Palota Borház 5 puttonyos Tokaji Aszú 1993 – Zanurzyć się w przeszłości…

Czas w przypadku wina to jeden z najważniejszych czynników wpływających na jego smak. Jedne wina mogą starzeć się doskonale (zdecydowana mniejszość), inne zaś powinny zostać spożyte w stosunkowo krótkim czasie od zabutelkowania. Czemu tak się dzieje? Wiele zmiennych odpowiada za ten stan, ale w gruncie rzeczy można uściślić, że jest to wypadkowa terroir, odmiany, typu wina oraz technologii produkcji. Z reguły najlepiej starzeją się naturalne wina słodkie, w szczególności wzmacniane (porto, madera, sherry) – alkohol i cukier resztkowy doskonale je konserwuje. Bardzo dobrze starzeją się także słodkie tokaje, w szczególności aszú – po dziesięcio-, a czasem nawet dwudziestoletnich okazach nie widać spadku jakości, za to rozwijają się w nich wspaniałe aromaty drugo-, i trzeciorzędne.

Płynne złoto w złotej oprawie. (fot. własna)

 

Oczywiście bardzo wiele zależy od producenta, od technologii, stylu. Zdarzało mi się pić kilkunastoletnie aszú, które mocno odczuły upływ czasu, choć były to raczej wina od małych, niekoniecznie znanych producentów. Dlatego też z obawą i pewną rezerwą sięgnąłem po wino z Palota Borház, o której w momencie zakupu nie wiedziałem nic. Według strony internetowej producenta posiada on 28 ha winorośli w tokajskim regionie winiarskim (w miejscowościach Tállya, Rátka i Bodrokeresztúr), oraz 27 ha nad południowym brzegiem Balatonu. Nazwa winiarni bierze się od stanowiska Palota w miejscowości Tállya, które już w pierwszej klasyfikacji tamtejszych winnic (z 1772 r.) zostało zaklasyfikowane, jako parcela I. klasy. Do winiarni należy też leżąca w centrum wsi piwnica Rákóczi Pince, której odgałęzienia ciągną się  na długości kilkuset metrów.

Ćwierć wieku w butelce… (fot. własna)

 

Palota Borház 5 puttonyos Tokaji Aszú 1993 posiada głęboką, ciemnobursztynową barwę. W nosie wyczuwalna jest lekka oksydacja, dominują aromaty orzechów włoskich, suszonych owoców, rodzynek, miodu oraz karmelu. W ustach również zaznaczają się aromaty trzeciorzędne – orzechy, susz owocowy, suszona śliwka oraz karmel, mamy tu świetnie zintegrowaną słodycz, oraz rześką, świeżą kwasowość. Wino jest średnio zbudowane, dobrze pijalne, o średniodługim finiszu z nutami pigwy. Doskonale radzi sobie pite solo, choć jestem w stanie sobie wyobrazić podanie go jako zwieńczenie sutej wieczerzy, lub w towarzystwie dobrego cygara. Ocena: ****. Cena: 5000 HUF (66 PLN).

Źródło wina: zakup własny.

Budapest Borfesztivál – festiwal straconej szansy

Lubię festiwale winiarskie. Od wczesnej wiosny, aż pod sam koniec jesieni wyznaczają niejako okres, kiedy chce się wyjść z domu i spotkać ze znajomymi przy kieliszku wina. Najlepiej pod gołym niebem, w otoczeniu innych, zafascynowanych tym napojem ludzi. Festiwale są prawdziwym świętem wina, imprezami, które aktywnie promują kulturę winiarską oraz egalitaryzm – wino powinno być dostępne dla przeciętnego Kowalskiego.

Wyjątkowa sceneria. (fot. własna)

 

W tym celu przed ponad ćwierćwieczem powstał Budapesztański Festiwal Wina. Impreza z roku na rok zyskiwała na renomie, w pewnym momencie przeniesiono ją na Zamek Królewski w Budzie, ustawiono bramy i zaczęto pobierać opłaty. Nie byłoby w tym nic dziwnego – organizacja kosztuje, ochrona kosztuje, a i miejscowych pijaczków też trzeba jakość odseparować. Argumenty zupełnie zrozumiałe. Jednak w pogoni za zyskami organizatorzy zaczęli podnosić ceny biletów, oraz opłaty za stoiska. Choć strategia ta przez kilka lat przynosiła im solidne zyski, to w pewnym momencie osiągnięto szklany sufit. Liczba gości przestała rosnąć (a wręcz zmniejszyła się), wraz z nim spadła chęć do wystawiania się przez winnice. W porównaniu z moją ostatnią wizytą na tej imprezie (3 lata temu) zauważyłem drastyczny spadek liczby gości, oraz zdecydowanie mniejszą liczbę stoisk. Nic dziwnego – nieoficjalnie słyszałem, że koszt wystawienia wynosi około 500 000 HUF (ponad 6 600 PLN), i jest to suma, której nie sposób odzyskać. W tym momencie obecność na takiej imprezie nie ma biznesowego znaczenia, jest jedynie sprawą prestiżu – na który zazwyczaj mogą sobie pozwolić tylko najwięksi producenci.

Tłumów nie widać. (fot. własna)

 

Tu dochodzimy do kolejnego problemu – jeśli tylko najwięksi i najbogatsi mogą się wystawiać, to w zasadzie trafimy na wina, które w większości znajdują się na supermarketowych półkach. Dla prawdziwych winofanów, głodnych nowych wyzwań, ciekawych smaków jest to po prostu strata czasu. Owszem, można znaleźć kilka wyjątków, ale ogólnie więcej tu komercji, aniżeli rzadkich, butikowych win. Mimo wszystko, pośród ponad dwudziestu próbek udało mi się znaleźć kilka ciekawych butelek od małych producentów.

Z czasem liczba odwiedzających rosła, choć wciąż mogło być ich więcej. (fot. własna)

 

Balassa Szamorodni 2013 to słodkie wino ze świetnego rocznika. Kusi głęboką, złotą barwą, w nosie dominują aromaty moreli, pigwy, brzoskwinii i miodu, w ustach zaś na pierwszym planie pojawia się spora słodycz, którą idealnie równoważy świetna kwasowość. Sporo tu czystego owocu (nuty moreli i pigwy), wino jest krągłe, oleiste, z długim finiszem (ocena: ****/*****). Koncentracją i jakością bije na głowę wiele poważnych aszú.

Wyśmienity szamorodni. (fot. własna)

 

Gál Késői Szüretelésű Rajnai Rizling 2017 to drugi z moich osobistych wyborów. Podczas mojej niedawnej wizyty w winiarni jeszcze nie był dostępny, na potrzeby festiwalu zabutelkowano jednak kilkanaście butelek. Posiada jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty miodu, brzoskwinii, moreli oraz polnych ziół. W ustach sporo przyjemnego owocu (grapefruit, cytrusy, później gruszka), świetny balans pomiędzy soldiną dawką słodyczy (84 g/l), a świeżą kwasowością (7,5 g/l), mamy tu także nuty polnych kwiatów, mięty, oraz średniodługi finisz. Jeszcze bardzo młode, potrzebuje co najmniej kilku-kilkunastu miesięcy w butelce, by pokazać swój potencjał (ocena: ***/****).

Wspaniałe wino z świetnego rocznika. (fot. własna)

 

Trzecim, i ostatnim z win, które zapadło mi w pamięć był Gizella Szíl-völgy 2017. O ile wcześniejszy rocznik mnie nie zachwycił, to o zeszłorocznym mogę mówić tylko w samych superlatywach. Barwa jasnozielona, w nosie na pierwszym planie cytrusy i polne zioła, dopiero po chwili pojawia się nuta brzoskwini oraz moreli. W ustach sporo soczystego owocu, nuty brzoskwini, gruszki i moreli, delikatnie zaznacza się także beczka, jest tu trochę wanilii, mamy też słoną mineralność, średnią kwasowość, a na finiszu pojawia się zielone jabłko. Wino jest bardzo dobrze ułożone, wielowarstwowe i choć młode – jest już gotowe do picia (ocena: ****)

Organizatorzy okazują przywiązanie do miasta. (fot. własna)

 

Poza tymi butelkami trafiłem na całą masę przyzwoitych, jak również przeciętnych miejscowych win, które z pewnością nie świadczą źle o miejscowym winiarstwie. W to ciepłe, piątkowe popołudnie sprawiały sporo przyjemności. Szkoda tylko, że jest to wycinek rynku, wycinek, któremu daleko do reprezentatywności, bo w gruncie rzeczy prezentuje tylko komercyjne projekty, które stać na spory wydatek, związany z udziałem w imprezie. Co do odwiedzających – oprócz tego, że zmniejszyła się liczba gości, zmienił się także ich skład – obecnie można zauważyć, że sporą część publiki stanowią zagraniczni turyści. Ich stać, by wydać kilkanaście, czy kilkadziesiąt tysięcy forintów na kilka win i przękąsek. Węgier dwa razy się zastanowi i pewnie pójdzie do winebaru – bo i lepsza selekcja, a i ceny niższe. Quo vadis, budapesztański festiwalu wina?

W festiwalu wziąłem udział na koszt własny.

Lato, plaża i wino – Gilvesy Bohém Cuvée 2016

Kolejny już przystanek na winiarskiej mapie Balatonu to Gilvesy Pincészet z Hegymagas. Tutejsze winnice znajdują się kilka kilometrów na północ od brzegu węgierskiego morza, na stokach wygasłego wulkanu Szent György-hegy. A skoro wulkan – to i wyjątkowe, bazaltowe podłoże nadaje tutejszym winom charakterystyczną, słoną mineralność. Na nim rośnie 15 ha winnej latorośli należących do Róberta Gilvesyego, który zakochał się w tutejszym krajobrazie i przeniósł się tu z dalekiej Kanady. Odkupił zrujnowany budynek winiarni należący niegdyś do Esterházych i przeprowadził gruntowną odbudowę łącząc dawne elementy z nowoczesnym, przemysłowym designem. W okolicy znalazł też współpracownika – Mártona Rupperta – z którym tworzą ciekawe, warte uwagi wina. Powstają one z odmian: riesling, olaszrizling, furmint oraz sauvignon blanc. Co ważne – całość upraw jest ograniczna. Poza Szent György-hegy posiadają również 7 ha na innym wzniesieniu – Tagyon-hegy, z których powstaje osobna seria – Martinus.

A był w tej bajce smok? (fot. własna)

 

Zdecydowanie najpopularniejszym z tutejszych win jest Bohém Cuvée – kupaż powstały z czterech uprawianych tu odmian, z czego ponad 55% stanowi olaszrizling. 95% wina dojrzewa w stalowych tankach, tylko 5% (riesling) spędza miesiąc w beczce. Mamy tu bladozieloną, jasną barwę. W nosie dominuje nuta kwiatowa, pojawiają się także aromaty cytrusów, trawy oraz mineralność. Usta lekkie, świeże – dzięki solidnej kwasowości, nutach cytrusów, trawy, mięty, dalej mamy delikatną, migdałową goryczkę i słoną mineralność. Zwiewne, proste, przyjemne – w sam raz na środek lata. Ocena: ***. Cena: 1699 HUF (22,50 PLN). Co ciekawe – wino to (a w zasadzie jego wcześniejsze roczniki) posłużyło jako inspiracja do stworzenia festiwalu Bohém Légyott, który odbywa się rokrocznie w winnicy pod koniec czerwca.

Źródło wina: zakup własny w supermarkecie sieci Aldi. Dostępne także w sieci Bortársaság w nieco wyższej (1950 HUF) cenie.