Tropami tokajskiej legendy – niezapomniany wieczór z furmintami Úrágya z winiarni Szepsy i Királyudvar

Osiemnaście lat temu w piwnicach Királyudvar powstało wino, które wyznaczyło granicę nowej ery w Tokaju. Stanowiło ono kamień milowy, początek epoki wytrawnych furmintów i hárslevelű, które szybko zdobyły uznanie krytyków i zwykłych konsumentów na całym świecie. Ale wcale nie musiało tak być – moszcz z należącej do rodziny Szepsych parceli Úrágya miał trafić do aszú jako wino bazowe, acz szczęśliwym zrządzeniem losu powstało go zbyt dużo, więc nadwyżkę postanowiono oddzielnie zabutelkować. Po 2 latach od zabutelkowania zauważono, że posiada wyjątkowe bogactwo aromatów i smaków, niespotykane w powstających dotychczas raczej eksperymentalnie winiach wytrawnych.

Legendarne wino w pięknej oprawie… (fot. własna)

 

Minęły niemalże dwie dekady, a ów furmint, stworzony przez dwóch demiurgów tokajskiego winiarstwa – Zoltána Demetera i Istvána Szepsyego obrósł legendą, jako prototyp, praojciec wszystkich jednosiedliskowych, terroirytycznych win z regionu. Kiedy przydażyła więc okazja – być może jedna z ostatnich – na spróbowanie go, musiałem z niej skorzystać. Komentowana degustacja „Szepsy Úrágya 2000-2015, prawdziwa historia furminta-legendy” została zorganizowana przez Gergelya Ripkę, znanego przede wszystkim jako autora przewodnika Tokaj Kalauz oraz bloga Táncolo Medve. W pięknej scenerii salonu Villi Bagatelle zaprezentował on osiem win powstałych między 2000 a 2015 rokiem z gron zebranych z stanowiska Úrágya.

Historię furminta z parceli Úrágya przybliżył Gergely Ripka (fot. własna)

 

Zanim jednak z szczęśliwą dwunastką towarzyszy zabraliśmy się do degustacji owych znakomitości, do kieliszków trafił Hiteles Literes Furmint 2017 od Lajosa Takácsa. Ten znany niegdyś z wspaniałych szomlońskich arcydzieł winiarz po śmierci brata wrócił w rodzinne strony, zaklinając się jednak, że nie wróci do winiarstwa. Przeznaczenie było jednak silniejsze, i Lajos od jakiegoś czasu współpracuje z Gézą Lenkeyem, ale tworzy też wina pod własną etykietą. Hiteles Literes (tł. Uczciwy Litrowy) to 100% furmint, który fermentował i dojrzewał w stalowych tankach, zachowując owocową świeżość. Posiada jasnozłotą barwę, w nosie wyczuwalne są aromaty gruszki, zielonego jabłka i mokrej skały, w ustach czysta nuta gruszkowa, białe jabłko, słona mineralność, wszystko to oparte na solidnej kwasowości i podsypane szczyptą białego pieprzu (ocena: ****).

Solidny furmint od Lajosa Takácsa (fot. własna)

 

Właściwa część degustacji zaczęła się od Szepsy Úrágya Furmint 2015. Jest to wino o jasnozłotej barwie, w nosie dominują aromaty wanili, dalej pojawia się pigwa, gruszka, miód i kremowość, w ustach swoją obecność wyraźnie zaznacza słona mineralność oraz potężna, cytrusowa kwasowość, zaś w tle mamy nuty białego pieprzu, mięty i brzoskwinii. Dość mocno wyczuwalny alkohol, sporo ciała, jeszcze potrzebuje czasu, by pokazać pełnie formy (ocena: ****). Dwa lata starsze Szepsy Úrágya Furmint 2013 ukazuje jeszcze bardziej surowe oblicze – mamy tu złotą szatę, w nosie dominują nuty białego pieprzu, wanilii, suszonych śliwek, prażonej kawy oraz brzoskwinii, zaś w ustach na pierwszym planie mamy suszone owoce: śliwki, morele, brzoskwinie, dalej gruszkę i zielone jabłko, wszystko to jednak przesłonięte potężną kwasowością i sporym alkoholem, na samym końcu pojawia się słona nuta mineralna. Sporo ciała, sporo beczki, ale jakby brakowało tu nieco balansu. (ocena: ****).

Klasyka spod ręki Istvána Szepsyego (fot. własna)

 

Kolejne wino, czyli Szepsy Úrágya Furmint 2011 to chyba najbardziej udana butelka od czasów Királyudvaru. Charakteryzuje ją złota barwa, w nosie czarują aromaty miodu, suszonych owoców, wyraźnie zaznacza się także kremowość i mineralność. W ustach mamy wino krągłe, wręcz oleiste, z nutami suszonych moreli i brzoskwinii, polnych ziół, gruszki, z średnią kwasowością, delikatną goryczką i niewielkim, acz wyczuwalnym cukrem resztkowym. Kompleksowe, eleganckie, długie wino w szczycie formy (ocena: ****/*****). Zupełnie inny jest natomiast Szepsy Úrágya Furmint 2009 – tu doskonale widać nieubłagany upływ czasu. Posiada ono głęboki, złoty kolor, nos na samym początku „zaatakował” smrodkiem siarki i kiszonej kapusty, by po dłuższym utlenieniu ujawnić nuty prażonych orzechów oraz mokrej skały. Usta pełne są słonej mineralności, prażonych orzechów, karmelu oraz umami, wsparte świężą kwasowością i solidną dawką alkoholu. Być może po godzinie lub dwóch pokazałoby nieco więcej potencjału, ale na dziś nie jest to wino, którym można się zachwycać (ocena: ***).

Furmint potrafi pieknie się starzeć (fot. własna)

 

Z kolejną butelką cofnęliśmy się o dwa lata. Szepsy Úrágya Furmint 2007 posiada jasnobursztynową szatę, w nosie rządzi tarte jabłko, mamy też suszone owoce, miód i oksydację – niestety widać, że ta butelka również przegrała z upływem czasu. Usta również nie zachwycają – nie ma tu zbyt wiele kwasowości, dominują nuty tartego jabłka i miodu, jest trochę dżemowości, lekka pikantność, a w tle migocze gdzieś morela. I to by było na tyle, niestety czas nie był dla tego wina łaskawy (ocena:***). Rok starsze Szepsy Úrágya Furmint 2006 okazało się jeszcze słabsze. Jasnozłote w barwie, w nosie na pierwszym planie zaznacza się tarte jabłko, dalej mamy suszoną śliwkę i nuty białego pieprzu, w ustach zaś dominują typowe nuty oksydacji: tarte jabłko, susz owocowy, orzechy, jest też delikatna goryczka oraz dość mocno wyczuwalny alkohol. Sporo też kwasowości, ale wszystko się rozjeżdża, a całość jest po prostu płaska. Próba czasu oblana (ocena: **).

Ta butelka zdaje kłam upływowi czasu (fot. własna)

 

Emocje rosły z każdą kolejną butelką, nic dziwnego, że ekscytacja sięgnęła zenitu, gdy w kieliszkach zawitały wina z Királyudvar. Różnicę w stylu pomiędzy nimi, a późniejszymi winami Szepsych można wytłumaczyć też osobą winiarza – był nim wówczas Zoltán Demeter. Királyudvar Úrágya Furmint 2002 charakteryzuje się głębokozłotą barwą z bursztynowymi refleksami. W nosie zaznaczają się aromaty prażonych orzechów, suszonych owoców, wędzonej śliwki oraz mokrej skały, w ustach zaś znajdziemy oleistą teksturę, nuty suszonych śliwkek, moreli, orzechów, prażonej kawy, miód, umami, a całość spięta jest solidną kwasowością i wyraźnym (wino jest półwytrawne) cukrem resztkowym. Jak na swój wiek trzyma się świetnie (ocena: ****/*****). Gwiazdą wieczoru był jednak Királyudvar Úrágya Furmint 2000 – aczkolwiek potrzebował dłuższej chwili, by całkiem pokazać swoje bogactwo. Obleczony w złotą barwę, w nosie dominują aromaty miodu, moreli, suszonych owoców, dalej zarysowuje się wanilia oraz petrol, w ustach zaś niezwykła koncentracja, oleistość, świetna kwasowość i słona mineralność, które stanowią doskonałą ramę dla wyraźnych nut owocowych: moreli, pigwy i brzoskwinii. Absolutnie świetne, wybitne wino, zwłaszcza w kontekście jego wieku (ocena: *****).

László Alkonyi w trakcie opowieści (fot. własna)

 

Na sam koniec pojawił się László Alkonyi, były dziennikarz nieistniejącego już magazynu Borbárat, a który obecnie jest winiarzem w Tállya. Opowiedział o swoich wrażeniach i historii powstania tego wina oraz współpracy tercetu Antony Hwang (właściciel Királyudvar), István Szepsy (winogrodnik) i Zoltán Demeter (winiarz). Dzięki właśnie tej butelce, koncentrujący się do tej pory na słodkich winach Szepsy postanowił tworzyć jednosiedliskowe furminty, zaś Zoltán Demeter zyskał sławę jednego z najlepszych winiarzy regionu. A sama legenda wielkiego wina okazała się prawdą – do dziś ze świecą szukać butelek, które dorównałyby mu elegancją i bogactwem aromatów, pokazując przy tym niespotykaną dotąd długowieczność.

W degustacji wziąłem udział na koszt własny.

Wielki test szamorodni z 2013 roku – czy marketowe tokaje mogą równać się z czołówką gatunku?

Szamorodni to jedno z dwóch wielkich, klasycznych słodkich win tokajskich (choć może także występować w wersji wytrawnej). Tradycja jego wyrobu sięga drugiej połowy XVI wieku, choć aż do lat dwudziestych XIX wieku było znane głównie jako főbor (wino główne). Ukochane przez polskich kupców i szlachtę, szybko zyskało popularność, konkurując ze słodszym aszú niższą ceną oraz ogólnie pojętą „pijalnością”. W XX wieku nieco straciło na popularności, zwłaszcza z powodu kolektywizacji miejscowego rolnictwa i znacznego spadku jakości. Dopiero ostatnie dwa dziesięciolecia pozwoliły nieco odbudować renomę marki.

Pogórze Tokajskie – tam powsają wina szamorodni. (fot. własna)

 

Wraz z najnowszą (2013 rok) zmianą regulacji prawnych dotyczących win tokajskich – co raz więcej producentów zwróciło się ku tej kategorii win, kompensując w ten sposób zniknięcie win 3 i 4 puttonowych. Według dzisiejszych przepisów – by wino mogło zostać zaliczone do kategorii słodkich szamorodni musi: mieć min. 45 g/l cukru resztkowego, 5,5 g/l kwasów oraz 12% alkoholu, powstawać w części z gron pokrytych szlachetną pleśnią (bortytis cinerea), dojrzewać przez pół roku w beczce i trafić do sprzedaży w drugim roku następującym po zbiorach (wino ze zbiorów w 2017 roku trafi do sprzedaży najwcześniej w styczniu 2019 roku).

Szlachetna pleśń – bez niej tokajskie wina nie byłby tym samym. (fot. własna)

 

Jak więc smakuje szamorodni? Powstające w nowoczesnym stylu wina charakteryzują się nutami owocowymi: brzoskwinii, moreli, czasem pigwy, a także botrytisu i miodu, a także świetną kwasowością i sporą koncentracją. Szamorodni w starszym stylu zawierają znacznie więcej tanin, wyraźnie zaznacza się tu oksydacja, a co za tym idzie aromaty drugo i trzeciorzędne, powstające dzięki długiemu dojrzewaniu – między innymi znajdziemy tu suszoną śliwkę, karmel czy też pieczone jabłko. Oczywiście sporo jest także producentów, którzy balansują gdzieś pomiędzy dwoma stylami wypracowując swój własny sposób na szamorodni. Ja zaś niedawno miałem okazję wziąć udział w prywatnej degustacji, podczas której podano 12 różnych win z tejże kategorii, począwszy od prostych win marketowych po samą tokajską czołówkę – z jednego rocznika – 2013. Wyniki potwierdzają pewną tezę, ale jaką – o tym będzie w dalszej części wpisu. Co do samej degustacji – była „w ciemno”, butelki zostały poukładane losowo, żeby jak najmniej wpłynąć na przebieg samego testu. Pojawiło się kilka zaskoczeń, ale też sporo rozczarowań.

Klasyka gatunku w świetnej cenie. (fot. własna)

 

Na rozgrzewkę podano Bardon Késői Szüretelésű Tokaji 2015 – i było to jedyne wino nie należące do kategorii szamorodni. Mamy tu suszoną śliwkę, wanilię, miód, trochę owocu (brzoskwinii, moreli) i lakier do paznokci – trochę za dużo nowej beczki, aczkolwiek całość nawet sprawia przyjemność. Ocena: ***. Po nim nadeszła pora na właściwą część degustacji – pierwsze szamorodni – czyli Oremus Szamorodni 2013 – mamy tu sporo czystych, egzotycznych nut owocowych – ananasa, grapefruita, cytrusów, a także maślaność, dobrze wywarzoną słodycz i kwasowość oraz finisz z nutami zielonego jabłka. Ocena: ***/****.

Omijać z daleka. (fot. własna)

 

Następne w kolejce – Grand Tokaj Tokaji Szamorodni 2013 to kompletna antyreklama win szamorodni. Tarte jabłko, wyraźna oksydacja, suszone owoce, trochę cukru i kwasowości – tego nie ratuje nawet całkiem przyjemna nuta morelowa. Na finiszu wrażenia zabija nieprzyjemna, mocna goryczka. Jedyne pocieszenie – były gorsze wina. Ocena: */**. Tokajicum Szamorodni 2013 należy do win, które spotkamy na półkach większości marketów. Nieco rustykalne – pojawiają się tu nuty korzenne, suszona śliwka, szarlotka, aczkolwiek jest też trochę dobrego owocu – pigwy, moreli, a to wszystko oparte na dobrej kwasowości i umiejętnie użytym cukrze resztkowym. Tu też pojawia się nieprzyjemna goryczka, a wino w sumie jest krótkie i dość płaskie, ale wciąż o niebo lepsze od poprzednika. Ocena: **/***.

Wino marki własnej, po które warto sięgnąć. (fot. własna)

 

Csillagút (Borháló) Szamorodni 2013 to wino z oferty własnej sieci Borháló, butelkowane przez Oremusa. I najbardziej chyba przypomina w stylu tego producenta – mamy tu nuty maślane, morele, botrytis, trochę propolisu, całkiem sporo cukru resztkowego i średnią kwasowość. Proste, aczkolwiek przyzwoite, nowoczesne w stylu szamorodni. Ocena: ***. Majoros Szamorodni 2013 zaprezentował zupełnie inne oblicze – nieczyste, z nutami chrzanu, kiszonki, tartego jabłka. Pytanie, czy to wina butelki, czy całej serii pozostaje otwarte. W tym przypadku całość poszła do zlewu. Ocena: *.

Absolutna czołówka gatunku. (fot. własna)

 

Demetervin Szamorodni 2013, czyli siódme w kolejce wino przeniosło nas w zupełnie inne poziomy. Sporo tu ciała, nut wanilii, brzoskwinii, miodu, botrytisu i propolisu, wino jest bogate w cukier resztkowy i kwasowość, a to wszystko przy bardzo dobrej, czystej nucie owocowej i długim, mineralnym finiszu. Ocena: ****. Następujące po nim Szepsy Szamorodni 2013 przyniosło jeszcze więcej emocji – sporo nut moreli, brzoskwinii, oleistość, niesamowitą koncentrację, wielowarstwowość, potężny cukier resztkowy i sporą kwasowość… Aczkolwiek tej ostatniej było chyba trochę za mało, i to jedyne, co można zarzucić temu niemalże idealnemu winu. Ocena: ****/*****.

Niemalże doskonałe szamorodni od wielkiego mistrza. (fot. własna)

 

Następne wino – Ábráham Szamorodni 2013 pokazał trochę inny styl – więcej oksydacji, nut suszonych owoców, miodu, to wszystko spięte wyraźną kwasowością i dobrze wtopioną słodyczą. Do najlepszych brakuje mu dość dużo, ale i tak pije się je z przyjemnością. Ocena: ***. Kolejna butelka – Vineum Samorodni 2013 to najgorszy koszmar winomaniaka – potworna oksydacja, smród lakieru do paznokci oraz tartego jabłka, wyraźna goryczka – cukier i spora kwasowość w żaden sposób nie kryją wad. Omijać z daleka. Ocena: *. Dziesiąte szamorodni – Amethyst Szamorodni 2013 z Grand Tokaj okazało się korkowe. Ale chyba nawet nie jest go szkoda…

Mały producent, ciekawy styl – choć do czołówki nieco brakuje. (fot. własna)

 

Na sam koniec pojawiły się dwa światełka w tunelu. Pierwsze z nich – Béres Szamorodni 2013 pokazuje, że można stworzyć dobre marketowe szamorodni przy odrobinie chęci. Jest tu i miód, i brzoskwinia, lekkie nuty moreli, całkiem przyjemna kwasowość, dobrze zintegrowany cukier resztkowy, na finiszu mruga ponętnie pigwa. Nie ma tu wielu udziwnień, wino jest proste, eleganckie, dobrze zrobione, zwłaszcza w swej kategorii cenowej. Ocena: ***. Drugie ze światełek, zarazem ostatnie wino degustacji to jedna z niespodzianek – Bardon Szamorodni 2013. Bardzo hojnie częstuje nas owocem spod znaku moreli, pigwy i brzoskwinii, czuć tu jednak nową beczkę pod postacią wyraźnych nut waniliowych, sporo tu cukru, dużo też dobrej kwasowości, w tle migoczą miód, słona mineralność oraz cytrusy. Złożone, bogate, wielkie szamorodni. Ocena: ****.

Niespodzianka wieczoru – świetne szamorodni z Erdőbénye. (fot. własna)

 

Jak pewnie domyśliliście się, tezą, którą zamierzałem postawić na początku była: im droższe szamorodni, tym lepsze.I jest w tym sporo racji, pierwsze trzy miejsca okupowały wina (Szepsy, Bardon, Demetervin), które znacznie odstawały cenowo (przedział 100-200 PLN za butelkę – na Węgrzech). Kompletnie poległy wina marketowe, zwłaszcza od państwowej spółdzielni Grand Tokaj. Nasuwa się zatem pytanie – po co? Po co „wycierać sobie gębę” tak kiepskim winem. W momencie, kiedy próbuje się odbudować nadszarpniętą skandalami renomę (której umówmy się – nigdy nie miała za wiele), takie zachowanie jest jak strzał w stopę. Najwyraźniej są problemy z płynnością gotówki, jeśli posuwa się do sprzedaży takich zlewek. Degustacja dowiodła także, że da się znaleźć przyzwoite wina w niższym przedziale cenowym (do 50 PLN) – w tej grupie mamy szamorodni Oremusa, Béres czy Csillágút – choć brakuje im koncentracji i głębi, to są to bardzo dobre wina.

Degustację zorganizował Mihály Lippai, właściciel baru Könyvbár & Restaurant, składka na osobę wyniosła 5000 HUF (67 PLN).

 

Aszú Prime – słodycz na najwyższym poziomie

Tokaji aszú jest produktem luksusowym. Był nim przez stulecia i powoli zaczyna odzyskiwać sławę, którą utracił wraz z okresem komunizmu i masowej produkcji win na rynek radziecki. Pierwszym kamieniem milowym było dla niego nowe prawo winiarskie, które weszło w życie w 1991 roku, określające metody produkcji, skracające okres dojrzewania oraz zakazujące wzmacniania win. M.in. dzięki niemu styl tokajskich aszú wyewoluował w kierunku tego, jakim znamy go dzisiaj. Drugą zaś datą graniczną są nowe regulacje odnośnie win tokajskich z 2013 roku, znacząco organiczające kategorię win aszú. Od tego momentu można zaobserować znaczący wzrost cen, a z półek zniknęły już butelki w cenie 1000 HUF (13,50 PLN), które z prawdziwym aszú miały niewiele wspólnego.

Dotyk luskusu… (fot. własna)

 

Inflację cen dobrze obrazują kolejne roczniki win Szepsyego. W 2005 roku można było nabyć aszú z rocznika 2000 za 19950 HUF (268 PLN), obecnie za tą samą kategorię wina z 2009 roku trzeba dać 32000 HUF (430 PLN). Co ciekawe, w wywiadzie udzielonym dla portalu Portfolio István Szepsy z synem opowiedzieli o strategii wyceny – ta została przedstawiona kontrachentom na kilka lat do przodu – i tak estate aszú z 2013 roku będzie kosztowało ok. 45000 HUF (605 PLN), zaś jednosiedliskowa selekcja ponad 100 000 HUF (1345 PLN). Za największym idą także mniejsi producenci, stopniowo podnosząc ceny – obecnie trudno dostać wybitne aszú poniżej 15000 HUF (202 PLN).

Pełna kolekcja. (fot. własna)

 

Rosnące ceny przyczyniły się do tego, że coraz więcej ludzi chce z tej koniunktury skorzystać. Jedną z nich jest Dániel Kézdy, znany głównie jako pomysłodawca oraz organizator Furmint Február, a także jeden z czołowych znawców Tokaju. We współpracy z czołowymi winiarzami postanowił stworzyć wyjątkową ofertę pod nazwą Aszú Prime – jest to selekcja najlepszych win z tej kategorii z 2013 roku, dostępna w luskusowym, eleganckim opakowaniu w limitowanej ilości 100 sztuk. Jak można się domyślić, cena takiego zestawu nie należy do najniższych – jest to 180 000 HUF (2430 PLN). Znajdziemy w nim wyjątkowe aszú, które miałem przyjemność zdegustować. Oprócz tego pojawiło się też kilka innych butelek, które służyły jako punkt odniesienia.

Wyjątkowe aszú… (fot. własna)

 

Z win, które trafiły w skład zestawu, jako pierwsze pojawiło się Gizella Dénes Tokaji Aszú 2013. Dominuje tu morelowo-pigwowa owocowość, są też nuty kandyzowanych owoców, propolis, obezwładniającą słodycz świetnie balansuje świeża kwasowość (ocena: ****). Erzsébet Pince Tokaji Aszú 2013 6 puttonyos również onieśmiela olbrzymią wręcz słodyczą, wspartą solidną kwasowością, sporo tu nut brzoskwinii i moreli, wyraźnie zaznacza swoją obecność nuta waniliowa (ocena: ****/*****). Pelle Pince 2013 6 puttonyos tokaji aszú degustowałem późną wiosną, również teraz nie zawiodło – wspaniała kawalkada pigwy, mango, moreli, propolisu, wsparte nutą botrytisu oraz charakteryzujące się świetnym balansem słodyczy i kwasowości – zostanie zapamiętane na długo (ocena: ****/*****).

Złoto w butelkach… (fot. własna)

 

Barta Öreg Király Dűlő Tokaji 6 puttonyos aszú 2013 degustowałem w zeszłym roku dwa razy (więcej o tym tu oraz tu). Charakteryzują je świetne nuty moreli, brzoskwinii, niesamowitą słodycz, miód oraz wyraźną kwasowość, choć tej mogłoby być akurat trochę więcej (ocena: ****/*****). Bott Pince Tokaji Aszú 6 puttonyos 2013 nieco różni się stylem od poprzedników – więcej tu nut grillażu, prażonej kawy, tu i ówdzie spod sporej, miodowej słodyczy wyłania się mineralność,  a także pojawiają się nuty moreli, brzoskwini oraz gruszki. Na finiszu lekka goryczka (ocena: ****/*****). Ostatnim winem z kolekcji jest Balassa Villő Aszú 2013. Niesamowicie gęste, skoncentrowane, oleiste, o świetnym balansie potężnej słodyczy oraz wyraźnej kwasowości. Oprócz tego mamy tu kandyzowane owoce, miód, skórke pomarańczy, morele, pigwę oraz nuty grapefruita. Wspaniałe (ocena: *****).

Aszú od króla Tokaju – trzeba równać do najlepszych… (fot. własna)

 

Jako materiał porównawczy posłużyły 4 butelki od innych tokajskich producentów. Jako pierwsze do degustacji podane zostało Homoky Pincészet Tokaji Aszú 2013 6 puttonyos. Nieco powściągliwe, sporo nut moreli, grapefruita, polnych kwiatów, w tle wyczuwalna oksydacja, solidny cukier resztkowy i nieco zbyt niska kwasowość (ocena: ***/****). Jako drugie podano Szepsy Szamorodni 2013 – nie jest to aszú, ale koncentracją, wyraźnymi nutami botrytisu, moreli, brzoskwinii, grapefruita, wyraźnie zaznaczoną słodyczą oraz potężną kwasowością dorównuje nie jednemu z nich. Ciekawe, choć ustepuje najlepszym (ocena: ****). Ostatnie z win – Szepsy 6 puttonyos aszú 2009, które również miałem przyjemność degustować wcześniej to najcięższy kaliber. Wszystkiego tu sporo – słodyczy, kwasowości, nut miodu, propolisu, karmelu, moreli, brzoskwini – a to w świetnej harmonii, pasujące do siebie niczym puzzle. Niewątpliwie jest to arcydzieło (ocena: ****/*****). Royal Tokaji 6 puttonyos aszú 2013 czaruje nutami pigwy, moreli, mirabelek, a także sporym ciałem – mamy tu niesamowitą słodycz oraz żwawą kwasowość. Choć nieco ustępuje najlepszym, też jest to świetne wino (ocena: ****).

Pomimo 11 lat, to aszú wciąż jest w świetnej formie. (fot. własna)

 

Na sam koniec do kieliszków trafiły jeszcze wina, których nie można spotkać już na rynku. Demeter Zoltán Tokaji Aszú 2000 zachowuje jeszcze sporo młodzieńczej werwy, cukier resztkowy jest tu całkowicie zintegrowany, kwasowość wciąż ma sie dobrze, mamy tu nuty suszonych owoców, śliwki, moreli, miód. Czuć, że mamy do czynienia z nienajmłodszym winem, ale pomimo swego wieku, jest w świetnej formie (ocena: ****). Ostatnie z kosztowanych przeze mnie win – Gizella Tokaji 6 puttonyos aszú 2007, posiada wyraźne nuty oksydacji – dominuje tu suszona śliwka, karmel, miód, propolis, sporo tu ciała, cukier świetnie się zintegrował, zaś kwasowość jest w świetnej formie. Wspaniałe wino (ocena: ****/*****).

Osiemnastolatek z werwą. (fot. własna)

 

Oczywiście butelki te stanowią światową czołówkę win słodkich. Posiadają olbrzymi potencjał, a przechowywane w odpowiednich warunkach bez problemu przetrwają dziesięciolecia. Nie są tanie – wysupłanie ponad 2 tysiące złotych za 6 win stanowi nie lada wydatek, i bardzo niewielu zdecyduje się na ten krok – zresztą seria jest mocno limitowana. Czy warto wydać takie pieniądze? Dla tych, którzy zbieranie win traktują jako inwestycję – z pewnością tak – ze względu na niewielką ilość, ekskluzywną formę i świetną selekcję. Dla innych, którzy cenią stosunek ceny do jakości – już niekoniecznie, zwłaszcza, że kupując osobno każde z tych win wydamy co najmniej 10% mniej. Pierwsze zestawy znalazły właścicieli jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem sprzedaży – o popyt nie należy się więc martwić. Jeśli sami chcecie się znaleźć pośród szczęsliwych posiadaczy wina, zajrzyjcie na stronę aszuprime.hu.

Powyżej opisane wina degustowałem na zaproszenie Dániela Kézdy.