Zdradzę wam pewną tajemnicę. Choć z moich wpisów może wydać się to nie do końca oczywiste, ale… jestem fanem węgierskich pinotów. Oczywiście mam na myśli pinot noir. W północnej, chłodniejszej części Węgier potrafią one pokazać całą paletę swoich możliwości i owocowego bogactwa. Świetnie udaje się on w chociażby w Etyek, bardzo dobre butelki można znaleźć u producentów z regionów winiarskich Mátra czy też chociażby Badacsony. Właśnie wino od weterana północnego brzegu Balatonu – Janosha von Beothy mnie skłoniło, by przyjrzeć się nieco jego wcześniejszym eksperymentom nt. tej odmiany, które popełnił w Csobánci Bormanufaktúra (Kooperatywa Winiarska z Csobánc).
Niestety upływ czasu daje o sobie znać… (fot. własna)
Csobánci Bormanufáktura Pinot Noir 2011 nie jest już młodzieniaszkiem, co widać chociażby po kolorze wina. Barwa jasnoczerwona, z ceglastymi refleksami. W nosie nuty przegotowanych wiśni, dojrzałych czereśni, delikatna nuta mineralna oraz delikatnie wyczuwalna malina. W ustach sporo tanin, kompot wiśniowy, solidna kwasowość, szczypta pikantności oraz dość wystający alkohol. Na finiszu pojawia sie gorzka nuta pestkowa oraz Wino jest dość płaskie, owoc odchodzi w cień, alkohol dominuje. Mam wrażenie, że wszystko się rozjeżdża, nos kusi, a w ustach dostajemy rozgotowany kompot wiśniowy, w dodatku poza szczytem swoich możliwości, dlatego też nie mogę polecić tego wina. Ocena: **. Cena: 3800 HUF (51 PLN). Czuję się trochę rozczarowany, ale do węgierskich pinotów – chociażby tych z Badacsony – z pewnością będę powracał.
Źródło wina: zakup własny.