New Mátra – nowa fala win z zapomnianego regionu winiarskiego

Ostatnimi czasy na łamach tego bloga sporo miejsca poświęcam Mátrze. Nic dziwnego – to region Węgier, który w nieodległej przeszłości przeszedł chyba największą transformację od upraw przemysłowych na wielką skalę, do jakościowej produkcji wina. Jego potencjał dostrzegli także Dániel Kézdy (pomysłodawca akcji Furmint Február i Aszú Day) oraz Ferenc Dancsecs (Furmint Fotó), rozpoczynając nowy projekt pod nazwą New Mátra. Jest to marka-parasol dla najlepszych, małych producentów z regionu, których wina będą sprzedawane w 6-butelkowych zestawach w atrakcyjnych cenach. Obecnie projekt skupia 13 winiarni, aczkolwiek niewykluczone, że w późniejszym okresie dołączą do niej nowe. Ja zaś miałem przyjemność spróbować niektórych win z oferty w jej debiucie – podczas degustacji zorganizowanej w siedzibie pomysłodawców – Kálvária Pince w Budakalász. Zaprezentowano 10 win, których opisy i oceny znajdziecie poniżej.

Silna reprezentacja regionu. (fot. własna)

Degustację zaczęliśmy nietypowo, bo od róży, choć stoi za tym dużo racji, gdyż Mátra jest dziś jednym z najlepszych źródeł węgierskich win różowych. Pierwsze z nich – Hoop Wines Pink Syrah Pét-Nat 2019 to prawdziwa bomba owocowa – mnóstwo tu aromatów grapefruita, pomelo, poziomek, w ustach również znajdziemy sporo soczystego owocu, wyraźną kwasowość, lekką nutę drożdżową i jedwabiste, aczkolwiek szybko znikające bąbelki. Niezwykle pijalny, odświeżający musiak. Ocena: *** (86/100 pkt). Następnie nadeszła pora na trzy spokojne wina. Benedek Kékfrankos Rosé 2019 to najbardziej klasyczne z nich – pachnie truskawkami, poziomkami, maliną i czerwoną porzeczką, w ustach lekkie, soczyste, z dominantą truskawkowo-poziomkową, przyzwoitą kwasowością i kremową teksturą. Komercyjne, ale smaczne. Ocena: **/*** (84/100 pkt).

Pyszny, różowy Pét-Nat . (fot. własna)

Zupełnie inny charakter pokazuje natomiast Kékhegy Pince Piroska Cabernet Sauvingon 2019. Klasyfikowane jako siller, czyli bardzo lekkie czerwone wino posiada bardzo delikatne aromaty owoców leśnych, żurawiny, maliny i czarnej porzeczki, w ustach dochodzi do nich lekka pikantność i bardzo dobra kwasowość. Niestety nie ma tu zbyt wiele głębi. Ocena: **/*** (84/100 pkt). Najciekawsze z trójki jest zdecydowanie H2 Pince Millenium Frankóm 2018 – znajdziemy tu klasyczne nuty owocowe: truskawki, poziomki, maliny, żurawiny, a także potężną (8,2 g/l) kwasowość, szczyptę balansującego go cukru (5 g/l), pieprzną pikantność i soczystość. Zdecydowanie dla fanów gatunku, choć mi takie ekstrema nie przesadzają. Ocena: *** (85/100 pkt).

Więcej takich bieli! (fot. własna)

Następnie nadeszła kolej na biele – i tu region ma naprawdę bardzo dużo do zaooferowania. Centurio Birtokbor 2019 jak na podstawowe wino producenta pokazuje wysoki poziom. W nosie znajdziemy aromaty brzoskwini, chryzantem, róży, polnych kwiatów i przypraw korzennych, zaś w ustach towarzyszy im nuta cytrusów, moreli, lekka ziołowość oraz wysoka kwasowość. Ujęło mnie swoją głębią. Ocena: *** (87/100 pkt). O Losonci Riesling 2018 pisałem w poprzednim wpisie, nie chcę więc się tu nad nim rozwodzić – dodam tylko, że ma bardzo ciekawą kwiatowo-owocową aromatykę z wyraźną nutką petrolu i mokrej skały. Ocena: ***/**** (88/100 pkt). Ostatnia z bieli: H2 Pince Furmint 2018 cechuje wyraźna słodycz (24 g/l cukru resztkowego), którą umiejętnie równoważy spora (7,2 g/) kwasowość. Sporo tu dojrzałych nut owocowych: brzoskwini, moreli, jabłek, a także miodu i polnych ziół. Ciekawe, choć niełatwe w odbiorze wino. Ocena: *** (85/100 pkt).

Naturalny kékfrankos. (fot. własna)

Ostatnią trójkę stanowiły czerwienie. Pierwszą z nich – Kerekes Syrah 2017 – już próbowałem kilka miesięcy temu. Pachnie ona jeżynami, dojrzałą wiśnią, czereśnią, czarną porzeczką, wanilią i pieprzem, w ustach dochodzi do tego pikantność, nuta skóry, czekolady i przyzwoita kwasowość. Solidny wybór. Ocena: *** (86 pkt/100). Itt és Most Pince Ideje Van Kékfrankos 2018 charakteryzują typowe dla odmiany nuty owocowe: wiśnia, czereśnia, malina, wsparte wanilią i nutą czekolady. W ustach soczyste, z dobrym owocem, wyraźną kwasowością, acz niespecjalnie długim finiszem. Dobrze zrobiony, choć dosyć jednowymiarowy kékfrankos. Ocena: *** (87/100 pkt). Degustację zwieńczył Karner Vitézföld Kékfrankos 2017. Jest to naturalne wino, które miało spore problemy z certyfikacją i gdy ją otrzymało – po jakimś czasie zarządzono wycofanie (sic!) go ze sprzedaży. Mamy tu nieco nut skórzanych, mięsnych, dalej pojawiają się suszone śliwki, wiśnia, dym i ziemistość. W ustach gęste, skoncentrowane, z potężną kwasowością, ładną owocowością spod znaku żurawiny, wiśni i czereśni oraz pestkową goryczką. Nie jest to mój  styl, ale doceniam pracę winiarza. Ocena: ***/**** (88/100 pkt).

Wszystkie twarze New Mátra. (fot. własna)

Degustacja pokazała, że Mátra to dziś olbrzymi, nie do końca jeszcze odkryty teren, który powoli budzi się z wielu dekad zapaści. Dzieje się tu dużo, dzięki sporym wysiłkom małych winogrodników i winiarzy, którzy mimo przeciwności losu budują na nowo charakter regionu. Potencjał ten dostrzegli twórcy projektu New Mátra i wsparli go swoją wiedzą z zakresu marketingu, by stworzyć coś, co wyróżni go spośród innych, bardziej znanych węgierskich apelacji winiarskich. Pakiety win można zamawiać pod poniższym linkiem, pomysłodawcy marki pracują także nad angielską wersją strony dla obcokrajowców. W Polsce część degustowanych przeze mnie win znajdziecie w warszawskim winebarze Wine & People.

Wina New Mátra próbowałem na zaproszenie pomysłodawców projektu.

Levente Szőlőbirtok és Pince – z wizytą w piwnicy wikinga z Mátry

Od dawna chciałem odwiedzić Mátrę. Ten drugi pod względem nasadzeń upraw region Węgier oferuje niezwykle bogactwo stylów i smaków w szerokiej skali jakościowej. Znajdziemy tu zarówno proste, aromatyczne biele, jak i poważne, mocarne czerwienie. Ze względu na charakter zdecydowanie więcej jednak tych pierwszych, które w sporej ilości trafiają na supermarketowe półki. Te – z wiadomych względów nieco mniej mnie interesują. Dlatego też gdy nadarzyła się okazja, z rodziną odwiedziłem miejscowość Abasár, a w niej piwnicę Levente Majora, wikinga z Mátry, który w cywilu, poza robieniem wina piastuje funkcję dyrektora miejscowej szkoły, a stylem bycia i wyglądem przypomina prawdziwego rockera. O jego winiarni – Levente Szőlőbirtok és Pince pisałem już przy okazji jednego z degustowanych win, w skrócie więc przypomnę najważniejsze fakty – pierwszą parcelę Levente zakupił w 2004 roku, zaś od 2016 roku całość upraw (3 ha) prowadzona jest organicznie.

Groźna twarz wikinga z Mátry. (fot. własna)

Z Levente spotkałem się pod jego piwnicą w centrum Abasár. Uśmiechnięty, pogodny olbrzym z długimi włosami i pokaźną brodą zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Zamieniliśmy kilka zdań, po czym zeszliśmy w dół, by spróbować skarbów z jego kolekcji. Ma on bardzo jasną i klarowną filozofię produkcji – jak najmniej interwencji, zero siarki, długie dojrzewanie w beczkach, często z użyciem osadu i powolne wprowadzanie win na rynek. Nie musi się specjalnie martwić o rynek zbytu, większość butelek trafia na eksport do Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i innych krajów Zachodniej Europy, a także do czołowych miejscowych restauracji. Dalekosiężnym celem jest wprowadzenie win do karty najlepszej restauracji świata – Nomy.

Próbujemy win prosto z beczki. (fot. własna)

Degustację zaczęliśmy od Levente Pét-Nat 2019. Powstał on z owoców różnych odmian winogron, zebranych i fermentowanych razem. Maceracja trwała tydzień, zaś zabutelkowano go z 11 g/l cukru. W efekcie otrzymujemy musiaka o mętnej, bursztynowej barwie, aromatach gruszek, żółtych jabłek, pigwy i chryzantem. W ustach wytrawne, o wyraźnej kwasowości, delikatnym musie i nutach soczystych żółtych jabłek i gruszek. Nieskomplikowane, ale za to niezwykle smaczne! Ocena: *** (87/100 pkt). Drugie z win – Levente Olaszrizling 2017 to jedyne wino z tej odmiany z tego rocznika, gdyż zbiory nie dopisały. Posiada ono jasnozłotą barwę, w nosie jeszcze dość zamknięte, z czasem otwiera się i pokazuje piękne aromaty polnych kwiatów, ziół, gruszkek, jabłek oraz cytrusów. W ustach półwytrawne (15 g/l cukru resztkowego), ze sporym ciałem, nutami żółtych jabłek, kwiatów, gruszek, ziół i sporą kwasowością. Krągłe, eleganckie, z dużym potencjałem. Ocena: ***/**** (88/100 pkt).

Upcycling. (fot. własna)

Następnie miałem przyjemność skosztować Levente Olaszrizling Batonnage Saár 2016. To jedno z ostatnich win z tego rocznika w piwnicy, większość trafiła już do odbiorców, w dużej części za granicę Węgier. Jest to także ostatnie wino producenta, które powstało z dodaniem siarki. Mamy tu złotą barwę, aromaty rumianku, brzoskwini, gruszki, tymianku oraz miodu. W ustach soczyste, o świetnej kwasowości, słodkich nutach brzoskwini i żółtych jabłek, a także polnych kwiatów, ziół i kremowej teksturze. Skoncentrowane, złożone, świetne. Ocena: **** (90/100 pkt). Po nim nadeszła kolejn na dwie próbki olaszrizlinga z różnych beczek z 2018 roku. Pierwsza z nich Levente Olaszrizling 2018 – to klasyczne białe wino, o bladozłotej barwie, aromatach chryzantem, tymianku, goździków i cytrusów.  W ustach jest ono ekstraktywne, bogate, z nutami cytrusów, polnych kwiatów, gruszek oraz przypraw korzennych, o świetnej kwasowości, kremowej teksturze i długim finiszu. Świetne, choć to wciąż niemowlak. Ocena: **** (91/100 pkt).

Widok na góry Mátra. (fot. własna)

Drugi przedstawiciel rocznika 2018 – Levente Olaszrizling 2018 (6 tygodni maceracji) posiada złotą barwę, jeszcze fermentuje (sic!), charakteryzuje się aromatami chryzantem, gruszek, cytrusów i miodu. W ustach wyraźna słodycz, nuty cytrusów, moreli, miodu, brzoskwini, niesamowicie soczyste i pijalne,  ale jednak to nie jest gotowe wino. W takim stanie nie wypada go jeszcze oceniać, choć widzę przed nim świetlaną przyszłość. Jako ostatnia w kieliszku pojawiła się czerwień – Levente Kékfrankos 2016. Posiada ona purpurową barwę, w nosie zaś dominują nuty wiśni, czereśni, czerwonych śliwek, przypraw korzennych oraz wanilii. W ustach mamy świetną kwasowość, pulsującą wręcz owocowość spod znaku wiśni, czereśni, śliwek, a także ziemistość, lekką pikantność i sporo ciała. Najlepsze wino całego wieczoru! Ocena: **** (92/100 pkt).

Winnice na górze Saár. (fot. własna)

Kilka dni po mojej wizycie u Levente okazało się, że już wkrótce (być może jeszcze przed końcem roku) jego wina pojawią się w ofercie polskiego importera. To bardzo dobra wiadomość, gdyż dobrych win z Mátry u nas nie za wiele, a dobrych naturalnych win z tej części kraju nie ma jeszcze w ogóle. Warto ich spróbować, bo pokazują, że nie trzeba wielkich nakładów, kosmicznej technologii, ani świetnego marketingu, by stworzyć coś niesamowicie smacznego i tak bliskiego naturze.

W winiarni Levente Szőlőbirtok és Pince degustowałem na zaproszenie Levente Majora. Do Abasár podróżowałem na koszt własny.

Wina niesiarkowane, niefiltrowane, pomarańczowe czyli… zepsute? O tym jak jeden artykuł poruszył węgierską branżę winiarską

Nie jestem fanatykiem win niesiarkowanych, niefiltrowanych, czy też pomarańczowych. Sięgam po nie z chęci spróbowania czegoś odmiennego, mniej zuniformizowanego, aniżeli wina konwencjonalne. Pod żadnym pozorem nie jest to dla mnie jednak priorytet, przy wybieraniu tego, co ma trafić do kieliszka. Ot są to pewne kategorie stylistyczne, które cieszą się ostatnio rosnącą popularnością. Nie mogłem jednak nie zatrzymać się przy jednej publikacji w jednym z najważniejszych branżowych mediów winiarskich, która dość mocno wstrząsnęła opinią wielu winiarzy, zwłaszcza tych, którzy takie wina produkują.

Dobrze wiemy, że słowa mają wielką moc. Szczególnie wtedy, kiedy wypowiada się osoba z dużym doświadczeniem, zajmująca wysokie stanowisko w państwowym instytucie zajmującym się kontrolą jakości i przydatności do spożycia żywności i napojów (NÉBIH – odpowiednik polskiego IJHARSu). Ustawowym obowiązkiem tejże instytucji, a dokładniej jej oddziału: Dyrekcji ds. Wina i Napojów Alkoholowych jest sprawdzanie, czy aby dane wino, destylat może zostać dopuszczony do sprzedaży. Niestety, ustawodawca przewidział także, że instytucja ta, wraz z Lokalnymi Komisjami Kontroli Wina, dopuszcza wina do sprzedaży nie tylko po uprzedniej kontroli laboratoryjnej, ale także organoleptycznej, dając olbrzymie pole do nadużyć konserwatywnym kontrolerom.

Zeszyty Winiarskie, a w nich niezłe kwiatki. (fot. Eva Cartwright)

Współpracująca z NÉBIH Rada Samorządów Winiarskich wydaje czasopismo branżowe o nazwie Borászati Füzetek (Zeszyty Winiarskie, tł. własne), w którym można dowiedzieć się wielu ciekawych informacji. W najnowszym jego wydaniu znalazł się artykuł, w którym wypowiada się wspomniany wcześniej kierownik Dyrekcji ds. Wina i Napojów Alkoholowych, pan Kálmán Mészáros. I nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu reprezentuje on jedną z najważniejszych instytucji, z którą winiarze mają do czynienia w zasadzie na codzień. Gorzej, że styl i treść jego wypowiedzi dojść jednoznacznie wystawia jemu samemu niezbyt piękną laurkę. Przeczytajmy więc co ciekawsze fragmenty, by zobaczyć, jak kładzione są kłody pod nogi co bardziej progresywnych producentów wina.

Większa część win przechodzi przez sito (egzaminu), typowe błędy popełniają zazwyczaj „pionierzy”. Typowym przykładem są tutaj wino pomarańczowe, jak i niedegorżowane wina musujące.

W większości krajów winiarskiego świata wina pomarańczowe, jak i niedegorżowane w żaden sposób nie są traktowane jako wadliwe. Taka jest po prostu ich natura. Jednak pan dyrektor idzie mocno na przekór współczesnym trendom, gdyż jest ich coraz więcej i cieszą się większym zainteresowaniem konsumentów. Pójdźmy jednak dalej. Poniższy fragment w szczególności polecam Gruzinom, mocno by się zdziwili…:

Artykuł, który wywołał burzę. (fot. Eva Cartwright)

„Winiarstwo jest sztuką, która liczy sobie więcej niż dziesięć tysięcy lat – wyjaśnił – w której pewne wartości są stałe i niezmienne”. Zdaniem Kálmána Mészárosa porządny winiarz od razu po zbiorach przerabia jasne winogrona. Natomiast podczas produkcji wina pomarańczowego nastepuje maceracja, pojawia się „rozkład”. „Dlatego też przed transformacją ustrojową winiarze byli zwalniani, jeśli nie byli w stanie przerobić winogron w wystarczająco krótkim czasie” – przypomniał, dziś zaś żyjemy w czasach, w których przesuwamy granice, winiarnie chcą się w jakiś sposób wyróżnić.

Zdaniem eksperta, wina pomarańczowe mogą także wprowadzać konsumentów w błąd. Wielu będzie kojarzyło je z cytrusowością, której w nich nie znajdą. Ci, którzy ich jeszcze nie znają, nie mogą wiedzieć, że ów wina powstały z winogron, i mogą pomysleć, że mają coś wspólnego z pomarańczą.

Gruzini, nie idźcie tą drogą… 🙂 (fot. własna)

Biedni Gruzini! Od kilku tysięcy lat w stały niezmienny sposób produkują swoje wina, ale chyba od początku robią to źle. A co ciekawsze, potrafią ich eksportować więcej niż Węgrzy? Jak to możliwe…? Może dlatego, że są one wyjątkowe, unikatowe, niepowtarzalne? Przecież czyste, filtrowane, klarowane wina to wymysł ostatnich dwóch stuleci. Może i wino pod względem wyglądu jest czyste jak łza, ale w związku z tym traci wiele pozytywnych elementów, zarówno aromatycznych, jak i smakowych. Nie da się niezauważyć, że pan Mészáros jest też zdecydowanym przeciwnikiem Pét-Natów i innych win, w których pływają tzw. „farfocle”.

Wina musujące są odświętnymi napojami, dlatego też ich niedegorżowane odmiany nie bardzo wpasowują się w tę charakterystykę.

Rozumiem, pływające cząsteczki są dla pana dyrektora nieestetyczne. Ale o tym, co dla kogo jest napojem odświętnym, to już chyba nie powinien decydować? Zwłaszcza, że owe wina zazwyczaj nie trafiają do byle kogo, a do wprawnych winopijców, którzy wiedzą z czym mają do czynienia. Co innego tankowe musiaki z supermarketów – te przedstawicielom NÉBIHu bardzo się podobają, do tego stopnia, że znacznie wyżej ocenili wiele z nich, niż np. rocznikowego Don Perignona…

Zostawmy na ten moment artykuł, w którym jest jeszcze kilka innych smaczków, o których chętni przeczytają na facebookowym wpisie Evy Cartwright, włascicielki Somlói Borok Boltja. Innym problemem są wspomniane degustacje oceniające, czy dane wino spełnia wymogi danej apelacji. Największym problemem jest olbrzymia dowolność oceny, która sprawia, że solidne, dobrze zrobione, choć stylistycznie nieco inne wina od małych butikowych winiarni przepadają, natomiast proste, koncernowe, zuniformizowane wina bez problemu przechodzą testy.

Wino pomarańczowe. Nie z pomarańczy! (fot. własna)

Jedna taka sytuacja spotkała w tym roku Zoltána Baloga z Somlói Apátsági Pince. Jego Olaszrizling z 2018 roku został oceniony jako „stary”. Już ta ocena jest dość subiektywna, bo co to znaczy „stary”, zwłaszcza w przypadku win z Somló, które potrafią dojrzewać dziesięcioleciami? Oczywiście istnieje procedura odwoławcza, ale każdy ta taka kontrola to 3 butelki oraz stracony czas i nerwy, czy wino zostanie zaakceptowane. I nie jest to pierwszy przypadek, kiedy jego wino zostało ocenione jako niezgodne z zasadami apelacji.

Podobne problemy spotykają wielu producentów – w szczególności tych, którzy sprzedają owoc swej pracy do drogich restauracji, za granicę, win wyróżniających się, wyjątkowych, a przy okazji nieszablonowych. Dowolność oceny sprawia, że nikt nie może być pewny tego, że jego wino przejdzie test i zostanie dopuszczone do sprzedaży. Jak w takich warunkach prowadzić działalność gospodarczą? Nie wiem. Wiem natomiast jedno. Współpracując, doradzając importerom polecam zazwyczaj małych, nieznanych producentów, produkujących właśnie wina naturalne, niskosiarkowe, pomarańczowe, Pét-Naty, bo są one tym, co jest dziś modne na świecie, gdyż węgierskie wina konwencjonalne klasy premium są po prostu niesprzedawalne. Jeśli władze winiarskie będą dążyły do uniformizacji, to będą powoli podcinać gałąź, na której siedzą, a wraz z nim marzenia i ambicje ludzi, którzy starają się podnieść węgierskie winiarstwo z wyraźnej zapaści. Szkoda byłoby ich ciężką pracę zaprzepaścić przez kilka nierozsądnie wypowiedzianych słów.