Kovács Pince Tarcal – Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…

Jest takie miejsce w Tarcal, które prawdopodobnie zna wielu Polaków. Według opowieści właścicieli przyjeżdżają tam tłumy naszych rodaków, którzy hektolitrami wykupują tamtejsze trunki. Nic dziwnego – litr wytrawnego Furminta w plastikowej butelce kosztuje 500 HUF (7 PLN), w szkle – 1000 HUF (14 PLN). Sześcioputnowe aszú w cenie 2000 HUF (28 PLN) za litr, lub za pół litra w szkle. Ale zanim sięgniesz po butelkę, grzecznie prowadzą cię do piwniczki, sadzają przy wielkim stole, podają do spróbowania 4 wina i kieliszek pálinki. Ale nie tak, żeby tylko spróbować, a do samego końca kieliszka. A to wszystko za darmo. W takim wypadku nie wypada wyjść bez zakupów, bo przecież godnie cię tu powitali, zresztą ceny przyjemne, no i wino smaczne. No to kupujesz, pijesz, jesteś zadowolony, że udało ci się zrobić interes stulecia. Czy aby na pewno?
 
blog-o-winie-kovacs-3
Beczki pełne (tokajskiego?) wina… (fot. własna)
Prawie każdy spotkany winarz powie, że dobre wino, to takie, które ci smakuje. Z tym prostym i oczywistym twierdzeniem nie zamierzam polemizować. Jednak każdy ma prawo wiedzieć, czy to, co kupuje jest na prawdę tym, co chce kupić, a nie podróbką tego, czym powinno być. W takim wypadku pierwszym wyznacznikiem zwykła być cena, bo np. dobrego wina nie sposób wyprodukować za takie pieniądze. No, chyba, że sprzedaż odbywa się pokątnie, a producent nie płaci podatków – tylko czy możemy tu mówić o jakieś elementarnej uczciwości? Po drugie – warunki sprzedaży – nie bez powodu zakazano w Tokaju ulicznej sprzedaży win w butelkach PET. Owszem, w piwnicach można dostać lane wino, ale na litość boską nie aszú… Potem trudno się dziwić, że etykietach butelek nie znajdziemy nazwy producenta.
blog-o-winie-kovacs-2
Piwnica jest częścią Światowego Dziedzictwa UNESCO (fot. własna)
O Kovács Pince trudno znaleźć informację w internecie. Jedna z niewielu stron, skąd można zaczerpnąć wiadomości podaje, że rodzina zajmuje się winogrodnictwem od 1968 roku i że ich piwnica jest częścią Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest też informacja na stronie NÉBIHu (tutejszy Sanepid), że Kálmán Kovács jest zarejestrowanym producentem wina, zajmuje się również jego butelkowaniem i sprzedażą. Uprawnienia ma, więc czemu nie opatruje etykiet swoim nazwiskiem, jak również unikatowym numerem NÉBIH (każde wino przed wprowadzeniem do sporzedaży musi taki numer uzyskać – jest to równoznaczne z pozwoleniem na wprowadzenie do sprzedaży)? Moja teoria jest taka, że wina te z jakichś względów nie spełniają norm narzuconych przez apelację, a i producent nie zawraca sobie tym głowy. Podczas wychodzenia z piwnicy z dziwnym niepokojem obserwowałem proces butelkowania, który jeszcze mnie utwierdził w moich wątpliwościach.

blog-o-winie-kovacs-3

Stoły czekające na gości… (fot. własna)
Wina, których spróbowaliśmy i które zakupiliśmy, w większości spodobały się moim znajomym. Wytrawny Furmint miał delikatne nuty owocowe, brzoskwinii i moreli, oraz niewielki cukier resztkowy. Półwytrawne Hárslevelű swoją egzotycznością i wyraźnymi nutami kwiatowymi również pozostawiło dobre wrażenie. Słodkie cuvée uwiodło niewiasty słodyczą, a aszú nieco rozczarowało – oprócz słodyczy mieliśmy tu małą kwasowość, za to sporo goryczy, nut orzechowych, nieco przypalonych nut karmelowych – trudno było czymś takim przekonać prostych konsumentów wina. Dla mnie te trunki stylistycznie sporo odstawały od przeciętnego tokajskiego poziomu, choć wiem, że są ludzie, którym się po prostu spodobają. Porównując je chociażby z winami sąsiadów zza miedzy*, technicznie odpadają w przedbiegach. Ale są pijalne i w świetnej cenie, przez co sporo ludzi je kupuje. Ja natomiast mam wątpliwości, czy to, co kupiłem można nazwać winem tokajskim, skąd (na prawdę) pochodzi i dlaczego na etykiecie nie znajdziemy nazwy producenta… Pewnie dlatego cena robi swoje…
* imię i nazwisko usunięte na wyraźną prośbę zainteresowanego.

Degustacja win Füleky – nowoczesna twarz Tokaju

 

Niecałe dwa tygodnie temu zebraliśmy się wraz z ekipą Az ihatóbb Magyarországért w celu degustacji ofiarowanych przeze mnie win Füleky. O samej winnicy jakiś czas temu była mowa, zaś wina otrzymałem za tłumaczenie ich strony na język polski. Degustację uzupełniliśmy czterema innymi winami, z których jedno zasługuje na uwagę, ale nie chciałbym się zbytnio nad nimi rozwodzić.
 
Samo dobro (fot. ze strony tokaj.org)
Pierwszym winem, które mieliśmy przyjemność degustować było Füleky Muskotály 2015. Jasnozłota barwa, w nosie mango, lekka nuta miodowa oraz delikatna pikantność. W ustach wyraźna, przyjemna kwasowość, nuty cytrusów, zielonego jabłka, nuty pieprzne. Czyste, przyjemne, choć proste wino. Ocena: **/***. Füleky Muskotály 2013, o dwa lata starszy poprzednik ma się niestety nieco gorzej. Barwa podobna, lecz w nosie nieco bardziej wycofane, delikatne nuty miodowe, grapefruit, cytrusy, pojawiają się także ślady oksydacji. W ustach nieco nut zielonego jabłka, trochę pikantności, goryczka, ale ogólnie wino jakieś takie… oklapłe. Na finiszu pojawiają się bardzo lekkie nuty cytrusów. Ocena: **.
 
Kabar nie do końca mnie przekonał (fot. ze strony tokaj.org)
Trzeci z kolei trunek, czyli Füleky Furmint 2013 pokazuje zupełnie inne oblicze. Klasyczny, trochę już staromodny styl tokajski ma swoje odbicie w tymże winie. Jasnozłota barwa, w nosie suszone owoce, wanilia, brzoskwinia i delikatnie wyczuwalna słoność. W ustach solidna, żwawa kwasowość, susz owocowy, lekka nuta miodu. Solidna struktura, dużo ciała, w tle mamy również brzoskwinie. Czuć także mineralność, czego nieco w poprzednich winach nam brakowało. Wszystkiego dopełnia delikatny cukier resztkowy, który sprawia, że wino to jest świetnie pijalne. Ocena: ****. Füleky Kabar Vinnay 2015 niestety nie dorównuje poziomem swemu poprzednikowi. Oko: jasnozłote, nos: nuty miodu, brzoskwinii, botrytisu, moreli. W ustach na pierwszym planie wysuwa się alkohol, który przysłania owocowość tego wina, a mamy tu zarówno brzoskwinie, jak i morele. Nieco wątła kwasowość, którą przesłania również nieco cukru reszkowego. Niektórym to się spodoba, choć ja nie jestem przekonany. Ocena: **/***.
 
Porządna słodycz (fot. ze strony tokaj.org)
W tym momencie zmieniliśmy zupełnie optykę, gdyż na stole pojawiły się wina z późnych zbiorów. Füleky Pallas 2013 o złotej barwie od samego początku kusi nosem z suszonych owoców, miodu, brzoskwinii i delikatnej pikantości. W ustach miód, brzoskwinia, botrytis, żwawa kwasowość, którą umiejętnie równoważy cukier resztkowy. Dalej nuty suszu owocowego, a na finiszu zielone jabłko oraz pigwa. Ocena: ***/****. Jego rok starszy odpowiednik jest nieco mniej finezyjny. Barwa jasnozłota, w nosie miód akacjowy, suszone owoce, brzoskwinia. W ustach miód, suszone owoce, brzoskwinia, przyjemna kwasowość, dalej lekka goryczka. Wino jest czyste, przyjemne, choć brakuje mu głębi. Ocena: ***. Ogólnie rzecz biorąc, spodziewałem się trochę więcej mineralności i równiejszego poziomu od tego producenta. Design i siedziba robią wrażenie, winom brakuje trochę harmonii – są spośród nich solidne strzały, ale są i przeciętniaki (kiepskich nie stwierdzono…). Warto skupić się na Furmincie, gdyż posiada on największy potencjał. Jeśli będziecie w Bodrogkeresztúr, to zajrzyjcie do siedziby firmy. Zdecydowanie warto. Chociażby dla Furminta, ale i nieobecnego na degustacji aszú.

Słodycz na koniec dnia – Kvaszinger ÉdesM Késői Szüretelésű Tokaji Furmint 2013

Dziś miałem sporo pracy, więc kiedy mogłem w końcu zamknąć służbowego maila, pozwoliłem sobie sięgnąć po wino, które zakupiłem jakiś czas temu w sklepie a másik bolt. To malutki sklep dla smakoszy, o którym już była mowa na tych łamach, a gdzie można spotkać rzadko dostępne trunki, zwłaszcza od małych, wręcz garażowych manufaktur. Przygotowując się do pisania tego postu chciałem zasięgnąć trochę informacji o tym winie, ale nie ma dosłownie nic. Ani na stronie producenta, ani też w czeluściach wujka Google. Zostaje jeno orgaleptycznie przekonać się, cóż nam tu László Kvaszinger serwuje.
 
Delikatna słodycz (fot. własna)
ÉdesM Késői Szüretelésű Tokaji Furmint 2013, to jak sama nazwa wskazuje słodkie wino z późnych zbiorów. Rzadko kiedy stosuje się w takich przypadkach klasyczną butelkę dla aszú i szamorodnich, tu mamy jednak wyjątek. To zresztą nie jedyne podobieństwo do tych win. Mamy tu złotą barwę, w nosie wyraźnie wyczuwalne nuty botrytisu, moreli, delikatne aromaty kwiatowe oraz zielone jabłko. W ustach nadzwyczaj lekkie, solidną słodycz uzupełnia żwawa kwasowość. Mamy tu sporo owocu, jest to delikatne, aczkolwiek bogate w aromaty wino. Pojawia się również botrytis, kandyzowane owoce oraz lekka goryczka. Na finiszu wyraźne nuty moreli i zielonego jabłka. Idealnie sprawdzi się do mniej słodkich ciast, ale pite solo również sprawi przyjemność. Ocena: ****. Cena: 3490 HUF (49 PLN). Mnie przypomina ono trochę młode szamorodni, lub też nowoczesne, owocowe aszú, choć co prawda nie ma w nim tej głębi – bo i być nie musi. Ja zaś serdecznie je polecam (jeśli uda się wam je gdzieś znaleźć…).