąć po butelki od Tokaj Nobilis czy Kikelet Pince.

Winiarnia Füleky czeka na gości! (fot. własna)

Spośród wytrawnych furmintów absolutnym hitem jest Furmint Barakonyi 2017, o aromatach brzoskwinii, moreli, polnych kwiatów i wanili, w ustach kuszący soczystą owocowością, ładną kwasowością, lekko zaznaczoną nutą mineralną (ocena: ****). Fani hárslevelű również nie poczują się zawiedzeni – czeka na nich wspaniałe Hárslevelű Kassai 2018 od Stephanie Berecz, bogate w aromaty lipy, miodu, jabłka i herbaty, w ustach zaś krągłe, eleganckie, z żwawą kwasowością i szczyptą mineralności (ocena: ****). Spośród win naturalnych/ekologicznych warto zwrócić uwagę na Patricius Green Furmint 2017 o przyjemnych nutach zielonego jabłka, gruszki i solidnej, cytrusowej kwasowości (ocena: ***/****).

Nie zapomnijcie o świetnych winach musujących! (fot. własna)

Równie mocno prezentuje się reprezentacja tutejszych słodyczy. Lekkie, przyjemne Tokaj Nobilis Kövérszőlő 2018 pachnie ananasem, cytrusami, miodem, w ustach zaś słodycz doskonale równoważona jest solidną kwasowością, nie brak też soczystej owocowości (ocena: ***/****). Nieco poważniejsze jest natomiast Bott Szamorodni Édes Selection 2017, zebrane z gron z siedliska Csontos. Mamy tu obłędne zapachy spod znaku brzoskwini, moreli i pigwy, wsparte nutami kwiatowymi i miodu, w ustach gęste, skoncentrowane, o potężnej słodyczy, świetnej, cytrusowej kwasowości i niesamowicie długim finiszu (ocena: ****/*****).

Ani o wspaniałych aszú! (fot. własna)

Spośród kilkunastu aszú w pamięć zapadły mi dwa. W Chateau Dereszla Tokaji Aszú 5 puttonyos 2013 znadziemy aromaty moreli, brzoskwini, miodu oraz botrytisu,  w ustach zaś pierwsze skrzypce grają nuty suszonych owoców, miodu, jest też świetnie zintegrowana słodycz i niezwykle żywa kwasowość, zaś w tle migocze wulkanicza, tokajska mineralność (ocena: ****/*****). Niesamowicie harmonijne i zbalansowane jest Patricius Tokaji Aszú 5 puttonyos 2013, pachnące morelą, brzoskwinią, pigwą, miodem i wanilią, w ustach zaś pociągające nieprzesadną słodyczą i chrupką, świeżą kwasowością oraz bogactwem nut owocowych i mineralnych (ocena: ****/*****).

Do zobaczenia! (fot. własna)

Festiwal Mindszent Havi Mulatság odbędzie się 27 i 28 września w Bodrogkisfalud i Bodrogkeresztúr. Wstęp na imprezę jest bezpłatny, poszczególne degustacje odbywają się na koszt własny uczestników. Udział w masterclassach możliwy jest po uprzedniej rejestracji. Pomiędzy poszczególnymi punktami imprezy będzie kursował darmowy autobus. Więcej informacji nt. imprezy znajdziecie tu. Do zobaczenia na miejscu!

 

Tokajskie babie lato, część II. – Bott Pince

Słońce powoli znika za stokami Pogórza Zemplińskiego. Porośnięte winną latoroślą zbocza mienią się feerią barw, od ciemnej zieleni, poprzez żółć, aż po czerwień i jasny brąz. Jesień w Tokaju potrafi być piękna. Siedzimy na werandzie dawnej tłoczni i sączymy sfermentowany sok tej ziemi. Jest z nami Judit Bodó, która nas zabrała do tego magicznego świata. W oddali widać zabudowania Bodrogkisfalud i Olaszliszki, ale są na tyle daleko, by nie zakłócać ciszy tego miejsca. To w niej dostojnie wybrzmiewają słowa winiarki o tym, jak przebyła długą drogę z małej słowackiej wioski, by dziś  tworzyć jedne z najciekawszych, najbardziej poszukiwanych win w regionie.

Winnica Csontos w jesiennych barwach. (fot. własna)

 

A historia zaczęła się w Dunajskiej Stredzie w 1977, gdzie na świat przyszła Judit Bott. Jej rodzina nie miała zbyt wiele wspólnego z winiarstwem, za wyjątkiem dziadka, który – jak spora część mieszkańców tamtych terenów – robił własne (aczkolwiek kiepskiej jakości) wino. On też utyskiwał na fakt, że ma tylko wnuczki, przez co rodowe nazwisko zniknie. Po ukończeniu szkoły średniej w Šamorínie Judit postanowiła kontynuować swoją edukację na Węgrzech, a następnie trafiła do Południowego Tyrolu, gdzie pracowała w dwóch winiarniach. Kiedy tamtejsi właściciele postanowili zainwestować w Tokaju, to naturalną koleją rzeczy trafiła do nowo powstającej winiarni Füleky. Za nią podążył jej przyszły mąż – József Bodó, który również podjął pracę u tego producenta. W 2006 roku założyli rodzinną winiarnię, nazwaną od panieńskiego nazwiska Judit. Początkowe 0,4 ha rozrosło się w ciągu kilkunastu lat do obecnych 7 ha w 6 stanowiskach: Csontos, Előhegy, Határi, Kulcsár, Palánkos oraz Teleki. W 2015 roku zakupili budynek tłoczni, który własnymi środkami wyremontowali – a gdzie tej pory tam mają się odbywać wszystkie degustacje i inne imprezy.

Nasza przewodniczka w swoim żywiole… (fot. własna)

 

Kiedy próbujemy zbotrytyzowanych gron z winnicy Csontos Judit opowiada o tym, jak niedawno zaprosiła tu grupę uczniów ze szkoły z Bodrogkisfalud, by przekonali się jak wygląda praca winiarzy. Jest bardzo zaangażowana w życie lokalnej społeczności, co wzbudza spory szacunek, biorąc pod uwagę fakt, że oprócz zarządzaniem rodzinną winiarnią, przeprowadzaniem degustacji i marketingu, jest także żoną i matką trójki chłopców w wieku szkolnym. Zresztą w trakcie rozmowy co jakiś czas sięga po telefon, by sprawdzić, gdzie akurat znajduje się jeden z potomków. Po obejrzeniu krzewów zjeżdżamy do budynku tłoczni, wyciągamy stół, krzesła, na który trafiają wina z lodówki. Choć nie widać słupów elektrycznych, to jest prąd – gromadzony z energii słonecznej. Do kolejny dowód na to, jak wielkie znaczenie dla państwa Bodó ma samowystarczalność – zarówno w skali mikro, jak i całego świata.

Dawny budynek tłoczni. (fot. własna)

 

A cóż trafia do kieliszków? Jako pierwsze próbujemy Bott Előhegy Furmint 2017. Judit żałuje, że nie ma starszych win do zaprezentowania, ale po prostu wyprzedają się szybko, a rodzina nie robi zapasów. Pieniądze są potrzebne – w ostatnich latach zakup i remont tłoczni pochłoneły sporą część wolnych środków. Jak prezentuje się samo wino? W nosie wyczuwalne są aromaty żółtego jabłka, brzoskwini, polnych kwiatów i mineralność, w ustach na pierwszym planie zaznacza się nuta cytrusów, dalej pojawia się gruszka i zielone jabłko oraz – co niezwykłe – jest tu całkiem sporo tanin, a całość opiera się na solidnej kwasowości i lekko zaznaczonej mineralności. Sporo tu ekstraktu, sporo ciała, ale wino potrzebuje jeszcze czasu, by pokazać pełnie swego potencjału (ocena: ****).

Elegancki, klasyczny furmint. (fot. własna)

 

Drugie z kolei – Bott Teleki Hárslevelű-Furmint 2017 pochodzi z pierwszej parceli Judit, którą zakupili wraz z mężem w prezencie ślubnym. Więcej tu rasowej owocowości, w nosie dominują aromaty brzoskwini, nektarynek, zielonego jabłka, polnych kwiatów i wanilii, w ustach mamy kontynuację – wyczujemy tu nuty brzoskwini, gruszki, zielonego jabłka, jest też świetna, cytrusowa kwasowość, słona mineralność i delikatny cukier resztkowy, który umiejętnie podkreśla soczystość owocu i sprawia, że wino to jest niesamowicie pijalne (ocena: ****/*****). Następne wino, czyli Bott Palánkos Furmint 2017 jest nieco mniej aromatyczne, więcej w nim surowej, mineralnej elegancji. W nosie na pierwszym planie jest właśnie mineralność w formie zapachu mokrych kamieni, dalej pojawia się nieco owocu w formie wanilii, a także trochę aromatów ziołowych. W ustach mamy sporo ciała, nuty jabłka, brzoskwini i mięty, cytrusową kwasowość, słoną mineralność, lekką pikantność oraz delikatną goryczkę na finiszu. Przyjemne, solidne i czyste – jak zresztą każde z win Judit (ocena: ****).

Spora dawka smacznego owocu. (fot. własna)

 

Bott Kulcsár Hárslevelű 2017 pochodzi ze stanowiska o podłożu riolitowym. W nosie mamy sporo aromatów owocowych: brzoskwini, gruszki, zielonego jabłka, oraz typowych dla odmiany nut polnych kwiatów i miodu, oraz wanili. W ustach zdecydowanie dominuje soczyste zielone jabłko, znajdziemy tu również brzoskwinie i gruszkę, jest też świetna kwasowość, słona mineralność, kremowość oraz delikatna nuta wanilii. Finisz długi, z nutą zielonego jabłka. Świetnie zbalansowane, harmonijne, wielowarstwowe wino. (ocena: ****/*****). Bott Határi Hárslevelű-Furmint 2017 oferuje nieco inną stylistykę – w nosie mamy wyraźne nuty mineralne, polnych ziół, mięty oraz zielonego jabłka, w ustach ciut więcej owocowości pod postacią brzoskwinii, gruszki, opartych o cytrusową kwasowość i słoną, krzemową wręcz mineralność, a na finiszu zaznacza się migdałowa goryczka (ocena: ****). Ostatnie z wytrawnych win – Bott Csontos Furmint 2017 charakteryzuje się aromatami gruszki, zielonego jabłka oraz cytrusów, w ustach na pierwszym planie mamy świeżą, cytrusową kwasowość, sporo nut owocowych: gruszki, jabłek, brzoskwinii i moreli, a także wyraźnie zaznaczoną mineralność i taniny. Na długim finiszu dominuje nuta gruszki (ocena: ****/*****).

Hárslevelű z wielkim potencjałem. (fot. własna)

 

Spróbowaliśmy również dwóch słodkich win – jednego z późnych zbiorów, oraz drugiego – aszú.  Bott Bott-rytis 2016 to kupaż furminta, hárslevelű i sárgamuskotály z gron zebranych w winnicy Csontos. W nosie wyczuwalne są aromaty moreli, brzoskwinii, winogron, nektarynek, podobnie jest w ustach, gdzie również mamy sporo nut moreli, brzoskinii, gruszki, dalej pojawia się miód i nuta mirabelek, sporo tu słodyczy (niecałe 105 g/l), dla której przeciwwagę stanowi przyjemna, cytrusowa kwasowość. Wyjątkowo pijalne, przyjemne słodkie wino z późnych zbiorów (ocena: ****/*****). Jedyny minus – malutka (0,375 l) butelka. Ostatnie wino, czyli Bott Tokaji Aszú 2013 również trafiło do szkła o małej pojemności, które, choć wygląda efektywnie, wciąż jest o ¼ mniejsze od normalnych, półlitrowych butelek. Tu w nosie wyczuwalne są morele, brzoskwinie, botrytis, miód lipowy, umami, prażone orzechy, zaś w ustach na pierwszym planie dominuje potężna, miodowa słodycz (243,9 g/l cukru reszktowego), sporo jest też nut moreli, pigwy, brzoskwini, dalej pojawia się propolis i wosk, a także delikatnie zaznaczona mineralność. Jedyne na co utyskiwałem to trochę zbyt niska kwasowość (7,5 g/l), która nie balansuje dostatecznie słodyczy, przez co wino wydaje się nieco ociężałe, za co zresztą dostałem burę od Judit, która gotowa jest bronić każdej swojej butelki, niczym matka swoich dzieci… Pomimo tego małego niedostatku to aszú jest nieskończenie długie, krągłe i po prostu wspaniałe (ocena: ****/*****).

Wspaniałe, nieszablonowe aszú. (fot. własna)

 

Choć Judit nie mówi o filozofii, to samowystarczalny styl życia, ekologia, zrównoważony wzrost i lokalna społeczność to pojęcia, które są jej wyjątkowo bliskie. Bardzo ważną rolę widzi w edukacji i osobistym doświadczaniu wrażeń – dlatego właśnie do winnicy zaprasza dzieci z lokalnej szkoły, by wzięły udział w zbiorach, tu, w budynku tłoczni organizuje degustacje, by pozwolić ludziom zbliżyć się do natury. Bierze udział w licznych przedsięwzięciach charytatywnych i zbiórkach funduszy dla lokalnej społeczności. Chce sprawić, by miejsce, w którym żyją stało się lepsze, by ludzie nie musieli wyjeżdżać z regionu, bo jest w nim potencjał dla każdego – w tym jej własnych dzieci. A jej wina tylko udowadniają, jak bardzo ma w tym wszystkim rację.

Wina, dla których warto wracać. (fot. własna)

 

W degustacji brałem udział na zaproszenie Judit Bodó.

Aszú Prime – słodycz na najwyższym poziomie

Tokaji aszú jest produktem luksusowym. Był nim przez stulecia i powoli zaczyna odzyskiwać sławę, którą utracił wraz z okresem komunizmu i masowej produkcji win na rynek radziecki. Pierwszym kamieniem milowym było dla niego nowe prawo winiarskie, które weszło w życie w 1991 roku, określające metody produkcji, skracające okres dojrzewania oraz zakazujące wzmacniania win. M.in. dzięki niemu styl tokajskich aszú wyewoluował w kierunku tego, jakim znamy go dzisiaj. Drugą zaś datą graniczną są nowe regulacje odnośnie win tokajskich z 2013 roku, znacząco organiczające kategorię win aszú. Od tego momentu można zaobserować znaczący wzrost cen, a z półek zniknęły już butelki w cenie 1000 HUF (13,50 PLN), które z prawdziwym aszú miały niewiele wspólnego.

Dotyk luskusu… (fot. własna)

 

Inflację cen dobrze obrazują kolejne roczniki win Szepsyego. W 2005 roku można było nabyć aszú z rocznika 2000 za 19950 HUF (268 PLN), obecnie za tą samą kategorię wina z 2009 roku trzeba dać 32000 HUF (430 PLN). Co ciekawe, w wywiadzie udzielonym dla portalu Portfolio István Szepsy z synem opowiedzieli o strategii wyceny – ta została przedstawiona kontrachentom na kilka lat do przodu – i tak estate aszú z 2013 roku będzie kosztowało ok. 45000 HUF (605 PLN), zaś jednosiedliskowa selekcja ponad 100 000 HUF (1345 PLN). Za największym idą także mniejsi producenci, stopniowo podnosząc ceny – obecnie trudno dostać wybitne aszú poniżej 15000 HUF (202 PLN).

Pełna kolekcja. (fot. własna)

 

Rosnące ceny przyczyniły się do tego, że coraz więcej ludzi chce z tej koniunktury skorzystać. Jedną z nich jest Dániel Kézdy, znany głównie jako pomysłodawca oraz organizator Furmint Február, a także jeden z czołowych znawców Tokaju. We współpracy z czołowymi winiarzami postanowił stworzyć wyjątkową ofertę pod nazwą Aszú Prime – jest to selekcja najlepszych win z tej kategorii z 2013 roku, dostępna w luskusowym, eleganckim opakowaniu w limitowanej ilości 100 sztuk. Jak można się domyślić, cena takiego zestawu nie należy do najniższych – jest to 180 000 HUF (2430 PLN). Znajdziemy w nim wyjątkowe aszú, które miałem przyjemność zdegustować. Oprócz tego pojawiło się też kilka innych butelek, które służyły jako punkt odniesienia.

Wyjątkowe aszú… (fot. własna)

 

Z win, które trafiły w skład zestawu, jako pierwsze pojawiło się Gizella Dénes Tokaji Aszú 2013. Dominuje tu morelowo-pigwowa owocowość, są też nuty kandyzowanych owoców, propolis, obezwładniającą słodycz świetnie balansuje świeża kwasowość (ocena: ****). Erzsébet Pince Tokaji Aszú 2013 6 puttonyos również onieśmiela olbrzymią wręcz słodyczą, wspartą solidną kwasowością, sporo tu nut brzoskwinii i moreli, wyraźnie zaznacza swoją obecność nuta waniliowa (ocena: ****/*****). Pelle Pince 2013 6 puttonyos tokaji aszú degustowałem późną wiosną, również teraz nie zawiodło – wspaniała kawalkada pigwy, mango, moreli, propolisu, wsparte nutą botrytisu oraz charakteryzujące się świetnym balansem słodyczy i kwasowości – zostanie zapamiętane na długo (ocena: ****/*****).

Złoto w butelkach… (fot. własna)

 

Barta Öreg Király Dűlő Tokaji 6 puttonyos aszú 2013 degustowałem w zeszłym roku dwa razy (więcej o tym tu oraz tu). Charakteryzują je świetne nuty moreli, brzoskwinii, niesamowitą słodycz, miód oraz wyraźną kwasowość, choć tej mogłoby być akurat trochę więcej (ocena: ****/*****). Bott Pince Tokaji Aszú 6 puttonyos 2013 nieco różni się stylem od poprzedników – więcej tu nut grillażu, prażonej kawy, tu i ówdzie spod sporej, miodowej słodyczy wyłania się mineralność,  a także pojawiają się nuty moreli, brzoskwini oraz gruszki. Na finiszu lekka goryczka (ocena: ****/*****). Ostatnim winem z kolekcji jest Balassa Villő Aszú 2013. Niesamowicie gęste, skoncentrowane, oleiste, o świetnym balansie potężnej słodyczy oraz wyraźnej kwasowości. Oprócz tego mamy tu kandyzowane owoce, miód, skórke pomarańczy, morele, pigwę oraz nuty grapefruita. Wspaniałe (ocena: *****).

Aszú od króla Tokaju – trzeba równać do najlepszych… (fot. własna)

 

Jako materiał porównawczy posłużyły 4 butelki od innych tokajskich producentów. Jako pierwsze do degustacji podane zostało Homoky Pincészet Tokaji Aszú 2013 6 puttonyos. Nieco powściągliwe, sporo nut moreli, grapefruita, polnych kwiatów, w tle wyczuwalna oksydacja, solidny cukier resztkowy i nieco zbyt niska kwasowość (ocena: ***/****). Jako drugie podano Szepsy Szamorodni 2013 – nie jest to aszú, ale koncentracją, wyraźnymi nutami botrytisu, moreli, brzoskwinii, grapefruita, wyraźnie zaznaczoną słodyczą oraz potężną kwasowością dorównuje nie jednemu z nich. Ciekawe, choć ustepuje najlepszym (ocena: ****). Ostatnie z win – Szepsy 6 puttonyos aszú 2009, które również miałem przyjemność degustować wcześniej to najcięższy kaliber. Wszystkiego tu sporo – słodyczy, kwasowości, nut miodu, propolisu, karmelu, moreli, brzoskwini – a to w świetnej harmonii, pasujące do siebie niczym puzzle. Niewątpliwie jest to arcydzieło (ocena: ****/*****). Royal Tokaji 6 puttonyos aszú 2013 czaruje nutami pigwy, moreli, mirabelek, a także sporym ciałem – mamy tu niesamowitą słodycz oraz żwawą kwasowość. Choć nieco ustępuje najlepszym, też jest to świetne wino (ocena: ****).

Pomimo 11 lat, to aszú wciąż jest w świetnej formie. (fot. własna)

 

Na sam koniec do kieliszków trafiły jeszcze wina, których nie można spotkać już na rynku. Demeter Zoltán Tokaji Aszú 2000 zachowuje jeszcze sporo młodzieńczej werwy, cukier resztkowy jest tu całkowicie zintegrowany, kwasowość wciąż ma sie dobrze, mamy tu nuty suszonych owoców, śliwki, moreli, miód. Czuć, że mamy do czynienia z nienajmłodszym winem, ale pomimo swego wieku, jest w świetnej formie (ocena: ****). Ostatnie z kosztowanych przeze mnie win – Gizella Tokaji 6 puttonyos aszú 2007, posiada wyraźne nuty oksydacji – dominuje tu suszona śliwka, karmel, miód, propolis, sporo tu ciała, cukier świetnie się zintegrował, zaś kwasowość jest w świetnej formie. Wspaniałe wino (ocena: ****/*****).

Osiemnastolatek z werwą. (fot. własna)

 

Oczywiście butelki te stanowią światową czołówkę win słodkich. Posiadają olbrzymi potencjał, a przechowywane w odpowiednich warunkach bez problemu przetrwają dziesięciolecia. Nie są tanie – wysupłanie ponad 2 tysiące złotych za 6 win stanowi nie lada wydatek, i bardzo niewielu zdecyduje się na ten krok – zresztą seria jest mocno limitowana. Czy warto wydać takie pieniądze? Dla tych, którzy zbieranie win traktują jako inwestycję – z pewnością tak – ze względu na niewielką ilość, ekskluzywną formę i świetną selekcję. Dla innych, którzy cenią stosunek ceny do jakości – już niekoniecznie, zwłaszcza, że kupując osobno każde z tych win wydamy co najmniej 10% mniej. Pierwsze zestawy znalazły właścicieli jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem sprzedaży – o popyt nie należy się więc martwić. Jeśli sami chcecie się znaleźć pośród szczęsliwych posiadaczy wina, zajrzyjcie na stronę aszuprime.hu.

Powyżej opisane wina degustowałem na zaproszenie Dániela Kézdy.